ADAM ASNYK: POEZJE
|
TYTUŁ
|
INCIPIT
|
PUBLICZNOŚĆ I POECI [1876]
|
|
Wiecznie śpiewacie na tę samą nutę!
|
|
Z pokorą nasze pochylamy głowy...
|
|
|
Między nami nic nie było! |
|
Nie mogłem tłumić dłużej... |
|
Posyłam kwiaty - niech powiedzą one... |
|
Ja ciebie kocham! Ach, te słowa... |
|
Kiedym cię żegnał, usta me milczały, |
|
Niedługo może na przyszłości
dzieje... |
|
Minęła wiosna, minęło lato, |
|
Ach, powiedz, powiedz! jaki Bóg... |
|
Ty czekaj mnie, dzieweczko cudna, |
|
Wszystko skończone już pomiędzy nami! |
|
Piosnka, którą ukochana... |
|
Obłoki, co z ziemi wstają... |
|
Anielskie śpiewają chóry... |
|
Potoki mają swe łoża - |
|
Ty płaczesz, dziewczę? Łez twoich
szkoda, |
|
Dziwny sen miałem z wieczora, |
|
Wzywałem ciemności: niech wstanie! |
|
Bielą się pola, oj bielą, |
|
Umarły jeszcze będę wielbić ciebie! |
|
Myślałem, że to sen, lecz to prawda była... |
|
|
Ach, tam! gdzie pierwsza witała mnie
zorza, |
|
O drogę moję pytasz się i zżymasz, |
|
Gdym jeszcze dzieckiem był... |
|
Siedziała w ogrodzie w półświetle, w
półcieniu, |
|
Przekleństwa synu! co Kaina piętnem... |
|
Zasnęła cicho i nic jej nie zbudzi... |
|
Szkoda kwiatów, które więdną... |
|
Gdybym był młodszy, dziewczyno, |
|
Bywało dawniej, przed laty, |
|
Jednego serca! tak mało, tak mało, |
|
Ach, jak mi smutno! Mój anioł mnie
rzucił, |
|
Spotkałem go w młodości dniach... |
|
Raz mi tak żona dopiekła, |
|
Ponad tym wszystkim, co początek
bierze... |
SEN GROBÓW [1865]
|
I' non so ben ridir com 'io v'entrai:
Tant'era pien di sonno in sua quel punto,
Che la verace via abbandonai
L'inferno Canto I.
|
|
W posępną nocy zaszedłem krainę, |
|
Gdzie niegdyś duchom poczynione szkody |
|
O! jakże trudno pierzchłe już
obrazy... |
|
|
Przez włoskie wille nad morzem wiszące... |
|
Cicho płyńmy jak duchy, |
|
Dosyć łez, po co te smutki? |
|
Słyszycie! Północ już bije, |
|
Byłeś jednym z tych ludzi nielicznego
koła, |
|
O mój Aniele, ty rękę... |
|
Chwilę tylko w braterskim złączeni uścisku, |
|
Na trzeźwo nie mogę żyć! |
|
Odkąd znów padło w proch twe czoło
dumne, |
|
Nie myśl o szczęściu! Nie myśl o miłości! |
|
Pośród narodów - wyście nędzarzami! |
|
Gdy jeszcze gościł na ziemi... |
|
U nas - gdzie przodownikom narodowej
pracy... |
|
Miejmy nadzieję!... nie tę lichą, marną, |
|
Przeminął czas! przeminął czas... |
|
Wśród cichej nocy do wioski, co w
dole... |
ALBUM PIEŚNI
|
Pani Marii z Branickich Tarnowskiej
W zamian za gałązkę z Kowieńskiej Doliny
poświęca autor
|
|
Już niejeden obraz miły... |
|
Najpiękniejszych moich piosnek... |
|
Ujrzał ją znowu po latach... |
|
Daremne żale - próżny trud, |
|
Zaczarowana królewna... |
|
Za moich młodych lat... |
|
Na początku nic nie było... |
|
Miłość jak słońce - ogrzewa świat
cały... |
|
Przez mgły czasu, w otchłań wieków... |
|
Panieneczka, panieneczka... |
|
Narodziła się w duszy poety... |
|
Nie mów, chociażbyś miał ginąć z
pragnienia, |
W TATRACH
|
Mieczysławowstwu Pawlikowskim na pamiątkę
chwil wspólnie spędzonych w Zakpanem
z wyrazem przyjaźni
|
|
O matko ziemio, dobra karmicielko! |
|
Wyzłocone słońcem szczyty... |
|
|
Oto tatrzańska sielanka... |
|
Wieczór się zbliżał, a nad naszą głową... |
|
Już zaszedł nad doliną... |
|
Dołem - wicher ciężkie chmury niesie, |
|
Wysoko na skały zrębie... |
|
Jakaż to prządka snuje białe nici, |
|
Na szczytach Tatr, na szczytach Tatr, |
|
Mój przewodniku! tyś mnie wiódł przez
góry, |
|
Stary Giewont na Tatr przedniej straży... |
|
|
Nie! nie umarła, jak to próżno głoszą, |
|
W ciemności czasów, |
|
Szukajcie prawdy jasnego płomienia! |
|
Szczęśliwy, komu w życiu dano... |
|
Ciebie już, w ciemność spowitą i w
ciszę, |
|
Czyliż fałszywy wzbrania wam wstyd... |
|
Ciebie, ach, duchy zawiodły łaskawe... |
|
Ruchliwe fale czasu nie zatarły... |
NAD GŁĘBIAMI [1894]
|
|
Zmiennego bytu falo ty ruchliwa, |
|
Wieczne ciemności, bezdenne otchłanie, |
|
Łudząca Maja otworzy ci oczy, |
|
Jak ptaki, kiedy odlatywać poczną, |
|
Gdy nas ciemności otaczają wszędzie, |
|
Na falach swoich toczy słońc miliony... |
|
Rzucone w przestrzeń złotych gwiazd
kagańce, |
|
Noc, noc wieczysta, głuszą przedbytową... |
|
Nieśmiertelności nie poszukuj w próchnie... |
|
Tylko treść, która z całością się
splata, |
|
Ileż to zgonów i narodzin ile... |
|
Wzniosłe dążenia, szlachetne pobudki, |
|
Przeszłość nie wraca jak żywe
zjawisko, |
|
Po wszystkie czasy, przez obszar
daleki, |
|
Na dzieci spada win ojcowskich
brzemię, |
|
Dzień, w którym jeden z
grzesznych braci koła, |
|
Co złość zniweczy, co występek
zburzy, |
|
Tak złe, jak dobre wspólną jest
zdobyczą: |
|
Dopiero w związku z wszechświata
ogromem... |
|
W nieprzerwalności zbiorowego
bytu... |
|
W coraz to wyższe przeradza się
wzory... |
|
Naprzód i wyżej! przez ból i męczarnie, |
|
Choć w praw niezmiennych poruszasz
się kole, |
|
Przez chwilę możesz ślepą być
zaporą, |
|
Jako cząsteczka wszechświata myśląca, |
|
Pierwotną białość słonecznych
promieni... |
|
Smutny jest schyłek roku w mgieł
pomroce, |
|
Ci, którzy jasność żegnają
zniknioną, |
|
Póki w narodzie myśl swobody żyje, |
|
Taką jak byłaś - nie wstaniesz z
mogiły! |
|
|
Poeto! oskarżono ciebie przed
narodem, |
|
Gdy na ziemię padł sztandar
zdeptany, |
|
Spadł z drzewa topoli pączek... |
|
Historyczna nowa szkoła... |
|
Fabrykacja sztucznej flory... |
KWIATY
|
|
Niezabudki wdzięczne kwiecie... |
|
Jaki to chłopiec niedobry! |
|
Jakże żałuję tej szczęśliwej
pory, |
|
Ach ta róża! ach ta róża! |
|
Niejedna wesoła piosenka... |
|
Taki spokój rozlany w naturze, |
|
Te fijołki, co mnie nęcą, |
|
|
Dziewczę pierwiosnki zbierało, |
|
Tam, pod niebem południa palącem, |
|
POCZĄTEK SPISU |
|