Gałązka jaśminu

 

Tam, pod niebem południa palącem,

Szło ich dwoje po mirtów alei,

Słów namiętnych rzucając tysiącem;

Lecz nie było tam słowa nadziei.

Pożegnanie ostatnie na wieki...

To trwa długo... I wstał księżyc blady,

A westchnienia powtarzał daleki

Szum płaczącej kaskady.

 

Obcy młodzian opuszczał dziewczynę,

Co jak powój w jego serce wrosła,

I porzucał słoneczną krainę,

Lecąc na śmierć, gdzie rozpacz go niosła.

Więc targając serdeczne ogniwa,

Czuł, że serce z swej piersi wydziera

I że młodość ta jasna, szczęśliwa,

W jej uścisku umiera.

 

Biedne dziewczę zrozumieć nie zdoła,

Że jest wyższa nad miłość potęga,

Że głos smutny, głos grobów anioła,

W jej objęciach go jeszcze dosięga -

Więc się skarży jak dziecię pieszczone:

- "O niedobry, jak mnie możesz smucić!

Twoje słowa mnie ranią szalone,

Nie mów, że chcesz mnie rzucić!

 

Cóż mieć możesz na ziemi droższego

Nad mą miłość?... Gdy ta cię nie wstrzyma

Idź..." Tu głosu zabrakło drżącego,

I spojrzała smutnymi oczyma:

- "Patrz, me serce omdlewa mi w łonie,

Łez mi braknie i w oczach mi ciemno...

Masz tam ginąć gdzie w dalekiej stronie,

To umrzyj razem ze mną!

 

Tak, o dobrze! Nie będę po tobie

Więcej płakać ni gorzko się smucić,

Ale razem w jednym spocznie m grobie,

I nie będziesz już mnie mógł porzucić;

Wieczność całą prześnimy tak błogo,

I przebaczy nam Bóg miłosierny!...

Ja prócz ciebie nie mam tu nikogo,

A ty idziesz, niewierny!?

 

Nie chcesz umrzeć i nie chcesz żyć razem?.

Idź szczęśliwy! Twa kochanka biedna

Przed cudownej Madonny obrazem

Szczęście tobie u Boga wyjedna.

Teraz jeszcze mej prośbie serdecznej

Uczyń zadość, bo cierpię ogromnie,

Gdy pomyślę, że w rozłące wiecznej

Możesz zapomnieć o mnie.

 

Tyś tak lubił wonny kwiat jaśminu,

Ja go odtąd na mym sercu noszę..."

I odpięła chusteczkę z muślinu,

Mówiąc dalej: "Weź gałązkę, proszę,

A ta druga na sercu zostanie;

Mówić będzie o tobie, jedyny!

Gdy nie przyjdziesz na moje wołanie -

Łzą się zroszą jaśminy..."

 

I oparta na jego ramieniu,

Wpółzemdlona, kwiaty do ust ciśnie;

I tak stoją oboje w płomieniu,

I ust dwoje na kwiatach zawiśnie -

Aż nareszcie wydarł się z objęcia

I rzekł do niej: - "O żegnaj mi droga!

Gdy mię twoje nie zbawią zaklęcia -

Spotkamy się u Boga!

 

Ja nie mogę pozostać przy tobie,

Choć twój jestem na wieki, dziewczyno!

Bo mnie duchy wzywają w żałobie,

Bym szedł z tymi, co mamie dziś giną.

Słyszę okrzyk z krwawego zagonu,

Słyszę matkę wołającą: Synu!

Lecz zachowam, zachowam do zgonu

Tę gałązkę jaśminu..."

3 grudzień 1867


ADAM ASNYK: POEZJE