|
TYTUŁ
|
INCIPIT
|
Z CHAŁUPY
[1887]
|
|
Natur und Kunst sie scheinen sich zu fliehen,
Und haben sich, eh` man es denkt, gefunden.
Goethe
|
|
Chaty rzędem
na piaszczystych wzgórkach; |
|
Tam, za wioską - weź, Ojcze nasz,
dzięki! |
|
Święty Kaźmierz - powracają
czajki; |
|
Biją dzwony... Trza święcić
niedzielę, |
|
Co za rozgwar, co za życie w siole! |
|
"Co?... naprawdę?... Eh! smalone
duby!..." |
|
"Śpiewaj, Kasiu!..." I mgłą
się powleką ... |
|
Przyszedł do niej o zmroku, gdy
chłody ... |
|
Co dzień chodzi, czy pogoda sprzyja,
|
|
Oj, ja biedna, jak oset na grzędzie! |
|
Na zapłociu spędzali wieczory, |
|
Płacze... biedna... a jeszcze tak
młoda, |
|
Pierwsze lata, kiedy się pobrali, |
|
W poniedziałki, pogoda czy słoty, |
|
Miała rolę, sprzedali jej rolę... |
|
On w łachmanach, z dzieciakiem za
rękę... |
|
Słonko świeci, oj, świeci
iskrzyste, |
|
Wiatr zadmiewa i straszną
szarugą... |
|
Leży chory dwa miesiące blisko... |
|
Na kominie płomyczek się żarzy... |
|
Lichy knotek na murku w izdebce... |
|
Było troje: on, ona i córka; |
|
Pamiętacie, ten sąsiad po prawej: |
|
Miał córunię, chował jak
źrenicę, |
|
"Umarł?..." "Umarł..."
"Takie lata zdradne, |
|
Koszą rzędem... A słońce tak
piecze, |
|
Zanim zgaśnie jutrzenka, nim
spłoną... |
|
"A wy dokąd, Macieju, w tej
słocie... |
|
Do szpitala powieźli biedactwo... |
|
Chodził w fraczku, choć ojciec w
sukmanie, |
|
Ja ci zawsze mówiłem, sąsiedzie... |
|
"Zapaliła im się wreszcie
świeczka... |
|
Na sejmiku zebrali się licznie: |
|
"Słuchaj, Milciu!... to chłopak
jest sprytny, |
|
"Proboszczuniu!... mam syna...
pojętny... |
|
Pasał bydło i chodził pod żyto... |
|
Mieli syna, dali go do szkoły; |
|
Miał być księdzem... Ano, rzecz to
zwykła: |
|
Rano, zimą, mróz czy zawierucha, |
|
Aż mu cała rozpala się dusza, |
KRZAK DZIKIEJ RÓŻY [1898]
|
|
|
|
|
|
|
HYMNY [1902]
|
|
Trąba dziwny dźwięk rozsieje, |
|
O niezgłębione, nieobjęte moce! |
|
On był i myśmy byli przed
początkiem - |
O BOHATERSKIM KONIU I WALĄCYM SIĘ DOMIE [1906]
|
|
|
|
KSIĘGA UBOGICH [1916]
WYBÓR
|
|
Poezje, zawarte w "Księdze
Ubogich", powstały w obliczu Tatr, na codziennych, samotnych przechadzkach w polu.
Nie ma między nimi ani jednego wiersza, który by miał jakiekolwiek pokrewieństwo
- z biurkiem. Tym się tlomaczy charakter tej "Księg"i zarówno pod względem
treści, jak i formy - notatnik i ołówek, użyte na ukojenie siebie i innych.
Jan Kasprowicz |
|
|
Witajcie, kochane góry... |
|
Tą samą chodzę drogą, |
|
Nie ma tu nic szczególnego, |
|
Powiedz mi, powiedz, |
|
Swobodna jest moja dusza, |
|
O wielcy i syci tej ziemi! |
|
Przestałem się wadzić z Bogiem -
|
|
Umiłowanie ty moje! |
|
O Wierchu, ty Wierchu Lodowy! |
|
Przynoszę ci kilka pieśni... |
|
Cokolwiek o tym powiecie, |
|
Pożółkły znużone pola, |
|
O służebnico w mym domu... |
|
Padłeś z daleka od swoich, |
|
Rzadko na moich wargach... |
|
POCZĄTEK SPISU |