XXXI

 

Pożółkły znużone pola,

Niebiosa coraz to bledsze,

Żądnymi piersiami chłonę

Ciche, jesienne powietrze.

 

Rozglądam się naokoło -

Niebujnie tu, niebogato,

A przecież mi nie żal dzisiaj,

Że się prześniło lato.

 

W tej pustce, w tym wyczerpaniu,

Które mi w oczach rośnie,

To samo odczuwam życie,

Jak w pełnej, kwitnącej wiośnie.

 

Przystaję na długiej miedzy,

Ku rżyskom nakłaniam lica,

Z powiędłych kępek ta sama

Wyziera mi tajemnica...

 

Mgły jakieś nieuchwytne

Las osnuwają bury,

Nieśmiało migocą w słońcu

Śniegiem pokryte góry.

 

Urocza, smętna martwota,

Zda się, iż śmierć jest gdzieś bliska,

Na pochyłościach wierchu

Jesienne dymią ogniska.

 

Nieletni, wątły pastuszek

Okiem mnie wita lękliwie -

Jeszcze się bydło pasie

Na tej wychudłej niwie.

 

Jeszcze jest jakaś czerstwość

Na niwie tej wypalonej -

Z wrzaskiem niesamowitym

W krąg się zwołują wrony.

 

Gdzieś lecą, gdzieś giną w dali,

Wzięły ze sobą zmorę -

Garść pełną zoranej gleby

Do chciwej ręki biorę.

 

Upajam się jej zapachem,

I dzisiaj tak samo on świeży -

O rodzicielko żywota,

O święta, płodna Macierzy!

 

O skarbie ty mój najdroższy,

Rozstać się z tobą nie mogę -

Zielone jeszcze sitowie

Z uśmiechem zaszło mi drogę.

 

Na gruzem zasłanej miedzy

Jałowiec krzewi się młody,

Dziś barwy mu odmieniły

Fijoletowe jagody.

 

Skąpo się fala toczy

Potokiem, co wysechł w lecie,

Spomiędzy chwastów nad brzegiem

Samotne żółcieje kwiecie.

 

Ostatnie to już - zapewne!

O innych nie usłyszycie,

Lecz ja w tej pustce dzisiejszej

To samo odczuwam życie.

 

W tym wyczerpaniu, co dzisiaj

Świat tak cudownie mroczy,

Ta sama wszak tajemnica

Dziwem otwiera mi oczy.

 

Powiędły, przymarły pola,

Niebiosa coraz to bledsze,

Żądnymi piersiami chłonę

Ciche, jesienne powietrze.

 


SPIS WIERSZY