|
TYTUŁ
|
INCIPIT
|
KAMIEŃ
[1927]
|
|
Liczę 22 piętra... |
|
Światło fosforyzujących drzew przepala kościane
wieże... |
|
Marszczyła się ceglasta woda... |
|
Ludzie w białych domach mówią to
pole chwały... |
|
Tłumnie mijały się auta... |
|
Za ścianą płaczą dzieci... |
|
Żyjesz i jesteś meteorem... |
|
Siano pachnie snem... |
|
Kołysanki... |
|
Nie
słychać już biegnących baranków... |
|
Nad pogrzebem balkony chorągwie i
trumna... |
|
Rozwija się dróg gwiezdnych rulon... |
|
Kochankowie spotykają się nocą... |
DZIEŃ
JAK CODZIEŃ [1930]
|
|
wiatraki kołyszą horyzont... |
|
uliczka za uliczką rzucona sierpem
stromo... |
|
przedświt się czule czołgał... |
|
głębokie kliny ulic noc dzień światła
pokotem... |
|
żelazny świat tej łodzi... |
|
stań w zatoce posłuchaj woda śpiewa... |
|
patrzę patrzę... |
|
samochody planety świecące deszcz
stał ukosem... |
|
kamienny kawałek świata... |
|
zaczęto się wiotko... |
|
napisano stacja towarowa... |
|
pościele wonne zielem... |
|
na wieży furgotał blaszany
kogucik... |
|
klatki dygocą w studniach cegieł... |
|
drobniutkie stopki tupot nad otchłanią... |
|
siedemnastego maja o siódmej
godzinie... |
|
mała moja maleńka... |
|
czerwone grube spirale dookoła dzbanów... |
|
chmury wyżej niżej to nuty... |
|
wszedł na fale łucznik jutrzni pięść
wpart w głąb... |
|
zapomniałem piękny sierpniu od
wczoraj... |
|
spojrzeniem obłoki przebrał trójkąt
mądre oko boże... |
|
fale chodzą cichutko... |
BALLADA
Z TAMTEJ STRONY [1932]
|
panu wilamowi horzycy
|
|
wieczorze seledynowy łuku pachnący... |
|
maleją źrenice dnia... |
|
rosły... |
|
łąka huśtawka... |
|
gdzie czerwona kalina... |
|
dziewanno... |
|
ostatnim towarzyszem świt na hafcie
firanek... |
|
wichrze popielny czyś po to wiał... |
|
u dna ostrego krzyku... |
|
ósmą godzinę znaczy twardy zegara
terkot... |
|
o świcie wybuchły ptaki z mosiężnych
ról... |
|
o śmierci nic już nie wiem... |
|
rano tęcza na ścianie odbita z
lusterka... |
|
monotonnie koń głowę unosi... |
|
błękitne pierwsze litery... |
|
stąpają posłowie nocy... |
|
ja: zielona gwiazdo z norwegii... |
|
godziny gorzkie bez godów... |
STARE
KAMIENIE [1934]
|
|
Kamienie, kamienice... |
|
Na wieży furgotał blaszany kogucik, |
|
Jeszcze po dniu gorącym szorstki mur
nie ostygł; |
|
Ciemniej. |
|
Zegary, twarze nocy niewesołe, |
W
BŁYSKAWICY [1934]
|
|
byłem czym jesteś... |
|
stanąłem na ziemi w lublinie... |
|
zamknięte niebo źrenic... |
|
spokojnie miękko świeci chwila bez
godziny... |
|
zgasł wieczór i obłoków
aluminium... |
|
szumiąca... |
|
więc najpierw blaski pną się po
domach... |
NIC
WIĘCEJ [1936]
|
|
w pomieszaniu wspomnień jedna druga
twarz... |
|
przez lazurowe płomyki fosforu... |
|
ustawiono ich z młotami po jarach... |
|
niepokój z ognia... |
NUTA
CZŁOWIECZA [1939]
|
|
w oknie chmur plamy deszczowa sieć... |
|
głowę która siwieje a świeci jak
świecznik... |
|
spokój falowałby ścichał drżąc u
studziennych cembrowin... |
|
wyprowadzam królów szeregi... |
|
pół globu wypływa spod nocnych
gwiezdności... |
|
POCZĄTEK
SPISU |