KSIĘGA WTÓRA DWORZANINA.

Wielokroć z niemałym podziwieniem rozbierałem to u siebie, i macałem przyczyny, skądby to rosło, iż ludzie starzy niemal wszyscy skarzą sie na dzisiejsze czasy, a ony pirwsze zbytnie chwalą; ganiąc teraźniejsze sprawy nasze, obyczaje, i to, czegokolwiek oni w młodości swej nie czynili, a twirdząc, iż wszytko idzie co dalej, to gorzej, tak w dobrym a w porządnym życiu, jako też i w inych wszytkich cnotach. Jako powiedam myśliłem na to częstokroć, i było na co, bo wdy to jest rzecz, mimo wszytek rozum, dziwna, iż szedziwe lata, które za długim rzeczy doświadszeniem baczenie i rozsądek człowieczy doskonalszy czynią, w tej mierze tak błądzą, nie bacząc, iż kiedyby tak szło, co dalej to gorzej, to jest, iżby zawdy ojciec był niż syn lepszy, jużbyśmy byli nie teraz, ale dawno do onego ostatniego kresu złości przyszli, gdzieby sie pogorszyć nie mogło. A wdy widzimy, iż nie telko za tego naszego wieku, ale i za dawnego, zawdy starzy byli w tym swym jakoby przyrodzonym błędzie, co sie s ksiąg pokazać może, zwłaszcza s komedyj, w których jako w zwierciedle żywot ludzki widzieć. Przyczyny tedy obłędu tego ja inej w swej głowie nie najduję, jedno tę, iż lata precz bieżąc, biorą s sobą wiele człowieczego dobrego i odejmują siłę, a z nienagła gubią żywość i ciepło przyrodzone z wilgotnością, za którym ginieniem człowiek sie mieni, żyły, muszkuły, członki słabieją, przez które duch nasz rospostrza swoje władzą. A przeto jako w jesieni pada list z drzewa, tak w ten czas odchodzi od naszego serca ono wszytko, co nam było w młodości roiło, a na miejsce dobrej a wesołej myśli wchodzi w nas zła a smętna, a jeszcze nie sama, ale przywiedzie s sobą wszytki niedostatki, wszytki niewczasy, tak, iż ten czas już nie jedno ciało, ale i duch w człowiecze choruje; a to co człowiek dobrego miał, abo widział na świecie, wszytko zginie, chyba pamięć tylko zostanie, a jakoby obraz onego lubego wieku, gdy człowiek był młody, bo ten czas jest jako wiosna, wszytko sie około nas śmieje, wszytko sie zda równo, niebo sie kotłem widzi, a ziemia wszytka nasza. Na myśl nie przydzie bolesny smętek, ale radosne wesele z dziwną uciechą; owa raj sie widzi przeciwko inemu czasu. Za czym bodaj by nie lepiej, kiedy przyspieje włos siwy, a człowiek na dół idzie, upuszczając to, w czym sie kochał, a wstępując w starość jako w ziemię, (prosto tak, jako gdy słońce ku ziemie sie skłania, a ziemię zdzierając z niej kwiecie, list i trawę, czyni obrzydłą a kwaśną), aby brał zaraz s sobą i pamięć tych wszytkich roskoszy swoich, i mógł to na sobie przewieść, nic z nich nic pomnieć, co Themistocles w rzeczach podobno przykrych radby był umiał. Abowiem tak są sfałszowane smysły nasze, iż też wielekroć podchodzą i wywracają rozsądek i baczenie. A dla tego zda mi sie, iż staremu człowiekowi tak sie to widzi, jako owemu, który w okręcie na morze, abo w czółnie na rzekę z brzegu sie puści, bo patrzając na brzeg, zda mu sio, iż brzeg bieży, a okręt abo czołn stoi, a to w istej prawdzie inaczej sie ma, abowiem tak brzeg, jako czas, i wszelakie krotochwile w jednej mierze stoją, a my w tej łodzi, w tym okręcie, gdzie śmierć sztyruje, płyniem, jeden za drugim, po tym niebespiecznym morzu, które wszytko zaleje i pożrze, ani wolno do brzegu nazad sie wrócić, ale musi człowiek wciąż pędzić, a naskakawszy sie po okrutnych wełnach, i nakarmiwszy sie srogiego strachu, nakoniec utonąć, gdy sie okręt o jaką rozbije skałę. A tak, iż stary człowiek barzo niesposobny jest do wiela rzeczy, do wiela zabaw, do wiela roskoszy, więc sie go też nic nie chyci, ani roskoszy uczuć może; ale jako kto ma gorączkę, iż mu ona gorącość i skażone wapory język i podniebienie zepsowały, każda rzecz, którą je abo pije, by najlepsza, zła, a niesmaczna mu sie widzi, tak też i starym, przez one niesposobność (chociaż chciwość w nich przedsie nie zgasła) wszytki zabawy, wszytki krotochwile zdadzą sie im niesmaczne, nikczemne, a barzo od onych rozne, których oni zażyli, chociaż krotochwile tyż są, co i pirwej. A przeto, czując iż roskoszy od nich odeszły, skarzą sie i ganią czasy dzisiejsze, jakoby złe być miały, nie bacząc nic, iż odmiana ta s nich pochodzi, a nie s czasu. A zasię przywodząc sobie na pamięć przeszłe roskoszy, przywodzą też i czas, ktorego to było, a zatvm gi chwalą jako barzo dobry, abowiem tak sie widzi, jakoby przychodząc on na myśl, przynosił s sobą wonią onego, co człowiek tegdy czuł smacznego. Jakoż wprawdzie serce nasze brzydzi sie i nienawidzi tych rzeczy wszytkich, które były snami w nieszczęściu naszym, a w tych sie kocha, które były przy nas czasu fortunnego. Owo dom, w którym człowiek miłował kiedy, barzo gi rad widzi, chociaż tam już i tego pana nie będzie, po kim znał łaskę. Takież i pierścionek, abo jakążkolwiek iną rzecz, któraby mu sie zdała być świadkiem przeszłych jego roskoszy. A zasię na drugą stronę barze nierad człowiek patrzy na zamek, chocia dobrze budowany, w którym bvł kiedy więźniem, abo na szatę, w której był ranion. A znalem jednego, co z rostruchanika (iż raz s niego wypił syrop) żadną miarą pić nie mogł, abowiem, jako on dom, abo pierścionek przywodzi na myśl to, co tak barzo miło wspominać, a nie inaczej sie człowiekowi widzi, jedno jakoby takowe rzeczy były na on czas jedną częścią jego roskoszy; tak zasię zamek, abo szata kładzie przed oczy on nieszczęsny czas, więzienia, abo rany, za czym człowiek wezdrgnąć sie musi, jakoby tedyż zaś przyść nań to miało. Taż przyczyna ja wierzę przywodzi nasze starce ktemu, iż przeszłe czasy chwalą, a teraźniejsze ganią; więc jako o inych rzeczach, tak i o dworzech starych mówią, powiedając tamte, które oni pomnią, nierówno czystsze mnóstwem osobnych ludzi być, niż te dzisiejsze: wnet s królem Aleksandrem, abo s królem Ludwikiem Węgierskim na plac, za tych powiedają był świat, była miłość, była zgoda, rzadko słyszeć było, by kto kogo zabił, by kto kogo podszedł, by kto kogo zdradził, ale panowała wiara, statek, uprzejmość, bespieczen był jeden od drugiego, były dobre obyczaje, powaga, uczciwość na dworze, jako w twardym jakim klasztorze. Boże uchowaj, by był miał jeden drugiemu w on czas co przykrego powiedzieć, abo jako najmniej nieuczciwie zachować sie przeciwko białejgłowie. A teraz wszytko opak, bo nie telko miedzy dworzany – prawi - braterska miłość zgasła, i ono porządne, z dobremi obyczajmi życie, ale iż nigdziej więcej zazdrości, złości, rospusty, wszeteczności, zdrady, obłudności i wszelakiej wymyślonej niecnoty nie najdzie, jako na dworzech.

Ganią też zasię i ubior nasz dzisiejszy, powiedając, by krótki nieuczciwy, a długi zuchwały. Owa niemasz nic, coby chwalili. Jakoż wprawdzie wiele jest rzeczy zganienia godnych, abowiem nic może tego żaden inaczej rzec, jedno iż miedzy nami siła jest złych a niecnotliwych ludzi, i teraźniejszy wiek daleko obfitszy jest niecnoty wszelakiej, niż on, który chwalą starcy; ale nie bacząc oni, czym sie to dzieje, wielkimi są w tej mierze prostakami, bo chcą, aby samo telko dobre bez niczego złego było na świecie, co być nijaksz niemoże. Abowiem, iż złe przeciwne jest dobremu, a dobre złemu poniewoli, a z musu, jedno drugie dla tej przeciwności przyrodzonej wspierać, a krzepczyć musi, a ilko ubywa, abo przybywa jednego, tylko wnet musi ubyć, abo przybyć drugiego, bo przeciwne sobie rzeczy, jedna bez drugiej stać nie może. Pewnie, kiedyby nie były krzywdy, niebyłoby na świecie sprawiedliwości, ani by było mężnych, by nie byli nieśmieli; ani powściągliwości, by nie była rospusta; ani zdrowia, by nie było choroby; ani prawdy, by kłamu nie było; ani szczęścia, by nie było nieszczęście. A przeto dobrze on mówi Socrates in Platonis Phaedone około roskoszy a boleści, iż one pospołu człowiekowi nigdy nie przychodzą, ale gdy człowiek jedno s tycli przyjmie, tedy i drugie poniewoli wziąć musi. I powiodą tam dalej Socrates, iż Ezop, by był miał na to oko, jako wiele inych baśni złożył, tak by też był tę jednę napisał około boleści, a roskoszy, iż, kiedy Bog tych dwu miedzy sobą nieprzyjaciół zjednać, a zjednoczyć nie mogł, że je spiął wirzchy do siebie tym sposobem, iżby tam, gdzie jest koniec jednego, był na tymże miejscu drugiego początek. Abowiem widzi to każdy, iż żadna lubość wdzięczna nie jest, jeśli jej nielubość nic uprzedzi. Komu może być miłe odpoczynienie, jeśli pirwej nie uczuł niewczasu z pracej. Komu smakować może jedzenie, picie, spanie, jeśli pirwej nie łaknął, nie pragnął, a sen go nie morzył. A przeto ja tak dzierżę, iż nie to było główne przed sie wzięcie natury, żeby ludzi, chorobam, niewczasom, i dolegliwościam poddała, (bo sie to s tym nie rymuje, aby ona, która jest matką wszytkiego dobra, miała sie na to radą i silą swą nasadzić, abyśmy my tak wiele złego mieli) ale co; w ten czas, kiedy natura szykowała nam zdrowie, pociechy i ine dobra, a posyłała to na świat, tegdy niewczasy, choroby i doległości werwały sie zaraz za nimi, jako i oto to, kiedy ona człowieka tworzyła, potrzeba tego było, żeby ten domek, głowa nasza, w której subtylna rzecz, rozum człowieczy chować sie miał, cienkimi a drobnemi kostkami okryła była; patrzmyż, jaki wnet niepożytek za tym pożytkiem przyszedł. Żadna rzecz tak źle obwarowana nie jest przeciwko razowi a uderzeniu, jako głowa. Tymże też sposobem, gdy cnoty weszły na świat za łaską a dobrocią natury, zaraz też złości dla onej przeciwności spiętej musiały im pomocz towarzystwa, a s nimi pospołu nastać, tak iż zawdy, gdy przybędzie, abo ubędzie jednego, nic może to inaczej być, jedno, iż takież musi przybyć abo ubyć drugiego. Otoż naszy starcy, kiedy chwalą dwory stare, powiedając, iż ludzie na nich nie byli tak występni, jako na tych teraźniejszych, nie baczą tego, iż też wiele osobnych cnot, wiele godności na ten czas nie było, które w ludziech są teraz, czego wszytkiego nie jest dziw, abowiem z najlepszego, z najsłodszego wina, gdyjp na ocet obrócisz, najkwaśniejszy, najmocniejszy ocet będzie. A przeto, iż teraz rodzą sie ludzie z więtszym nierówno dowcipem, niż sie na on czas rodzili, więc kto sie do cnot obróci, zostawi daleko na zad one, które starcy chwalą; a kto sie też uda do niecnoty, będzie w niej nierówno znaczniejszy, niż który z dawnych łotrów. Niechaj że tedy ci starcy tamtych swoich nie chwalą stad iż nieumiejąc źle czynić, nie czynili, bo chociaż mało złego broili jednak jako najgorzej mogli, a umieli, tak czynili. A iż onego czasu ludzie byli daleko niniejszego dowcipu, niż teraz, to łatwie każdy poznać może s tych rzeczy, które nam zostawili, jako s pisma ich, z budowania, i z inych wszytkich rzeczy. Ganią jeszcze ci starcy w nas wiele rzeczy, ktore nie są ani złe, ani dobre, jedno, iż ich oni w młodości nie czynili, jako ubierać sie ciepło młodemu; jeździe na wozie, nosić łóżko s sobą,cowszytkonic nie wadzi, zwłaszcza, kiedy jest pokój. Bo okrom pożytku i wczasu, który jest s tego, już to tak w obyczaj weszło, iż tego nikt nie gani, jako nie ganiono za starych, kiedy kto chodził bez ubrania, włosy utrafione rospuściwszy, a s krogulcem cały dzień, więcej dla stroju, niż dla potrzeby, co w on czas było barzo dobrze, a teraz barzoby sie s tego śmiano. A przeto niechaj nam też będzie wolno zażyć obyczajów naszego wieku, a starzy niechaj nam dadzą pokój, którzy częstokroć chcąc sie chwalić, powiedają tak: Mnie już było dwadzieścia lat, a jeszczem od matki ani od sióstr nie był odłączon, a potym do wielu lat niewiedziałem, co jest femina; a teraz chłopięta, dziecka, ledwe s powicia wyszły, a już wiedzą więcej łotrostwa, niż na on czas ludzie stali wiedzieli. I nie baczą sie w tym, iż mówiąc tak, pokazują na oko więtszy być domysł u naszych dzieci, niż był u ich starych. A tak niechaj nie szemrzą przeciwko naszym czasom, iż w nich jest pełno łotrostwa, co gdzieby to chciał kto wykorzenić, musiałby też wyniszczyć zaraz i cnoty, a niechaj na to pomnią, iż za onych dawnych, dawnych osobnych ludzi, kiedy ono świat tak sie był wyniosł rozumy nad ludzki rozum bystremi, iż też wyszej być nie mogło, byli też nader niecnotliwi ludzie, którzy, by byli do tego czasu żywi, takby byli złością nasze złe ludzi przeszli, jako cnotą, dzielnością cnotliwe a godne przechodzą, czego pełne są historye. Ale mam za to, że sie już tym starym dosyć odpowiedziało, chociaż troszkę szyrokiemi słowy, a wszakoż nie barzo od rzeczy.

A gdyż sie to pokazało, iż one dawne dwory nie telko nie mają mc nad te teraźniejsze, ale są daleko podlejsze zwłaszcza sztychując je z dworem pana naszego, zacznie sie znowu rozmowa około Dworzanina.

Gdy było nazajutrz po obiedzie, ksiądz Biskup dla spraw krola J. M. musiał na pokój odyść; ale niż odszedł, zasadził miejsce swe tak, Jako przed tym panem Lubelskim, którego wszytkim jako siebie słuchać roskazał. Zeszło sie było ku tej rozmowie cos więcej niż przedtym dworzan i inych zacnych ludzi, s których każdy chciał wiedzieć to, co wczora pan Kryski mówił; co gdy im powiedano tak. Jako kto pomniał, jedni chwalili jedno, drudzy drugie, a trzeci słysząc tak wiele rzeczy, które pan Kryski dworzaninowi umieć każe, i jakim chce, aby sie urodził, powiedali tak, iż nie jest rzecz można, aby kto na świecie tak doskonały naleść sie mógł. A przeto uczyć tego, czego człowiek umieć nie może, jest to – prawi - robota daremna. Byli zasię niektórzy tak baczni, którzy dawając na przykład Platona, Xenophonta, Cicerona, iż jeden doskonałą Rzeczpospolitą wypisał, drugi doskonałego krola, trzeci doskonałego wymowcę, omawiali pana Kryskiego, jako tego, który też doskonałego Dworzanina wymalować chciał, choć rozumiał, iż taki żaden być nie mógł, ale ktoby tego był najbliższy, ten aby był mian za najlepszego; jako gdy strzelcy z rusznic do tarczej strzelają, kiedy żaden w prawy pośrzodek, gdzie gwoźdź jest, nie trefi, kto najbliżej gwoździa ugodzi, ten najlepszy klenot bierze. I u zawodu kto nie może być pirwszym, wiele ma przed trzeciem, gdy wtorym przybieży. Po tym tedy krótkim poswarku, gdy pan Lubelski milczenie kazał, powiedział pan Lupa w te słowa: Panie Myszkowski, wielka to jest rzecz, którą na w. m. włożono: to ktemu, iż każdy kto tu w tym kole nadziewa sie usłyszeć co osobnego, w czym aby sie nie zawiódł, jest o czym starać sie w. m.

Tu nie czekając, aby pan Myszkowski odpowiedział, rzekł tak pan Bojanowski: Mnie sie to rzecz wielka nie zda, abowiem kto co umie, już na to sposobny jest, i wie kiedy i jako czo czynić przystoi.

Na to pan Myszkowski tak odpowiedział: I tak panie Bojanowski zda sie to w m. małe brzemię, które jest na mię włożone; to jest pokazać gdzie, kiedy i jakim kształtem dworzanin godności swej użyć ma.

Powiedział pan Bojanowski: Iście, że sie mnie rzecz to wielka nic widzi; owa na to wszytko dosyć tak powiedzieć, aby Dworzanin rozsądku, a baczenia był dobrego, jako wczora pan Kryski powiedział, co, kiedy będzie, jak tak dzierżę, iż bez inych rcgułek użyć będzie mógł godności swych Dworzanin, i na czas i dobrze, bo chcieć to wszytko zebrać, jako na nić, a subtylnie namniejszej rzeczy zmacać, zda mi się, że to jest rzecz i trudna i podobno niepotrzebna; abowiem nierozumiem, aby kto mógł być takim mózgowcem, żeby chciał na ten czas, gdy drudzy śpiewają, szermować, abo po ulicy chodząc tańcować po włosku, chociażby też to barzo dobrze umiał, abo mając cieszyć smętną matkę, której by syn umarł, popisowałby sie na ten czas żarty a trefnością: iście, że żaden baczny człowiek tego sie błazeństwa nie dopuści.

Powiedział pan Myszkowski: Z grubym a ze znacznym błazeństwem wyjechałeś tu w. m. na plac, jakoby nie mógł jeden głupie począć sobie, mimo tę taką widomą prostotę: a za w. m. niewiesz, iź obłędy nie są wszytki jednakie, może to być, iż sie strzyma człowiek tego szaleństwa jasnego, jako to, o którym w. m. powiedasz, iż nie będzie tańcował po ulicy, a tego sie nie strzyma, aby sam siebie nie chwalił bezpotrzebnie a od rzeczy, abo iżby sobie w czym wszetecznie nie począł, abo iżby czasem nie powiedział jakiego słówka, rzkomo barzo trefnie, ano iż nic na czas, żaden sie onemu nie rozśmieje. Jakoż te głupie postępki częstokroć bywają czymsi pokryte, iż ich ten sam nie obaczy, kogo uwiodą, jeśli sie im z wielką, pilnością nie przypatrzy. A co rozum człowieczy, a rozsądek dla wiela przyczyn nie dobrze dojrzy, to dopiero, kiedy wstąpi w nas chciwość zbytnia czestki prawic nic nie widzi, bo każdy rad sie s tym popisuje, co rozumie o sobie, iżby umiał, mało sie o tym pytając, takli jest, czyli nie, jako o sobie rozumie. A tak mając sie w tym Dworzanin dobrze sprawować, potrzeba mu najwięcej jakiejś rostropności i baczenia, czo przed czym obrać, przy czym przestać, czego zaniechać; co jest mniejszego, co więtszcgo w rzeczach tych, których przybyć, abo ubyć może, iżby znał, czo jest na czas, a co nie. Otoż chocia Dworzanin będzie tak dobrego baczenia, iż pozna jaka miedzy czym jest rozność, jednak nie może to być, aby mu nie łatwiej przyszło dojść tego, czego pragnie, kiedy mu sie jaką regułką oczy otworzą, a droga sie pokaże, i miejsca, na których szańcować sie będzie miał, niż, gdyby sie wszytko tak nie dzieląc na rozsądek a baczenie jego puściło. Rzecz tedy pana Kryskiego wczorajsza, mądra, szyroka, i dostateczna około tego, co ma mieć i umieć Dworzanin, uczyniła we mnie wielką bojaźń i wątpienie, abym temu, co na mię J. M. pan Lubelski włożyć raczył, tak zdołać mógł, jako wczora pan Kryski swemu zdołał, to jest, aby sie uszom w. ni. uczonym dosyć sstało; ale wdy abym jako mogąc uczcsnikiem był chwały pana Kryskiego, ktemu chcąc być pewien, iż w tym acz nic źle sobie nie pocznę, kiedy sie w niczym jemu nie sprzeciwię; tedy tak około ślachectwa, jako dowcipu, urody, wdzięczności i inych przymiotów, które Dworzaninowi pan Kryski naznaczył, na wszytko zezwalam, a tego dokładam, iż ku nabyciu prawdziwej chwały i dobrego mniemania u każdego, a łaski u tego pana na czyim dworze będzie, potrzeba tego Dworzaninowi, aby siebie sam, obyczaje swe, i żywot umiarkować, i w pewną rezę wstawić umiał, a użyć mógł na dworze tych darów, które mieć będzie bez zawiści: co jako jest rzecz trudna, stąd to znać możemy, iż rzadki kto ku tej doskonałości przyszedł kiedy, bo poprawdzie s przyrodzenia to ma każdy człowiek, iż radniej pogani, gdy co źle, niż pochwali, gdy co dobrze; a jest w drugich jakaś złość przyrodzona, iż chocia znają jawnie, że to jest dobre, czo widzą, jednak sadzą sie gwałtem na to, aby w tym tak kąkol naleźli, abo co podobnego do kąkolu. A przeto Dworzanin niechaj będzie w tym, czo pocznie, ostrożny, w mowie i w uczynku rostropny, niechaj sie nie telko o to stara, aby jego godność i przymioty były osobne, ale też, aby sposób życia jego zgadzał sie z godnością, aby zawdy był jednaki, a we wszytkich rzeczach nie był nigdy od siebie rozny.

Lecz s tych wszytkich swych godności i przymiotów niechaj uczyni jedne massę, tak, iżby każda sprawa jego pachnęła wszytkimi cnotami, jako Stoikowie powiedają, iż mądremu to należy. Aczkolwiek w każdym uczynku jest jedna główna cnota, wszakoż tak sie s sobą wszytki cnoty poplotły, że ich rozerwać trudno, i tak splecione ku jednemu końcu bieżą, a do każdej gruntownej sprawy wszytki sie zgodzić mogą. A tak trzeba, aby ich Dworzanin umiał użyć, bo iż cnoty zdadzą sie czasem jakoby miedzy sobą były przeciwne, kiedy je pospołu, jako na sztychu postawi, jedna drugą zdobić będzie; jako dobry malarz cieniem wysadzi rzecz i uczyni ją oblą, a jasnością poda na dalą, na głębią, zniży, skróci podług potrzeby; owa kładzieniem roznych farb Jednej rzeczy drugą wspiera. I umiejąc, a wiedząc, gdzie co przeciwko czemu położyć, to, co chce, oczom ludzkim ukaże. Stądże owo jest, iż sie nam s podziwieniem podoba mąż zawołany, kiedy układnie a skromnie we wszytkim poczyna sobie; więc ilko ono męstwo zda sie więtsze, kiedy skromność jest przy nim; tylko też zasię skromność przy onej sierdzitości, sile, a męstwie, dobrze sie więtsza widzi, niżby tak sama była. A przeto, kto mało mówi, a wiele czyni, nie chwaląc sie sam z uczynku chwalebnego, i owszem składając s siebie, a czemu inemu przypisując, rzecz pewna, iż ta i druga cnota jaśniejsza sie w nim pokaże, zwłaszcza kto w tym będzie bacznie postępował. Toż też rozumiem i o inych wszytkich przymiociech a godnościach człowieczych, iż jedna drugą wieldze ozdobić może.

Chcę tedy, aby Dworzanin nasz, gdy cośkolwiek czynić, abo mówić będzie, miał zawdy w pamięci niektóre regułki, które i na każdą rzecz sie zgodzą, i zamykają na krotce w sobie, to wszytko, co mnie powiedzieć należy.

A pirwsza jest i najpotrzebniejsza, aby sie strzegł nad wszytko (jako pan Kryski wczora często przypominał) wydwarzania. Potym, aby obaczył i uważył dobrze u siebie, co to jest za rzecz, którą czynić, abo o której mowić ma. Zasię na którym miejscu, więc przed kim, którego czasu, przyczynę, dla której ją czyni, lata swe, zawołanie, koniec, ku któremu zmierza, i te rzeczy, przez które ma przyść ku niemu. Otoż s takową przestrogą niechaj sie stosuje bacznie ku temu wszytkiemu, czo mowić abo czynić umyślił. Powiedziawszy to pan Myszkowski zamilkł troszkę.

W tym pan Kostka tak powiedział: Te regułki w. m. zda mi sie, iż nie wiele komu pomogą, a ja jeden tak wiele teraz wiem, jako i pirwej, niżem je słyszał.

Odpowiedział pan Myszkowski: Jeśli w. m. dobrze pomnisz, pan Kryski wczora powiedział, iż główne zawołanie Dworzaninowe być ma rycerskie rzemięsło, i szyroce dosyć o tym mówił, jako mu sie w tym sprawować trzeba: tego już powtarzać nie będę, a wszakoż ta, ktorąm ja naukę abo regułkę dał, zydzie sie też, widzi mi sie, tu do tego, a to tak: Gdy Dworzaninowi przydzie być w potrzebie, abo w jakiej utarzsce, ma sie o to bacznie starać, aby sie jakokolwiek wyłęczył od zgraje, iżby w co najmniejszym poczcie ludzi męstwo a przeważność swą pokazał, a na oczach co najzacniejszych ludzi, a możeli być samego tego krola, abo pana, któremu służyć będzie; bo po prawdzie przystoi to człowiekowi umieć użyć godności swej. l tak rozumiem, iż jako to sprosna rzecz jest, chcieć mieć daremną, a prozną, gdy jej kto nie zasłużył, sławę, tak też zasię nie przystoi odyjmować ją sobie, będąc jej godzien, abo nie starać sie o nie tyle, ile ze wstydem człowiek starać sie może, gdyż ta jest sama prawdziwą zapłatą spraw poczciwych. Otoż mieć w tym baczenie, a wiedzieć gdzie, i o co wdać sie w niebespieczeństwo, wiele na tym należy. Bo drugi, czując sie być mężem, będzie takim prostakiem, iż garło swe zawiesi na nitce tak w ten czas, kiedy jedzie w picowanie, abo gdy nieprzyjacielowi kilka koni odgromić chce, jako też, kiedyby sie przed wszytkim ufcm potykać miał. Czego Dworzanin baczny nic uczyni, jeśli będzie pomniał przyczynę, dla której w pole wyciągnął, a przyczyna niema być ina jeno sama telko sława. Gdy mu sie też trefi w gończej, abo w kolczej, abo w turnieju być, pomniąc na którym miejscu jest, i przed kim sie popisuje, winien sie starać, aby nietelko był strojne, ale też i warowno, a gdzieby mu czego niedostawało, aby radniej zaniechał wszytkiego, niźli by miał w czym źle począć sobie, bo wymówki niemasz dworzaninowi, gdyż to jest jego zawołanie. A przeto koń aby był piękny i dobry, rząd źrzetelny, świetny, barwy te, które pospołu na ubiór złoży, aby sie s sobą dobrze zgadzały; wechterowie aby trefnie ubrani byli; na helmie swym iżby co miał osobnego. Owa, aby tak przyjechał na plac, jakoby w podziwieniu był u wszytkich, i ciągnął tak ludzkie oczy ku sobie, jako ciągnie magnes kamień żelazo. Ku temu też i to przyłożę, aby ostatnim na plac nie przyjeżdżał, bo pospolicie ludzie pilniej patrzą na pirwsze, ktorzy wyjadą niż na ostatnie, iż człowiek będąc s przodku chciwy, aby wiedział co osobnego, baczy i bierze sobie w głowę rzecz najmniejszą; potym, gdy tego tak wiele widzi, nietelko hnet tego syt, ale sie też prosto by jaką robotą spracuje.

Zasię gdy Dworzaninowi do rozmowy przydzie, iżby pomniał s kim czo mówić ma, aby z uczonym o księgach, a z żołnierzem o wojnie rzecz prowadził, a jeśli mu siebie samego w czym spomnieć przydzie, tedy s taką przestrogą, jakoby sie nie zdało, iż sie chlubić chce, ale iż tak s trefunku w powieści to przyszło, jako wczora o tym dobrze pan Kryski powiedział. Nie tak jako on dobry pan, panie Kostka, o którymem niedawno w. m, powiedał iż nalazł sobie rozmowę z jedną zacna białągłową, której pirwej jako żyw nieznał, i począł powiedać, jako wiele głów zabił, jako jest mężny i sierdziły, jako s każdą bronią dobrze umie, nakoniec nie odszedł od niej, aż ją począł sztuk uczyć, puginała dobywszy; niebożątko białagłowa była ten czas wszytek jako na skrzypcu, bojąc sie, aby jej też tak nie zabił, jako którego z onych, o których jej powiedał. A prawda, panie Kostka, iż wdy te regułki moje nauczyć czego mogą. Pewnie ten dobry pan, by był pomniał, s kim mowi, nie dopuścił by sie był tego błazeństwa. A tak, jakom powiedział, Dworzanin na najmniejszą rzecz patrzyć ma. To też ktemu, aby pomniał przed kim sie s czym popisuje, i z jakim towarzystwem, bo bym ja niechciał, aby miedzy chłopstwem siadał, a tam to pokazował, co umie, abo sie s nimi kosztował o płatną.

Tu rzekł tak pan Bojanowski: Musielibyśmy my Polacy szermować nigdy nic umieć, byśmy w Witemberku s kusznierzmi szermować nie mieli; zda mi się, iż tę rzecz w. m. subtylnie wyciągasz, bo tam więc w szermierstwie nie idzie o ślachectwo, ale kto duższy, kto czerstwiejszy a więcej umie; a siła, moc, czerstwość, a umiejętność może być tak wielka w chłopie, jako we mnie; więc, kiedy mię ubije szermując, abo pochodzi w zapasy, nie już ja ślachectwo stracę, a on go dostanie, ale, abo mu więtszą moc ludzie niż mnie przypiszą, abo umiejętność, a w tym jednak pokaże sie we mnie nie hrde serce, iż z nierównym sobie skosztować-em sie nie sromał, co ludzie s podziwieniem za dobre mają.

Nie owszejki ja też tego, panie Bojanowski, zakazuję (odpowiedział pan Myszkowski), ale tak bych chciał, iżby ślachcic poczcił tym nieślachcica, nie, iżby prawie już o płatną, kto ma wziąć wieniec, pójść to miało. A ktemu chcę, aby ślachcic był napoły wyoranej pewien, bo jeśli inaczej, nie radzę, aby sie kusił, bo to jakoś nie przystoi zawołaniu ślacheckiemu aby chłop miał w czym nad nim mieć górę. A tak mnie by sie zdało, aby zgrai acz nic zaniechał tego ślachcic, bo w tej mierze z wygrania cześć mała, a s przegrania siłna sromota. Są też i ine zabawy dworskie, ale tyeh wszytkich dworzanin (okrom które do rycerskiego rzemięsła należą) używać będzie jako nie swego dzieła, pokazując sie być nikąska niechciwym, aby go s tych fraszek, iż je dobrze czyni, chwalono; a wszakoż, gdy kczemu przydzie, niechaj znać będzie, iż dobrze umie, ale iż w tym nic abo barzo mało ćwiczyć sie może. Nie jako jeden mój dobry przyjaciel, który, iż sie zbytnie w muzyce kocha, kiedy s kim mówi, a iż w mowie trefi sie jakie pomilczenie, to hnet pocichu imuje sie śpiewać; a drugiego znam, który, iż kęs po włosku tańcować umie, i tedy i owedy, idąc po ulicy nieznacznie poskakuje; tenże też bo sie i szermować uczył, na potkaniu s towarzyszem, chocia tam ten niewie, czo sztuka, hnet stanąwszy w kroku, pokazuje, jakoby miał odbić, i potym ciąć na nieprzyjaciela.

Tu pan Bojanowski powiedział: Trefniej jeszcze czyni jeden pan, co go wszyscy w. m. znacie, który, iż łuk duży ciągnie i nieźle strzela, każdego, kto jedno w dom do niego przyjedzie, chocia czasem zdechlina drugi będzie, pyta jeśliby z nim z łuku strzelać chciał; nakoniec, gdy troszkę dobrej myśli, tak długo prosi, tak długo usiłuje, iż, by kto jako żyw łuku w ręku niemiał, musi jemu kwoli strzelać.

Powiedział zasię pan Myszkowski: Siła u nas takich, co nic lepiej nie umieją, jako simulare cupressum, i jął prowadzić dalej rzecz swoję. Do tychże też dworskich zabaw należy i taniec, a na to Dworzanin ma też mieć pilne oko, aby, gdy mu przed panem swym przy zgrai zacnych ludzi tańcować przydzie, umiał zachować statek, powagę przystojną i miarę, to jest, iżby ani szalenie nazbyt, a ze zbytnią chęcią, ani też z wymyśloną powagą czasu tamtemu nieprzystojną tańcował. Cudzoziemskich tańców, zwłaszcza w których czerstwości potrzeba, zda mi sie aby ich przed panem swym zaniechał, chyba abo z roskazania jego, a ktemu w towarzystwie, abo w maszkarach; tam w ten czas zejdzie sie wszytko, a może pokazać dworzanin i czerstwość swą i umiejętność. Gdzie by mu też przyszło być w małym towarzystwie, a w równym, nie miedzy chasą, tam i okrom maszkary tańcować rozmaicie, i troszkę bespieczniej poczynać sobie nic nie zawadzi. A nie telko tańcować, ale i śpiewać, grać na lutni nie sromota, zwłaszcza będąc o to proszony, a wszakże tak, aby sie nie zdało, iż sie w tym zbytnie ćwiczy, ale iż to ma sobie jako za jedno igrzysko, o które nic, abo dba mało, acz tak we wszytkich inych rzeczach pokazować ma. Więc gdy będzie dobrze to czynił, stokroć jeszcze więcej ludzie ważyć ono sobie będą. A jako temu przystoi lutnię wziąć w rękę, gdy o to jest proszony, tak zaś owemu barzo nie przystoi, który przyszedszy gdzie miedzy ludzie, zwłaszcza jeśli jeszcze nieznajome, nie dadząc sie barzo raczyć, hnet wszytko pokaże, co umie, a czasem i to, czego nie umie. Za czym pomyśli drugi sobie, iż nic była ina przyczyna jego tam przyścia, jedno ta, żeby sie s tym popisał. A przeto w tym i w każdej inej rzeczy trzeba, aby Dworzanin był ostrożny i baczny, bo trudno tu wypisać wszytko to, co mu sie trefić może. Ale gdy będzie dobrym uznawcą, to czasu, to miejsca, to ludzi tych, s ktoremi będzie, a nad wszytko sam siebie, jakiego jest zawołania, jakich lat, trudno kiedy ma, w czym zbłędzić. Abowiem leciwemu człowiekowi, któremu szedziwy włos, drżące ręce, zmarski na twarzy, siedzieć spokojem, a paciorki piać każą, grać na lutni, abo śpiewać barzo nie przystoi, zwłaszcza iż więc w piosnkach więcej niż czego zawadza sie miłości, a miłość staremu jako przywoita, zna to każdy. Acz to bezecne dziecię czasem kusi sie i o starego, a ciało ozięble, ledwe nie skrzepłe, zagrzać i ożywić chce na złość latom.

Nie odejmuj w. m. muzyki starym, rzekł pan Bojanowski, bo ja znam kilku starych, którzy pięknie śpiewają i nie dadzą w tym żadnemu młodemu naprzód.

Nie biorę ja tego starym, rzekł pan Myszkowski, ale niechcę, aby sie s nich ludzie śmiali; w gmachu swym, gdzie nikt nie słyszy, tam starzec, aby frasunki swe a nędzę tego świata wybił z głowy, a słodkości onej niebieskiej zażył, którą w muzyce Pytagoras i Socrates być rozumieli, śpiewać abo grać może. A chociaż by też już tego nie czynił, tedy dla onego zwyczaju, który wziąl w muzyce, nierówno jej z więtszym smakiem słuchać może, niż ten, który muzyki nie świadom, abowiem jako kowal, chocia w czym inym słaby, tedy rękę dla onego zwyczaju, iż robi młotem, duższą i czerstwiejszą nierówno ma, niż drugi człowiek, syc mocny, jedno iż pracować ręki swej nie zwyczaił; tak też te uszy, które przywykły melodyej, lepiej ją znają, z więtszą roskoszą przyjmują i subtylniej rozeznać ją mogą, niż drugiego, ktory sie w muzyce nie ćwiczył, u którego dźwięk, tak jako przydzie, tak odejdzie bez smaku. Aczkolwiek i źwirzęta czują roskosz z muzyki. Takowa tedy roskosz s samego słuchania muzyki przystojna jest starym ludziom. Toż rozumiem i o tańcu, aby mu stary dał pokój, owa wszytkich roskoszy człowiek potahły pirwej zaniechać ma, niźli go one prze starość zaniechać a opuścić mają.

Tu powiedział pan Lupa: Toćby nalepiej wyrugowsć od wszytkiego stare, a powiedzieć, iż dworzaninem być nie zejdzie sie, jedno młodemu.

Odpowiedział pan Myszkowski: A widzisz w. m. panie Lupa, iż ci starzy, którzy sie w takowych zabawach kochają, chcą to pokazać, iż nie są starzy i dla tego więc owo farbują sobie brodę, abo w czapecce chodzą, aby siwiznę zakryli, ano ta szedziwość wola na nic, aby zabawam tym, które młodem ludziom należą, dali pokój, bo są ine zabawy przystojne człowiekowi staremu.

Rzekł pan Lupa: A cóż to za zabawy, to podobno, aby stary młodym bajał.

Odpowiedział pan Myszkowski: Ba i to sie zejdzie. Ale każdy wiek człowieczy kładąc w nasze głowę ine a ine myśli, przynosi s sobą i to co chwalić, i to co ganić może. Jako starzy, iż pospolicie są mędrszy niż młodzi, powściągliwszy, dalej patrzą rozumem: więc też zasię leda co czasem mówią, by sie jedno mówiło; są skąpi, trudni, nieużyci, bojaźliwi, skrzętni, dziwacy na syny, frasunk zawdy w domu, a łajanie, bo wszytko chczą, aby po ich woli szło. A młody człowiek zasię śmielszy, hojniejszy, szczyrszy. Ale hnet sie zwadzi, uieustawiczny, prędko sie jednego rozmiłuje i zasię zaraz go opuści; na biesiadę, na roskosz chciwy; nieprzyjaciel wnet temu, kto go s czego upomina. Owa wiek stały, a stateczny, to jest najlepszy, iż człowiek już one dymy młode z głowy sobie wyraził, i to, co jest złego w młodości zagubił, a starość też surowa ze swemi złemi przymioty nie przystępiła. Ale ci, którzy me są w tym pośrodku, mają sie o to starać, aby niedostatki przyrodzone, które lata przynoszą, ku dobremu nakierowali. Jako starzy ci niechaj sie strzegą zbytniej chluby a powiedania o sobie i inych przywar, którem ich własne wyliczył, ale niechaj umieją użyć mądrości swej, biegłości, wiadomości wiela rzeczy, której za laty i doświadszeniem dostali, aby sie do nich, jako do bogów jakich o radę ubiegano, ktemu, aby to, co wiedzą, ze smakiem powiedać umieli a k rzeczy, słodząc onę powagę swą, ktorą im szedziwość daje, stateczną trefnością, jako to widzimy wszytcy być w panu Janie grabi s Tarnowa Kasztellanie Krakowskim, ktory do wysokich cnót swych, do doskonałej mądrości, do wielkiej sprawy, do gruntownej dzielności w rzeczach wojennych, jakowa w żadnym Polaku za ludzkiej pamięci nie była, do powagi przystojnej osobie swej przyłączył i to, iż go s słodkiej powieści jego każdemu miło słuchać. Toć to zabawy są ludzi szedziwych, temu oni okrom tańcu, okrom muzyki dobrze stać mogą. Młodzi ludzie takież niechaj tegoż baczenia będą; nie mówię, aby sie tymże kształtem jako i starzy sprawowali, bo co sie jednemu żydzie, to drugiemu barzo nie przystoi, i jest owo przypowieść, kto z młodu nie wyszaleje, musi na starość. Ale iżby tłumili w sobie zbytki, młodemu przyrodzone. Jakoż mnie sie barzo podoba pachołek młody, zwłaszcza ten, co sie para rycerskim rzemięsłem, ktory owo ma w sobie coś troszkę powagi, a gdy do czynienia przydzie, iż nie wiele mówi, abowiem zda sie, iż takowy ma coś przed drugimi młodemi. Nad to jeszcze, iż sie wnet na takiego oglądają, i pomyśli drugi sobie, źle s tym kuńsztować, nic masz tu płochej a bystrej zapalczywości, ale stateczna sierdzitość, którą rozum a baczenie wzbudza i rządzi. I takoważ też sierdzitość (bo zawdy z wielkiego serca roście) najduje sie w źwirzętach ślachetniejszycb, jako we lwie, w orle. Ani to jest bez przyczyny, bo takowe rozgniewanie, które bez wiela słów jakoby niespodziewane, zaraz tak wszytką siłą, jako kula z działa wypada, nierówno gwałtowniejsze jest, niźli to, które sie z nienagła zapala. Przeto owi, co sie miecą, łają, wyzywają, grożą przed bitwą, pospolicie hnet złożą i oslabieją, gdy ku rzeczy przydzie, nic inaczej, jedno jako ów pies, którego z łańcucha spuszcza, bo sie wymoże, wysili w onym miotaniu, w onym targaniu, iż nic ognia w nim nie zostanie. A jeszcze bych przyrównał takowe ludzi do owych pacholąt, które w nocy po ulicy idąc śpiewają, bo im owo nic z wesela przychodzi, ale iż sie boją, więc czynią tym sobie dobre serce. A tak, jako w młodym pachołku chwalą ludzie stateczność a postanowienie, bo sie zda, iż już one dymy młode, ona płochość w nim ustała; tak zasię każdemu sie podoba ów starzec żywy, który sie krzepczy więcej sam sobą, a sercem dobrym, niżli, aby mu ciało mdłe co mocy przydawać miało. A tą rzeczą zda sie być w onym pośrzednim wieku, który zgrzybiałości (iż tak mam rzec) nie doszedł, a młodość nazad zostawił, jaki czas powiedają ludzie być najlepszy. Ktemu może o takim człowiecze to rozumieć, iż młode lata swe nic rospustnie strawił, abowiem kto w młodości powścięgliwie żywie, ten miewa starość nie zemdlałą. Ałc jeszcze nie dosyć na tym wszytkim, czom wyliczył dworzaninowi ku nabyciu łaski tego pana, któremu służyć będzie, i zjednaniu sobie miłości u wszytkich, jeśli w spolnym życiu a w towarzystwie nie będzie miał tych przysmaków, tej przyjemności, iżby do niego jeden przed drugim ubiegał. A w tym trudno podać naukę, którą dla rożnych rzeczy, roznych trafunkow, ktore w życiu przypadają, ktemu, iż każdy człowiek inakszy jest, bo pary ludzi jednakich głów, którzy by we wszytkim byli sobie podobni, nie najdzie ich na świecie. A przeto, kto chce ujść dobrze miedzy tak wielem ludzi, i udać sie za jednego z nich, potrzeba mu swego własnego a dobrego baczenia i rozsądku; a znając co w kim jest, czym ten od tego rozny, aby sie też i on odmieniał na czas, według przyrodzenia tych, miedzy któremi żyć będzie. Toć ja więcej dać na rozum nie umiem, ani inych regułek wiem, okrom tych, którem już wyliczył.

Rzekł tu J. M. pan Lubelski: Mym zdaniem zdzierasz sie W. M. panie Myszkowski s pracej, nie iżbyś w. m. niemiał co powiedać. Ale, iż ja tu s poruczenia J. M. księdza Biskupa mam zwirzchność, roskazuję to w. m. abyś w. m. tak długo mówił o tejże rzeczy, aż do tego czasu, jako pan Kryski wczora.

Ja dalej nic mam co mówić, odpowiedział pan Myszkowski.

Rzekł zasię pan Lubelski: Niewiem, byś to w. m. drugi raz, rozmyśliwszy sie powiedzieć mógł. Więc w. m. tak słabo o swym rozumie dzierżysz, iżbyś niemiał móc godzinę i kilka o którejkolwiek chocia błahej rzeczy mówić; a byli ludzie, jako w. m. wiesz, którzy leda co wziąwszy przed się, dobrze o tym mówić i pisać umieli; był jeden, który chwaląc muchę, księgę napisał, drugi chwalił quartanę febrę, trzeci łysinę; więc i morowego powietrza chwała jest na piśmie, jest węgorzowa, jest mozdzyrzowa i inych chwastów. Owa ci o ledaczym mówić dobrze i szyroko mogli, a w. m. o rzeczy, w której jest placu dosyć, mówić nie będziesz umiał?

Odpowiedział pan Myszkowski: Nie kładę sie ja s tymi tam równo, wielkie to głowy były, ale gdyż nie może inaczej być, będę ja już poty mowił, póki mi w. m. każesz, tego wierę niewiem, będzieli dobrze. Towarzystwo miedzy Dworzaninem a panem zda sie jakoby żadną miarą być nie mogło; to dla tego, iż sobie są nierówni. Ale jednak tak sie to porówna, kiedy dworzanin będzie zawdy na to pomniał, iż on jest sługa, a pan panem, ktemu, iż pana swego prawdziwie miłować i we czci jako ziemskiego boga mieć, będzie, wszytek sie stosując ktemu obyczajmi, sposobem życia, chęcią szczyrą, aby mu sie co najwięcej podobał, abowiem po tych godnościach naznaczonych, które dworzanin w sobie być pokaże, to Jest rzecz najczelniejsza.

Tu pan Lupa powiedział: Takowych dworzan dziś, panie Myszkowski, barzo wiele, boś tu w. m. na krotce, a właśnie pochlebcę chytrego wymalował.

Odpowiedział pan Myszkowski: I owszem, daleko taki będzie od pochlebce, bo pochlebca ani pana swego, ani przyjaciela nie miłuje. A Dworzanin, jakom powiedział, to ma mieć nad wszytko, aby miłując pana swego, wolej jego i roskazaniu dosyć czynił, co może czyście być bez pochlebstwa. Bo ja rozumiem w rzeczach przystojnych a poczciwych, abo które nie są, ani złe w sobie, ani dobre, jako jest gra, abo obieranie sie w jednej rzeczy, barziej niż w drugiej, w czym chcę, aby sie stosował dworzanin (chocia by go też s przyrodzenia ta tam rzecz mierziała) ku pańskiej wolej, iżby widząc go pan, zawdy tak mnimał, że mu coś wdzięcznego powiedzieć chce. A ku temu tak przydzie, kiedy będzie miał w sobie to baczenie, ten dowcip, że pozna, co sie panu podoba i czym wniść w łaskę jego może; a sam na sobie to przemoże, iż sie będzie kochał panu kwoli w tej rzeczy, ktora by go snadź s przyrodzenia mierziala. Już tu przydzie zostawić złą myśl doma, a przed panem z wesołą twarzą stawać, nie pochmurno, ani niemo, jako więc owo drudzy, s których twarzy to znać, że sie na pana gniewają, co jest rzecz barzo sprosna. Ktemu niechaj nie będzie dworzanin obmowcą złościwym, zwłaszcza o panie o swym, jakoż to na dworze pospolita, iż ci, którym pan najwięcej uczynił dobrego, które s ciemności na światło, z błota na susze wyrwał i uczynił pany, najbarziej sie więc na pana skarzą i najgorzej o nim mówią, a to jest rzecz barzo nieprzystojna nietelko tym, którzy dobrodziejstwo od pana wzięli, ale i tym, którychby kiedy co nietrefnego od pana potkało. Nad to mój Dworzanin niechaj nie będzie wszeteczny, niechaj nowinek nic nosi, niechaj ostrożnie mowi, aby miasto zatrefnowania nie obraził, abo chcąc k smaku co powiedzieć, aby nie trefił w bolące miejsce. Zasie niech nie będzie ociętny, sporny, swarliwy, jako niektórzy, co sobie żadnej rzeczy barziej nie upodobali, jako sie ludziom przykrzyć, prosto by muchy lecie, a niechaj kto jako chce jasną prawdę powie, tedy oni każdemu spór trzymają, a przeciwko prawdzie mówią; ktemu niechaj dworzanin leda czego nic mówi, niechaj sobie proznej sławy nic czyni, niech sie nie chwali, prawda w uściech niechaj zawdy będzie, nie kłam, ani pochlebstwo. Niechaj w nim znaczna będzie skromność, statek, a powaga nic brzydka, pana zawdy mając w takowej uczciwości, jako przystoi. Nie tak, jako więc owo drugi, co sobie poczyna s panem jako z bratem; abo ów, który na potkaniu z jakim wielkim wojewodą, by z nim jedno raz jako żyw mówił, hnet k niemu bieży wszetecznie, z dziwnemi śmieszki i wda sie w rzecz, jako s tym, s kim by żył za jednego. Abo nigdy, abo barzo rzadko sam za sobą pana ni ocz niechaj nie prosi, aby pan, niechcąc jego tym obrazić, kiedyby dla niego nie uczynił, nic musiał czasem z niechęcią tego pozwolić, o co by go on prosił. A kiedy też przez kogo inego pana prosić umyśli, tedy będzie miał oko na czas, którego ma prosić, więc o rzeczy słuszne i przystojne prosić będzie, odjąwszy od prośby od swej to, coby pana obrazić mogło, ktemu ułatwiwszy wszytko, aby pan bez trudności żadnej mógł ono uczynić; co kiedy będzie, nigdy sie pan nie wymówi, a jeśli sie wymówi kiedy, tedy jednak nie będzie rozumiał, żeby sługa tym sie obrazić miał. Abowiem panowie wielekroć, gdy czego dla kogo na wielką, a z usiłowaniem prośbę nie uczynią, rozumiejąc, iż tamten tak barzo tego pragnąc, a nie mogąc ktemu przyść, musiał sie obrazić poczynają więc od niego stronić, aż ku temu przydzie, iż im takowy człowiek na wieki obrzydnie. Nad to jeszcze dworzanin niechaj sie na pokój pański, nie wezwanym będąc, nigdy nie ciśnie, chociażby też był dobrze wziętym u pana; bo panowie na pokoju chcą też mieć tę wolność mówić i czynić, co sie im podoba, czego niechcą, aby ten słyszał, abo widział, kto to rozbierać u siebie, a one posądzać może. A przeto złe to każdy czyni, kto gani stąd pany, iż pospolicie biorą do komory ludzie, którzy nic inego nie umieją, jedno dobrze służyć; bo niewiem, czemu panom nie ma to być wolno, co nam chudym, to jest, aby w komorze mówili i to i owo dla krotochwile. A tak Dworzanin, gdy mu przydzie być na pokoju s panem, jeśli inego czasu i na inym miejscu sprawował rzeczy poważne a potrzebne, tedy sie już tam nie zyda, ale je ma odłożyć na iny czas i miejsce, a w ten czas niechaj tym bawi pana, czym by sie ucieszyć pan mógł, aby mu nie przekaził onej ochłody, dla której odszedł na pokój. Ale i w tym, jako i w każdej inej rzeczy, najwięcej sie o to ma starać, aby panu nie obrzydł. Łaskawej twarzy pańskiej i wszelakiego inego pokazu łaski, niechaj zbytnie a jawnie nic łapa, jako drudzy są tego tak chciwi, iż, gdzieby tego nie znali, zda sie im, jakoby wnet mieli umrzeć. Więc kiedy kąszczek w czym niełaskę baczą, abo iż kogo inego przed sobą widzą być w łasce, to; sie tak barzo gryzą, iż żadną miarą onej zadrości pokryć nie mogą. Skąd to więc bywa, iż sie z nich ludzie śmieją, i panowie czasem na złość im leda komu laskę pokazują. A jeśli zasię są w wielkiej lasce, to sie nią tak barzo upiją, iż nie wiedzą, co czynią przed radością; chcieliby zezwać wszytkiego świata, aby sie im podziwował i poradował, iż ku temu przyszli, co im jest wielką nowiną. Takowym niechaj nie będzie nasz Dworzanin; acz łaskę pańską i wszelaki jej pokaz, chcę, aby sobie ważył, ale nic tak barzo, iżby sie tez bez tego obejść nie mógł. Więc, kiedy będzie łaskę znał, niechaj nie pokazuje, iż mu to w dziw a wielka nowina; ani tey. laską niech nie gardzi, jako niektórzy, co z głupstwa puszczając wszytko mimo sie dają tak znać ludziom, że onego, czym ich panowie czczą, znają sie być niegodnemi.

Ale kiedy go pan czym poczci, niechaj sie jakoby troszkę zbrania, pokazując, iż to za wielką rzecz u siebie poczyta, czym go pan nadarzyć a ozdobić chce, aby pan tym usilniej i z więtszą chęcią konał ono. Abowiem im sie tego człowiek więcej zbrania, tym barziej pokazuje, jako to zna, iż go sobiepan wieldze waży; i ktemu też łaska ona tym sie więtsza widzi, im ją sobie człowiek barziej droży, i ku więtszej czci swojej być ją rozumie. Toć taka gruntowna łaska wziętym jednego hnet uczyni, bo iż jej człowiek nic zbytnie biega, każdy rozumie, iż roście za cnotą, zwłaszcza kiedy kto ku temu jeszcze jest skromnym. Kto sie z w. m. temu przypatrzył kiedy owo kto wszetecznie wda sie w rzecz s swym panem, jako pan, abo mu nic mu na jego słowa odpowie, abo jeśli odpowie, tedy s kwaśną postawą, a barzo nierad. A przeto, kto chce znać łaskę pańską niemasz lepszej i bliższej drogi, jako ją zasłużyć i być jej godzien; bo to ostatnia, kiedy kto widząc towarzysza swego dla jakiej rzeczy być w łasce, chce tymże strychem jako on iść, i przyść ku takiemuż miejscu. Omyli to barzo prętko, bo nic wszytkim jedno przystoi ; będzie drugi człowiek tak trefny s przyrodzenia, iż co jedno rzecze, to sie wnet jest śmiać czemu, prosto by sie miał na to telko samo urodzić. Drugi zasię, komu to nie przystoi, a iż ma coś poważnego w sobie, niechaj będzie jako chce mądry, żadną miarą tak w to nie trefi; i owszem chcąc zatrefnować, barzo rychło tym sie ohydzi, a prosto tak mu to będzie przystało, jako onemu osłowi, który s panem tak chciał igrać, jako piesek.

Przeto potrzeba, aby siebie sam człowiek dobrze znal i swoje siłę, a ku temu dopiero, żeby sie stosował, obaczając, czemu sprostać, a czemu nie sprostać może.

Niż w. m. panie Myszkowski dalej zajedzie, powiedział pan Lupa, chce mi sie tu w. m. troszkę zabawić.

Jeślim ja dobrze wyrozumiał, powiedziałeś tak w. m., kto chce mieć łaskę pańską, trzeba, żeby ją zasłużył i był jej godzien, a iżby czekał tego radniej, kiedy mu ją pan ,s swej chęci pokaże, niż jej ma sam wszetecznie łapać. Mnie sie nauka ta w. m. nie podoba, bo wszytko widzę u dworu inaczej, wszeteczcństwo płuży, a skromność za głupstwo mają. Nakoniec doznałeś tego w. m. sam, iż niektórzy u naszych panów będąc pirwej w małej cenie, wszetecznością potym ku wielkiej łasce przyszli. Skromnego a statecznego nigdym ja w łasce nie widział; jeśli w. m. którego pomnisz, proszę namień mi go w. m.

Odpowiedział pan Myszkowski: Nie wszytkoć też to wszeteczność która sie w. m. wszetecznością widzi, ma drugi w sobie bespieczeństwo jakieś szczyre a otworzyste, nie patrząc barzo na ceremonie i powiedają tak ci, którzy bywali we Francyej, iżeśmy mv Polacy Francuzom w tym, abo oni nam, barzo podobni, bo też oni s pany swemi obchodzą sie wielką swobodą. A też u nas, jeśli kto wychodzi w tym bcspieczeństwie z miary, prawda iż panowie radzi sie wiec s takiemi w rzecz wdają; ale przedsię skromny a godny człowiek ma wszędy przodek. Ktemu nic jednych obyczajów są wszytcy panowie, i nie możemy im tego słusznie przypisać, iżeby sie we wszetecznikach wszytcy kochać mieli. Znam ja te pany, którzy na wszetecznego i patrzyć nie mogą, a skromnego, miernego barzo miłują. A to przy tym, że ja tu samej gołej skromności nie kładę ale z godnością pospołu złączoną, bo to oboje czyni człowieka wzietego i wdzięcznego u ludzi. Niepotrzeba skromnego, aby o sobie wiele wolał, godność a sprawy jego poczciwe te zań będą mówić, te same będą go chwalić, i nierówno pokażą sie więtsze i chwalebniejsze, kiedy wszeteczność przy nich nie będzie. Ale jednak i w tym, jako w każdej inej rzeczy miary potrzeba, bo kiedy też kto nazbyt stateczny a skromny, hnet go abo za hardego, abo za głupiego mieć będą. Dworzanin nasz, kiedy mu z rzeczy przydzie, a czas jest po temu, niechaj ucieszyć mową, zwłaszcza w rzeczach mniejszych, i o wszytkim gładce i dobrze mówić umie; a kiedy też zasię w poważnych rzeczach, niechaj mądrze a rostropnie rzecz prowadzi, stosując sie zawdy ku obyczajom tych ludzi, miedzy ktoremi żyć będzie. Ale nad wszytko potrzeba, aby był dobrym, cnotliwym człowiekiem, a swe sprawy wszytki aby kierował ku dobremu; niechaj nie będzie zawisny; niech ni o kim źle nie mówi; niechaj sobie łotrostwem a niecnotą łaski pańskiej nie jedna.

Pan Lupa tak zasię powiedział: Pewnie tak Dworzanin ten nie wskura, bo dziś rychlej jeden niecnotą, niż cnotą uroście.

Odpowiedział pan Myszkowski: Nie mów tego w. m., abowiem tym sposobem musieliby tego wieku wszytcy panowie źli być, co ich Jest na świecie, czego uchowaj Boże. Wiele jest dobrych, świętych panów, którzy cnotę miłują. Ale gdzieby Dworzanin za swym nieszczęściem na złego a niepobożnego pana trefił, hnet, skoro to pozna, ma odstać od niego, to dla tego, aby sie nie zdał być pochwalcą złych rzeczy, a ktemu chceli ujść tej napaści, tej męki, którą cnotliwi ludzie cirpią, służąc złym panom.

Powiedział pan Lupa: Trzeba pana Boga o to prosić, aby nam dobre cnotliwe pany dawał, bo kiedy go więc dostanie człowiek, już takiego, jaki jest, cirpieć musi. Ślachcic poczciwy, kiedy sie już zawiedzie, a przystanie, wiele rzeczy jest, które go na onym miejscu zatrzymywać będą. Owa dworzanin jest w tej mierze jako ów ptaszek, który sie w głodnym kraju wylągnie, bo chociaby sie indziej zaleciawszy mógł mieć lepiej, jednak miejsca nie odmienia, a trwa tam, gdzie sie urodził.

Mnie sie tak widzi, odpowiedział pan Myszkowski, iż człowiek więcej sie ma oglądać na swoje powinność, niż na wszytki tamte przyczyny, któreby go zatrzymać mogły. Zgoła by jedno nie na wojnie, abo nie czasu inej gwałtownej potrzeby, abo nieszczęścia pana swego, pod który czas dworzanin bez obrazy sławy swej odjechać nie może; tedy zawdy inedy nie telko wolno, ale powinien zaniechać sługa złego pana, to dla tego, aby miedzy dobremi ujść mógł bez uszczypku; bo nie darmo mówią: Jaki pan, taki kram. A zwłaszcza jeszcze, kiedy to pokaże, iż ina przyczyna nic była jego odstania, jedno niepobożność pańska.

A o tym, co w. m. rozumiesz, panie Myszkowski (rzekł pan Bojanowski): Przystoili ślachcicowi tego pana, któremu służy, we wszytkim słuchać, zleli, dobrzeli, poczciwieli, abo nie poczciwie; owa ufając mnie pan i rozumiejąc, że dla niego wszytko uczynię, roskaże mi, abych zabił kogo jemu kwoli, mamli ja to uczynić, czy nie.

Odpowiedział pan Myszkowski: Masz w. m. panie Bojanowski i każdy poczciwy człowiek pana swego w tych rzeczach słuchać, które jemu są poczciwe i pożyteczne, nie w tych, które są niecześciwe i szkodliwe. Roskazałby mnie pan mój, abym zdradził, nie telko nie powinien tego uczynić, alem powinien nie uczynić i sam dla siebie, i prze to, abym nie był przyczyną, lekkości pana swego.

Acz poprawdzie wiele jest rzeczy, które tak na pirwszym poźrzeniu zdadzą sie dobre, a są złe; drugie zasię zdadzą sie złe, a są dobre. A przeto bywają te czasy, kiedy dla pana swego nie telko jednę osobę, ale wiele tysięcy zabić przystoi; takież i ine rzeczy czynić, które mogłyby sie jednemu s przykra na nie wejźrzawszy zdać złe, a wdy złe nie będą.

Powiedział pan Bojanowski zasię: Tegoż bym ja rad słuchał, abyś mnie w. m. nauczył, jako rozeznać rzecz, która jest prawdziwie dobra w sobie, od tej, która sie telko tak widzi.

Odpowiedział pan Myszkowski: Odpuść mi w. m. niechcę zabrnąć tak głęboko, długiego czasu trzeba na taką rozmowę; na baczenie w. m. to puszczam.

Rzekł pan Bojanowski: Więc mi to acz nic w. m. powiedz. Gdyby mnie pan mój poruczył jaką sprawę, i powiedział wszytek sposób i kształt, jakobych w tym postępić miał, a ja będąc w tym punkcie, widziałbych, iż mogę panu lepiej posłużyć, gdziebym nieco od jego roskazania odstąpił, mamli ja przedsię tak czynić, jako pan roskazał, nie odstrzelając sie nic od jego nauki, czyli uczynić tak, jako mi sie lepiej widzi.

Odpowiedział pan Myszkowski: Jest w tej mierze dekret Manlia Torquata, który dla utwirdzenia hetmańskiej władzej i regimentu, a iżby pohamował w ludziech swą wolą, zwyciężył w tym sam siebie i przyrodzenie, a roskazał o nieposłuszeństwo syna własnego zabić. Jakoż wprawdzie rzecz jest barzo niebespieczna, wykroczyć z roskazania pańskiego, bo w tym człowiek pokazuje, iż więcej ufa swej głowie, niż onego rozumowi, kogo słusznie słuchać miał. Więc, kiedy sie człowiek w tej mierze na swym mnimaniu omyli, a iż mu sie tak nie zdarzy, jako sie nadziewał, ale opak, to już pirwsza wina, iż niebył posłuszny pańskiego roskazania, druga wina, iż skaził a wywrócił ono, co miał uczynić bez żadnej wymówki, za co karanie nieodpuszczone zasłużył. Jeśli też zasię dobrze sie zdarzy, tedy szczęściu za to dziękować przydzie. Ale przed sie niemasz co chwalić, bo to w obyczaj wchodzi lekce sobie ważyć roskazanie przełożonych swoich, a iż sie jednemu poszczęści, który podobno dobrze wszytko uważywszy, rostropnie począł sobie i szczęście mu też ktemu pomogło, więc drugi, trzeci, dwudziesty prostak będzie sie też chciał tego w rzeczach wielkich poważyć, aby jedno okazał rozum swój a władza, i uczyni wszytko podług swej myśli, s czego potym wiele sie złego urodzi. A tak to moja rada, aby człowiek pirwej dobrze to uważył u siebie, co więtszego jest, jeśli pożytek z rzeczy tej (zdarzyli się), którą, inaczej, niż pan kazał, uczynić ma, czy szkoda, gdy sie nie poszczęści; bo jeśliby sie wielki pożytek pokazował za zdarzeniem, a szkoda maluczka za niezdarzeniem, tam sie może ważyć jeden występić nieco z naznaczonego od pana kresu, naśladując w tym swego chytrego gracza, który kopę na sto złotych waży. Ale jeśliby widział, iż z jego nieposłuszeństwa a wykroczenia s kresu szkoda, wielka za niezdarzeniem, a pożytek barzo mały za poszczęścieniem przyść by miał, tam nie radzę namniej odstępować od pańskiego roskazania, bo jako to nie prostak, kto kopą chce wygrać sto złotych, tak to zasię wielki głupiec, kto sto złotych na kopę waży. Lecz i w tym to jest nad wszytko, aby znał przyrodzenie tego pana, któremu służy, i podług sie tego sprawował, abowiem jeśliby pan był surowy a swej myśli, nigdy inaczej nie radzę, jedno słuchać do namniejszego punktu jego roskazania, aby mu sie tak mc stało, jak owemu architektonowi atenieńskiemu, któremu P. Crassus Mutianus będąc hetmanem w Azyej, a mając dobywać miasta Leucas, roskazał, aby mu posłał jeden ze dwu masztów, co więtszy, który widział, będąc w Atenach, iżby mógł z niego uczynić taran do tłuczenia muru. Architecton, będąc w tym barzo biegły, widział, iż ten maszt więtszy nie mógł sie tak dobrze na tę rzecz zgodzić, na którą Crassus chciał, jako mniejszy, ktemu też, iż mniejszy łatwi był ku przesłaniu, posłał nad wolę i roskazanie Crassowe mniejszy. Co gdy obaczył Crassus, kazał do siebie przyjechać onemu budownikowi i pytał go, czemuby w tym posłuszny być niechciał; on nieborak, jako umiał, wymawiał sie, okazując, iż ten mniejszy maszt był sposobniejszy na takową potrzebę, niż więtszy. Ale mu ta wymówka ani dowody nie szły; roskazał gi Crassus merskać u pręgi, aż do śmierci, dokładając tego, iż po bacznym - prawi - roskazaniu nic, kiedy ci, którzy słucliać mają, miasto posłuszeństwa radzić chcą. Przeto ludzi takowych roskazanie trzeba sobie wieldze ważyć.

Ale gdyż sie to już odprawiło, co spólnego ma sługa s panem, jako sie w tym sługa sprawować ma, o towarzystwie miedzy rownemi, abo mało co nierównemi mówić przydzie, bo tego wszyscy społem używamy, a s panem nie tak często wdać sie jeden może; aczci poprawdzie najdzie drugiego, tak mądrego, co sie nie będzie chciał z nikim wdawać, jedno wszytko s pany; gdzie go zaźrzy, na zamku, w kościele, abo gdzie najwiętsza zgraja, to wnet do niego popędzi; to s nim jako z rodzonym w gadki; a choć nie będzie miał żadnej sprawki, przedsię sobie najdzie leda o czym rzecz długą, a postawą, twarzą, rozkładaniem rąk będzie pokazował, jako wielkie rzeczy na jego głowie zawisły. A gdy mu sie pana dostać nie będzie mogło, to do tego pobieży, kto będzie w lepszej sukni, zaniechawszy by najwiętszego swego przyjaciela. A jeśli jeszcze kto drugi ubrańszy przydzie, to mu wnet od onego być u tego drugiego, aby to jedno dał znać, iż nie może, jedno s panięty. Ale kiedy Jego M. niechce tej powagi złożyć s siebie, aby sie też s chudemi wdawał, a zdamy mu sie niegodni jego towarzystwa, przydzie nam też zaniechać Jego miłości, a o tak sprosnych jego obyczajach nie mówić.

Gdyżeś w. m. spomniał, rzekł tu pan Kostka, te, którzy za suknią a kosztowniejszym ubiorem chodzą, zwyczajem onego lewka p. Pępowskicgo, proszę, powiedz nam W. m. jako sie dworzanin ubierać ma, a który ubiór jemu jest najprzystojniejszy; owa około wszelakiego ochędostwa daj nam w. m. swoje naukę, bo dziś u nas tak wiele jest strojów, iż im liczby niemasz. To po włosku, to po iszpańsku, po brunszwisku, po usarsku, dwojako, staro i nowo, po kozacku, po tatarsku, po turecku drudzy: i drugie stroje są, których ja nieznam zaprawdę. Więc jedni golą brody a z wąsy chodzą, drudzy strzygą brody po czesku, trzeci przystrzygają po iszpańsku. I około wąsa zaś jest rozność, bo go drudzy na dół głaszczą, a drudzy wzgórę jeżą. Jeśli zaś kto nic brody nie ustrzyga, i do tego najdują winę, we zbroi powiedają barzo s nią źle. Radbym ja wdy wiedział, co tu najlepszego.

Odpowiedział pan Myszkowski: Zaprawdę trudno około tego dać pewną naukę; podobnoby nie źle, aby dworzanin z więcej ludźmi przestawał; ale iż tych strojów, jako to sami widzimy, jest tak wiele, że nie wiedzieć jakiego stroju więcej, zwłaszcza żeśmy my Polacy do cudzoziemskich ubiorów zbytnie chciwi, ja mniemam, że każdemu wolno nosić sie, jako raczy, gdyż tego prawo pospolite pohamować nie chce. Lecz ja nic wiem ku dobremuli to, czy ku złemu, iż my Polacy nie mamy swego własnego ubioru; acz podobno musiał być pirwej, ale nam omierzł, jakeśmy sie nowinek chycili. Otóż, chocia sie ochopnie nam teraz sprosne widzą, jednak pachną ona przystojną, a świętą polską swobodą, która była ze zdrowiem Rzeczypospolitej, jako dzisiejsze nowe stroje są świetne, zuchwalstwem rospustnym które jest ze złym, a uchowaj Boże, aby nic s przyszłą niewolą polską. Mamy w historyach, kiedy Darius rok przed tym, niż potkę miał z wielkim Alexandrem, krolem macedońskim, szablę swoje persiańską dał oprawić po macedońsku. Księża jego, pogańscy wieszczkowie, tak to wykładali, iż na jakiego narodu kształt a strój dał przerobić swoje szablę, ten naród miał Persom roskazować. Takież i Węgrzy, gdy sie tureckich strojów jęli, zginęli. I w Polszcze u nas ta rozliczność strojów, wie to Bóg, jeśli co dobrego przyniesie. A mieliby wszyscy ci Polskę szarpać, których strojów używamy, niewiem jakoby jej co zostało. Przeto Pana Boga trzeba prosić, aby, jako rożne stroje, tak też i dziwne dumy w ludziech naszych ustały. Wracając sie tedy zasię do rzeczy, tak powiedam około stroju, aby dworzanin nic sie wdy od zwyczaju nie odstrzelał, ani inaczej chodził, niż jest jego zawołanie. Jeśli usarzem będzie, aby owych przywiętszych, tak kolnierzów jako ostrog (chocia tam w tym niewiem jakiś pożytek najdują) zaniechał, bo może być kształtowny usarz, bez Nazbyt. Takież też, kto sie we wloszczyznie kocha, niechaj zbytnie krotką sukienkę, sajan przed sobą nie zawarty zarzuci, a imie sie co najuczciwiej i najstateczniej chodzić, jakoż to tak usarzowi, jako i Włochowi przystoi. Świetno bywało pirwej, teraz niewiem czemu czerń sie zagęściła, dobrzeby, aby i ta czerń żałobna maść znak płaczu zginęła, zwłaszcza ku potrzebie tam wesoła a świetna barwa tak na zbroi, jako pod tarczą barziej przystoi. Takież też w turnieju, w gonitwie, w maszkarach świetne a dobrze łączone barwy mają w sobie gracyą i przynoszą przed oczy ludzkie coś żywego a wesołego. Ale okrom tego czasu nie zda mi się, aby dworzanin miał sie pstrzyć zbytnie, bo jakom pirwej powiedział, przystoi mu barziej statek, i ludzie więc pospolicie, s tych zwirzchnich rzeczy sądzą o tym, co jest wnątrz, i na toć owo u nas rzeczone: Jako cię widzą, tako cie piszą. Abo jako też owo mówią: Szalony strój, szalona głowa.

Powiedział na to pan Wapowski: Mnie sie to widzi mało potrzebna, mieć na to oko, bo kiedy dworzanin w czym inym będzie osobny, ubiór mu nic nie przyda, ani ujmie.

Odpowiedział pan Myszkowski: Prawdę w. m. mówisz, ale wdy, kiedy by kto sobie ze czterech abo s pięci barw pospołu dał suknię uczynić, a jeśli jeszcze ktemu i czapkę, i przyszedł by tu miedzy nas, prawda, żeby każdy z nas sobie pomyślił, co to za gąska. A tak trzeba tak na to, jako na każdą iną rzecz mieć bystre oko, aby człowiek uważył pirwej n siebie, będzieli sie to podobało ludziom, albo nie, co począć ma. Ale to najpotrzebniejsza w ubierze, aby dworzanin był ochędożny, a snażny; wszakoż, aby nie było białejgłowy ochędostwo, ale męszczyźńskie, a ktemu, aby nie w jednej rzeczy był telko ocbędożny, a w drugiej nie, ale we wszytkim jednako; bo najdzie drugiego, który wygoliwszy a wysmuknąwszy sobie czuprynę, już zaniedba i zapomni wszytkiego inego. Drugi zasię, kiedy sobie uczesze brodę, zda sie sobie barzo strojny, a drugi, mając botki gładko na nodze, nie dba ni ocz więcej. Są, też ci, którzy sie jedno o głowę starają, aby bieretek był s ferety, s piękną zaponą i s pióry barw rozmaitych; więc to, w czym są takowi ochędożni, zda sie nie ich, ale pożyczane, a ono wszytko ine, co ledajako na nich leży, to dopiero widzi sie być ich własne. Otóż sie tego głupstwa dworzanin nasz niedopuści, ale za jakiego sie będzie chciał udać, takiego stroju trzymać sie będzie, aby i ci, którzy go nieznają, z ubioru jego wnet na pirwszym weźrzeniu mieli go za takiego, za jakiego sie mieć sam chce, chociażby jeszcze nic ani skutkiem, ani mową nic począł sobie.

Zda mi sie, że nie przystoi (rzekł zasię pan Wapowski) i nie czyni tego żaden, kto ma baczenie, aży z ubioro miał sędzić, a nie s praw, abo z mowy, co sie w człowieka wlewa, bo by sie każdy na tym barzo omylił, i nie darmo jest ona przepowieść: Nie każdy pan, co w bławacie.

Nie powiedam ja, odpowiedział pan Myszkowski, abyśmy s tej jednej rzeczy telko człowieka szacować mieli, abo iżby nie pewniej jeden sędzić o drugim mógł, co sie weń wlewa, patrząc na sprawy, słysząc rozmowę, niż patrząc na szaty, abo na ubiór jego, ale to mówię, iż i ubiór daje niepomału znać, co w kim wre, acz to czasem omyla. A nie telko ubiór, ale postępki, obyczaje (odłożywszy mowę i uczynki na stronę) odkrywają człowieka, jaki jest w sobie.

Niewiem ja, co to w. m. najdujesz (powiedział pan Wapowski) mimo uczynki a słowa, s czegoby jeden drugiego człowiek osędzić mógł; a zaprawdę, radbym ja wiedział, co to jest takiego.

Odpowiedział pan Myszkowski: Nazbyt to w. m. subtylnie chcesz rzeczy rozbierać. Tak ja to rozumiem, iż są dwojakie sprawy a uczynki człowiecze, jedne są, w których jest skutek, jako w budowaniu, w pisaniu i w inych temu podobnych; a drugie są, w których sie nic nie zawięzuje, a o tych ja teraz mówię, i tych skutecznymi uczynki nic zowę,jako jest chodzenie, śmiech, pochutnywanie sobą, abo co takiego; s tych tedy rzeczy wielekroć człowiek pozna, co sie wnątrz święci. Baczyłeś w. m. owego, któregom dziś trzeci dzień w. m. ukazował na wielkiej sieni, co owo pochutnywając sobie chodził, oględając sie to na te, to na owe stronę, a jakimsi jałowym śmiechem, powabiając, aby kto przed nim zjął czapkę; niewierzę temu, abyś go w. m, z owej postawy nie osądził, iż wielki prostak, lekki człowiek i sprosnie chłubliwy. Także też, kiedy owo, kto wytrzeszczywszy oczy patrza, jakoby sie zapomniał, abo sie tak z niczego śmieje, jako owi chłopi z wołami w górach do Włoch jadąc; chocia taki nic nie przemówi, jednak znać s postawy łeb barzo głupi. Widziszże w. m., iż te postępki i obyczaje, które ja nie mam za uczynki skuteczne, pokażą wnet człowieka, jaki jest w sobie. Ale to już niech ma swą drogę. Jest coś inego, co człowiekowi wiele przydać i ująć może dobrego mniemania i wziętości, a to jest zachowanie a spólna przyjaźń, s kim ją kto wiedzie, bo to rozum pokazuje, iż, jakowego kto sobie przyjaciela obrał, s kim za jednego żywie, takowy i sam być musi. Jeśli złego a nikczemnego; to i sam bez chyby jest taki; jeśli też zasię dobrego, bacznego, mądrego, rzecz pewna, że toż w nim musi sie najdować. Zawdy to tak ludzie s towarzystwa, jakiego sie kto trzyma, sądzili i sądzą, a jakowego jednego widzą, tak o drugim rozumieją. Bo każda rzecz do podobnej sobie rzeczy s przyrodzenia jakoby rada sie garnie. A przeto trzeba na to mieć pilne oko, s kim przyjaźń zacząć.

Rzekł tu pan Derśniak: I owszem, trzeba sie dobrze rozmyślić, s kim w tak gruntowną przyjaźń wstąpić, i w tym pęcie chodzie, nie telko dla tego, iż w tym należy człowiecze dobre, abo złe mniemanie, ale też, iż tego wieku barzo rzadki przyjaciel prawdziwy; bo jakoż pomarli Pylades, Orestes; Theseus, Pirithons; Scipio, Laelius; tak po tych trzech parach żadnej na świecie im równej pary nie słychać; i owszem niewielu za jakim nieszczęściem pospolicie sie trefia, że dwa, żywąc barzo długi czas w serdecznej, a w nierozdzielnej miłości s sobą, nakoniec jeden drugiego za leda przyczynę przez nogę przerzuci. Więc potym jeden na drugiego winę zgania, a podobno obadwa w tejże rzeczy nic prawi. A tak, iżem sie ja nie raz już na przyjacielu, któregom zbytnie miłował, i o kim tożem bez wątpienia rozumiał, omylił; przychodzi mi to często na myśl, iżby lepiej nie ufać nikomu na świecie, aby człowiek, otworzywszy przyjacielowi chocia barzo miłemu serce, umysł i tajemnice swe wszytki, nie był od niego tak przyrwan, jako owo od myśliwca żórawie siecią, gdyż w sercu człowieczym tak wiele chytrości skrytych jest, iż rozum żaden niemoźe być taki, któryby je wszytki obaczyć mógł. Dzierżę o tym, iż nieźle jest zachować sie i miłować jednego barziej niż drugiego, za godnością, abo uczynnością jego, ale iżby już prawie tak ufać tej przyjaźni, niechcę tego nikomu radzić, aby potym tak sie przyjaźnią nie ułowił, jako pokarmem ryba na wędzie.

Pan Myszkowski odpowiedział: Iście żeby na tym więtsza nierówno strata była, niż zysk, gdzieby doskonała przyjaźń miedzy ludźmi zginąć miała; abowiem (podług mego rozsądku) ta nam sama żywot ten nędzny nasz słodzi, za tą mamy, cokolwiek jest dobrego na świecie. A przeto ja sie w tym żadną miarą z w. miłością nie zgadzam, i owszem śmiałbych tak powiedzieć, i pokazać to na oko slusznemi dowody, iż, gdzieby doskonała przyjaźń miedzy ludźmi nic była, żebyśmy daleko mizerniejszymi byli, niż nieme zwierzęta; a jeśli kto psuje a burzy ten dar Boży, przyjaźń, złym używaniem, przedsię jednak nie mamy jej od siebie wydziedziczać, ani dla złych ludzi tego tak wielkiego błogosławieństwa dobrym odejmować. Nakoniec jestem ja tej wiary, że i tu miedzy nami jest para i druga przyjaciół, których przyjaźń bez żadnej zdrady, w jednakiej woli i w nierozdzielnej miłości trwać będzie aż do śmierci, tak dobrze jako onych starych, któreś tu w m. mianował, trwała. I podobno każdy tego dowiedzie, kto sobie równego w obyczajoch za przyjaciela weźmie, zwłaszcza jeśli jeszcze ktemu będą mieć co s przyrodzenia, abo z biegu nieba s sobą spólnego. A nad wszytko, gdy będą dobrzy, cnotliwi obadwa, bo miedzy ziemi ludźmi przyjaźń być nie może. Ale w tej sworce trudno ich więcej ma chodzić, jedno dwa dla zamotania i potym rozerwania; i ktemu rychlej sie dwa zgodzą, niż trzej, jako łatwiej na kobzie dwie strunie nastroić, niż trzy, żeby sie s sobą zgadzały. Przeto niechaj nasz Dworzanin ma jednego zwłasnego a serdecznego przyjaciela, takiego (możeli to być) jakom powiedział. A potym drugie wszytki aby czcił, ważył, miłował, podług każdego stanu, godności i zawołania; a iżby sie s tymi radniej wdawał, którzy są zacni, wzięci i dobrego mniemania u ludzi, niż z drugimi, którzyby tego wszytkiego nic mieli.

Ktemu będzieli chciał, aby go czczono i miłowano, potrzeba, aby też sam czcił i miłował; trzeba, aby był układnym, hojnym, ludzkim, przychylnym każdemu, wdzięcznym w rozmowie, uczynnym, pilnym w posłudze przyjacielskiej, omyślając cześć i pożytek przyjacielski tak, kiedy przyjaciel przy tym jest, jako też w niebytności jego. Jeśli też jaki przyrodzony a nieszkodliwy niedostatek w przyjacielu obaczy, aby gi cirpial radniej, niźliby leda o co miał sie z nim gryść. A sam też, kiedy go s czego upomioną, aby to w sobie pohamował. Niechaj sie nad nikogo nie przekłada; niechaj sie nie ubiega do wyższego miejsca; niech nie będzie skrzętny, niechaj mu nie leda co wadzi, jako są niektórzy tak przemierzli, co niechcą, jedno wszytko po swemu; nowy by jakiś światek stworzyć im trzeba, gdyż sie im wszytko to nie podoba, czego oni nie czynią, a zawdy przyczynę najdą, o co sie skarżyć na przyjaciela. Co jako obrzydła rzecz jest, każdy to baczy.

Iż tu był troszkę był odpoczynął pan Myszkowski, rzekł pan Kostka: Chciałbym, abyś w. m. nie tak zdaleka, a ogółem o tym towarzystwie, jakie z kim dworzanin wieść ma, mówił, ale z bliska i o każdej części osobno a dołożliwiej.

Odpowiedział pan Myszkowski: Niewiem jakoby dostateczniej to powiedzieć miał, bo to chyba, iżem nie powiedział, co s.kim dworzanin ma mówić, ale wszytko jest ine.

Rzekł zasię pan Kostka: Prawda, iżeś w. m. dosyć powiedział, a wszakoż chciałbych ja jeszcze słyszeć coś zwłasniejszego około zabaw dworskich, co i jako naleść, czym kogo zabawić, tak mężczyzny, jako i białogłowy, bo mi sie zda, kiedy by człowiek wszytko jednoż a jednoż prowadził, prędkoby sie to sprzykrzyło; a gdyż wszytek czas u dworu na zabawie sie trawi, zda mi sie to rzecz barzo potrzebna wiedzieć dworzaninowi, jako i czym kogo zabawić ma.

Mam ja za to, odpowiedział pan Myszkowski, iż gdy to wszytko dworzanin umieć będzie, co mu sie naznaczyło, łatwie odmieni i przystosuje sie do każdego przyrodzenia, zwłaszcza gdzie będzie miał dobre baczenie, którym sprawując sie podług czasu, a raz ku rzeczam statecznym, drugi raz ku biesiednym, ku krotochwili, ku grze myśl i chęć swą przykładając, dowiedzie tego, iż sie każdy ucieszy jego towarzystwem.

Powiedział na to pan Kostka: Cóż to za gry być mają, bo podobno niechcesz W. M., aby dworzanin grał karty abo kostki.

I owszem (powiedział pan Myszkowski) ja tego Dworzaninowi nie bronię, ale niechcę, aby tak w tym wszytek leżał, żeby ine sprawy potrzebniejsze dla kart mimo sio puszczał, abo iżby tcłko grał dla wygrania, używając fortylów nieprzystojnych. Podczas dla towarzystwa niechaj gra o małe i o wielkie pieniądze, a przegrywając niechaj sie nie miece, nie gniewa, nie łaje, nie drapie kart, kostek nie zarzuca, bo stąd ludzie skąpego a mizernego takiego być rozumieją. Jeśli też wygrywa, niechaj zaniecha żartów, śmiechów, zbytniego wesela, bo kiedy takim będzie, tedy, każdy patrząc na to, będzie o nim tak rozumiał, iż sobie lekce pieniądze waży.

Tu pan Kryski ścirpieć nie mógł, ale tak powiedział: Widzę, panie Myszkowski, iż tu w. m. moje frasowliwą grę strofujesz, i chcesz, aby ten frasunek ze skępstwa pochodził. Ja tak w. m. powiadam, iż, kto skąpy, ten grać nie pomyśla, a jeśli go kto kiedy,na to wyciągnie, tedy hnet, maluczką rzecz przegrawszy, przestanie, ale kto gra pieniądzom nie folgując, tam skępstwo żadną miarą, być nie może, co podobno w. m. w mojej grze baczysz. Lecz iż sie ja przegrawając frasuję, pochodzi to stąd, iż mniemam, aby sie to działo moją nieumiejętnością, nic nieszczęściem, gdyż szczęście we grze mało więcej, niż umiejętność włada. I nierad tego widzę, gdy w ten czas kto zamną stojąc w karty mi patrzy, nie dla wróżki, ale mnimam, iż z dawania karty ma sadzić o mym rozumie. Bo za tym więc owo idzie: By był tak dał, by był owak dał, tedyby był wygrał, czego ja nie telko s frasunkiem, ale i ze wstydem słucham. Abowiem jako w. m. wiesz, trudno to człowiekowi przewieść na sobie, aby drugiemu w rozumie miał puścić przodek.

Rzekł pan Myszkowski: Iście żeć-em teraz mówiąc o grze o w. m. nie myślił. Ale iż mi sie to podoba, kto nadobnie a bez frasunku gra, a ku swej myśli dworzanina, jakiegoś w. m. stworzył, ubrać mnie kazano; czynię temu dosyć, ile mogę.

Iż tu byl troszkę przestał pan Myszkowski, rzekł pan Kostka: A o szachach co w. m. rozumiesz?

Odpowiedział pan Myszkowski: Iście że jest czysta a rozumu bystrego zabawa, ale to mi sie do szachów niepodoba, iż nader wielka umiejętność w nie być może. Do czego kto chce przyść, musi siła pilności przyłożyć, barzo wiele czasu strawić, prosto jakoby sie też w zacnej jakiej nauce ćwiczył; a nakoniec, gdy sie najwięcej jeden nauczy, cóż umie? grę, i to jeszcze nie doskonale. A przeto ja tak rozumiem, iż szachy lepiej po przeckę umieć, niż być w nich wielkim mistrzem. Acz we wszytkich inych naukach i rzemięślech lepiej prześć miarę, a być miedzy osobnymi.

Powiedział tu pan Kostka: Moskwa snadż barzo sie w tym mało ćwiczy, a wżdy szachy nader dobrze umie, snadź i na pamięć je grawa w drodze jadąc.

Wierz mi, w. m., odpowiedział pan Myszkowski, że i Moskwie łatwie ta umiejętność nie przychodzi, chocia to oni pokrywają; bo kto chce w czym być osobny, musi sie długo i nader pilnie ćwiczyć. A co sie tycze owych drugich gier, mimo szachy, jakom ja więc tych ludzi widał wiele, co sie leda kuglarstwa uczyli dla tego telko, aby sie im dziwowano, nie rozumiem, aby takowe fraszki inej zapłaty były godne, jedno onej, jaką był dał Alexander wielki onemu chłopu, który granowitym grochem, co gi po łacinie cicer zową, z daleka dosyć ciskając na koniec igły utykał. Lecz na ten czas o tej grze dosyć, Podżmy do czego inego. Jako fortuna we wszytkich rzeczach na świecie włada, tak i w tym, iż jednemu dobre mnimanie umie uczynić, drugiemu złe. Trefia sie to u panów, iż przystanie czysty pachołek z wielkiemi godnościami, z osobnymi przymioty i wdzięcznością, a zaraz pan do niego ni s tego, ni z owego chęci nic będzie miał, więc chocia będzie trefnym, skorym na odpowiedź, bacznym, rostropnym, tak w mowie jako i we wszytkich inych sprawach i postępkach, jednak to będzie znać, iż u pana w lekkiej jest cenie; nakoniec jeszcze czyni mu pan jaki kus a znak niełaski. Co bacząc drudzy, zwłaszcza, iż u wszytkich będzie nieznajomy, hnet każdy patrząc na pana, a stosując sie ku jego wolej, lekce go sobie pocznie ważyć; nie rośmieje sie żaden, gdy on zatrefnuje; nie pójdą w posłuch jego słowa, i owszem będą wszyscy s niego dworować, szydzić, ani mu nieborakowi pomoże to, iż sie będzie trefnie odgryzał, ani to, iż w kunszt wszytko będzie obracał, jako poczną, tak go będą sobie podawać, nosić, piastować, aż do pacholąt przydzie. Owa by był najgodniejszym na świecie człowiekiem, tedy mu sie zmylą szyki. A zasię kiedy pan patrzy zdrowym okiem na kogo, niechaj będzie, jako nikczemny chce, tedy, co jedno pocznie, każdy chwali, każdy wynosi aż do nieba. Już takiego wszytek dwór czcić i ważyć będzie, a chocia leda co powie chłopską a gruba, trefnością, jako kijem w błoto, przedsię mu sie wszyscy śmieją. Tak wiele może to mnimanie, które dwór o kim za początkiem a znakiem łaski abo niełaski pańskiej weźmie. A przeto tak by mi sie zdało, aby w tym dworzanin mimo godność, która w nim być ma, posłużył sobie ile może rozumem, a to tak, iż gdy będzie miał przyjechać na czyj dwór, tam gdzieby go nikt nie znal, aby sie starał pilnie, żeby jego przyjazd, dobra o nim sława i mniemanie uprzedziło; niechajby to tam pirwej ku wiadomości przyszło, iż on, gdzie sie kolwiek chował, wszędzie był człowiekiem wziętym i w wielkiej powadze; abowiem tej takiej sławie, która ma wiele świadków, hnet ludzie wierzą, mając za to, iż nie z niczego roście, ale z godności onego, o kim jest. I potym, gdy przyjedzie na dwór człowiek takowy, równą rzeczą, maluczkim postępkiem ono mnimanie dobre o sobie, które już było ludzie kn przychylności sposobiło, zadzierży i dalej je poprze. A to ktemu jeszcze w zysku będzie miał, iż go nie będą pytać, ktoś w. m., jako w. m. mam zwać, co więc bywa barzo przykro.

Rzekł tu pan Bojanowski: Niewiem jako to pomoc dworzaninowi może; jam tego na sobie doznał, a podobno i kto tu z w. m. iż gdy mi więc kto baczny powiedał o jakiej rzeczy, którejemja nigdy przed tym nie widział, one rzecz, tak-em ją sobie w głowie uprządł a uformował, iż potym, gdym ją uźrzał, daleko mi sie podlejsza zdała, niżem ja mnimał; a to niskąd inąd nie urosło, jedno iżem sławie był nazbyt dał wiarę, za którą takem był wszytko na wybór w swej głowie wymalował, iż potym sztychując ono z rzeczą prawdziwą a widomą, chocia sama w sobie onad rzecz była dziwnie osobna, jednak przeciwko onej niewidomej rzeczy, którąm ja był sobie zmyślił, nic nie była. Takżeby sie też podobno i z dworzaninem sstać mogło. A przeto nie wiem, by to dobrze puścić mu przed sobą te sławę, gdy ludzie umieją więc sobie takie rzeczy w głowie a na umyśle swym zbudować, że onemu mnimaniu ich nie jest rzecz można czynić dosyć, a tak więcej w tym człowiek zgubi, niźli najdzie.

Odpowiedział pan Myszkowski: Rzeczy, które sie w. m. abo komu inemu podlejsze zdadzą, niż sława o nich była, są to pospolicie te, na które oko weźrzawszy zarazem je osądzi. Jako, kto Wenecyej nigdy nie widział, słysząc o niej tak wiele mówiąc, może sobie tak piękną w głowie zbudować, jaka potym, gdy ją uźrzy, nigdy nie będzie. Ale około godności a przymiotów ludzkich insza rzecz jest bo tego pospolicie wnątrz więcej jest, niż sie z wirzchu pokazuje. A przeto, gdy w. m. pirwszy dzień usłyszysz człowieka wziętego mowiąc, a nie poznasz w. m. zaraz onej godności w nim, którąś był w głowie swej wymierzył, nie hnet w. m. dasz nim o ziemie jakobyś w owych rzeczach podobno uczynił, które oczy sądzą, ale zadzierzysz sie w. m. a będziesz czekał dzień w dzień, aż sie co w nim skrytego a osobnego otworzy, nie wątpiąc przedsię w onym swym postanowionym mnimaniu, które w. m. o nim s powieści tak wiela ludzi urosło. A gdy ten taki w godności a w przymioty (jakom przełożył, że mają być w dworzaninie) dobrze sie opatrzy, przywiedzie w. m. ktemu skutkiem spraw swoich, iż utwirdzisz i umocnisz co dalej to lepiej w sobie onę wiarę i mnimanie, któreś miał o nim. A snadź będziesz w. m. coś jeszcze więcej rozumiał, niż to, co uźrzysz. Wielka to rzecz jest, kogo sobie za co hnet s przodku ludzie wezmą, i ma sie o to człowiek z pilnością starać. A iżbyście w. m. dobrze pojęli, co na tym należy, podeprę tego tym, co powiem. Znałem jednego, który acz był czystym pachołkiem, udatnym, gładkim, obyczajnym, mężnym, jednak w żadnym s tych przymiotów nie był tak osobnym, iżby sie ich było siła nie nalazła jemu równych, i drugich, coby go byli daleko sztychowali, a wszakoż przyszło tak za jego szczęściem, iż sie go jedna pani zbytnie rozmiłowała. Ta miłość, gdy co dzień to barziej siłę brać (za tym, iż z drugiej strony równą sie miarką oddawało) poczęła, a iż ktemu przyść nie mogło, aby byli mówili s sobą, białagłowa rospalona, niemogąc dłużej skrytego ognia nosić, zwierzyła sie tego towarzysce swej, s tą nadzieją, iż jej w tym co pomoc miała. Ta zasię, będąc i gładkością i zacnością nic drugiej niepodlejsza, słuchając tak często słodkich słów o dobrym panie, którego ona nigdy była nie widziała, a widząc gwałtowną miłość tej białejgłowy, o której rozumie, baczeniu, rozsądku wiele ona dzierzała, Jęła go sobie na trzy zbyty cukrować, tak, iż niemiało już być na świecie nic baczniejszego, nic cudniejszego, nic dobrotliwszego, nic godniejszego miłości nad tego młodzieńca. I tak niewidząc go jako żywa, przypuściła tak barzo do serca, iż już nie towarzysce, ale sobie kwoli jęła sie o jego chęć pilnie starać, co jej przyszło barzo łatwie, bo poprawdzic godniejsza tego była, aby sie o nie starano, niż ona o kogo. Słuchajcież w. m. co sie zasię stało. Rychło potym trefi się, iż ta wtóra białagłowa pisała list do tego dobrego pana, który list przyszedł w ręce białejgłowie drugiej dobrze zacnej i barzo pięknej, a iż białogłowy pospolicie chciwe są słyszeć nowinki i wiedzieć tajemnice, zwłaszcza drugich białychgłow, otworzyła ten list, s którego wyrozumiała nader wielką miłość tej tam niebogi, a rozważając sobie z onego listu lube a pełne ognia słowa, naprzód zjął ją żal, widząc, iż ta niebożątko tak barzo zamiłowała, bo wiedziała dobrze, od kogo ten list był, i komu służył; potym miały tak wielką moc one w liście słowa (kiedy je powtarzała, a myśliła sobie, że to nie leda kto być musi, kto takową zbłaźnił białągłowę), iż też i ona trzecia w też sieć wpadła; owa ten list więcej dobrego sprawił, niż gdyby był podobno imieniem swym do tej białejgłowy on młodzieniec pisał. A jako trucizna, kiedy ją na szczurka nagotują, kto ją pirwej zje, myszli, kotkali, ta musi zdechnąć; tak też ta niebożątko, będąc troszkę przyłakomszym, połknęła on ogień, który był na kogo inego nagotowany. Krótko powiedając rozsławiło sie to, i wiele białychgłów, okrom tych on powłok przykrył, bo jedne chcąc uczynić złość drugim, drugie też aby uczyniły dosyć swej wolej, przez długi czas łapały przed sobą onego pana, jako dzieci orzechy w czaczu. Co wszytko urosło s pirwszego mnimania, które była wzięła o nim ona pani, widząc, iż go druga tak barzo miłuje.

Począł sie tu śmiać pan Bojanowski, i zatym tak powiedział: Czyścieś w. m. podparł swego widzenia dając nam na wywód sprawy białychgłów, gdyż one mało nie wszytki rządzą sie czym inym, niż baczeniem. A wierzę, byś w. m. chciał wszytko powiedzieć, a nic nie ochylać, przyznałbyś to w. m., iż ten, kogo to tak barzo miłowały białegłowy, był chłopem nikczemnym, bo to ich obyczaj przylgnąć do gorszego, a jako owce to czynić, co pirwsza uczyniła, nie patrząc nic zleli, dobrzeli; nad to są tak białegłowy miedzy sobą zazdrościwe, iż, by tez był dobrze ten tam pan pół psa, pół kozy, tedy jednak jedna przed drugą miećby go była chciała.

Pan Kostka tak ku temu powiedział: By ta powieść, panie Bojanowski, nie więcej w. m. lżyła, niż białymgłowam szkodziła, odpowiedziałbym za nie w. m. jako ten, który ich sławy rad bronię, ale wolę tak, iż w. m. w swym błędzie zostaniesz, to dla tego, abyś za swój występ bierał godną zapłatę, która zapłata taka będzie, iż, ilekroć kto w. m. źle o białychgłowach mówiąc usłyszy, tylekroć nie dobrze o samym w. m. rozumieć musi. Bo gdziebych ja w. m. spór dzierżał, a okazał wszytko inaczej, słusznemi (których pełno jest) dowody, tedybyś sie W. M. cofnąć mógł nazad, a obaczyć sie w swym błędzie, czemu bych ja barzo nierad.

Powiedział zatym pan Myszkowski: Nie mów tego, w. m. panie Bojanowski, aby to już białogłowy były bezrozumne, iż sie czasem zmiłują na cudzy smak, wierząc więcej komu inemu, niźli sobie. Bo sie też to częstokroć przydawa wiele ludziom mądrym, a mali sie prawda znać i w. m. samemu, i co nas tu jest, trefowało sie to siła kroć iżeśmy więcej wierzyli cudzemu zdaniu, niźli swemu; pomnię ja niedawno, kiedy tu na Prądnik przyniesiono było dwoje wiersze, jakoby miały być jedne pana Rejowe, a drugie pana Jana Kochanowskiego; wszyscyśmy je s podziwieniem wielkim chwalili jako trefne, jako smaczne, jako uczone, potym, gdy sie to odkryło, iż były czyjeś insze hnet straciły tę cenę, i zdały sie barzo daleko od dobrych. Też tu drugi niedawno kazał sobie u stołu J. M. księdza Biskupa drugiego wina nalać, iż mu to, co przed nim stało, nie smakowało; przyniesiono mu tegoż zaś, (jako u J. M. księdza Biskupa zawdy jedno wino, i dobre) i powiedziało mu pacholę, iż ine jest, a to, co J. M. pije; począł ono wino dziwnie chwalić, przysięgając, iż jako żyw nie pił lepszego; a chocia mu potym powiedziano, iż tojednoż wino, żadną miarą tegoż sobie powiedać nie dał, twirdząc, iż nie to s przodku przed nim stało, ale ine; tak było dobrze usiadło ono fałszywe mnimanie za pacholęcą powieścią. A przeto dworzanin o to sie ma usilnie starać, aby na początku hnet dobrze sie postawił, a mnimanie o sobie dobre uczynił, uważając u siebie jako to szkodzi potknąć sie na czym, a wpaść zaraz w ohyzdę, której to ohyzdy bywają więc bliscy owi wszytcy, którzy sie wydają za trefne, ano im nie przystoi, i za tym przed sie wzięciem clicą, aby im wszytko wolno było i czynić i mówić, co sie zabaży. Więc czasem zajdą w takie rzeczy, s których sie wypleść nie mogą, aż śmiechem, ale i ten będzie przemierzły, jako i one wszytki trefności. A gdy takim s poczciwemi białemigłowami siedzieć przydzie, używają słów niewstydliwych, mnimając by to było najforemniej, co jest najsprosniej, tak, iż im sie barziej białegłowy zapałają, tym sie oni sobie zdadzą być czystszymi pachołki, a wszytko sie sobie śmieją, s podziwieniem sie kochając w tak osobnym (jaki sie im ten widzi) swym przymiocie. Ale to wszytko ni skąd inąd nie pochodzi, jedno, iż mają sobie owo za wielką rzecz, kiedy o kim jest ta sława, iż czysty towarzysz; otóż, aby dostali tej sławy, czynią, im najgrubiej mogą, i nietelko jeden drugiemu od matki nałaje, słów szkaradnych ni s tego, ni z owego nasadzi, a miasto dobry dzień, owo karczemne powie, ale też jeden drugiego strąci s scheda, wepchnie w błoto, oczy mu zaleje, grochem Popluska, mlekiem zmyje, a potym chychu na trzy zbyty; a kto w tym najwiętszy mistrz, ten sie sobie zda być prawym dworzaninem. A jeśli jaki uczciwy człowiek za ich powabem pomoc im tego nie chce, to wnet przymówka: "Dajcie panu pokój, wszytko tu z rejestru." A tak dworzanin nasz, starając sie o dobre mnimanie, tych wszytkich sprosności zaniecha, bo mu na tym mało, iż u takich mozgowców nie będzie wziętym. Inych drobnych rzeczy nie wspominam, bo są jasne, jako to, aby sie dworzanin nie wydawał za wielkiego żarłoka, za wielkiego pijanicę, za doskonałego mistrza w bezeceństwie; w obyczajoch, w życiu, w jedzeniu, niechaj w nim nie będzie znać nic chłopskiego, bo najdują sie drudzy tacy, które pług a kozica z daleka wabi do siebie, a ci nie telko odrzec sie mogą dworzany być, ale niewiem, jakiby im iny urząd naznaczyć, chyba ten z wirzchu mianowany, abo paść bydło. Naostatek tym zamykam, aby dworzanin to, co mu sie tu naznaczyło, umiał doskonale, iżby każda rzecz podobna była mu łatwia ku uczynieniu, i jemu żeby sie dziwował każdy, a on nikomu; ale mu to z hardości, a z wielkiego rozumienia o sobie niechaj nie przychodzi, jako drugim, którzy sie nikomu dziwować nie chcą, dając znać, że to oni dobrze lepiej czynić umieją, a jeśli kto o tym mówi, to oni milczą, chcąc pokazać, że ta rzecz niegodna, by o niej mówiono; ale iż oni sami tak głębokich rzeczy są pełni, że ich nietelko nikt nie dojdzie, ale ani subtylności ich zrozumieć może. A przeto takowego obyczaju, iż nie przynosi nigdy miłości ludzkiej, strzedz sie Dworzaninowi trzeba; i owszem, gdy kto sobie w czym dobrze pocznie, chwalić to ma sprzyjaźliwie, a chociażby i w tym i w inych wszytkich rzeczach czuł sie mieć górę i daleki przodek, jednak tego pokazować niema, aby o sobie to rozumiał. Ale iż natury człowieczej nie jest s to, aby zawdy w tym, w czym sie ćwiczy, ku skończonej doskonałości przyszła; niechaj to człowiekowi złej myśli ani rospaczy nie czyni, kiedy widzi, iż nie może czego na wybór doskonale, tak jakoby chciał, umieć. Bo jako ów, który góry kopa, chocia z ognia nie prawy mu brant wychodzi, jednak nic zasypuje onej góry, ale kopa przedsię, ciesząc sie tym, iż wdy srebro najduje, a bywa w inych gorach podlejsze, tak też dworzanin, starając sie wszytką siłą o rzeczy doskonałe, niechaj na tym przestaje, czego doszedł, gdyż w nauce każdej jest okrom pirwszego miejsca, wtóre, trzecie, czwarte, i każde dosyć uczciwe, a kto sie wszytką mocą zapędzi, aby na wirzch góry przyszedł, rzadko sie trefi, aby jednak przez połowicę przejść niemiał. A tak Dworzanin nasz mimo główne swoje zawołanie a professyą rycerskiego rzemięsła, jeśli sie w czym czuć godnym będzie, niechajże tego umie użyć, aby miał zawdy, ktoby na to patrzał, abo ktoby tego słuchał, co sobie tak chytrze sposobić musi, iżby sie nie zdało, że tego biega, a chce być widzian, ale iż to tak s trefunku przyszło, abo czyja prośba; jakoż takbych zawdy wolał, niźliby miał czynić s swej chęci. Nad to niechaj ma ten fortyl, aby z gotową rzeczą do wszvtkiego (możeli to być) przyszedł, mali co mówić, aby sie doma na to nagotował; mali też co czynić, tedy wtąż, ale niechaj tego znać nic będzie. A to ktemu, iżby w tej rzeczy, których nie barzo świadom, a w których nie do końca jest ćwiczony, głęboko nie wchodził, ale tak z wirzchu, żeby tykał i tego i owego, s czego mógł by się drugi dorozumieć, że tego tam w głowie więcej, jako niektórzy poetowie w wirszach swych tykają po kąsku głębokich a subtylnych rzeczy w Philozophiej, abo i w inych naukach, a w głowie ich barzo tam tego było niewiele. Lecz tego, czegoby nie umiał, zgoła niechaj zaniecha, ani w tym sławy szuka, i owszem, gdzieby k czemu przyszło, aby jaśnie powiedział, że w tym jest prostak. Wszakoż też zasię niechaj z nieumiejętnością swoją bez potrzeby na plac nie wyjeżdża, bo by to była sprośna rzecz, niepotrzebnie, gdy cie o to nikt nie pyta, hydzić sam siebie. Jako jednego znam, a barzo mu sie zawdy śmiać muszę, który, (chociaż on w tym nic sam nie winien, jednak tam to pachnie wdy nie wiem czym) skoro jedno kto o potrzebie której zacznie mówić, to on s swoją Sokalską na plac, jako w ten czas na rączym uciekał. A gdy zasię do wspominania gonitwy jakiej przydzie, hnet sie s tym wyrwie, jako raz goniąc na ostre przed królem Lodwikiem, aż go za koń było wysadzono. Owa sie zda, iż ni o czym lepiej mówić nie umie, jako o tym, co mu sie gdzie sromotnie przydało; nakoniec szuka pod czas pogody, aby mu z rzeczy przyszło powiedzieć, jako niektórego czasu w Poznaniu wziął okrutnie kijem od cudzej żony. Tego ja nieobce, aby nasz dworzanin na sie wywoływał, a był w tym takim sprosnikiem, ale gdzieby go do czego powabiono, a onby tam w tym nic nie rozumiał, radzę, aby co najbarziej s tego schodził, a gdzieby sie już wywikłać a zedrzeć nie mógł, aby radniej (pomniąc na onego szacha, który chciał legawym być) wyznał nieumiejętność swoje, niżby sie miał kusić, a podjąć czego nie umie, a przyść o gańbę i lekkość. Ale niewiem, co to dziś za wiek nastał, iż ludzie opuszczają to, co umieją, a chytają sie tego, czego im przyrodzenie broni. Znacie w. m. wszyscy jednego czystego żołnierza i męża doświadczonego, który sie tak barzo jął świętego pisma, iż nic naprzód żadnemu Doktorowi dać nie chce, i już tam snadź poczyna stanowić jakąś swoje nową wiarkę, w której powiedają ludzie, że jest tak wiele sztuk a wymysłów mozgowczych, iż mu je trudniej szykować będzie, niż dwieście jezdy. Wiem też jednego, ale to mędrszy, który umie dwie nauce, jedne nader dobrze, a nie czyni jej swą professyą, a drugą umie też nieźle, ale wdy nie tak jako pirwszą, a tej czyni professyą. Otóż, gdy mu sie popisać przydzie w tej tam, którą prawie dobrze umie tedy sie naschwał dobrze w niej pokaże, tak, iż ci, którzy ono widzą i rozumieją; myślą sobie, kiedyć w tym tak jest osobny, co nie jest jego zawołania, cóż w tym tam, w czym czyni professyą. Ja zaprawdę i tego pana nie ganię, i każdego, ktoby w to mógł baczenie trefić.

Rzekł tu pan Bojanowski: Niewiem co to za mądrość, jabym rzekł, iż to jest oszukanie, a podchodzić tym sposobem ludzie nie przystoi człowiekowi poczciwemu.

I owszem, odpowiedział pan Myszkowski, to jest ozdoba onej nauki, a jeśli jest oszukanie, toć też i owo jest oszukanie, kiedy dwa szermując jeden drugiego ubije, ale tego w. m. nie rzeczesz, bo widzisz dobrze, że sie to umiejętnością dzieje, którą jeden przed drugim ma przodek, takież i owego oszukaniem w. m. nie nazowiesz, kiedy dobry złotnik, wziąwszy w rubin, który syć był piękny, osadą foremną, folgą, przystrychnieniem, smelcem, uczyni gi dobrze cudniejszy; i owszem pochwalisz w. m. jego rękę i baczenie, które umiało tak dobrze pomoc kamieniowi. A przeto trudno to kto ma zwać zdradą abo omamieniem, ale dowcipem a umiejętnością. A jakom wyszszej powiedział, będzie to wielki rozum dworzaninow, kiedy to, w czym sie dobrze czuje, a s czego rozumie, że ma być pochwalon, pokaże ludziom nieznacznie, a pokryje, jeśli co zna nie barzo trefnego w sobie. Jako jeden z naszych (a musiał czytać Paediam Cyri) rad barzo po usarsku, a długo chodzi, a to dla tego, aby pokrył nieforemność niejaką nóg swoich, a tego do niego rzadki kto baczy. Wiem też jednę panią, która, iż ma piękną rękę, barzo sie jej to często trefia, że ją ukazuje, a umie to tak snadnie, iż sie niezda, żeby sie z nią popisowala.

Rzekł pan Derśniak: Znam ja dobrze tę panią, bo też to rada czyni, iż sstępując s kolebki ukaże czasem troszkę nogi, a przysiągłby drugi, że to s trefunku, a nie z umysłu.

Zaś pan Myszkowski jął mówić: zda mi sie, żem też czytał, iż Iulius Caesar, będąc łysym, rad barzo chadzał w swoim zwyciężnym wieńcu, aby pokrył one łysinę. Ale w tym, jakom wyszszej powiedział trzeba sobie barzo mądrze postępować, bo częstokroć człowiek chcąc ominąć jeden dół, wpadnie w drugi, a miasto pochwały przyganę odniesie. Owa jako w tym nie trzeba wylewać z brzegów, tak w każdej inej rzeczy, która do spólnego życia należy. Przeto musi człowiek miarę jakąś przystojną chować, chceli obronną ręką ujść zazdrości ludzkiej, jakoż tej jako najbarziej może uchodzić mu potrzeba. Powiedziało sie też pirwej, aby dworzanin nie dał sie nigdy znać w żadnej nieprawdzie, tego powtarzać nie trzeba, telko to przypomnię, iż sie to trefią i prawdziwemu, że go za kłamcę ludzie rozumieją, a to stąd, gdy rad dziwy, a rzeczy trudne ku wierze chociaż prawdziwe powieda, a przeto nasz Dworzanin niechaj zaniecha tych prawdziwych powieści, które podobne są do nieprawdy. Już to tam niechaj komu inemu zleci, zwłaszcza kto chce tak być u ludzi wziętym, iżby mu co jedno powie, wszytkiego wierzono, jako on pan, panie Bojanowski, któremuś w. m. poczekać kazał s wtóra prawdą, aż byś był w. m. pirwszej uwierzył. W tymże cechu są i owi, którzy poznawszy sie dziś s tobą, a chcąc sie tym co najbarziej zalecić, będą przysięgać jako na świecie nikogo barziej nie miłują, a jako zdrowia, garła, majętności, nic sobie dla ciebie nie ważą, i będzie tam tych fraszek przeciwko rozumowi tak wiele, żeby ich na wołowej skórze nie spisał. Nakoniec, gdy do rozjechania przydzie, to w płacz taki uderzą, że ten płacz ani mówić, ani pożegnać sie dopuści. I tym błażeństwem, chcąc sie przedać za zbytnie sprzyjaźliwe, a dobrotliwego serca kupujemy je więc za wielkie matacze a głupie pochlebce. Ale ktoby wyliczył ty wszytki sprosności, które sie w życiu spólnym trefują. Dosyć jest ku temu, co sie powiedziało, tego telko dołożyć, aby dworzanin umiał sie z każdym zgodzić, każdemu przystosować, s każdym wiedzieć o czym mówić, a iżby mu zawdy dostawało rzeczy, a takiej, którejby człowiek każdy mógł rad słuchać i nią sie ucieszyć, jako chłodnym wiatrem w dzień gorący. Lecz do tego musi mieć i tę podporę, aby był trefnym w powieści, a umiał rozśmieszyć, pod czas te, s któremi będzie, aby nietelko nie omierzło jego towarzystwo, ale też, aby sie ani przyjadło nigdy.

Mam za to, że mi już J. M. pan Lubelski milczeć dopuści, czego, jeśli J. M. nie uczyni, tedy moimże własnym wyrokiem każdy z W. M. mnie pokona i osądzi, iżem ja nie jest tym dobrym Dworzaninem, o którymem teraz mówił; bo nietelko takiej rzeczy, któraby słyszenia godna, na którąm sie ja jako żyw zebrać nie mógł, ale i tej teraźniejszej nikczemnej już mi nie staje.

Powiedział tu pan Kostka: Nie życzę tego, ani w. m., ani żadnemu tu, żeby miał zostać w tym fałszywym mnimaniu o w. m., żebyś w m. niemiał być czystym dworzaninem, bo to, iż w. m. niechciałbyś dalej mówić, więcej stąd pochodzi, iż sie w. m. zdzierasz z pracej, niż aby rzeczy dostawać w. m. nie miało. A przeto, aby przy tak czystych ludziech, i w rozmowie tak osobnej nic nazad nie zostało, uczyń tak w. m. naucz nas, jako trefności używać mamy, o którejeś w. m. teraz uczynił zmienkę, a pokaż w. m. drogę, którą do tego przyść, aby człowiek, kiedyby jedno chciał, mógł rozśmieszyć i ucieszyć trefną powieścią drugie, bo mi sie widzi, iż na tym wiele należy, a prawie to rzecz jedna jest przystojna dworzaninowi.

W każdej inej rzeczy (odpowiedział pan Myszkowski) nauka i mistrz naleść sie może, ale co sie tyczę trefności, w tej jako nauki, tak i mistrza niemasz, ani było, bo sie s tym człowiek urodzić musi; po prawdzie jeden wdy narod przed drugim miewa w tej mierze siła, jako Moskwa, ta sie z gotową i trefną odpowiedzią rodzi; a wszakoż pod czas też i Moskwicin jako i Polak, abo którego inego narodu człowiek, kiedy chce być najtrefniejszym, a najwięcej mówić, tedy sie więc we wszytkim głupstwie a sprosności popisze, to dla tego, iż taki zapomniawszy powagi i wstydu, nie uważy miejsca, na którym, osoby, przed kim, czasu, jakiego co mówić przystoi.

Rzekł zasię pan Kostka: I to mnie dziwna, powiedasz w. m., iż ani nauki, ani mistrza, któryby trefnować uczył, niemasz na świecie, a przed sie dajesz to w. m. znać, kiedy ganisz te, którzy na czas, na miejsce, na osoby baczenia niemają, iż i w tym nauka jakaś być może.

Powiedział pan Myszkowski: Com ja powiedział o czasie, o miejscu, i dalej, to sie do każdej inej rzeczy zgodzić może, ale ja to chcę rzec, iż około trefnej powieści nauki żadnej niemasz, bo ta moim zdaniem telko dwojaka sie najduje, jedna jest, kiedy kto długą rzecz jaką prowadzi, którym to barzo przystoi, iż umieją to, co widzieli, abo słyszeli, abo im sie samym przydało, kiedy tak foremnie to przełożyć, że z ich słów zda sie tym, co słuchają, jakoby sami teraz na to patrzali; druga trefność zasię, kiedy kto krótko, zwięzliwie, trefnie, a s prętka co rzecze, chocia też troszkę uszczknie, bo bez tego tak sie zda jakoby rzeczenie niemiało smaku. Otoż jako w onej długiej a foremnej powieści próżno nauki abo fortylu szukać (abowiem przyrodzenie samo tworzy takie ludzi, którzy umieją ucieszyć mową i daje im do tego twarz, i postawę, i głos, i słowa, któremi to, co chcą, contrefetować mogą) tak też zasię w tej krótkiej, a co regułka pomoc może, gdyż trefne rzeczenie z ust wypadwszy, pirwej tam utknąć ma, gdzie strzelono, niżby mógł ten, kto rzekł, na to pomyślić, bo inaczej niemialoby kęs jeden wdzięczności. A przeto ni na czym to inym nie należy, jedno na bystrym rozumie a przyrodzeniu.

Hnet tu pan Derśniak za to sie wziął mówiąc: Panie Myszkowski pan Kostka, jako ja baczę, nie dzierży w tym w. m. sporu, aby przyrodzenie nie miało mieć w tej mierze przodku, zwłaszcza około tego, co w głowę przypaść ma, ale iż człowiek, niechaj będzie jako chce bystrego rozumu, przedsię, gdy mu kilka rzeczy zaraz przypadnie w głowę, miedzy któremi jedna będzie trefna, druga nic abo zasię ta trefna, a ta jeszcze trefniejsza, tam już musi sie uciec do rozsądku, a regułki, którą kiedy o tym trefni ludzie podali, iżby obrał, co ma rzec, a czego zamilczeć. A tak opuściwszy to, co ku bystrości rozumu należy, powiedz nam W. M., w czym kunszt, a fortyl pomoc do trefności może, iżby Dworzanin wiedział, które trefnowanie jemu jest przystojne, a które nie; a jakim kształtem i którego czasu używać go ma. Bo widzi mi sie, iż pan Kostka tego chce po w. m.

Odpowiedział pan Myszkowski: Jeśli około trefności jest nauka jaka (co u mnie jest rzecz nic można), tedy w. m. panie Derśniaku z nauki, a pan Bojanowski s przyrodzenia dziwnie dobrze rozśmieszyć umiecie, a przeto przystojniej któremu z w. m. tę pracę wziąć na się, niż mnie, który zgoła nic tego nie umiem, chyba żeby kto głupie rzeczenie, któremu sie więc ludzie rychlej niż foremnej powieści śmieją, za trefność poczytać chciał.

Ku temu pan Derśniak rzekł; Widzi mi sie, panie Myszkowski, iż w. m. już to poczynasz, czego powiedasz w. m., że nic nie umiesz, to jest, iż w. m. chcesz rozśmieszyć te pany ze mnie i s pana Bojanowskicgo dworując, bo tu każdy z ich miłości wie, ix, w czym nas w. m. chwalisz, w tym w. m. przed nami masz wielki przodek. A tak jeśli sie w. m. mówić nadprzykrzyło, lepiej abyś w. m. J. M. pana Lubelskiego prosił, iżby tę wszytkę rzecz odłożył do jutra, niż w. m. masz taką chytrością uchodzić pracej.

Chciał też tu był i pan Bojanowski coś na słowa pana Myszkowskiego odpowiedzieć, ale J. M. pan Lubelski nie dopuścił mówiąc: Dobrze mówi pan Myszkowski, panie Derśniaku, przeto gdyż mnie tu Jest zwirzchność zlecona, roskazuję to w. m. abyś około trefności mówił. I mam za to, że ci panowie znając jakoś w. m. w tym Jest osobny, memu wyrokowi nie przygarną. A pan Myszkowski w tym czesie odpoczynie, aby zasię, gdy w. m. rzecz około trefności odprawisz, do końca swoję prowadzić mógł.

Powiedział pan Myszkowski: Niewiem M. panie będęli już miał co prowadzić. Ale, jako ów pielgrzym, który lecie, kiedy go praca gorąco namdli, o południu przesypia sie w cieniu przy jakiej strudze, tak Ja też odpocznę sobie przy tym wdzięcznym szumie żywej wody słów pana Derśniakowych, a snadź wytchnąwszy zdobędę sie jeszcze na co takiego.

Zatym pan Derśniak powiedział: Owam ja wywołał wilka z lasa, ale nie długo będzie tej roskoszy, panie Myszkowski, bo jedno sie w. m. położysz, tak hnet zasię wstać, a w swą drogę iść, gdy mnie rzeczy nie stanie, będziesz musiał. Gdyż tedy wola to jest w. m. M. panie wymawiać sie niechcę, aczkolwiek jako sie więc dziwuję owej śmiałości, gdy kto przy Węgrzynku lutnię w rękę bierze, takbych też i sam przy tych paniech rozbierać tego nie miał, w czym oni daleko, niż ja, są bieglejszy; wszakoż, abym s siebie złego przykładu ku posłuszeństwu niedał, powiem jako najkrócej będę mógł o tych rzeczach, które w ludziech śmiech pobudzają, który to śmiech jest nam tak własny, iż też człowieka inaczej uczeni ludzie na prędce nie wykładają, jedno tak. Jest – prawi - człowiek źwirzę jedno, które sie śmieje, bo żadne ine żwirzę, chyba człowiek, śmiać sie nie może, a jest ten śmiech niemal zawdy świadkiem tego, iżeśmy dobrej myśli. Jakoż człowiek ma to s przyrodzenia, iż pragnie uciechy i ochłody, i dla tego wynalezione są od ludzi tańce, biesiady, gonitwy i ine ku napasieniu oczu zabawy. A iż więc miłujemy te ludzie, którzy bywają przyczyną, naszej pociechy, przeto oni królowie pogańscy starzy, oni Rzymianie sławni, oni Grekowie mądrzy, jednając sobie u pospólstwa miłość, budowali wielkie theatra i ine silnym kosztem miejsca, na których gry rozmaite, komedye, tragedye, tańce, zawody końskie, wyścigania na woziech, chodzenie zapasy, turnieje, gonitwy, bitwy pojedynkiem, źwirzęta rozmaite a niesłychane, wszem wobec ludziom ku takowej pociesze i napasieniu oczu pokazowali, na co i oni surowego żywota Philozophowie patrzywali, a nie telko ta jedna była uciecha umysłom ich spracowanym subtylną, a prawie niebieską dumą, ale też i biesiad wielokroć szukali dla uweselenia siebie. Owa co jest ludzi na świecie, tedy żadnego dobra myśl nie mierzy, począwszy od tych, którzy ciężko pracują, aż do owych, którzy są na ustawicznej modlitwie, albo którzy w więzieniu srogim siedzą, gdzie co dzień śmierci sie nadziewając przedsię każdy szuka tej drogi, tego lekarstwa, jakoby czym swe strapione serce pocieszyć mógł. Każda tedy rzecz, która ku śmiechu pobudza, uwesela nas i daje sercu ochłodę, a ktemu nie dopuszcza, aby człowiek na ten czas pomniał na owe frasunki a doległości teskliwe, któremi opływa nasz żywot. A przeto każdemu jest śmiech luby, i ten pochwały godzien, kto go na czas i dobrym kształtem wskrzesić umie. Ale co to jest śmiech, gdzie sie chowa jako sie s prędka wyrwie, iż człowiek by najbarziej chciał strzymać go nic może; więc skąd to pochodzi, iż wnidzie w twarz, w oczy, w usta, w żyły, w boki, jakoby tedyż człowiek spukać sie miał, niechaj o tym Democritus dysputuje, bo to nie należy ku teraźniejszej rzeczy, a kiedyby też dobrze należało, jednakby mnie nie było srom wyznać, iż tego niewiem, gdyż i ten każdy, ktoby to wywieść obiecał, nie uczyniłby temu dosyć. Tej tedy trefności, której sie ludzie śmieją, żadna ina rzecz początkiem nic jest, jedno szkaradość jakaś a nieprzystojeństwo przystojne, abowiem temu sie jedno samemu śmiejemy, co ma w sobie coś nieskładnego, iż sie zda, jakoby źle było, ano nie jest. Otóż jakiego kształtu dworzanin w trefnowaniu, i po który kres używać go ma, tyle, ile mi pokaże moje błahe baczenie, postaram sie, abych tu na tym miejscu w. miłościam powiedział, bo ustawicznie trefnować nie przystoi dworzaninowi, ani też tym kształtem, jako szaleni, abo pijanice, abo błaznowie, abowiem chocia takie ludzie zda sie tak, iżby dwór barzo rad widział, przed sie nie są tego godni, aby je dworzany zwano, ale tymi przezwiski, jakie któremu z nich właśnie służy. Też około z uszczknieniem trefnowania trzeba być barzo ostrożnym, aby człowiek wiedział, kogo dojechać ma, bo z nędznego a upadłego człowieka, abo tez ze zbrodnia, a bezecnego, kiedy kto szydzi, nikt sie temu nie rośmieje, iż źli ludzie więtszego karania są godni, niż tego, które sie śmiechem kończy; a nędzni zasię ludzie mają tę korzyść swej nędze, iż sie s nich śmiać nie przystoi, chyba żeby ktory w swym nieszczęściu był chłubliwy, hardy a wszeteczny. Więc i tych, którzy miłość a zachowanie mają, tykać nie trzeba, zwłaszcza możnych, bo igrzysko z nimi jest niebespieczne. Owa s takimi telko kunsztować i icb niedostatki strofować mamy, którzy ani są tak nędzni, żeby ku ulitowaniu serce poruszali, ani tak barzo niecnotliwi, żeby powroza byli godni, ani tak wieldzy, iżby najmniejszy ich gniew mógł nam uczynić wielgą szkodę. To też w. m. macic wiedzieć, iż skądkolwiek to człowiek weźmie, czym zatrefnuje, s tejże rzeczy ważne słowa ku chłubie, abo ku gańbie czyjej wziąć sie mogą, a czasem i też własne, jako kiedy więc kto hojnego człowieka chwali mówiąc: To, co ma wszytko, nie jego; toż też może ku gańbie owemu powiedzieć, który s kradzieży, abo s fałszu dostał wszytkiego. Mówią też więc owo o białychgłowach smętnych a strapionych, i ta go - prawi - nieboga sucho nie zje. Toż też drugi mógł by rzec, chcąc dać znać, iż jest wielką pijanicą. Ale więcej sie tego trefia, iż jednaż rzecz wyłożyć sie roznie może, niż aby też słowa zgodzić sie miały. Jako sie nie dawno trefiło chodząc w jarmark lubelski miedzy kramy trzej czyści pachołcy, prząstąpi sie żebrak do jednej zacnej wdowy, której jeden z onych trzech służył, prosząc lamentliwym głosem, aby mu co przebóg dała; powtórzy raz, drugi i trzeci onej swej prośby takiemi słowy, które słowa kamienne serce poruszyćby snadź były mogły, przedsię dobra pani nic onej chudzynce nie dała, ani mu też odmówiła owemi (do Boga odsyłając) zwykłemi słowy, ale ten czas wszytek, kiedy ubogi prosił, stała u kramu, pilno na tkanice złote patrząc, których targowała, jakoby nic nie wiedząc o onym żebraku. Gdy to oni trzej widzieli, rzekł ten, który miłował, patrzcie panowie, czego sie ja od swej wdowy dobrego nadziewać mogę, która tak jest wielką okrutnicą, iż nietelko niechce sie ulitować nad tym nagim niebożątkicm, który zdychając głodem pieniądza u niej krwawemi łzami prosi, ale też ani mu rzecze: idź z Bogiem, tak sie baczę w tym kocha, kiedy widzi przed sobą strapionego człowieka, a on nadaremno łaski prosi. Odpowiedział z onych dwu jeden: Niemasz tu żadnego okrucieństwa, ale nauka w. m. jest, abyś usilnie żadnej rzeczy nie prosił, bo snadź to jest jej obyczaj (który chce tą rzeczą w. m. oznajmić) nie czynić nic na prośbę napartą. Rzekł zasię ten trzeci, i owszem - prawi - jest to jedno obwieszczenie, aby pan wiedział, iż chociaż ona tego nie uczyni, o co ją proszą, jednak jej niczyja prośba nie mierzy. Patrzcież W. M. jako s tej jednej rzeczy, iż wdowa żebraka nie odprawiła, trzy powieści urosły, jedna ze stateczną przyganą, druga s pomierną chwałą, trzecia z żartem uszczypliwym. Wracając sie tedy ku rzeczy około trefnowania, tak powiedam, iż podług mego zdania trojaki sposób jest trefnowania, chocia pan Myszkowski dwojaki telko być powieda, to jest, jeden, który w długim a dworskim, jako sie co stało, powiedaniu zależy, drugi, który w jednym a węzłowatym rzeczeniu zawisł. Ale ja trzeci sposób przyłożę, w którym bywają i trefne a prędkie rzeczenia, i długie a foremne powieści, i ktemu żart abo posługa jaka, w której rychlej sie kunszt a śmiech, niż wielka szkoda towarzyszowi najdzie. A przeto ile ku pirwszemu sposobu, gdzie kto długą rzecz prowadzić ma, tym torem pójdzie, jakoby baśń jaką powiedał, jako oto dam na przykład. W Rzymie jeden zacny ślachcic mantuański chodząc po sali na pałacu papieskim s towarzystwem swym na ten czas kiedy Alexander Papież szósty umarł, a Pius trzeci Papieżem został, i rozmawiając to o śmierci a panowaniu przeszłego Papieża, to o tym nowym coby za pasterz być miał, tak powiedział: Panowie, czasu Catullusa poety drzwi nie mając języków mawiały, i słuchywały, me mając uszu, a zatym wynarzało sie i to i owo na ludzie. To prawda iż teraz tak osobnych głów niemasz, jakie były za Catullusa, ale co wiedzieć, jeśli drzwi przedsię tejże własności nie mają, co i pirwej, bo jednak wiele tu jest w Rzymie podwojów z marmuru starego. A jabych rzekł, iż te dwoje drzwi umiałyby nam powiedzieć to, w czym my wątpimy. A gdy każdy s tych, którzy słuchali nachylał ucha i czekał, ku czerniłby one słowa swe przystosować chciał, a przedsię od ściany do ściany chodzenie nie ustało:

jednym razem, on zastanowiwszy sie troszkę podniósł s prędka oczy ku jednym ze dwojga drzwi na sali, i ukazał palcem napis nad nimi, który opowiedał imię Alexandra Papieża, a na końcu stało V a I, co sie rozumie (jako każdy wie) szósty, i rzekł: oto macie, te drzwi powiedają, Alexander Papa VI to jest, nie drogą przystojną, ale mocą a gwałtem przyszedł był ku Papiestwu. Ale podźmy do drugich, owa co będziem moc wyrozumieć o nowym Papieżu, i obróciwszy sie ku drugim drzwiam, jakoby nic nie wiedział, co tam ma być, ukazał drugi napis, gdzie stało jedno N, dwoje PP, a V, co znaczyło: Nicolaus Papa quintus, i hnet z zaniesieniem powiedział: źleć panowie, te drzwi mówią: Nihil papa valet. Patrzcież w. m. jako to foremny sposób zatrefnowania, a prawie przystojny dworskiemu człowiekowi; prawdziwali to rzecz, abo zmyślona, która sie powieda, nic na tym, bo w tej mierze i zmyślić co takowego nic wadzi i do rzeczy prawdziwej nieco swego przyczynić, a troszkę skłamać wolno.

Słyszał kto kiedy z w. m. pana Jana Ocieskiego, Podkomorzego Krakowskiego, a Ochmistrza Krolowej Jej M. starej, powiedając o panu Tęczyńskim, Podkomorzym Sędomirskim, jako we Wenecyej wmówili byli weń, iż zjadł kotek kociec, których pan Tęczyński nie telko widzieć, ale i wrzasku ich słuchać żadną miarą niemógł; możeli tę rzecz kto (acz podobno nie dziw, bo człowiek jest dziwnie wymowny i mądry) trefniej powicdać jako on. Gdy pana Tęczyńskiego gniew pokazuje, słowa zbiera, lamenty wyczyta. Nakoniec tego dokłada, jako gospodarz po obiedzie przyszedł z rejestrem (bo tego dnia pan Tęczyński z Wenecyej wyjeżdżał) a w tym rejestrze nie było wyliczanie rzeczy, które sie jadły, abo piły, ale telko tak stało: obiad w niedzielę kosztuje tak wiele, wieczerza w poniedziałek tak wiele, owa ile który obiad abo wieczerza kosztowała, tyle zrachowanego summą przy każdym dniu stało, a przed numerum było to słowo włoskie Costa, więc, iż był po włosku pisany rejestr, wziąwszy go sam w rękę, kazał, aby mu kto s Polaków, co tam byli, na polskie przetłumaczał. I uźrzawszy s prędka Costa, pytał zaraz, a to ki djabeł; powiedział mu ten, kto go najbliżej siedział: To – prawi - za białego kota, to za burego kota, to za czarnego kota. Skoro to usłyszał pan Tęczyński, uderzył rejestrem o ziemię, a do korda sie na gospodarza targnął. Ale jądro tej trefności a wdzięczność wszytka w tym jest, aby człowiek powiedając, jako sie rzecz w sobie miała, umiał wyrazie twarz, słowa, obyczaje i sprawę wszytkę tego, o kim mówi, iżby ci, którzy słuchać będą, zapomniawszy się, mnimali, że to przed oczyma ich teraz sie dzieje. I kto w to może dobrze potrefić, z niebarzo trefnej rzeczy barzo trefną uczyni. Jako to naschwał dobrze umie Jego M. pan grabia s Tarnowa Kasztellan Krakowski, acz drudzy powiedają, że dank tych foremnych powieści stąd mu idzie, że on będąc w Koronie cnemi posługami Rzeczypospolitej wziętym, będąc Senatorem dawnym, Hetmanem sławnym, ktemu wielkim panem, cokolwiek rzecze, każdą rzecz Indzie chwalą. Ale nie tym sie dzieje zaprawdę, jedno, iż natura dawszy mu pirwej ine wielkie cnoty, chciała mu też ten przysmak przydać ku nabyciu jeszcze więtszej chęci, a miłości ludzkiej. Tego tedy pana słyszałem raz powiedając, jako gdy dwiema zacnym ludziom w Morawie przyszło do tego, że sie w szrankach bić mieli; jeden z nich będąc barzo starym miał dać na swe miejsce zastępcę syna, i mianował go w ten czas, kiedy mu szranki w bernieńskim ziemskim sądzie skazano. Ale syn, który sercem daleko był od ojca rozny, żadną miarą na to zezwolić niechciał, powiedając, panie ojcze, pytać mnie było pirwej o to, jeśliś miał w nadzieję moje duellum przyjąć, bo ja, to wiedz pewnie, bić sie nic będę. Przyjaciele, krewni widząc one niestworę i rozumiejąc, jeśli sam stary w szranki wnidzie, że pewnie przegra; ktemu bacząc, co za niesława domowi ich s tak nikczemnego syna urość miała, poczęli go namawiać, poczęli prosić aby w tej mierze miał baczenie na poczciwość i powinność swoję, a użalił sie szedziwości ojcowskiej, wspomniawszy na dobrodziejstwo, które wziął od niego, za które nie raz, ale dziesięć umrzeć by powinien. Owa tam było i słów dosyć i namów wymyślonych, próśb żałobliwych siła, ale żadna rzecz zajęczego serca ruszyć nie mogła; zgoła powiedał, ja sie bić nie będę, a te słowa raz za razem ustawicznie powtarzał. Gdy to widzieli przyjaciele, weszli w radę, coby s tym czynić, nakoniec po długiej rozmowie tak naleźli i uczynili; obiecali mu pod przysięga takcie o to starać, iż do bitwy nie przydzie, ale telko o to prosili, źeby męskie serce pokazował, a opowiedział sie i przyjął duellum za ojca. Ba toć - prawi - uczynię, ale żeby sie bić, o tym wy ani myślcie. Zatym pospołu s przyjacioły szedł i wziął na sie ojcowską krzywdę; czas hnet i miejsce szrankom naznaczono. Kiedy do tego przyszło, stanowili sie obadwa na czas w Bernie. Począł hnet pytać on mężny syn: nuż rychłoliż miedzy nami rozejmiecie. Odpowiedzieli mu przyjaciele, w ten czas - prawi, - kiedy na swym koniu zbrojno na placu staniesz. Tu dopiero z nim było turnieju dosyć, kiedy zbroje na sie kłaść, kiedy na koń wsieść żadnym obyczajem niechciał. Musieli mu znowu przysięgać, znowu siebie przeklinać, iż sie z nieprzyjacielem bić niemiał. Owa go wtedy ledwo nakoniec namówili, że wsiadł zbrojno na koń, a gdy już na placu stanął, rzekł do przyjaciół: Juscz gie czas pani. A ci mu odpowiedzieli: skoro – prawi - po trzecim zatrąbieniu, tedy miedzy was wskoczą wieldzy ludzie i rozejmą. Zatrąbi pirwszy raz trębacz, pyta, jeśli to wtóry; zatrąbi wtory kroć, pyta, jeśli to już trzeci; a po trzecim zatrąbieniu, kiedy on jął wielkim głosem wołać, prze pana Boha, juscz gie czas, poczeli przyjaciele konia pod nim bość nieznacznie, a mówić mu, otoś zabit niebożę, broń sie: Pachołek śmiały zapomniawszy sie i wodzę koniewi i swe drzewo puścił, a dobywszy miecza, pirwej nieprzyjaciela w biegu pożył, a potym, gdy koń s nim przeskoczył szranki, kto mu sie nawinął w onej zgrai, siekł, rąbał, kłół, iż nabitych rannych barzo wiele było, a konia s nim ledwe ułapiono, i to aż w ten czas, kiedy mu jedno jedlca w ręku zostały. Rzecz ta wprawdzie ma wdy nieco trefności w sobie, bo i głupstwo i nieśmiałe serce tego pachołka kto sobie rozważy, śmiać sie musi. Ale pan Krakowski, kiedy ją powieda, tysiąc kroć jeszcze zda sie smaczniejsza. Jako też i ona druga o pannie, która jeżdzała s panią sąsiadą swą poczciwość jej wyrządzając. Wszytki takowe powieści należą pirwszemu sposobu dworowania. Do tegoż też przyłącza sie baczne contrefetowanie a pokazowanie czyich obyczajów abo przyrodzonych niedostatków, jako pan Gabriel nasz Grabowiecki w tym jest osobny, bo kiedy Niemca Polakiem czyni, trudno ma być co trefniejszego, zwłaszcza, iż on w tym zachowuje uczciwość przystojną ślachcicewi a jeśli co tak troszkę przyswobodniejszym powie, tedy w to pięknie ugodzi, iż sie niczyje uszy nie obrażą, gdzie wielki rozum jego (acz w inych poważnych rzeczach) ale i w tym znać barzo dobrze. Abowiem ktoby chciał tak contrefetować ludzie, jako Guzmann z rozdzieraniem gęby, z wyszczynianiem języka, nie uszedłby też za inego, jedno za Guzmana, a bodaj nie gorzej, bo wdy Guzmanowi iż to jest jego rzemięsło, takowy sposób trefnowania przystoi, ale dworzanin barzoby sie tym oszpecił, bo jemu te rzeczy od Guzmanow foremnie kraść przydzie, a ludziom je tak podawać, iżby ten, kto sie onemu przypatruje, jeszcze więcej rozumiał, niż słyszy abo widzi, a we wszytkim aby zachowan był wstyd i ślacheckie przystojeństwo. Tego też dołożę, iż w tym przydrzeźnianiu abo pokazowaniu czyjej postawy, mądrze sie sprawować trzeba, aby z żartu nic wyszło, a w nieprzyjaźń sie nie obróciło; ktemu ma to obaczyć dworzanin, którego czasu, na którym miejscu i przed kim kogo s czego sztrofuje, by zasię tego nie kontrefetował w towarzyszu, co w panie jest, dobrze lepiej godniejsze śmiechu.

Jeszcze i to niepomału śmiech w nas pobudza (a wszytko to przedsię ku pirwszemu sposobu trefnowania należy), kiedy kto foremnie powieda czyj prawie głupi postępek abo rzeczenie; takież też czyje nad miarę wydwarzanie, co białogłowy zową przequinty, abo więc gruby kłam, ale rymownie złożony. Jako mnie niedawno powiedał potworne głupstwo tatarskie Kmita Marszałek w Księstwie Litewskim. Przyjechał - prawi - tatarski poseł na Wołyń, do Janusza Biskupa na on czas Wilnieńskiego, onego prawego Pana, gdzie Biskup nie mając na ten czas przy sobie dworu swego, s którym świetnie okazać by sie był mógł, uczynił tak: izbę, w której go przyjmować miał, kazał obwieszać sieciami, wrzeczy to nie w domu Biskup, ale w łowiech. I tam kazał posła przyprowadzić, który oddawszy dary, dwie strzałce od Cara, a chustkę modrą od Carowej niemiał nic inego w swej legacyej, jedno zalecanki. Janusz wysłuchawszy poselstwa, kazał wielki kousz starego miodu przynieść, który posłowi za zdrowie jego pana wypić roskazał, a ten, kiedy kilka sporych trunkow uczynił, począł sie pilnie przypatrować twarzy i ubiorowi biskupiemu, jako na ten czas Biskup ubrał sie był ohromnie w szatę szeroką a bohatą, bieret wielki rogaty, staroświecki, sam też obwysz jakoby na majestacie siedział. Nakoniec, gdy Tatarzyna on miód rozszedł, a bez przestanku oczy wytrzeszczywszy na Biskupa patrzał, spytał go łagodnemi słowy Biskup, dla czegoby mu sie tak pilno przypatrował. Tatarzyn upity odpowiedział: Ten słuch - prawi - u nas jest w hordzie o tobie, jakobyś dwie głowie nosił na swych ramionach, a dla tego mój pan s tym leda jakim poselstwem mnie tu posłał, abym sie przypatrzył temu: Ja pak wiżu u ciebie nie dzwie hołowie, ale odnu da dobru.

Trzeciego dnia Biskup posła odprawił, a za strzałki carowi kulę żelazna od piszczka, a carowej łokieć koleńskiego płótna na chustki posłał. Nie uszło tego i oto to drugie. Doktor Patricius, którego wszyscy w. m. z uczonego pisania znacie, posłał Zabrzeskiego sługę swego do pewnej osoby w niektórej potrzebie pilnej; sługa wróciwszy sie, iż pan w komorze był na tajemnej z gościem rozmowie, nie wszedł tam, ale czekając u drzwi, na ławie zasnął. Potym gdy sie on gość s powieścią odprawił, Patricius wyprowadziwszy go, spytał Zabrzeskiego, coby sprawił. A on ze snu, panie - prawi - kazał w. m. na obiad prosić. A Doktor zasię: Ale powiedz mi, co mi wskazał na moje pytanie, pocom ja ciebie słał. Odpowiedział Zabrzeski: Hę panie. Ma sie z w. m. sam uźrzeć. Zatym Doktor frasując sie na takowe głupstwo, że mu tego zarazem nie powiedział, takież i o obiad, żeby sie był w czas wymówić mógł, iżby go za hardego nie rozumiano, wszedł do komory i począł pisać. Zabrzeski po małej chwili jął kołatać, pan spyta, kto jest. A on; Ja, panie, Zabrzeski. Nie racz sie w. m. frasować, śniłoć mi sie owo wszytko, com w. m. powiedał. A Patricius co sie miał gniewać, to sie musiał okrutnie śmiać.

 


PIRWSZA KSIĘGA [2]

DWORZANIN POLSKI

WTORA KSIĘGA [2]