KSIĘGA TRZECIA  [3]

 

Gdy tu przestał pan Myszkowski, chciał pan Bojanowski na to odpowiedzieć, ale sie pan Wapowski przed nim wyrwał mówiąc tak ze śmiechem: Prze pana Boga, daj im w. m. za wygrane, bo widzę, iż mało sprawisz swą odpowiedzią. A to ktemu, iż w. m. wszytki białegłowy (gdy sie tego dowiedzą) na sie zwaśnisz. A niewiem by i nie mężczyzn wielką część ktemu.

Odpowiedział pan Bojanowski: I owszem, miałyby mi białegłowy za to dziękować, bo kiedybym ja był sporu nie trzymał, nie powiedziałoby sie było tak wiele rzeczy im ku chwale.

Zaś powiedział pan Myszkowski: Jawne to są rzeczy każdemu, któremi sie one białegłowy wsławiły, i jeszcze tego dobrze więcej jest, niż pan Kostka wyliczył. A kto tego nie baczy, iż bez białychgłów na świecie nie używie człowiek nic dobrego? A snadź źwirzęta leśne lepszy żywot wiodą, niż ten, kto bez białychgłów żywie. Abowiem kto lepiej frasunki z głowy wybić mężczyźnie, kto ulżyć ciężkość, wzbudzić dobrą myśl, uspokoić serce, osłodzić gorzkość tego świata może, nad samicę? Nadto, a za one wielekroć przyczyną nie są, iż sie rozum człowieczy ostrzy, i śmiałości w bitwie dostaje? Pewna rzecz jest, iż w które serce raz iskierka miłości wpadnie, już tam sprosna myśl, bojaźń, nikczemność, nie może popasać, abowiem kto miłuje, stara sie uprzejmie, aby go było przecz miłować, i strzeże tego pilnie, żeby za czym nietrefnym nie przyszedł we złe mnimanie tam, gdzie o dobre najwięcej stoi, za nic u niego niebespieczeństwo wszelakie, chromota, śmierć, owa niemasz tak srogiej rzeczy, której by sie nie rad na każdą godzinę poważył, aby to jedno dał znać, iż godzien jest onej, o którą sie stara, miłości.

A przeto gdzieby który król mógł sobie wojsko s takich ludzi sposobić, którzy miłując przy bytności białychgłów swych bić by sie mieli, chyby niemasz, aby niemiał wszytkiego świata nim zwalczyć, wyjmując, żeby s takiemiż też bić sie temu wojsku przyszło. I to, iż Troja dziesięć lat sie opierała wszytkiej Grecyej, niskąd inąd nie pochodziło, jedno stąd, iż tam było nieco młodych pachołków, miłością zjętych. Więc kiedykolwiek wycieczka być miała, zawżdy białegłowy bywały przy ubieraniu ich we zbroje, i czasem same ubierały, a na pożegnaniu usłyszał drugi takie słówko, którym zapaliwszy sie wsiadł na koń swoj z więtszym sercem, niż w śmiertelnym ciele być kiedy mogło. A w bitwie dopiro nie żałował głowy nastawić, wiedząc to pewnie, iż patrzała nań panna, abo pani z muru, która przeważne męstwo, chwalebny skutek pochwalić miała. Gdzie to sobie każdy więcej ważył, niż którą najwiętszą na świecie poczciwych spraw nagrodę.

Słyszałem też to będąc we Włoszech, iż białegłowy w Iszpaniej siła do tego pomogły, że królestwo Granatskie wyjęte jest z murzyńskich ręku, abowiem kiedykolwiek przeciwko nieprzyjacielewi iszpańskie wojsko ciągnęło, jeżdżała królowa Izabella ze wszytkim fraucymerem aż blisko miejsca potkania. To przez ten czas, ktokolwiek z rycerstwa miłował, był pilen panny, bawił sie rozmową w drodze tak długo, aż do uźrzenia na oko nieprzyjaciela przyszło, a tam pożegnawszy każda swego pana, przed nim tuż potkał sie z oną niepodobną śmiałością, której mu miłość dodawała, z oną spodziwną chęcią, aby sie popisał nie ledajakim sługą, iż więc wielkie uffy murzyńskie rwać sie, i tłumy ladzi zostać na placu musiały. Tak wiele dobrego za przyczyną białychgłów rosło. A przeto nie wiem, panie Bojanowski, co to był za rozum, który w. m. k temu przywiódł, żeś o nich źle mówił, gdyż one wszelakiego pożytku na świecie są początkiem.

A i te miłe a krotochwilne zabawy zginąć by musiały, by nie białegłowy. Abowiem ktoby sie muzyki, ktoby sie tańcu uczył, by nie dla upodobania białymgłowam? kto by wirsz, abo rym pisał, by nie dla tego, iżby aftekt swój, który za laską, abo niełaską białejgiowy uroście, nim wyraził? Siła poet greckich i łacińskich niemieli byśmy byli, by byli poetowie wysoce sobie białychgłów nie ważyli. I teraz, ile sie tego na każdy dzień z mądrych głów rodzi, tyleśmy za to cnocie, piękności obyczajom białychgłów powinni; bo na tym poeta pospolicie jako na gruncie wirsz swój sadzi.

A co więtszego, Salomon, s którego mądrością niczyja na świecie mądrość nie dorówna, chcąc pod zasłoną pisać głębokie rzeczy o Bogu, uczynił w księgach swych rozmowę pary ludzi w wielkiej miłości s sobą, abowiem, iż nie widział tu miedzy nami na świecie nic podobniejszego do rzeczy niebieskich nad miłość, rozumiał temu, iż za rozczytaniem jej mieliśmy niejako dochodzić i smakować onych rzeczy niewidomych, które jemu przez rozum a łaskę Bażą widome i jasne były. A tak mało tego było w. m. potrzeba, panie Bojanowski, mówić o tym tak spornie, a mieszkać panu Kostce, iż wiele rzeczy pięknych a potrzebnych ku doskonałości dwornej paniej nie powiedział.

Odpowiedział pan Bojanowski: Ja mnimam, iż pan Kostka nic już więcej nad to powiedzieć niemógł. Ale jeśli sie w. m. zda, że jeszcze ta pani zupełna swych przypraw niema, nie on w tym winien, ale pan Bóg, iż więcej cnót na świat nie dał; bo te wszytki, które są na świecie, pan Kostka jej dwornej paniej naznaczył.

Rzekł tu ktemu J. M. pan Lubelski: Owa co jeszcze pan Kostka najdzie.

Na to pan Kostka temi słowy powiedział: Mnie sie widzi, Miłościwy panie, żem dosyć powiedział, a ku memu upodobaniu niechcia bych, aby co więcej nad to pani ta przymiotów miała.

Ale jeśli sie ona Ich Miłościam nie podoba, łatwia to, niechaj ją mnie przyrzucą, obiecuję o to sie nie rozgniewać.

Na te słowa, gdy nikt nic nie mówił, rzekł tak pan Dersniak:Odłożywszy tę niechęć na stronę, którą mnimasz w. m., panie Kostka, abym ja miał przeciwko białymgłowam, spytam w. m. o nieco. Powiedz mi to w. m. gdyż dworna pani krotochwilną rozmową ma umieć zabawić, kiedy do miłości przydzie, bo o tym najczęściej i najradniej mężczyzna z białągłową mówi, zwłaszcza, jeśliby sie kto w swej rzeczy z bliska przymawiał, jako sie w tej mierze zachować ma.

Temu, ktoby sie wszetecznie (odpowiedział pan Kostka) do czego przypytywał, nielza białejgiowie, jedno sie otrząsnąć co najprędzej, a dać znać, iż poczciwe jej uszy słuchać tego nie przywykły. Ale gdzieby kto s nią dwornie, bacznie, a więcej dla krotochwile, niż dla złego pomysłu o tym mówił, tam niepotrzeba surowej twarzy ale radniej ma abo nierozumieć, abo one słowa na iną rzecz odwracać a zatym znikać nieznacznie onej o miłości rozmowy.

Tu pan Wapowski powiedział: Jeśli w. m. tej swojej dwornej paniej bronisz takiej rozmowy, pogotowiu i tego niechcesz, aby minowała, czego ja nie chwalę; bo za tym, kiedy ona nikogo uczciwą chęcią swą nie zwycięży, nie będzie też nikogo miała, ktoby jej s serca życzył i służył, a tak siła rzeczy, któremi by sie ozdobić mogła, odydzie jej tym na stronę.

Odpowiedział pan Kostka: Czym inym niż miłością dworna pani zalecić sie może, jako obyczajmi dobremi, ludzkością, skromnością, pokorą, wstydem; a miłość, jako ją każdy s prosta rozumie, żadną miarą tej nie przystoi, która ma męża, abowiem, by w najlepszy obyczaj ta miłość była, jednak za sobą, osławę ciągnie; gdzie małżonka stateczna, nietelko sie ma starać, aby poczciwie żyła, ale też, aby nikt o niej źle rozumieć nie mógł. Pannie, wdowie dozwalam miłości, i to tak, iżby nadzieja małżeństwa była.

Na to pan Dersniak tak rzekł: Wierę bych ja tego tak barzo dwornej paniej za złe niemiał, kiedyby sie ona, widząc niemiłość mężowę bez żadnej przyczyny przeciwko sobie, widząc niepowścięgliwość jego i wzgardę małżeńskiego łoża, kogo inego rozmiłowała.

Powiedział pan Kostka: Ani to, ani żadna najwiętsza krzywda niema jej od poczciwości odwodzić. Abowiem jeśli sie to trefią miedzy inemi białemigłowami, że poniewoli drugie za stare, za chore, za ułomne małżonki szedszy, cnotę swą w cale zachowują, daleko to więcej dwornej paniej, która wszytkimi cnotami przodkować ma, przystoi, iżby małżonka swego obłędy pokrywając jemi sie nie hydziła, ani gorszyła, a pomniała na to, iż cokolwiek na nie w tej mierze z nieszczęścia przydzie, skromnie to cirpiąc wszytko sie jej w dobre obróci. A ktoby był wiedział, by Penelope tak cnotliwą była, by był tak wiele lat po morzu Ulises mąż jej nie błądził? Cnota w nieszczęściu znaczna. A przeto poczciwa białagłowa więcej tym nabędzie niż straci, kiedy przeględąjąc występki mężowe, w gruntownej sie ustawiczności a cnocie zachowa.

Zatym powiedział pan Lubelski: Już ta pani dworna jest tak robrze ozdobiona, iż jej jedwabiu, pereł, kamieni drogich, kęs jeden nie trzeba. A tak nie źle by sie do naszego dworzanina wrócić, bo mi sie zda, że mu jeszcze i tego i owego nie dostaje, a miedzy inemi rzeczami nie wspomniał tego ani pan Kryski, ani pan Myszkowski, jako sie on w miłości zachować ma, aby sobie tej panny, abo wdowy, której służyć będzie, łaskę pozyskał, bo nie miłować Dworzaninowi (jako to każdy z w. m. zna) żadną miara nie przystoi.

Na te słowa ozwał sie pan Myszkowski mówiąc; Łatwia to barzo, abowiem kto chce, aby go miłowano, trzeba, żeby sam miłował, i był godzien obyczajmi i postępki swemi miłości, to nad te dwie rzeczy więcej nie trzeba. Ku temu pan Dersniak powiedział: Ja nie wiem, jakom miłości godziem, lecz to pewnie wiem, iż z dusze jedne wdowę miłuję, a wdy żadnej łaski po niej nie baczę. Nakoniec, co owo powiedają drudzy, iż dary, które kto miłej swej daje, nie tak lubą miłość czynią, bo - prawi - człowiek może tak rozumieć, że go dla nich samych fałszywą miłością miłują; już bych ja i kosztownych upominków nie żałował, bym jedno to sobie zjednać mógł, żeby mię jaką taką miłością miłowano.

Powiedział pan Myszkowski: Dobrze tę rzecz rozumie, kto tak powieda, że dary odejmują gracyą miłości, i przeto owo wiekich pali miłość wieldze sobie ludzie ważą, iż ta niepochodzi z inąd, jedno z uprzejmego serca, bo wielkiej paniej a co by po tym było, okazować miłość nie swojej równi, kiedyby go z dusze miłować niemiała. A przeto ja jeden nie chwaliłbym tego w. m., kiedybyś sobie dary miłość kupować miał. A to, com powiedział, iż miłość miłością wymiłować trzeba, to nikogo nie omyli. Jedno, panie Dersniaku, masz w. m. tę sławę, jakobyś na wielu miejscach zaraz miłować miał. A przeto jako wielka rzeka, im sie na więcej części dzieli, tym mniejsza jest każda jej odnoga, tak też miłość w. m. jeśli sie roztroiła, żadną miarą na jednym miejscu wielką być nie może, wyjmując, żeby ta sława o w. m. fałszywie była puszczona, co jeśli tak jest, tedy przedsię nie tę ja przyczynę rozumiem, abyś w. m. miłości nie był godzien, ale tę, iż podobno w. m. po swej wdowie chcesz czegoś, czego ona uczynić nie może. A ono miłość pod tym prawem zasiadła, aby jednoż chcenie, jednaż wola była tego, kto miłuje, s tym, kogo miłuje.

Iście, odpowiedział pan Dersniak, żeć mi sie wielka krzywda od tych dzieje, którzy mie tą nieustawicznością sławią. A w tym w. m. upewniam, że tegoż chcę, czego i moja wdowa, po czym znać, iż ja barzo miłuję, ale mie serce boli, że ona tego niechęć, czego ja pragnę, skąd sie znaczy, iż mnie ona nie miłuje podług tegoż statutu, któryś w. m. allegował.

Powiedział pan Myszkowski: Ten, kto poczyna miłość, ma i to począć, przestawać na woli tego, kogo miłuje, abowiem jeśliż białągłowę panem zowiemy, przystoi, aby każdy z nas myśli swe wszytki i chciwości poddał pod moc jej, iżby jedna jej dusza swemu i naszemu, jako już zniewolonemu ciału rozkazowała, bo tak ma być w miłości prawdziwej.

Na to pan Dersniak powiedział: To bych ja miał sobie za najwietsze na świecie szczęście, kiedy by jedna dusza, jeden umysł mnie i one sprawował.

Rzekł zaś pan Myszkowski: Zawdy tego w. m. dowieść możesz.

Zatym powiedział tak pan Wapowski: Jest tak poprawdzie, iż kto prawie miłuje, wszytkę swą myśl, wszytkę siłę i staranie na to obraca, aby sie tej, którą miłuje, podobał.

Ale iż najdzie czasem abo tak surową, abo tak chytrą białągłowę, która tej chęci, tej miłości, tych służb ustawicznych żadną miarą znać nie będzie chciała; przeto naucz w. m., panie Myszkowski, Dworzanina, jakoby on miłość swa znacznie a widomie pokazać i dobrze ją udać mógł.

Powiedział na to pan Dersniak: Ba, to nie trudna, bo jeśli sie pan Dworzanin będzie sromał jaśnie o miłości swej powiedzieć, więc niechaj dostatecznie wypisze.

Odpowiedział pan Myszkowski: I owszem, będzieli baczny, nic sie w tej mierze nie skwapi, ażby był pewien, że jej tym nie obrazi. Zaś pan Bojanowski rzekł: Daj w. m. pokój, panie Myszkowski, każda białagłowa rada to widzi, kiedy ją proszą, choć też i uczynić nie ma wolej.

Niedobrze to w. m. wiesz, panie Bojanowski, powiedział pan Myszkowski. Ja Dworzaninowi nic radzę, aby do tego kiedy przychodził, aż by pewnie wiedział, iż mu odmówić nie mają.

Rzekł zasię pan Bojanowski: A cóż wdy nakoniec ma czynić?

Pan Myszkowski odpowiedział: Jeśli będzie chciał co mówić około miłości, abo pisać, tedy niechaj to tak skromnie, tak bacznie, tak ostrożnie czyni, iżby telko kusił, a macał jej wolej a chęci, słowy obojętnemi, zostawując w rzeczy swej taką dziurę, którąby wyniść białagłowa, a wrzkomo na ine, niż na miłość rozumieć one słowa mogła; a mówię, żeby słowy obojętnemi macał jej wolej, to dla tego, iż gdzieby to niewdzięcznie przyjęła, mógł ono wywrócić, a pokazać, że ku inej, a nie ktej rzeczy mówił, abo pisał, abowiem poczciwa białagłowa, kto jej w tym ruszy, słusznie to więc sobie ku krzywdzie weźmie, i zaniecha s tobą onego bespieczeństwa, którego do tych czasów używała, niżeś się z miłością odkrył. I tak cos za czasem ukrócić mogł, to zaraz wszytko upłoszysz. A przeto chceli Dworzanin pokazać widomie białejgłowie miłość swą i uczynić onę sobie skłonną, rychlej czym inym, niż listy (mym zdaniem) może przyść do tego; bo pod czas w jednym westchnieniu, w jednym zapłonieniu i niejakiej bojaźni więcej znać będzie miłości, niż w tysiącu słów gorących. A co więcej, oczy same, jako pewni od serca posłowie, siła sprawić mogą, bo nietelko odkrywają myśli nasze, ale też częstokroć gwaltownemi promieńmi swemi przenikając przez drugie oczy, jako jasność przez szkło, do upodobanego serca, zagrzewają je i czynią je sposobne ku przyjęciu i rozżarzeniu miłości. Stąd przepowieść urosła: Oko w miłości wodzem. A tak jest bez chyby, abowiem oczy człowiecze siedząc zakrycie, jako na podsadzce żołnierze, a ostrym weźrzeniem strzelając rychlej uczarować mogą, niż która baba zioły, abo przymową, zwłaszcza, kiedy sie więc wzrok z wzrokiem często styka, bo w ten czas jeden drugiego miłością zaraża, tak, jako niezdrowe oko, uprzejmie we zdrowe patrząc, zaraża je chorobą. Tym tedy kształtem Dworzanin i miłość swą pokaże, i wiele sobie łaski zjedna. Jedno iż, kto oczu swych rzędzić nie umie, częstokroć sie przed tym wyda, przed kim to najbarziej zakryć chciał, bo ludzie, wiedząc one przypowieść: gdzie miło, tam oczy pilnie sie przypatrują, i prędzej czasem takową rzecz postrzegą, niż ten, ku komu sie wzrok ściągał. Przeto, kto będzie chciał samej telko osobie tej, którą ulubił, chęć swą pokazać, musi patrzać na czas i na miejsce, aby ani płocho, ani rozchełznano, choć w najwiętszej miłości nie począł robić, bo niemoże być nic cięższego temu, kto tajemnym być chce, jako miłość rozgłoszona.

Tu powiedział pan Dersniak: I to czasem nie wadzi, nie kryć sie z miłością, bo ludzie wiedząc takowe bespieczeństwo, jasną twarz i postępki szczyre, niemogąc rozumieć nic złego, a zatym wnet wolno siadać pospołu, mawiać, żartować, krom żadnego podeźrzenia, gdzie temu, kto miłość swą tajemną mieć chce, skąd znać, iż na coś niesłusznego zmierza, nigdy sie to tak nie żydzie. Nakoniec i tegom świadom, jako jedna białagłowa, niemając przed tym żadnej chęci, do mego jednego powinowatego, stąd sie go telko dziwnie rozmiłowała, iż ludzie o tym mówili, jakoby s nim miała mieć porozumienie. Ja tak mnimam, iż ona mowa pospolita, która jakoby przyznawała godność jego, jej go zdrożyła, za którą, jako za pewnym świadectwem (gdyż ludzie nic nikomu niepodobnego, ani bez przyczyny nie przypisują) rozumiała go być godnym swojej chęci i miłości; owa prosto sama ona przed wiergiem sława nosiła od niego do niej poselstwo, dobrze gruntowniejsze i godniejsze wiary, niżby on był sam kiedy listy, słowy abo przez posły to sprawować miał. A przeto ten głos pospolity nie telko czasem nie zaszkodzi, ale owszem pomoże.

Powiedział pan Kostka ktemu: Ta miłość, która na jaśnia wynidzie, przynosi to s sobą, iż jednego ludzie palcem sobie pokazują, więc jeszcze ktemu ten, ktoby chciał iść tym strychem, musiałby mniej pokazować ognia, niż go ma w sercu, a przestawać na równej rzeczy, rzkomo o to nie dbając, czego nader pragnie, musiałby siła zmyślać, wiele nie baczyć, tak wdzięcznego, jako i przykrego w miłości, i częstokroć sie usty śmiać, kiedyby serce płakało, a to Jest rzecz tak trudna, iż ledwo bych nie rzekł nie można ku uczynieniu. Dla tego ja Dworzaninowi radzę, aby miłość tę, ktoraby mu osławę przynieść miała, co najbarziej pokrywał.

Powiedział pan Dersniak: Naucz że go w. m. tego, abowiem mimo znaki które w miłości tak nieznaczne bywają, iż s samej telko twarzy jeden drugiego rozumie. Byłem raz przy tym we Włoszech, gdzie dwoje ludzi s sobą długo i wolnie około miłości mówiło, a żaden przedsie s tych, którzy przy tym byli, nie mógł zrozumieć, ku czemu co szło, abo o czym rzecz była, abowiem nie pokazując ona para tego po sobie, aby im przykre było czyje przysłuchywanie, te telko słowa, na których należało, pocichu mówili, a wszytki ine, które i na to, i na owo obrócić mógł, głosem, a bez przestrogi.

Powiedział ktemu pan Bojanowski: Nie wnoś w. m., panie Dersniaku, tego obyczaju do nas, bo takowe znaki, abo i skryta mowa czymsi niedobrym pachnie. Już tak po naszemu nie źle s prosta powiedzieć, czego kto po kim chce, chyba, żeby jeden w miłości wielkiej wymówić tego nie umiał, bo to bywa pospolicie, iż kto barzo miłuje, mało, abo nic mówi. A też nie rozumiem, jakoby kto uczyć tego mógł, co podług czasu, miejsca, osoby, raz tak, drugi raz inaczej przypada. Ale pan Kostka chceli Dworzaninowi i około miłości radzić, niechajże go radniej tego nauczy, jako by sie w zaczętej miłości sprawować, a nabytą łaskę sobie zachować mógł.

Ja mnimam - powiedział pan Kostka - że temiż rzeczami człowiek zachować sobie łaskę może, któremi kniej przyszedł, a to wszytko na tym zawisło, aby sie białejgłowie wszelaką rzeczą zachował a przylubił, nic obrażając jej w jednej najmniejszej rzeczy, gdzie na to trudno dać pewną regułę, abowiem siła kroć człowiek, który nie jest baczny prawie, pocznie sobie nietrefnie a nie zda mu sie, aby co na tej, abo na owej rzeczy należało, ano białagłowa nie pomału sie każdą obrazi. A to sie nikomu więcej nie trefia, jako owemu, który przypuściwszy zbytnie do serca miłość, umiarkować sie, a ciężkości wnętrznej zataić w sobie nie umie; więc skoro mu sie dostanie s tym człowiekiem, kogo miłuje, mówić, zawdy ją od lamentów, od narzekania, od uskarżania pocznie, i będzie wyciągał białągłowę na tak niepodobne rzeczy, iż prze on jego niesłuszny, ani naczęsny upór w ohyzdę do niej przydzie; drugi zasię nie będzie umiał nic inego,. jedno o towarzyszu swym źle mówić, zwłaszcza, jeśli baczy białejgłowy chęć jaką kniemu, który onemu zaźrząc, wstrzymać sie nie może, aby go bez wszelakiej przyczyny szkalować niemiał, a przy tym szkalowaniu dostanie sie też jaka sznupka i onej, także też bez winy, aż i do tego przydzie, że będzie chciał mieć po niej, iżby z nikim nie mówiła, ani w te stronę patrzyła, gdzie ten stać będzie, kogo on ma towarzyszem w miłości, gdzie za temi ziemi postępki nie telko taki zjątrzy przeciwko sobie białegłowe, ale ją i w to wprawi, iż tam tego, kogo wolej niemiała, miłować pocznie, abowiem ona bojaźń (którą ma jeden każdy, kto miłuje, aby białagłowa dla nowego sługi jego nie porzuciła) wydaje człowieka, iż sie sam zna być nie tak godnym miłości jako ten, kogo ma w podeźrzeniu. I stąd hnet białagłowa onego sie rozmiłuje, a rozumiejąc, iż cokolwiek o nim złego słyszy, wszytko ten o nim jako nieprzyjaciel główny, z waśni sieje, chociaż będzie i prawda, przedsię onemu wiary nie da, ale co dalej to barziej miłować go będzie.

Ku temu powiedział pan Dersniak: Ja sie wyznawani być takim prostakiem, iż niewiem jako inaczej w miłości sobie pomoc, jedno tą drogą, abych o towarzyszu swym źle mówił, chyba żebyś mię w. m. czego lepszego nań nauczył.

Odpowiedział pan Kostka: Pomnisz podobno w. m. one przepowieść włoską: Kiedy nieprzyjaciel twój po pas w wodę wpadnie, podaj mu rękę, a wyrwi go z niebespieczeństwa; ale, kiedy tak wpadnie, iż mu sie w gębę lać pocznie, nastąp na łeb, a pogrąż go do ostatka. Tymżeć też więc strychem drugi idzie na swego towarzysza, iż póki nie widzi pewnej dziury, którąby go na szyję zepchnąć mógł, poty nic nie pokazuje nicprzyjaźni, i owszem rychlej chęć a życzliwość; ale kiedy czas i pogodę upatrzy, iż go mową swą prawdziwą abo nieprawdziwą pewnie skazić może, tu już bez wszelakiej miary ze wszytkim złym nań wyjedzie. Jedno żebych ja tego nigdy nie chciał, aby Dworzanin obłudnością a zdrada narabiać miał; przeto fortylu przystojniejszego nie masz na to, aby on towarzysza poraził na głowę, jako ten, iżby barziej miłował, niż towarzysz, chciwiej służył, niż on, godniejszym, dzielniejszym, hojniejszym, skromniejszym, baczniejszym był niż on, i pilniej przestrzegał tego, aby prze jego przyczynę białagłowa we złe mniemanie nie przyszła.

Toć są te rzeczy, któremi prędko Dworzanin w miłość wskura, a towarzysza na zad zostawi, który wyfukać, a nie wymiłować miłość chciał. Ale nie jedno ci, którzy fukają, abo narzekają, wielkimi są w miłości prostaki, siła jeszcze mimo te głupich sie zawadza, boć sie i ów rozumem barzo nic przesadził, co mi owo do panny przyszedszy z rejestru słówko stawia, iż białagłowa dla onej jego potwornej retoryki, aby sie przed nim prostaczką nie popisała, mało abo nic mówi, jednoby rada chudzinka co najprędzej zbyła go s szyje, bo sie jej ona godzina rokiem widzi. Więc i o takiego nic trudno, który ustawicznie Boże niewidy o sobie powieda; albo i o owego, który to powieda, co jemuż samemu szkodzić ma, jako ja często słycham, i śmiać sie barzo muszę jednemu, (a nigdy ten bez panny), kiedy mówi przed białemigłowami: Dziwna rzecz - prawi - miły Boże: jam nic trefił jeszcze na białogłowę, która by mie miłowała. Więc sie prostak w tym nie baczy, iż; one co tego słuchają, biorą sobie w głowę i mówią: Wiere to musi być nic dobrego, a snadź nietelko miłości nie godzien, ale ani chleba, którym sie karmi, a czemuż ja mam być podlejszą, niż te wszytki, które go miłować nie chciały. Owa sie tym tak barzo psuje, iż go białegłowy wszytki za pomiotło mają, aniby go miłowały, by im dał wszytko złoto, co go na świecie. Jeszcze i takiego potrefi, który towarzysza, co z nim na jednym mieścił miłuje, chcąc kazić przed białemigłowami, o nim tak mówi: Miły Boże, to tu ani urody, ani gładkości, ani rozumu, ani obyczajów, ani godności, niemasz nic nad ludzie, a przedsię djabelskie szczęście ma, iż go wszytki białegłowy miłują. I tak oną swoją zazdrością, chociaż wprawdzie nie będzie tam ten isty barzo miłości godzien, co i one same znać będą, uczyni mu dobre mniemanie, iż nie telko ona, której rad służył, ale i drugie (rozumiejąc w nim być jaką skrytą cnotę, dla której go tak wiele białychgłów miłuje) miłować go poczną.

Pośmiał sie na to pan Kryski i powiedział: Iście że dworzanin baczny tymi sztukami nie pójdzie.

Dołożył pan Dersniak: Ani tak sprosnie sobie pocznie, jako niedawno wojewody jednego sługa, ale tego niepowiem, aby pan Kostka, który stronę białychgłów mocnie trzyma, niemiał przyczyny mężczyzn strofować.

Powiedział na to J. M. pan Lubelski: Prawda ma zawdy miejsce, przeto panie Dersniaku, nietelko komu inemu dla niej, ale i sobie byś w. m. niemiał przepuszczać; wszakoż dozwalam tego w. m., abyś osoby nic mianował, ale nam w. m. rzecz powiedz, jako była.

Zatym pan Dersniak: Niedawno (jakom powiedział) tego dobrego pana miłowała jedna bohata i piękna białagłowa, na ten czas, kiedy przy panie swym mieszkał w Krakowie. Potym, gdy pan s Krakowa odjechał, i on s nim pospołu, pani, będąc z odjechania Jego barzo teskliwą, napisała do niego list, prosząc lamentliwemi słowy, aby na kilka dni do niej sie wrócił. Przyjechał, s panią miał rozmowę, i tyle dni, jako prosiła, zmieszkał. Kiedy do żegnania przyszło, miedzy inym zalecaniem, które obfite ze wzdychaniem i łzami było, prosił jej, aby pomniąc na to, iż ją z dusze miłuje, nigdy chęci swe) przeciwko jemu nie odmieniała, i dołożył, a iżby w gospodzie, co s końmi i s czeladzią strawił, zań rozkazała zapłacić. Zdała sie dobremu panu rzecz słuszna, ponieważ na prośbę jej na zad sie wrócił, aby na tym nic nie szkodował.

Tu u gdy wszytcy śmiać sie poczęli, i drudzy za takową sprosność (za którą sie jemu samemu było podobniej, jeśli miał jaką iskierkę rozumu) wstydzić.

Rzekł tu pan Bojanowski: Jeszcze ja nie baczę, panie Dersniaku, abyś sie w. m. tą powieścią panu Kostce zachował, bo tu może każdy znać, co za baczenia była ta dobra pani, która tak wielkiego osła miłowała, a snadź to była obrała miedzy inemi sługami swemi za baczniejszego, wzgardziwszy chęcią drugich, którym on był na ręce podać wody nie godzien.

Powiedział pan Kryski: A co wiedzieć, jeśli ten w czym inym nie był baczny, jedno to kęs ustąpił w tym wykupieniu z gospody, bo człowiek, kiedy zbytnie miłuje, siła mu sie kroć trefi, barzo głupie począć sobie. A chceszli w. m., panie Dersniaku, prawdę powiedzieć, snadź sie i w. m. samemu i to i owo nie raz przydało w miłości.

Rzekł pan Dersniak: Prze pana Boga, pokryć to lepiej, niż wynorzyć, co sie kiedy komu trefiło.

Ba lepiej owa wynorzyć, powiedział pan Wapowski, aby człowiek drugi raz w to wpaść niemógł, abo jeśli wpadnie, aby sie umiał poratować. Ale panie Kostka, gdyżeś w. m. pokazał drogę Dworzaninowi, jako pozyskać i zachować sobie łaskę ma tej, której kiedy będzie służył, i odstrychnąć od niej towarzysza, powinieneś go w. m. i tego nauczyć, jeśliby mu kiedy do miłości tajemnej przyszło, jako w to ma potrefić, iżby sie w niej nigdy nie wydał.

Odpowiedział pan Kostka: Ja com wiedział, tom powiedział, a komu sie mało widzi, czytaj sobie Ovidiusa.

Na to pan Dersniak powiedział: Nie baczę ja, aby i Ovidius był w tym wielkim mistrzem, ponieważ jednemu przed białągłową pijanym sie czynić każe. Nadobny fortyl ku pozyskaniu łaski. A jeszcze to foremniejszy, który też on za wielki kunszt kładzie. Kiedyć sie - prawi - trefi być na biesiedzie, a będziesz tam chciał to dać znać upodobanej tobie białejgłowie, że ją miłujesz, omoczże w winie palec, i napisz to na stole.

Odpowiedział pan Kostka: Na on czas nie miano tego za sprosność.

A przeto, powiedział pan Dersniak, jeśliż sie tą sprosnością na on czas ludzie nic brzydzili, wielkie podobieństwo, że i w miłości nie było tak pięknego sposobu, tak uczciwych obyczajów u nich, jako są u nas teraz. A tak w. m. nie ukazując nam do Ovidiusa, poczni około tego mówić, jako Dworzanin ma postępować, aby go w tajemnej miłości nie poślakowano.

Zatym pan Kostka powiedział: Mnie sie tak widzi, iż kto chce miłość swą tajemną mieć, trzeba sie tych rzeczy strzedz, które ją rozgłaszają, gdzie tego jest barzo wiele, ale miedzy inemi rzeczami niewiem, aby co prędzej człowieka wydało, jako kiedy nader tajemnym być chce, nikomu a nikomu nie ufając, abowiem, iż każdy, kto miłuje, stara sie o to, aby chęć swa i serdeczną miłość co najbarziej miłej swej pokazał, kiedy niema przyjaciela takiego, któryby i poselstwo donosił, i o chęci takowej umiał powiedzieć, sam przez sie to sprawując, ludzkie oczy na sie obróci, gdzie hnet (iż to jest przyrodzona rzecz człowiekowi, chcieć wszytko wiedzieć) skoro ono kto zoczy, a pocznie mieć w podeźrzeniu, tak długo będzie podstrzegał, tak pilnie będzie upatrował, aż sie wszytkiej prawdy dowie, a dowiedziawszy sie, już to będzie jego wielka roskosz, na wszytek świat ono rozwołać. Ale przyjaciel w tej mierze wielka a wielka jest podpora, abowiem mimo to, iż i zalecić i poradzić może, siła kroć to naprawi, coś ty był oślepiony miłością skaził; ani temu zabieżeć ty możesz, czemu przyjaciel (myśląc o tym, żeby wszytko tajemnie było) łatwie zabieży. Jeszcze co więcej, wielka odelga jest, kiedy ty miłością strapiony masz przed kim ciężkość swą wynorzyć, jako też zasię przybędzie roskoszy, gdy masz przed kim radość swą powiedzieć.

W tym powiedział pan Bojanowski: Jeszcze nie tak barzo to, jako co inego miłość rozgłasza.

Rzekł pan Kostka: A cóż to takiego?

Odpowiedział pan Bojanowski: Hardość białychgłów, a chcenie przodkowania, ktemu głupstwo zmieszane z okrucieńswem; bo one starają sie zawdy, aby co najwięcej sług miały, a iżby wszytcy (gdzieby to mogło być) w wielkiej miłości umierając, w proch sie obracali, a s tego prochu żeby zasię człowiek sie uczynił dla tego, aby go powtóre tenże płomień miłości mógł spalić. Więc chociaż też i one pod czas miłują, a wszakoż kochają sie w takowej miłych swych męce, bo tak rozumieją, iż im więcej sług ich jest zbolałych na sercu, strapionych na umyśle, którym świat omierzł, iż śmierci pragną, tym więtsza ich sława jest, że światem rządzą, i mogą swoją pięknością znędzić abo ubłogosławić; dać zdrowie abo chorobę; śmierć abo żywot, temu, komu raczą. To jest ich pokarm najsmaczniejszy, i tego tak barzo są chciwe, iż, aby go im zawsze dostało, trzymają na słowie sługi swe, że ani łaski znacznej, ani niełaski widomej pokazać im chcą, ale iżby chciwość w nich nie zgasła, frasunk był, a nadzieja trwała, raz sie surowie, drugi raz łagodnie stawią, a swój najmniejszy pokaz łaski, postawą abo wzrokiem chcą, iżby za nader drogi skarb oni przyjmowali. I tak, aby sie za cnotliwe udały, starają sie pilnie, żeby takowa ich surowość i nieludzkie postępki znali ludzie, a mogli tak sobie myślić: Wierę kiedy sie ta tak srodze obchodzi s tymi, którzy są jej chęci dobrze godni, pewnie ci, którzy nic są godni, w popiele u niej leżeć muszą.

Owa pod tym płaszczem miewają wiec biesiadki nietrefne leda s kim, a sługa poczciwy będzie na stronie, któremu, jeśliby było co takowej łaski pokazano, mimo pociechę, któraby białejgłowie mogła być w tej mierze, nie był by snadź był grzech tak wielki. Ale i tą roskoszą wolą one dać o ziemię, a nie zachować sie temu, kogo podczas s serca miłują, niźliby sie do wolej lamentem ustawicznym jego nacieszyć nie miały. Za czym on nieboraczek zniewolony miłością musi tak wiele czynić, tak znacznie popisować sie s swoją chęcią, iż ono, co zbytnie pokryte być miało, na jaśnią wynidzie.

Są jeszcze drugie białegłowy potworniejsze, które dowiodszy tego chytrością swoją, iż każdy z ich sług ma za to, że on sam w miłości płuży, sieją dopiero miedzy nimi zazdrość, jednemu przy drugim więtszą łaskę pokazując, a kiedy ten zasie mnima, by był na koniu, to słowy obojętnemi zawieszą albo nań kluczkę jaką najdą, aby sie s nim pogniewać, za którym pogniewaniem już pozna, że odpadł od łaski, a iny na jego miejsce wstąpił. Skąd więc miedzy takowemi ludźmi zaścia, poswarki i wiele złego roście, bo człowiek w tej mierze, gdzie miłość dodaje ognia, trudno sie ma umiarkować.

Ale i to jeszcze u drugich białychgłów mała pociecha przeciwko tej, do której teraz idę.

Gdy mężczyzna ubogi, miłością niepomierną strapiony, wszytko to uczyni, czym rozumiał, że miał pozyskać laskę, a zwyciężyć serce swej miłej, i ona cnotliwie to przyjąwszy, wzajemną niejako miłość mu pokazała; tu jednym razem ona, kiedy sie miły najmniej nadziewał, bez żadnej przyczyny, pocznie mu stronić, dając to znać, iż obaczyła w nim wrzeczy odmianę, a daleko rozną miłość od pirwszej miłości, gdzie za takową odmianą bliski kres a koniec swojej przeciwko jemu chęci, postawą opowie, która to jej postawa tak barzo zgryzie człowieka, iż, aby onego, co mnimał, że miał w garści, nie utracił, znowu służyć, znowu zabiegać, znowu ulatać, jakoby dopieruczko teraz przystał, znowu s chęcią swą wszelakim sposobem popisować się, znowu ciężko wzdychać, znowu rzewno płakać, znowu srodze siebie przeklinać, znowu niezwyczajnie przysięgać, i ine rzeczy dziwne czynić musi, na co wszytko oślepionego miłością człowieka ten okrutny zwirz białagłowa przywiedzie, która jest chciwsza krwie, niż tygrys źwirzę.

Teć to dolegliwe a bolesne rzeczy człowieka odkryją, bo ludzie daleko to prędzej obaczą, niźli ta, która temu wszytkiemu dała przyczynę. I hnet za kilka dni tak sie ona miłość rozgłosi, iż nie będzie mógł ani on, ani ona stąpić, albo jakiego najmniejszego znaku pokazać, aby tysiąca ludzi oczy tego nie postrzegały.

Więc pirwej niż ku czemu przyda, wszytek świat je posądzi, i za pewne uwierzy, iż w głęboką miłość s sobą, zaszli. Aż do tego przydzie, kiedy już białagłowa szalona na oko to uźrzy, że on jej miły niemogąc dłużej okrucieństwa wytrwać, chce wszytko dać we djabły; dopiero ona miłość zbytnią pokazować, dopiero wolą wszytkę wypełnić, i to, co roskaże, uczynić będzie chciała, aby ono żniwo, na które miłość robiła (gdy już człowiek poniekąd oziębnie) tym mniej wdzięczne było, i człowiek jej nie tak wiele był za to powinien. Owa wszytko czynią na opak, jako ich jest przyrodzenie, także iż sie już była ona miłość rozgłosiła, skutek tej tajemny być nic może, za czym i białagłowa sie o złą sławę przyprawi, i ów tego dozna, że czas i wielką pracę swoje wniwecz obrócił, i skrócił sobie żywota onemi nieznośnemi frasunki bez żadnej pociechy i dostania wielkiej korzyści, bo to, co po tym zażyje trochę roskoszy, nic w ten czas przydzie, gdy tego człowiek nader pragnął i miałby to był sobie za wielkie szczęście, ale w ten czas, kiedy mało abo nic dbał o to, iż serce już zakamiałe, a ciało ustawicznym bólem zmartwione, jako wielkiej boleści, tak i roskoszy uczuć nie może.

Zatym powiedział pan Wapowski: Jam mnimał, panie Bojanowski, żeś w. m. z białemigłowami chciał wstąpić w jednanie, iż to chwilkę nic było słycliać od w. m. barzo uszczypliwego słowa przeciwko im; lecz takeś ich w. m. teraz dotknął, iż to znać, żeś sie był w. m. dla wzięcia posiłku cofnął, jako owo taran nazad odwodzą, aby tym mocniej uderzył; ale zaprawdę, już by też czas iną zacząć, a tej poprzestać.

Powiedział ku temu pan Kostka: Ba iścieby lepiej, żebyście się w. m. s sobą gryźli, niż tak dotkliwie o białychgłowach mówić macie.

Odpowiedział pan Wapowski: Mnie tego w. m. nie przyczytaj, bo ja uszczypliwie przeciwko im nic nic mówię. Prawda jest, żem tej spory abo poswarku nierad widział, nie przeto, abych tego zwycięstwa białymgłowam nie życzył, któreś im w. m. otrzymał, ale przeto, iż i pan Bojanowski więcej przeciwko im z waśni mówił, niż aby sie tak wszytko naleść miało, i w. m. pospołu s panem Myszkowskim barziejeś one chwalił, niż przystało, a co więtszego, temi długiemi rozmowami straciliśmy to wszytko, co sie jeszcze około Dworzaninowych przymiotów mogło powiedzieć.

Powiedział pan Kostka: Oto i s tego znać, żeś w. m. białymgłowam nic życzliwy, ponieważ tego żałujesz, że ta Dworna pani z gruba przez mię wymalowana tak jako tako stanęła, bo ja to wiem pewnie, iż ci panowie, co jedno wiedzieli być Dworzaninowi ku ozdobie potrzebnego, wszytko wypowiedzieli, tak, iż ani w. m. ani żaden (mym zdaniem) nie najdzie, co by do tego miał przyłożyć; ale to wszytko, co teraz m. m. mówisz, rychlej z zazdrości pochodzi, aby Dworzaninowi czego jeszcze dostawać niemiało.

Powiedział pan Wapowski: To jest rzecz pewna, iż mimo te rzeczy, które sie Dworzaninowi naznaczyły, siłabych ja jeszcze chciał przyczynku do tego, ale jeśli ich miłość przestawają na tym, aby on więcej nic mógł, ani miał w sobie, jedno już został takim, tedy i ja rad przestawam: a miał li bych pragnąć, aby sie w której rzeczy Dworzanin odmienił, tedy w niczym inym, chyba w tym, iżby był troszkę białymgłowam przychylniejszym, niż pan Bojanowski, ale też zasię nie tak barzo srprzyjaźliwym, jako abo pan Kostka, abo pan Myszkowski.

Ku temu pan Lubelski powiedział: Doświadszy tu hnet tego każdy, panie Wapowski, jeśli w. m. tyle masz rozumu w sobie, iż możesz Dworzanina ku więtszej doskonałości przywieść, niźli go ci panowie przywiedli, a przeto racz w. m. to wszytko powiedzieć, co masz w tej mierze na swym umyśle, bo jeśli tego w. m. nie uczynisz, tedy będziem wszytcy tak rozumieć, jako i pan Kostka, to jest, iż ku temu, co sie powiedziało około Dworzanina, nic sie przyłożyć więcej niemoże, ale żeś to w. m. mową tą chciał ubliżyć sławie Dwornej paniej, rozumiejąc, że już ona jest we wszem równa Dworzaninowi, otóż, aby równą nie była, chcesz nas w. m. w tej wierze zostawić, i prawie to w nas wmówić, iż Dworzanin może być dobrze więtszym jeszcze niż jako jest od tych panów stworzony.

Odpowiedział pan Wapowski: Te, które tu były ku czci i ku hańbie białychgłów nad miarę słowa, tak napełniły uszy każdego, iż tam nic już więcej wniść by nie mogło, a też nie widzi mi sie, aby czas znieść mógł czyjego teraz z rzeczą rospostrzenia.

Do jutra tedy odłóżmy (rzekł pan Lubelski), bo i więcej czasu będzie, i to wszytko dzisiejsze wynidzie z głowy, iż uszy nasze to, co w. m. powiesz, przyjąć w sie będą mogły. Tego domówiwszy, pan Lubelski powstał, a s nim wszyscy pospołu.

 

 


 TRZECIA KSIĘGA [2]

DWORZANIN POLSKI

CZWARTA KSIĘGA [1]