XVIII
Puste mieszkanie z Epiru m³odziana
Otworem sta³o jak wszystkie gospody;
Wytartym freskiem* ka¿da z czterech ¶ciana
Przedstawowa³a, jako Bachus m³ody
Z nimfami sprawia winobrania gody.
- Obrazy one, w czterech medalionach,
Odpowiada³y sobie jak zwierciad³o,
Te¿ same poznaæ daj±c po ramionach
Osoby, których indziej twarz odgad³o,
rArabeskami medaliony one
By³y, jak ro¶lin zwojem, oplecione,
Maj±cym w li¶ciach swych i inne twory,
Poprzewijane owadem w gadzinê,
Gadzin± w zwierzê, a zwierzem w upiory
Fantazji - w sposób: i¿ zaledwo trzcinê
Postrzeg³e¶, ta siê wy¶liz³a ci wê¿em,
W±¿ w ptaka plwa³ siê, wyrzucaj±c ¶linê,
Tej skrzyd³a w szatê nik³± - szata mê¿em
Brzmieje - m±¿ na he³m wytryska li¶ciami,
Których kwiat tarcz±, a prêty orê¿em,
A p±ki - iskier tlej±cych gwiazdami.
- Przy ³o¿u, skór± lamparta okrytym,
Z rêkopismami sta³a cicha urna,
Na której jawi³ siê m±¿ byæ wyrytym,
Gdy lampa wy¿ej ¶wieci³a poczwórna.
Tê na ¶wieczniku prostym a wysokim
Stawia³a w³a¶nie gospody s³u¿ebna,
A by³ czas, kiedy s³oñce, bez-ob³okiem
Nagie, dotyka jak rzecz niepotrzebna
I, miêdzy zas³on rozdarcia lub szpary
Do domów wpad³szy, oz³aca filary.
Lampê oczy¶ciæ, poprawiæ pos³anie
I kurz gdzieniegdzie otrz±¶æ, przynie¶æ wody -
To ca³e s³u¿by wewnêtrznej staranie
W progach stoj±cej otworem gospody.
Jako¿ krz±ta³a siê tak dziewka owa,
Gdy weszed³ cz³owiek, kosz maj±cy w rêku;
Blady by³, cera ta jednak¿e zdrowa
Nie ujmowa³a powagi i wdziêku
Profilom, lini± szorstk± rysowanym,
Twarzy i ramion, i nagich goleni;
Ten, kosz stawiaj±c, rzek³: "Zosta³ przys³anym."
"Od kogo ?" - zamilk³ i uszed³ do sieni,
Co widz±c, dziewka rzek³a: "Mów! bo wydam,
¯e jeste¶ niemy zalotów s³u¿±cy."**
- Na co, odchodz±c, cz³ek ów, jak niechc±cy,
Z u¶miechu bladym przeb³yskiem rzek³:
"Quidam"Dziewka, przed koszem stan±wszy na chwilê,
Poczê³a kwiatów dziwiæ siê ozdobie,
Co jako senne dysza³y motyle
Na strunach prêtów: tak pie¶ni s± w grobie
Poetów, w struny lir pozaklinane,
Kwitn±c, acz ciche i niezrozumiane.
- Czy to my¶li³a ta sabiñska prosta
Góralka? - Nie wiem. - Lud jest zawsze mo¿e
Na równi z wiedz
±, chocia¿ jej nie sprostaWypowiedzeniem, ni poj±æ jej mo¿e,
Lecz drgnieniem serca jednym wie, co ludzie
W umiejêtno¶ci otrzymuj± trudzie.
' Ci jednak innym oddawaæ to mog±,
Jakoby w rêkach maj±c swe zdobycze,
Gdy lud i¶æ tylko, wydeptuj±c drog±
¦lad - powolniejsze kroki - mniej zwodnicze
I mniej zwyciêskie - ciche jako strumieñ,
P³yn±cy równo po zieleni sumieñ -
Wysz³a - - przy ³o¿u le¿a³ zwój pisany
W nastêpuj±cy sposób :
JEDEN ZE ZWITKÓW
§1
Samotno¶æ znowu - ka¿dy mi ju¿ znany -
§2
Mniejsza, co ona w pamiêtniku moim
Wyczytaæ mog³a - czytam to z niej samej -
Mo¿e na drodze równie b³êdnej stoim
Oboje
- wszak¿e ja choæ szukam bramy,A skoro mylê siê, mylê trudami.
§3
Je¶li ¶wiat ca³y, z
starców, mê¿ów, dzieciI niewiast z³o¿on, za typy nam daje
Maga, Luciusa, Zofiê
- zw³aszcza trzeci! -Je¶li obyczaje - - - - - - - - - - - - - - -
S± pomno¿eniem typów w zbiorowiska,
To jakiej¿ ceny wart on i nazwiska?
§4
O Magu - ¿e jest milcz±cy, wiem pewno;
Artemidora - znam, lecz subtelno¶ci,
Pomponius - jest to wytoczone drewno
Do osadzenia w³óczni lub gry w ko¶ci;
Zofia? - bez liry w rêku - - - -
§5
Z lir
± w rêku -Nie ona! - z kim¿e ¿yjê? je¶li ¿yjê?
§6
Eureka! - wiem ju¿, czemu trzeba jêku
I krwi - i widzieæ, jak z lwem siê kto bije,
Albo na ostrze piersi± pa¶æ otwart± ? -
By nie zapomnieæ, ¿e¶ ¿yw.
§7
- - - - - - - - - - - - - Tyle warto
To wszystko.
Dalej wiersze przekre¶lone.
Kwiatów woñ izbê nape³ni³a ca³± -
S³oñce plamami w tê i ow± stronê
Na ¶ciany bi³o, nimfom w modre oczy,
Do z³otych promieñ nios³o im warkoczy
Lub malowane, nieme usta grza³o.
- Cisza nadobna - cisza, która k
³amie,¯e mo¿na spocz±æ na ¶wiecie bez winy -
Która upewnia, ¿e Bóg jest, co trzciny
Z³amanej, mimo id±c, nie do³amie.
Mistrz, Pan i Sêdzia - .znaj±cy cz³owieka,
Nim by³ - litosne tak maj±cy ramiê,
¯e - równie wiecznie i s±dzi, i czeka! –
Nieme - bezkszta³tnie widne - tym podobne
Uczucia nieraz m³odzieniec z Epiru
Czu³ i na miejsca uchodzi³ osobne,
Szukaj±c
prawdy, i cia³a jej - miru;Bêd±c - jak dzisiaj nikt byæ ju¿ nie mo¿e! -
Nie chrze¶cijanin bowiem, nie poganin:
Przez filozofii wp³yw w±tpi±cy mo¿e
O samej bajce olimpijskich tkanin;
Tym mniej - osoby wyznaj±cy bo¿e.
W
¶mieræ wierz±c - jako w szczelnie zwarte wrota,W mi³o¶ci napój wiosenny i w wiedzê
Matematyczn± - i w d¼wiêk s³owa:
cnota.Blisko znacz±cy wyrazowi:
zdrowieI wyrazowi: si
³a - rzecz podobnaDo zaklêæ, których jasno nikt nie powie,
A która wszak¿e jest, i jest osobna.
B³yskami tak¿e zórz nieznanej doby
Widywa³ czasem kraje wyobra¼ni:
Gdzie¶ ponad groby, czy gdzie¶ poza groby -
I czu³ pogodê jakoby przyja¼ni
W wiosennych wiatrach nieznanego kraju -
I rytm, muzykê jak±¶ - obyczaju!
To, co i Plato, w ciche kiedy¶ niebo
Przez li¶cie laurów patrz±c, czu³ potrzeb±
I s
³ysza³ - poj±æ zdo³a³- daæ nie umia³,Wys³owiæ nieraz mniej, ni¿ sam siê zdumia³!
* Mo¿na to jeszcze w Pompei widzieæ, o ile najubo¿sze nawet mieszkania ozdobione by³y zawsze malowanymi wzorowo legendami z mitologii poetów.
** Kwiaty posy³ano na znak wspó³czucia.