ąuomodo vult. Z powodu zjechania sztuki Z. Kaweckiego "Balwierz zakochany" przez P.T. Tabutycznych Recenzentów kilka rozpraw w jednej)TABUTERIA
(Z artykułu pt. Spiritus flat ubi vult et
Nie ma u nas "antykrytyki". Zresztą autorzy sami wstydziliby się zapewniać, że są poetami, gdy im kto odmawia tej nazwy - podobnie jak kobieta nie może mówić sama o sobie, że jest piękna. Z tej bezbronności autora korzystają krytycy. W czambuł odmówiono Kaweckiemu zdolności poetyckich. Zamiast merytorycznego rozbioru, zamiast choćby stwierdzenia, że tej poezji jest mniej albo więcej, przeważna część recenzentów orzekła arogancko: "Kawecki nie jest poetą" -
jak gdyby zadaniem recenzji była ocena wartości duszy i umysłu Kaweckiego, a nie określenie tego, co daje sama sztuka. Zachowują się oni zawsze jak sensale w banku zastawniczym, mający próbować, czy złoto lub srebro jest szczere, czy nie. Albo jakby szło o kupienie konia na jarmarku; przyszedł Maciek i mówi: "To nie koń, to osioł". Albo jakby Kawecki miał kandydować z kurii poetów, a oni, wyborcy, pytali go o przynależność.Tu potrącamy o kwestię zasadniczą.
Poezję w człowieku pojmuje się u nas mistycznie, nie zaś psychologicznie; pojmuje się ją jako qualitas occulta, daną tylko wyjątkom, zamiast żeby wychodzić z tego przecież pewnika, że władze umysłowe u wszystkich są gatunkowo te same, a tylko stopnie ich natężenia lub sposoby ich charakterologicznego ustosunkowania się do siebie mogą być różnorakie. Poetą rudymentarnym jest każdy człowiek i życie codzienne jest na każdym kroku pełne elementów poetyckich.Takie przesadne i ekskluzywne pojmowanie poetyckości w człowieku stoi w związku z powszechną u
nas skłonnością do tabutyzowania wszystkiego, co można; pisarze robią na tym podwójny interes:1) jest wygodnie, gdy si
ę od razu z czegoś zrobi tajemnicę, cud, bo to uwalnia od badania, dowodzenia i określania,2) łatwo jest przy tym przybrać taką minę, jakby się samemu było udziałowcem owego tabu, albo przynajmniej jakby się z nim żyło za pan brat: nie jest może sam bogiem, ale za to jego arcykapłanem.
Tabutyzowanie (legendyzowanie) odgrywa także znaczną rolę w polskim życiu politycznym, lecz główną jego domeną jest literatura [1].
_ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _
Lecz tabutyczny krytyk woła: Ależ to są poty, poty, on pracuje "w pocie czoła", wszystko wychodzi mu spod pióra "wymęczone", "wygniecione" - a gdzież rozmach, gdzie
natchnienie? Taki jegomość, pracujący sam zaiste bez potu i bez czoła (bo bez głowy, on tylko - sercem), nie ma pojęcia o natchnieniu, więc plecie o nim legendy. Natchnienie, prawi, to płomyk Z nieba, w kształcie serca, spada nagle ni stąd, ni zowąd na ludzi zgoła niewinnych, a wtedy taki wstaje podczas obiadu, z uwięźniętym jeszcze w przełyku kęsem zaczyna wierszami gadać, a potem siada i nie wie nawet, co się z nim działo. Jak zaś jest naprawdę? I owszem, .natchnienie, intuicja, jest nagłym krótkim spięciem władz umysłowych, spada nagle, ale na grunt już poprzednio przygotowany przez intensywne zajmowanie się przedmiotem; czy zaś to przygotowanie odbywało się dawniej, w różnych odstępach czasu, przy stoliku, na spacerze lub w łóżku, czy bezpośrednio przed momentem natchnienia, więc - według tego - czy "głos Boży" "przyszedł sam", czy został sprowokowany, wymęczony - to wszystko jedno, to zależy od indywidualności i okoliczności, ale sposób wydobycia ognia jest obojętny. Każdy ma swoje sposoby i nałogi, jednemu się pisze dobrze na papierze białym, drugiemu na niebieskim, a Goethemu pisało się Fausta dobrze tylko wtedy, gdy to, co napisał, było w ładnym zeszycie oprawione. I jakie różne sposoby! Nasi profesorowie w szkole mawiali: "najprzód pomyśl, potem napisz!" - i mniemali, że to się samo przez się rozumie; lecz zdaje mi się, że doświadczeni pisarze nie trzymają się tej metody dobrej dla uczniów - przeciwnie, zaczynają pisać, a myśli im "przychodzą", i te niespodzianki, które pisarz sam sobie sprawia, są jednym ze źródeł jego radości twórczej. Ale rzeczą jedynie ważną jest nie sposób, w jaki natchnienie przychodzi, spada, wybucha czy zostaje zgwałcone, lecz treść natchnienia. Głupcowi przychodzą jego głupstwa z takim samym "poszumem skrzydeł" do głowy i tak samo go oszałamiają, jak geniusza jego genialności. Mogą też istnieć rzeczy genialne "wypocone" i bzdury narodzone z wytrysków najczystszej intuicji. No, ale w Polsce intuicja jest chorobą narodową [2].Podobne tabu zrobiono i z dramaturgii... Tabutycy wyobrażają sobie, że Pan Bóg, stwarzając ludzi, ma przed sobą na warsztacie czopki z napisami: talent dramatyczny, talent liryczny, filmowy (co takowy robił przed wynalezieniem kina?), i wkręca je w mózgi, albo że Pan Bóg dużą szuflą raz po raz zaczerpnie w beczkach z napisem: "rozum", "uczucie", lecz ach, niestety, te dary rozdziela tak nierówno...
Jak bardzo ta metoda sprzyja wybrykom arbitralno
ści, przykładem jest krytyka p. Horzycy w "Kurierze Polskim", gdzie o Balwierzu pisze: "Krótko mówiąc, pod względem dramatycznym jest to nic, nic, po trzykroć nic". Lecz choćby razem z p. Horzycą jeszcze dziesięciu skamandrytów Stanęło i palcami, zamaczanymi nawet w autentycznym Skamandrze, przysięgało, że to nic, nie zwalnia to krytyka od obowiązku dowodu. Co prawda p. Horzyca powołuje się na vox populi - może dlatego, że jest populistą? Lecz czyż w sprawach sztuki może decydować plebiscyt? Dotychczas tylko na konkursach poetyckich, urządzanych w "Polonii"._______________________________
1 P.p. Pojęcie i słowo "tabutyzowanie" nie przyjęło się - brak reklamy! - natomiast przyjęło się inne: "brązownictwo", podane później przez Boya-Żeleńskiego, a węższe. Przez tabutyczność rozumie się u mnie nie tylko bałwochwalstwo co do osób, a więc "brązownictwo", lecz ponadto jeszcze, co o wiele ważniejsze, pewne metody i sprawdziany wynajdujące niepotrzebne tajemnice i przeszkody w dziedzinie twórczości, zwłaszcza literackiej. Sam Boy-Żeleński nadziany jest pod tym względem różnymi tabutycznymi przesądami z czasów Młodej Polski.
2 P.p. Zwrot przeciw tabutycznej, ogólnikowej estetyce, posługującej się
pojęciem natchnienia itp., był potem w nowych szkołach poetyckich powszechny. (Z wyjątkiem oczywiście pierwszej fali, fali Skamandra). Pod tym względem znowu zetknęły się nasze drogi.