MEMU SYNKOWI
Mój synku mały, dźwignio życia
mego i celu duszy mej:
nad twoim czółkiem od powicia
zabłysł zły uśmiech doli złej - -
i całym mego bytu celem
jest walczyć o cię z dolą tą,
klątwy nad tobą być mścicielem
i spłacić dług mój choćby krwią.
Krwią mą serdeczną, trudem, męką,
gdyby tak padło za twą rzecz - -
mój synku mały: tą piosenką
budzę cię rano gdzieś tam precz...
Otwierasz oczy jasne, duże,
jak mądry anioł oczy masz - -
mój synku mały: tam, na chmurze,
tam musi być nad tobą straż.
Mój synku mały: teraz czuję,
jak w sercu wiara rodzi się - -
cóż ja potrafię, cóż zbuduję,
jeśli inaczej fatum chce?
I szukam Boga koło siebie,
i szukam jakichś dobrych sił,
aby mi strzegły, synku, ciebie,
abyś ty żył mi, abyś żył...
I moje błędne w myślach czoło
jam gotów wbić w modlitwy próg
i czekać, czy mnie ręką gołą,
gołą Swą ręką nie tknie Bóg - -
czy mi nie powie tam, z tym czołem
śćmionym przez błędny myśli wian,
zgiętemu tam pod błądzeń kołem:
Jam jest nad twoim synem - Pan!...
Synku mój mały: rośnij duży,
rycerz bez skazy i bez trwóg,
do świętej ręce podnieś róży,
święty na piersiach zawieś róg:
ta róża - to szlachetność duszy,
to cudna, męska, lśniąca stal;
róg: to Achilla głos wśród głuszy,
królewski głos goniący w dal...
Ty bądź poetą - ty ziść w sobie
wszystko, co ojciec marzył, śnił,
wszystko to, po czym jest w żałobie,
oby twych krwią się stało żył - -
gorzki zawodu i zwątpienia
trujący uśmiech z twoich ócz
niech się tryumfem wypromienia -
ty mój zgubiony odnajdź klucz...
I ojca twego, co milczący
u nóg by twoich siedzieć chciał
i słuchać, jak ty, anioł grzmiący,
słowem twym wierchy zginasz skał:
ty nie potępiaj, że tak mało,
tak mało zdołał zrobić sam - -
nie żyłem próżno, umrę z chwałą,
że ciebie, o mój synku, mam...
Już słyszę pieśń twą - wiatr, co leci
przez morza, kraje, świata zew - -
słowo nabrzmiałe krwią stuleci,
zwiastuna rannej zorzy śpiew;
w twej pieśni ból i radość świata,
i mądrość jego, czyn i sny:
wszystko się w jeden akord splata
i tym poetą jesteś ty!...
Ty jesteś tym poetą, który
śnił mi się, gdym był młody ptak - -
nie doleciałem tam, do góry,
czułem go tylko - - tamten szlak...
O synku! ty mi tam wylecisz,
ty stamtąd spojrzysz, z góry tam - -
jak słońce w niebie ty zaświecisz
i dumny będę, że cię mam!
I zmarnowane moje życie
objaśni blask twój, synku mój - -
będę cię śledził tam, w błękicie,
z radością, z trwogą wolał: stój!
Wiara i trwoga będą żarem
wstrząsać mą duszą, w sercu drgać -
lecz ty nie będziesz mi Ikarem,
jak bóg lśnić, jak bóg będziesz trwać!
I po raz pierwszy w moim życiu
będzie mnie błogosławił tłum,
żem dał mu duszę, że już biciu
serc jego dał ktoś wichrów szum
i po raz pierwszy ja do rzeszy
wyciągnę ręce, ja, com stał
z boku, jak jeździec obok pieszej
ciżby, lecz nie wódz dusz i ciał.
Dziecino moja! Ciebie bawi
zabawka, ale w oczach twych
już się duch jasny, mocny jawi
i dumę myśli ma twój śmiech.
Dziecino moja! Zapłać za mnie
ten, com był winien światu, dług
i na mym grobie powieś dla mnie
złamany miecz, złamany pług...