WYGNAŃCE DO NARODU
Wiersz napisany w r. 1850 z powodu skłaniania do żądania amnestii
Niechajże naród słyszy głos tułaczy,
Głos przeraźliwy, boleść go wydarła;
Oto my, biedni, w nędzy i w rozpaczy,
Nie wyrzekliśmy to słowo: "Umarła."
Choć nas głód morzy, choć szyderstwo pali,
Choć nam tęsknota z oczu łzy wyciska,
To myśmy Polsce wiernymi zostali
I wrócim wierni do ojców ogniska.
A kto nie wróci, kogo grób zabierze
Pomiędzy ludem na męczarnie głuchym,
O, bądźcie pewni, że umierał w wierze,
Że do ojczyzny wolnym wróci duchem.
Niech nas odepchną ludy znikczemnione,
Wy nawet - w kraju naszym bracia nasi,
Niech nas oblewa to łez morze słone,
Wiary w ojczyznę morze łez nie zgasi.
Z tą świętą wiarą przejdziem przez świat cały,
Przejście własnymi znacząc mogiłami,
Po tych mogiłach, gdy wejdzie świt biały,
Nie zmylim drogi, wytkniętej krzyżami.
Niech car zniewolą w kraju naszych braci,
Niech świat zhołduje - Polski nie zatraci;
Bo jeszcze wtedy nasz głos go powoła
Przed sąd Chrystusa, przed obliczność Bożą;
Chrztu na Polaków nie zetrą nam z czoła,
Choć nas uwiężą i w kajdany włożą;
Choć nas bić będą i plwać na oblicze,
Włóczyć przed sędzię tyranów przedajne,
Z tęsknym uśmiechem wypijem gorycze
I zniesiem w ciszy męki nam zwyczajne.
A choć krzyżowa nasza droga długa,
Ale im dłuższa, tym większa zasługa.
A wy, odstępcy, niech wam Bóg przebaczy,
Niech nie pamięta, wy z czołem wytarłem
Klękli przed carskim prestołem, przed czartem,
Niosący rózgi moskiewskich siepaczy
Na krew rodzinną, i wstyd was nie spali,
Kiedy bluźniercze wypluwacie słowa
Na tych, co Polsce wiernymi zostali
I płoną jeszcze jak świeca grobowa,
Podana w ręce chorego ściśnięte,
Przy której duchy gromadzą się święte.
I car, mówicie, przyjmie nas łaskawy
W ojczyźnie naszej, już w dziedzinie swojej.
Wiecie, że umarł, kto śmierci się boi,
Przeklęty, który zdejmą wieniec krwawy,
Kto łamie pałasz, kto opuszcza braci,
Kto się ubogiej swej matki zapiera,
Kto krwią ojczyźnie długu nie wypłaci,
Taki, słuchajcie, na wieki umiera.
O! bezrozumni, o, nikczemni wcale,
Odstępcy, dumni skarbów swoich złotem,
Pozwólcie umrzeć nam pod obcym płotem,
Fałszywe swoje zakończcie raz żale,
Bo groby pękną od tego bluźnienia
I z klątwą z grobów wyjdą na was ojce,
Bo język przyschnie wam do podniebienia,
Bo przyjdzie na was kaźń, jak na te zbójcę,
Którzy gdy z Boga złoty płaszcz ściągali,
Podniósłszy ręce, w zbrodni skamieniali...
W owym zbójeckim czynie uwiecznieni,
Kamieniem stwardli, gorsi od kamieni.
O! Polsko nasza, my święcie wierzymy,
Chociaż tak wielu odstępców się podli,
Że tam, gdzie ciągną pogorzelisk dymy,
Za ciebie, Matko, biedny lud się modli.
Że w niskich chatach i po starych dworcach,
Gdzie nie dosięga pycha i zepsucie,
Jeszcze tam mają orła na proporcach,
Jeszcze tam mają poczciwe uczucie.
O! jest tam wielu takich ojców prawych,
Co by przeklęli syna, gdyby wrócił.
O! jest tam wiele takich dziewic łzawych,
Które by powrót kochanków zasmucił.
O! jest tam wiele takich polskich matek,
Którym by serce pękło przy witaniu.
O! jest tam wiele takich polskich dziatek,
Co byś nie odjął się ich urąganiu.
O! jest tam wielu braci nieodrodnych,
Żywiących w sercach miłość dla Ojczyzny.
Jest ciebie, Polsko, jeszcze wielu godnych,
Co wezmą kiedyś na świadectwo blizny.
Ku nim wygnańcy wyciągając dłonie,
Kiedy ich kilku przy drodze usiędzie,
Śpiewają pieśni w tak żałobnym tonie
Jak konające na wodach łabędzie.
Dla niej i za nią niech nam serca ranią,
Ogień nie zgaśnie w wiernych apostołach.
Szyderstwo podłych poniesiem na czołach
Dla niej i za nią,
A nie uniżym do stóp carskich głowę,
Bośmy unieśli dumę narodowe,
Bez której podłe dusze się pogania.
Śmierć nam nie straszna, złe życie straszniejsze.
Śmierć to marzenie nasze najpiękniejsze -
Dla niej i za nią.