JAK TO NA MAZOWSZU
Po szerokim polu modra Wisła płynie,
Pochylone chaty drzemią na dolinie,
Nad wodą zgarbiony stary dąb żylasty,
Kędy bielą płótna wesołe niewiasty.
Po łące bociany stąpają powolne,
W owsach jednostajnie brzęczą świerszcze polne,
A z borów cienistych leśnej okolicy
Rozwiewa się wonność sosnowej żywicy.
Po niebie obłoki jak bieluchne runo,
Słoneczkiem przeciekło, pod błękitem suną.
Na wodzie, na Wiśle, śród ciszy poranka
Płynie łódź flisowska jak szara cyranka,
A za nią ładowne pszenicą galary,
Szum wioseł na falach i śmiechy, i gwary.
Po boru jagody dziewczę rwie na wrzosie
I śpiewa miłemu: "Pędź, głosie, po rosie."
Po długiej dolinie tęskne tony cieką
I słychać piosenkę daleko, daleko.
I gdzie się obrócisz nad Wisłą, nad Bugiem,
Brzmi nuta serdeczna za bydłem, za pługiem,
Po wodzie srebrzystej, po zielonym gaju -
Jakby jedna dusza była w całym kraju.
Oj, śliczna to ziemia to nasze Mazowsze!
I czystsza tam woda, i powietrze zdrowsze,
I sosny roślejsze, i dziewki kraśniejsze,
I ludzie mocniejsi, i niebo jaśniejsze.
Gdzie mi tak na świecie kto zagra od ucha?
Gdzie mi się rozśmieje tak raźna dziewucha,
Gdzie mi pokażecie naszą chatę lichą,
Taki bór szumiący, taką łąkę cichą?
Kędy ja usłyszę tyle ptastwa wrzasku?
Skąd wam modrej Wisły i białego piasku?
Serce moje, serce do tych lasów goni,
Do Wisły, do Wisły - oj tęskno mi do niej!
Szczęśliwe kuliki, szczęśliwe rybitwy,
Co nad nią powietrzne zawodzą gonitwy.
Oj! Mazur ja, Mazur pomiędzy obcymi,
Zmarnuję ja młodość na nie swojej ziemi.
Kiedym szedł do ludzi, cały dzień padało,
Pod wieczór się za mną słońce obejrzało -
Oj, poczerwienione jak oczy matczyne,
Co mnie błogosławiąc patrzyła w dolinę.
Wiatr szumiał po polu, a pszeniczne kłosy
Strząsały na ścieżkę krople jasnej rosy.
Po boru, po lesie, przez gęstwinę ciemną,
Na gałęziach wrony krakały nade mną -
Sierocemu sercu tak się wydawało,
Jakby coś w powietrzu po lesie płakało.
Spojrzałem przed siebie - nikogo nie było,
Kilka ciemnych sosen w ziemię się chyliło.
Daremne po drodze patrzyłem za siebie,
Jedna tylko gwiazdka mrugała na niebie,
I ta utonęła w ciemnej, mrocznej fali;
Nie było nikogo - i poszedłem dalej.
I dalej, i dalej w świat szeroki, długi, -
Bywajcie mi zdrowe, mazowieckie smugi!
Ludzie, nasi ludzie na polu leżący,
Bracia Mazurowie, coście tacy śpiący?
Wstawajcie! Wstawajcie! - Daremne wołanie!
Potłuczone zboże więcej nie powstanie.
Na dalekiej ziemi leży lud na pował,
Połamane kosy, co na wojnę kował.
A ja patrzę na nich we łzach niewymownych -
I przygrywam sobie na skrzypkach wędrownych.
Lasy, nasze lasy, mazowieckie lasy,
Coście przeszumiały nasze sławne czasy -
Gdzie się to podziała nasza dawna chwała?
Wiatrem się rozwiała, śniegiem roztopniała.
Taka wielka ziemia - o mój mocny Boże!
I że też z przemocy otrząść się nie może.
I po co to kwiecie rośnie, i dla kogo -
Żeby je wróg deptał swą przeklętą nogą?
I po co ta Wisła srebrne toczy fale -
Żeby w niej swe konie pławili Moskale!
Na co się te nasze dziewki wychowały -
Żeby dziś moskiewskie dzieci piastowały!
Oj, bracia Mazury! Krzywda nam się dzieje,
Ojcowską chudobę rozkradli złodzieje.
Wiecie, skąd te gwiazdy i piasek nad Wisłą?
Ile ludzi padło, tyle gwiazd zabłysło,
Z każdej łzy ziarenko piasku urobione;
Te gwiazdy i piasek - toć niepoliczone!
Skrzypki, moje skrzypki, do serca zagrajcie,
A wy też, Mazury, chętnie posłuchajcie!
Wszystko zostawiłem, a wziąłem to jedno,
Od czego wam lica to płoną, to bledną;
I włóczę się oto, i tęskliwie żyję -
Westchnieniem się żywię i łez się napiję.
I tak schodzi zima i za zimą lato -
Boże dopuszczenie - chwała mu i za to!
Zagrajcie, skrzypeczki, niechaj wdzięczne granie
Cichy wiatr zaniesie, gdzie moje kochanie.
I życie, i piosnka dobrze się opłaci,
Jeżeli łzy-perły weźmie z serca braci.
Witajże mi, witaj, ojczyzno kochana,
W boleści, w tęskności - oj dana! oj dana!