MAZUR [I]

 

Mazur ci ja, Mazur,

Spod Warsawy rodzic,

Nie żaden pan baran

Ani wojewodzic.

 

Najprzód mnie ucono

Grabić w łące siono,

Na stodole młócić,

Ćterma końmi włócyć.

 

A kiej mię już byli

Wyhedukowali,

To mnie ożenili,

Za żonę wydali.

 

Siono - jako siono,

Cielok - jako cielok,

Ale z miłą żoną

Cłowiek smutny wselok.

 

Bodaj to parobkiem!

Chodzić sobie sobkiem -

Copka z fantazyją,

Sukman granatowy,

 

A w tanecku biją

Iskrami podkowy,

Stalowy obcasik -

I cerwony pasik!

 

Jesceć mieli racją

Dawać hedukacją,

Lec ze żonkę dali -

To się pomylali.

 

Cłek by miał ochoty

Podobać się komu,

A tu ksycy z choty:

A pójdzies do domu!

 

Bóg się nie zmiłuje:

Toć mię gnębią wsyscy,

Żona mię pomstuje,

Dziecko w łóżku piscy,

 

A dymem z komina

Dymi chałupina:

Niech je tam wciornosce

W tym ostatnim dzionku!

 

Zostanę ja w wiosce

Chyba na postronku:

Jak jeno zaświta,

Z moją żonką kwita!

 

Zostawiam stodoły,

Dwa konie, dwa woły

I pscół ćtery pieńki,

W skrzynce dwa dukaty.

 

Ma nowe sukienki

I cycowe smaty:

Nie pierwsej młodości,

Nie będzie żałości.

 

Pójdę do starsego,

Zamelduję mu się:

Powiem, zem z Dębego,

Ze mieskałem w lesie.

 

Mam z sobą fuzyję,

Co niezgorzej bije:

Lepiej w wojsku strzelcem

Niż w chacie wisielcem!

 

Bo przysięgam Bogu,

Jakem Maciek Dzwoniec,

Ze by mi w chałupie

Przysło na ten koniec.


WIERSZE TEOFILA LENARTOWICZA