JAN KOCHANOWSKI

 

Łaskawe życia naszego szafarki,

Ciągną nić złotą pracowite Parki,

Na wrzecioneczkach żywo namotają,

Dni nasze w złote kłębki nawijają.

 

A gdy już przędzy nie stanie srebrzystej,

To przetną pasmo i w drodze wieczystej

Wnet się człek ujrzy; ten szczęśliwy zasię,

Kto żył dla ludzi dobrze w swoim czasie.

I jako na świat przyszedł - tak i schodzi,

Czysty, jako się sprawiedliwym godzi,

A świat był jemu płomieniem ognistym,

Z którego żywot jak żelazo czystym

Wypłynął w wieczność, tam, gdzie ojce, dziady

Przeszli po cichu - na wspólne narady.

 

Zielona lipo moja, w której cieniu

Siadam i słonecznemu kryję się promieniu;

Jakże to wiele z tobą rozmawiałem,

Jakże to różne myśli wyśpiewałem,

Za każdą - złotą struną potrącając;

Aże przegrałem życie, wdzięcznie grając.

Mogłem ci wprawdzie w zbroi, przypasany

Do miecza rycerz - i między dworzany

Stanąć królewskie. Lecz ty, lipo moja,

I ty mi, gęśli, milsząś niźli zbroja!

 

Śpiewak też równie myślą sprawy ima:

I świat mu cięży jak hełm nad oczyma,

Za poczciwości chroniąc się pawężą

Tnie prawdę mieczem - aż smoki polezą,

Albo zapaśnik legnie - wszędy boje.

Walczy, kto ima lutnię, jak i zbroję.

I świat jednako nagradza też one,

Liście na głowę wkładając zielone.

Tak nad mieczowym greckim bohaterem,

Jako nad ślepym śpiewakiem Homerem

Jedno, lauru liście skroń obwiodły;

Ziemia cóż ludziom da? - jeno chwast podły.

Pod cienie lipy mojej, gościu pożądany,

Spiesz się, tu cię pokrzepi mój dzban polewany,

Złota przywita lutnia i ubogie progi,

I kwiaty mego sadu, a domowe bogi

Sen ci spuszczą przyjemny - aż cię zbudzą z rana

Na gołębniku ptaki i klekot bociana

Lub wierzbowa fujara... Gościu mój kochany,

Usiądź ze mną za stołem i wianek różany

Przyjmij - fraszka ziemskie rzeczy,

Byle ojców obyczaj szczerze mieć na pieczy

I stare "kochajmy się" rad zawsze wspominać,

I umieć sobie z Bogiem i szablą poczynać.

Toć wszystko - więcej człowiek uczynić nie może,

Tępy ma wzrok, by odgadł dziwne sądy boże.

Więc się cieszmy nadzieją, chwytajmy sny złote,

Że nam naszą poczciwość i ojcowską cnotę

Nagrodzą - choćby płoche te sny były,

Praw-li, komu się one na świecie przyśniły.

 

Pójdź, gościu, w moje progi, otwarte ci wrota,

Wita cię stara prawość i stara prostota,

Zrzuć zbroje i rumaka pachołkowi oddaj,

A zwyczajom się naszym staropolskim poddaj!

Chcemy sobie być radzi,

Rozkaż, panie, czeladzi,

Niechaj na stół dobrego wina przynaszają,

A przy tym w złote gęśle albo w lutnię grają!


WIERSZE TEOFILA LENARTOWICZA