PIEŚŃ DRUGA

 

Jako młoda pasterka w piękny dzień wiosnowy

Wykwintnymi strojami nie obciąża głowy

Ani pereł na śnieżnych piersiach rozpościera,

Lecz na kwiecistym polu ozdoby swe zbiera,

W których, choć nie bogato, przystojnie wygląda,

Każdy jej chętny, każdy ją chętną mieć żąda -

Tak się piękna w swym toku, w okrasie niewinna,

Doskonała sielanka wydawać powinna.

Kazi ją słów nadętość, styl górny oszpeca,

Szlachetna skromność zdobi, przyjemność zaleca.

W słodkie wdzięki przybrana, mile głaszcze uszy

I nigdy nastrzępionym wyrazem nie głuszy.

Wszystko w niej prosto idzie. Sam głos przyrodzenia

I zdobić, i ożywiać ma pasterskie pienia.

Czyli to zbiera kwiaty, czy zgania barany,

Czy oprząta obfitą paszą hojne łany,

Czyli bogi wysławia w darach dobroczynne,

Czyli z Fillidą nuci zabawy niewinne,

Czyli stanu swojego szczęśliwość opiewa -

Zawsze się pasterz głosem natury ozywa [1].

Lecz często próżnym autor ogniem zapalony

Porzuca proste fletnie i wiejskie bardony

I tam, gdzie tylko służy dźwięk Muzy pieskliwy,

Zabrzmi, choć niedorzecznie, w głos trąby hukliwy.

Pan, nierad takim pieśniom, uchodzi z daleka,

A strwożone nimf grono w głąb lasu ucieka.

Drugi znowu, przeciwnie, że aż ucho boli,

Twardym smykiem na hucznej marynie rzępoli;

Nieświadomy natury, opak jej rzecz wiedzie,

Jakoby szerstkie w tany prowadził niedźwiedzie.

Inny, w wiejskich sielankach zbytecznie uczony,

Wie, o czym radzi senat, co myślą korony,

I żeby wiadomością dzieło przyozdobić,

Z Dametów i Menalków ministrów chce zrobić;

Nie może się to w ustach pasterskich osiedzieć,

O czym oni w swym stanie nie powinni wiedzieć.

Żebyś mówił szlachetnie, ale bez przysady,

Żebyś nie miał podłego grubijaństwa wady

I przyjemnym na dudce pasterskiej grał tonem -

Naśladuj Teokryta i pójdź za Maronem [2].

Godzien nasz Szymonowicz chodzić z tymi w parze [3],

Tak więc, jak on, na wiejskiej wygrywaj fujarze.

Tych skotopasów pieśni, które same wdzięki

Ulały, w dzień i w nocy nie wypuszczaj z ręki.

Ci sami, byłeś z nimi starał się oswoić,

Nauczą, jak głos wynieść, jak skrzypce nastroić,

Jak do natury ozdób najlepiej się zbliżyć,

Jak się podnieść bez pychy, bez podłości zniżyć,

Zwierzać się swych tajemnic, mówić poufale,

W radości grać wesoło, w smutku nucić żale,

Flory wdzięki, owoce Pomony opiewać,

Na przesadę skotarzów w piszczałki zagrzewać,

Narcyssa w kwiat przemienić, Dafne odziać korą,

Głosić ognie miłości, płakać nad Lindorą [4],

Uwielbiać dobrodziejów hojność wdzięcznym pieniem,

Dziwić się darom Niebios ze wszystkim stworzeniem,

A jeszcze - rzadką sztuką - i lasy, i pola

Zrobić konsulów godne i miłe dla króla;

Wydać, jak Amaryllis bolała strapiona

Nad smutnym kochanego ciosem Palemona,

Jak uderzył Dameta w żałobliwe głosy,

Jęczał Hippolit, Mirtyl rwał na głowie włosy [5].

Tak wielkie pasterskiego wiersza są zaszczyty,

Że i wdzięku przydaje rzeczy pospolitej,

I najwyższa w nim z mocy swojej nic nie straci,

Kiedy ją w przyzwoitej wystawisz postaci [6].

Wyżej trochę, atoli niezbyt okazale

Smutne rozwodzi swoje elegija żale:

Wziąwszy na siebie długi strój czarnej żałoby,

Czule serca przenika, martwe wzrusza groby.

Raz pochlebia, drugi raz gniewa się i gniewa,

Narzeka na odmienność, do statku zagrzewa,

To wesele maluje, to żale i smutki.

Lecz żeby, jak powinna, sprawiła swe skutki,

Mało, że rymotwórstwa masz talent szczęśliwy:

Trzeba mieć duszę czułą i serca głos tkliwy.

Nie lubię ja tych wierszy, gardzę tym autorem,

Co o swoich mi prawi ogniach zimnym piorem.

Udaje zewnątrz smutek, choć go w sercu nie ma,

I zmyślone na wszelki raz w oczach łzy trzyma;

Cierpi, a jednak zawsze z swojej kontent doli,

Jęczy w więzach, a przecie kocha się w niewoli;

Błogosławi przykrościom, choć srodze mu ciężą,

I całuje kajdany, które go ciemiężą.

Gdy mu dziwaczna miłość w głowie mózg przewróci,

Ustawnie się z rozumem i zmysłami kłóci.

Stąd szuka swej zalety, stąd czeka pochwały [7].

Czyż takim Tybull tonem swe śpiewał zapały?

Czyż w tkliwych jego pieniach nie czuć serca głosu?

A Nazo, który doznał tak przykrego losu,

Który sztukę kochania tak bawną zostawił,

Czyż tym tonem swe imię na nieszczęście wsławił?

I ty, Propercy, i ty, Gallu, co w starości

Nie znalazłeś w kochaniu słodkiej wzajemności,

Czy tak zimno śpiewałeś na gęśli ponurej?

Każdy w pieniach postrzega waszych głos natury.

W tym was tylko winiemy, że piórem swawolnym

Częstokroć wykraczacie i pędzlem zbyt wolnym

Malując swe rozkoszy, miękkości uczycie [8].

Jeżeli opiewasz nędze, którym ludzkie życie

Ustawicznie podpada, i smutnej Kameny

Czułym głosem płaczliwe chcesz wywodzić treny -

Serce mówić powinno, z niego wyraz żywy,

Nim się dzielnie tłumaczy człowiek nieszczęśliwy.

Ten, co go na wygnanie August obrażony

Wyrzucił, w jak żałosne opisuje tony

Swoje nieszczęśliwości! Nie znajdziesz człowieka,

Co z nim żalów nie dzieli, co z nim nie narzeka.

Jest pisarz, albijońskiej mieszkaniec krainy,

Co nosi łzami zlane na głowie wawrzyny,

Co płakał zabranego od śmierci haraczu

W miłych dzieciach; od niego nauczmy się płaczu [9].

Czuj sam dobrze twą nędzę - i my będziem czuli.

Jak ten, najukochańszej co płakał Urszuli [10],

I co niedawno wydał Żale Orfeusza [11].

Sama tylko do płaczu wzbudzi czuła dusza.

Pieśń równie moc wyrazów i myśli wspaniałość,

I najwyższą przyjmuje wiersza okazałość.

Śmiało swój zapęd wznosi niczym nie wstrzymany,

Rada z nieśmiertelnymi obcuje niebiany.

Jej tonem wielkość twórczej prawicy się wyda,

Gdy głosi cuda Boże na arfie Dawida [12].

Bogata w myśli, pełna ognistego ducha,

Leci jak bystra rzeka, jak płomień wybucha.

Ona szermierzom w Pizach zapory otwiera,

Śpiewa chwały zwycięzcy, co wieniec odbiera..

Głosi, czego Achilles dokazywał krwawy,

Lub jak na swe morderce był August łaskawy [13].

Raz jak pszczółka obiega wonne w polu kwiaty

I z nich na swą ozdobę znosi plon bogaty,

Maluje żarty, śmiechy, wesela i skoki [14],

To znowu niespodzianie bierze ton wysoki,

Trwoży w wielkich obrazach, w świetnych myślach błyska.

W niej staje w całym świetle sztuka rymopiska.

Niedużo słuchać lubi prawideł nauki

I nieład w niej szczęśliwy wyskokiem jest sztuki.

Precz stąd niech owe drżące rymopisy idą,

Co z hańbą Apollina, z Parnasu ohydą

Prawie nie znają w pieniach ogniem się zapalić!

Czyliż można te pisma nikczemne pochwalić,

Gdzie nic prócz słów nie widzę i nazwiska ody:

Owe suchych rozumów jeszcze suchsze płody;

Co w wierszach swoich zwykły głosić imieniny,

Szlubne związki wychwalać, śpiewać urodziny?

Największe ich ozdoby, najpiękniejsze kwiaty,

Że z ojczystych herbarzów liczą antenaty [15]

I z mężnego Jakuba, z nadobnej Krystyny

Wielkie na wsparcie kraju obiecują syny [16].

Wszędzie oda właściwą sobie cechę nosi,

Czy wielbi dobrodziejstwa, czy zwycięstwa głosi,

Że wspaniałość z zapędem myśli mieć powinna.

W niej się mieści i miłość, i rozkosz niewinna;

Ale niechaj nas miłość tak bardzo nie pali,

Bośmy się już w tym wieku nadto rozkochali.

Moralność dobra w pieśniach, gdy serce przenika.

Lecz jakim prawem weszła w pieśni polityka?

Umiejmy wszystkie rzeczy brać w przystojnym względzie,

Niech nie próżnym słów dźwiękiem pieśń, lecz pieśnią będzie.

Niech ją gra, której dzielnych Feb tonów użycza,

Lutnia Pindara, Flakka i Naruszewicza.

Epigramma myśl krótką rymami wykłada,

Raz je mniej, a drugi raz więcej wierszy składa.

Albo proste zamyka rzeczy opisanie,

Albo jeszcze dowcipne mieści o niej zdanie.

Epigrammatów wiele Marcyjalis pisał,

Naganny, że pochlebstwem tyrana kołysał;

Sam autor takie zdanie daje o swym dziele,

Że są dobre, że miernych jest dosyć, złych wiele.

Z myśli epigrammatu największa ozdoba:

Gdy zwięźle wyłożone, lepiej się podoba.

Przy nim się obok kładą i żarty, i fraszki.

Strzeż się razić przystojność dla próżnej igraszki;

Kochanowski z Kochowskim coś sobie pozwolą,

Potockiego gdy czytasz, uszy cię zabolą.

Dawniej epigrammatów duch się zbyt rozszerzył,

Ledwie nie każdy nimi rozum człeka mierzył.

Lecz wedle nich najwięcej gryzły pióra szkoły.

Jakież to dla czczych były ucinków mozoły:

Czemu na białym koniu jeździł Jerzy święty?

Jak głowę swą całował Dyjonizy ścięty?

Wymowa w epigrammach szukała okrasy

I kaznodziejskie nimi pstrzyły się hałasy.

Stąd wszystko się popsuło, gust dobry zaginął

I nim do nas powrócił - wiek cały upłynął.

Lubią rymy dowcipność, lecz niezbyt wytworną;

W igraszkach słów masz tylko ozdobę pozorną.

Ściągnij w jedno myśl dobrą wraz z rymem obierze,

A wtenczas epigramma swój poklask odbierze.

"Satyra w szczególności nikomu nie łaje,

Czołem bije osobom, gani obyczaje".

"Satyra prawdę mówi, względów się wyrzeka,

Wielbi urząd, czci króla, lecz sądzi człowieka".

Satyra w ścisłej z cnotą zostając przyjaźni,

Błędy ludzkie wytyka, lecz ludzi nie draźni.

Ten prawdziwy duch satyr, ta pierwszej treść proby:

Szydzić z wad, karcić błędy, oszczędzać osoby.

Pierwszy powstał na rzymskie przywary Lucyli;

Jak w zwierciedle się w rymach jego zobaczyli.

Mścił się za wyrządzoną prawej cnocie wzgardę,

Bronił uczciwych ludzi, gromił dusze harde.

Horacy do ostrości przydał trefne drwiny,

Nigdy w satyrze płazem nie przepuścił winy,

Nieszczęśliwa osoba, nieszczęśliwe imię,

Które tylko mógł gładko umieścić w swym rymie.

Ni łakomca, którego bożyszczem szkatuła,

Ni bicz nielitościwy na uszy, gaduła,

Ni ten, co się wad jednych chroniąc, w drugie wpada,

Ni ten, co o siekaczach swoich przodków gada,

Nie uszedł jego pióra. A tak umie szydzić,

Że gniewać się nie można, a trzeba się wstydzić.

Persyjusz więcej myśli w wiersz niźli słów ściąga,

Szaleństwu bezecnego Nerona urąga;

Stoickim napojony duchem od Kornuty,

Głupich kładzie za podłe natury wyrzuty,

Wszędzie się złych ukorzyć, dobrych podnieść sili;

Niech źli schną, widząc cnotę, że jej odstąpili.

W zgiełku szkoły wychowań Juwenalis śmiały

Aż do zbytku zaostrzył uszczypliwe strzały,

Smutne prawdy wytyka, wiersz gorący leje,

A często wysokimi ozdoby jaśnieje.

Czy to srogiego zwala posągi Sejana,

Czy pisze, jak chytrego na radzie tyrana

Podłe brzydkim pochlebstwem senatory kadzą,

Czy jak bezecne życie Rzymiany prowadzą

I jak się Messalina rozpustna przedaje -

Wszędzie się równy ogień i dowcip wydaje.

Tych mistrzów Kochanowscy godni są uczniowie,

Opalińscy, Krasiccy, Naruszewiczowie,

Lecz o nich i dawniejszych to przydam nawiasem:

Ci odwodzą od złego, tamci uczą czasem.

Kochanowski do króla Augusta w Satyrze

Choć niemiłą Polakom prawdę mówi szczerze:

Jako mając obfite nauki krynice

W kraju, próżnym ślą kosztem dzieci za granicę,

Jak broni zaniedbują, jak biegną za zbytkiem.

Jak osobistym wszystko miarkują pożytkiem,

Jako lasy pustoszą, że po malej chwili

Nie znajdą drew, by sobie izby upalili...

W Zgodzie karci duchownych, co by oświeceniem

Powinni być narodu, stają się zgorszeniem;

Między obywatelmi wrą brzydkie niezgody,

A kraju coraz więcej szwankują swobody.

Tak zacny mąż ten nasze upominał dziady,

By baczne mieli oko na groźne sąsiady,

Płytkie zawsze u boku nosili pałasze.

Przejrzał znać klęski, które widziały dni nasze.

Opaliński w bezrymnym wierszu uczy matek,

Aby nigdy w pieszczotach nie chowały dziatek,

Tych wytyka, co święte czytają żywoty,

Mówią o Panu Bogu, a nie mają cnoty,

Jakie w domach swawole, wykręty w dworszczyźnie -

Lecz mu się tłusty wyraz częstokroć wyśliźnie.

Krasicki - czyli na wiek zepsuty narzeka,

Czyli na świat młodego sposobi człowieka,

Czyli graczów szulerskie rzemiosło ohydza,

Czy hańbiące ród ludzki pijaństwo obrzydza,

Czyli chytre wystawia filutów zamiary,

Czy modnej żony kładzie na oczy przywary -

Wysokim doskonałej satyry jest wzorem.

Naruszewicz ostrzejszym następuje piorem

I na tych, co się z przodków swoich dumnie chwalą,

I na tych, co kadzidła pochlebnicze palą,

I na tych, w powierzonym co grzeszą sekrecie,

Co lada dudkowi wierzą lub kobiecie,

I jako świat głupstwami cały napełniony,

I jak teraz poczciwej trudno dostać żony,

I jak fircyk z Paryża po Warszawie lata,

I jak bieda chudego gnębi literata,

Kiedy rzadki z kieszeni wywlecze pieniążek,

By zamiast kalendarza dobrych nabył książek.

Dzielnym piórem skutecznie wszystko zrobić umie,

Żeby głupstwa poprzestać, kochać się w rozumie.

Tych więc torem postępuj. Umiej się utrzymać,

Jeźli cię żółć lub zemsta zaczyna poddymać.

Szanuj zawsze przystojność, szanuj obyczaje.

Nauczyż ten dobrego, co występkom łaje

W brzydkiej żółci zmaczawszy pióro uszczypliwe

Lub uszy szpetnym razi wyrazem uczciwe?

Dawni byli wolniejsi; teraz nie uchodzi.

My, choć od nich nie lepsi i starzy, i młodzi,

A może więcej jeszcze skażeni na duszy,

Jednak delikatniejsze mamy od nich uszy.

Niechaj satyra będzie w wyrazach ostrożna,

Nie maluje tak osób, że je poznać można,

Lub, co gorsza, wymienia. Choć wiersz piszesz gładki.

Za takową swawolę musisz pójść do klatki.

Styl jej do niewiązanej przystępuje mowy,

Ale niech się samymi nie napełnia słowy.

Ten, co dobrze wecować każdą umiał winę,

A najlepiej bezecną prawników łacinę,

Wiele by był Piotrowski przydał sobie chwały,

Gdyby w swym rymopistwie nie tak był niedbały.

W różnych rzeczy postaci i różnego zwierza

Bajka prosto do celu moralnego zmierza.

Co zwierzęta gadają, w czym się mylnie rządzą,

Niech się stąd uczą ludzie, niech równie nie błądzą.

Tok jej prosty, zaleta z rzeczy i stosunku.

Lecz i w tym mało dobrze pisało gatunku.

Nie z dużym smakiem czytam Sto bajek i oko,

Rzecz dobra, ale wiersze niezgrabnie się wloką.

Trzeba sztukę z wdziękami natury pomieścić -

I przypowieść zaostrzyć, i w bajce się pieścić,

Wszystko do swego kształtnie podciągnąć rzemiosła,

Dumę lwa, chytrość liszki, próżność wydać osła.

Od Wschodu się nam dostał ten zabytek wierszy;

Z Greków Ezop dowcipny prawił bajki pierwszy,

Fedr je Rzymianom, Fonten Francuzom przyswoił,

Jakubowski je rytmem ojczystym przestroił,

A ten, w którym się tyle wielkich darów mieści,

Krasicki śliczne zrobił bajki i powieści.

Jeźli więc w bajkach życia chcesz dawać przykłady,

Idź za piękną naturą i stąpaj w tych ślady.

 


SZTUKA 
RYMOTWÓRCZA

PRZYPISY DO PIEŚNI DRUGIEJ