SIELANKA SZESNASTA

ORFEUS

Menalkas i Licydas

Menalkas

Nie zawżdy, o Licyda, nie zawżdy do gałek!

Pod czas też nie zawadzi spróbować piszczałek.

Piszczałka pasterzowi zawsze przyzwoita,

Ale kto się za młodu leda czego chwyta,

I na starość nie bywa, jedno leda jakim:

I my się tego strzeżmy sposobem wszelakim.

Ociec mój tak powiadał: „Od gałek do birek,

Od bierek do pisanych; a z małych kostyrek

Potym się wychowają wielcy kostyrowie:

Tarnek się z młodu ostrzy, dawne jest przysłowie”.

Licydas

Wiesz ty, Menalka, że cię jak brata miłuję,

Wszakże wiedz, że cię o to nie jeden strofuje:

I wczora mi się o cię za włosy dostało.

Tu pod lipą kilka nas pospołu siedziało,

A tyś grał na fujarze, że cię słychać było,

Wtym bydło się ku tobie jakoś obróciło.

Rzecze jeden: „Nowy się Orfeus narodził,

Będzie za sobą bydło i niemy zwierz wodził.

Patrzcie, jako te krowy nadstawiają ucha,

Koniecznie tej fujary każda pilno słucha”.

Wszyscy się uśmiechnęli, a mnie gniew rozpalił.

Odpowiem: ,,Nazbyteś tę muzykę przechwalił.

A wiem ja, że Menalka przed tobą nie zjada,

Ba, i tu miedzy nami niewiele posiada”.

„Tym gorzej - rzecze drugi - dobrze by się zgadzać,

A na te się wysokie dumy nie przesadzać.

Onegda, gdyśmy grali kręgle przy ostrowie,

Minął nas, jakoby rzekł: «Wszyscyście błaznowie».

Ale mu te rozumki kiedyś pomieszamy,

A, ma-li twarde włosy w głowie, wymacamy”.

„Wżdy go bić nie będziecie: musi sam być przy tym,

Kto chce bić, a kto bije, bywa też ubitym”.

Porwą się zatym do mnie i jeszcze czupryna

Czuje moja, jako mię ćciła ta drużyna.

Menalkas

Wiem ja to, że niewiele mam u nich przyjaźni,

Ale i pies nie kąsa, gdy go kto nie drażni.

I ty się o mię nie swarz: niechaj oni swymi

Obyczajmi się rządzą, ja będę moimi.

Kres ukaże, kto dobrą drogą bieg prowadzi:

Kto sobie źle pościele z razu, sam się zdradzi.

Przeciwić się każdemu, nie zstałoby człeka.

Kto niełaskaw, lepiej go ominąć z daleka.

A ty sobie bierz przykład, jako się źle bracić

Ze złymi, gdyś to musiał włosami zapłacić.

Zawsze musi szkodować, kto się ze złym sprzęże;

Lepiej wniść miedzy wilki, lepiej miedzy węże.

I lub się oni z mego grania pośmiewali,

Bodaj mię raczej grubi osłowie słuchali,

Niżby się miał ocierać mój głos o ich uszy,

Rychlej się twarda skała, rychlej kamień ruszy

Niżli serce zawisne, bo te wszystkie złości

Przeciwko spokojnemu pochodzą z zazdrości.

Mniemasz, że w staroświeckich piosneczkach bajano,

Kiedy o Orfeowej muzyce śpiewano,

Że lasy, że zwierz dziki szedł za jego graniem?

Nic to zgoła inszego nie było, mym zdaniem,

Jedno, że był w kraju swym śpiewak umiejętny,

A ten gmin pospolity miał sobie niechętny,

I nie chcąc miedzy ludźmi mieszkać przeciwnymi,

Wolał wiek trawić miedzy puszczami głuchymi.

Cnota się nie utai. Niech, w jakie chce, cienie

Tuli się, przedsię jasno świecą jej promienie.

Wywrze człeka potrzeba, a co w kącie siedział,

Poda go sławie i świat będzie o mm wiedział.

Ani się tam zdarzyło w kącie Orfeowi

Długo ukryć, bo iż był przyszedł Chironowi

Do znajomości, który także przemieszkiwał

W pustych lesiech, a z bogi mowy częste miewał,

I rad jego przemożni królowie słuchali,

I syny swe pod jego ćwiczenie dawali.

W ten czas Jazon do Kolchów młódź grecką prowadził,

Temu Chiron przy inszych namowach to radził,

Aby Orfea z sobą wziął do towarzystwa.

„,Z rozumem (prawi), synu, dokazuj rycerstwa.

Z rozumem mocna władza. To jest wojska zdrowie

Najwiętsze, gdy ma hetman radę dobrą w głowie.

Ale iż Bóg nie wszystko jednemu otwiera,

Jako pczoła z różnych ziół słodkie miody zbiera,

Tak wodzowi potrzeba i dowcipem władać

Swym własnym, i mieć przy tym kogo się dokładać.

Na co ja tobie podam człeka wybornego

I zgoła-ć radzę, abyś nie jeździł bez niego.

Lubo w pałacach królów bogatych nie żyje,

Lubo się w gęstych lesiech i pustyniach kryje,

Ty go przedsię wyszukaj i gładkimi słowy

Ubłagaj, aby z tobą był w drogę gotowy”.

Usłuchał Jazon starca i wprzód koło tego

Pilno chodził, aby był Orfeus u niego.

Jakoż się nie omylił na jego dzielności,

Bo przezeń wszystkie w wojsku spokoił trudności,

Przezeń rzeczy dopinał, przezeń złe niezgody

Uciszał i wszelakie zwyciężał przygody.

Orfeus morskie burze i wodny szturm srogi,

Orfeus umiał błagać rozgniewane bogi

I kiedy we złym razie do wioseł się miała

Młódź ochotna, z muzyki jego pochop brała.

Raz w raz, okiem nie dojrzeć, w wodę uderzają,

Piany się kręcą, krople pod niebo pryskają,

Okręt leci podobny bystrym orlim piórom.

A kiedy nadpływali ku Tysyskim Górom,

Gdzie kościół starożytny Artemidy leży,

Żaden tamtędy żeglarz cało nie przebieży,

Jeśli pierwej boginiej darem nie ubłaga:

Każdego tam zakręci nieprzebyta flaga.

A Orfeus nie złotem, nie drogimi dary

Zmiękczył jej serce, ale dźwiękiem swej cytary,

Że nie tylko gniewy swe morze położyło,

Ale i ryb rozlicznych stada widać było,

Które się przy okręcie wkoło zgromadzały,

Jakoby wdzięcznych jego pieśni słuchać miały.

Tak się więc za pasterzem w pole trzoda sypie,

Kiedy gra na piszczałce lub na gęślach skrzypie.

Potym za jego radą wysep nawiedzili

Elektry Atalanckiej i w obrzędach byli

Usty nie pomienionych; on im też objawił

Matkę wszech bogów i jej cny obraz postawił

W nabożnym kraju midskim, i obchody strojne

Wymyślił, i rycerskiej młodzi tańce zbrojne,

Za co ona wszystkiemu wojsku chętna była

I swą łaskawą ręką bieg ich prowadziła.

I ty, Apollo, rymem jego uwielbiony,

Dodawałeś im w każdej potrzebie obrony.

Strach wspomnieć: gdzie się Skały Cyjańskie rozwodzą,

A znowu w ocemgnieniu ku sobie przychodzą,

I ptak lotem nie umknie, takim uderzają

W się zapędem i na proch wszystko pokrusząją.

Lecz gdy swoją cytarą Orfeus łagodził,

Bezpiecznie rączy okręt tamtędy przechodził,

Bo góry rozstąpiono jako wryte stały

I jego złotostronnej muzyki słuchały.

Ale ani żelazne Wulkanowe domy,

Ani ognistej Etny trzaskające gromy,

Ani tak straszna Cyrce, która przyrodzenia

Człowiecze w nieme twarzy czarami odmienia

I chowa na łańcuchach twardych przykowane

Raz w wieprze, raz w niedźwiedzie męże przedziałane,

Ani Scylla, co cało połyka okręty,

Ani Charybdys, w której wrą bystre zakręty,

Nie jest tak pracowitym żeglarzom szkodliwa,

Jako port pięknych Syren i ludzkość zdradliwa.

Uczona Muzo, coś to za córy spłodziła?

Bodajeś była raczej nigdy nie zażyła

Darów wdzięcznej Wenery! Z ojca serce mają

Niestateczne, a z ciebie, że pięknie śpiewają.

Szkodliwsza taka zdrada, która jadowity

Umysł pod jedwabnymi stówki ma zakryty.

Przetoż się ony zawsze nad brzegiem wieszają,

Pod czas w lekkiego ptaka pióra odmieniają.

A kiedy kto nadpływa, łagodnym śpiewaniem

Wabią ku sobie i słów cudnych namawianiem:

„Do nas, do nas, cny gościu, tu stań w porcie wolnym!”

A kto się raz dostanie ich rękom swowolnym,

W takie pęta, w takie się sidła nędznik wprawi,

Że się wiecznymi czasy stamtąd nie wybawi.

Pomiął o tym Orfeus i naprzód modłami

Wiatry błagał, że okręt bieżał pod żaglami.

Przy tym wszystkie misterstwa, wszystkie swej nauki

I graniem, i śpiewaniem wyprawował sztuki.

Słuchał Jazon, młódź insza wokoło słuchała,

A cytara Syreny wszystkie zagłuszała.

Na koniec same z brzegów ucha nadstawiały,

A długo za okrętem bieżącym patrzały,

A ten prół szumne wody, wiatr go z tyłu gonił.

Jeden się z towarzystwa tylko nie uchronił,

Battus nie barzo mądry; uwiodły go oczy

Do białej płci, z okrętu nieborak wyskoczy,

Puści się wpław, a ony dłonie wyciągają

Ku niemu i: „Sam do nas! sam do nas!” - wołają.

I przyszedłby był nędznik w ręce ich złośliwe,

Ale go stamtąd wiatry odbiły życzliwe,

Że rad nierad wypłynął na lilibską ziemię

I tam do śmierci mieszkał, tam zostawił plemię.

A ciebie jako wspomnieć, Medea niebogo?

Ach, niestetyż, nazbyteś postąpiła srogo!

Ojczyznęś - ach, niestetyż! - i ojca zdradziła.

Acześ wszystkiej Grecyjej dobrze posłużyła,

Pochwalić cię nie mogę. Kto boskiej bojaźni

Zapomni, tego wieczne prześladują kaźni.

I tyś niewiele wzięła z spraw swoich radości,

Raczej okrutne trwogi i ciężkie żałości.

Jeśli-ć kiedy wesoło słońce zaświeciło,

Pewnie cię najweselsze w ten czas nawiedziło,

Kiedy cię nie już gościa, już oblubienicę

Dowiodły Orfeowe rymy do łożnice.

Taniec egejskie nimfy, taniec prowadziły,

Aliskie i meliskie do nich się łączyły.

Niedługo się ucieszy, kto ma gniewne bogi.

Dla ciebie, cna królewno, znowu wicher srogi

Uderzył; już Grecyja przed oczami była,

Znowu burza w obcy kraj okręt zapędziła

I wparła na libijskie nieprzebyte brody,

Gdzie się zmieszane z piaskiem kręcą mętne wody.

A nawy abo w wirach toną ponurzone,

Abo w piaszczystym mule wiązną pogrążone.

Jakiego trudu, jakiej trwogi tam nie było?

Aż im do ostatniego głodu przychodziło.

Przychodziło i do ostatniego zwątpienia,

Że wszyscy pewni byli jawnego zginienia.

Sam tylko Orfeus był serca jednakiego,

Bo dufał mocnie bogom, a oni też jego

Nie ubliżali łaską swoją stateczności.

A gdy już zamierzony kres wszystkich trudności

Nadchodził, on to naprzód podał Jazonowi:

„Potrzeba (prawi) pokłon oddać Trytonowi.

W jego państwie jesteśmy, on morzem kieruje,

Ten tylko rad pomaga, kto wdzięk jaki czuje”.

Natychmiast chętny Jazon kosztownej roboty

Oddał mu na ofiarę trzynóg szczerozłoty.

A Tryton się ukazał jawnie nad wodami

I okręt z piasków zepchnął własnymi rękami,

I wodzem był, i drogą beśpieczną prowadził,

Aż ich na pożądany brzeg grecki wysadził.

Cóż ja czynię? Nie o tym zaczęła się mowa

Ani tej nocie służy chwała Orfeowa,

Ale ten ma obyczaj piszczałka ze trzciny:

To śpiewa, co przyniosą do języka śliny.

Licydas

Co często jest na myśli, toż i w uściech bywa:

Z pełnego (mówią) serca i do warg upływa.

Znać, że ty Orfeusa częściej miewasz w głowie,

Niżli, czemu się z sobą tryksają kozłowie.

Ale my dawnych wieków ludzie pochwalajmy,

Wszakże na teraźniejszych czasiech przestawajmy.

Dobre są mądre pieśni, dobre i staranie

O czym inszym, i ludzkie nie złe zachowanie.

Zajmijmy bydło, aby szkody nie czyniło,

Barzo się ku Stachowej niwie przybliżyło.

 


SIELANKI