XI. Zniknięcie

 

"To jest los człowieka; dziś bujnie strzela listkami nadziei, 
jutro dokoła niego suchymi liśćmi zimny wiatr powiewa."
Szekspir,
Makbet

NAZAJUTRZ PO TYCH wypadkach lud tłoczył się do drzwi przed kurdygardą; każdy chciał zobaczyć więzienie alchemika, który pilnowany przez czterdziestu ludzi i kaprala, za pomocą żywego diabła, umknąć zdołał. Jedni ze szczegółami opowiadali, jak pod wpływem zaklęcia, pogrążeni w bezwładności widzieli wylatujące na nietoperzych skrzydłach potwory, a krzyknąć ani przeszkodzić nie mogli, inni zaręczali, że już dniem pierwej słyszeli dzikie głosy i okropne pogróżki w wiezieniu i wyraźnie spostrzegli osoby wychodzące przez drzwi zamknięte.

Jednakże czarownik żadnego śladu nie pozostawił.

Domysły krążyły, iż uciekł na księżyc albo do Polski, albo do Wysp Świętego Brandana. Kto o tym mógł wiedzieć.

Bodenstein znaleziony został umarły na ulicy niedaleko bram miasta. Oprócz lekkiej rany w ręce nad łokciem, która niepodobna, aby była przyczyną jego śmierci, miał na piersiach wielkie czerwone plamy; były to znaki zjawiającej się wtedy w Saksonii morowej zarazy. Dziwiono się, iż właśnie Bodenstein, który głosił, iż posiada niezawodne lekarstwo przeciwko morowej zarazie i które bardzo drogo sprzedawał, jako tajemnicę od Paracelsa przekazaną, iż właśnie on padł jedną z pierwszych ofiar tej straszliwej choroby. *

 ______________________________________

 * Adam Bodenstein, jakkolwiek chełpił się, iż posiada nabyty od Paracelsa sekret przeciwko morowej zarazie, istotnie umarł na nią jedną z pierwszych jej ofiar.

 


POPRZEDNI ROZDZIAŁ

SPIS TREŚCI

NASTĘPNY ROZDZIAŁ