O OBOWIĄZKACH OBYWATELA.
DO ANTONIEGO HRABI KRASICKIEGO
Bracie, którego nazwać miło mi jest bratem,
Hazard czyni braterstwo, zasadzać się na tem
Jest czcić hazard; ja wielbię przeznaczenie boże.
Krwi związek niejednaki umysł łączyć może,
Ale kiedy z krwi związkiem myśl się równa sprzęże,
Myśl podściwa, a prawi z gruntu swego męże,
Czując się jeszcze bracią, roztropnym warunkiem
Łączą przyjaźń z względami, a miłość z szacunkiem,
Wtenczas braterstwo miłe, szacowne, poważne.
Niegdyś rzeczy istotne, czasem i mniej ważne,
Jedne czyniąc rozrywką, a potrzebą inne.
Pędziłem lata w milej zabawie niewinne.
Już żywa młodość przeszła, czas nastaje drugi,
Czas, co wątląc porywczość do istnej usługi,
Usługi winnej wszystkim, co mają talenta,
Nagli już bliskie skrzepłej starości mementa.
Wznoszę głos, póki rzeźwość głos wznosić pozwoli.
Jednejśmy matki dzieci, a matka w niedoli.
Ojczyzna — czcze nazwisko, kto cnoty nie czuje,
Święte, dzielne, gdzie jeszcze podściwość panuje,
Panuje tam, gdzie szczęścia los publiczny celem:
Największy zaszczyt wolnych być obywatelem.
Jam był, ty jeszcze jesteś. Roztrząśmy, mój bracie,
Co ty z szacunkiem dzierżysz, ja płaczę po stracie.
Nie potrzeba dowodów tam, gdzie jest rzecz jawna.
Ojców naszych prostota, cnota starodawna,
Ta, która wzniosła naród, ta synom przykładem;
Ich się nauk trzymajmy, idźmy bitym śladem.
Kochać kraj, jemu służyć — powszechnym jest echem.
Ale służyć bez względów, a służyć z pośpiechem,
Usłużyć a nie zyskać, owszem, w służbie tracić,
Czuciem tylko wewnętrznym duszę ubogacić,
Wywnętrzać się czyniący powinność o szkodzie,
Być zdatnym, a oglądać niewdzięczność w nadgrodzie,
Cierpieć kłamstwo, szyderstwo, żółć czuć, zmniejszać, słodzić -
Co wspiera, co stan taki potrafi nadgrodzić?
Cnota wyższa nad względy, wyższa nad korzyści,
Ta wzmaga czuły zapęd, ta myśl prawą czyści,
Ta ująwszy zapałem wznieconym niemarnie,
Znośne Regulusowi czyniła męczarnie,
Ta krzepiąc swym pożarem czułe prawych dusze,
Dała światu Kodrusów, dała Decyjusze.
Nie wierzy dziełom takim, kto niegodzien wierzyć,
Dusze podłe czym wzrosły, tym pragną i mierzyć.
Zwróćmy z nich wzrok podściwy. Godzien kraj kochania,
Kraj, co żywi, co zdobi, mieści i ochrania,
Kraj, któregośmy cząstką, a cząstką istotną.
Pseudopolitykowie maksymą obrotną,
Pełni jadu podchlebstwa, wśród płatnych okrzyków
Słodzą jarzmo poddaństwa, rozpacz niewolników.
Nie tak sądzi mąż prawy, względy nie ujęty:
Król wolnych ludźmi rządzi, despota bydlęty.
W każdym miejscu i czasie człowiek jest człowiekiem,
Te same w nas skłonności, co były przed wiekiem.
Nie krzywdzą synów mniejszym darem szczodre nieba,
Taż sama, co i w przodkach, w następcach potrzeba,
Potrzeba być szczęśliwym, ile możność zniesie.
Rząd prowadzi do szczęścia. Próżno frasuje się,
Kto raz dane obręby chce gwałtem przestąpić:
Szczodra w darach natura umie też i skąpić.
Mniej dając, niż pragniemy, nie daje, co szkodzi.
Cóż nad wolność przykrości człowieczeństwa słodzi?
Przecież i ta, gdy zbytnia, jest źródłem niedoli,
Nie potrzeba cierpiącym tłomaczyć, co boli -
Z doświadczenia nauka. Więc gdy szczęście celem,
Nie fanatyk swywoli jest obywatelem.
Nie kocha ten ojczyzny, kto chce wolno grzeszyć.
Tam, gdzie chłosta za zbrodnią nie zdoła pospieszyć,
Gdzie zwierzchność bez powagi, igrzysko z urzędu,
Przemoc szczególnych dzielna, a prawo bez względu,
Gdzie duma swobodności trzyma miejsce cnoty,
Tam nie Rzymian następce, ale Hotentoty.
Sławne Greki swobodą, lecz jej zbytek zjadły,
Gdy wyszedł na niesforność, i Greki upadły.
Padły stuletnie dęby, a trzcinom nauka.
Kto prawy obywatel, przesady nie szuka,
Zbytek i w dobrym zdrożny. Więc prawu poddany,
Czci te, co sam z narodem wybrał sobie pany.
Czci hołdem godnym siebie, przystojnym wolności.
Miłość jego z szacunkiem, respekt bez podłości
Czuje ten, co cześć bierze, a w prawej ochocie,
Widząc poddanych sobie wzgląd zacny przy cnocie,
Pod tym, co miłość wzniosła, zasiadając tronem,
Cieszy się ojciec dzieci otoczony gronem,
Cieszą się czułe dzieci, iż się ojciec cieszy.
Tyran, wzniosły na tronie wśród poziomej rzeszy,
Widzi skłonione karki, co je jarzmo tłoczy,
Pasie nędznych widokiem jadowite oczy.
Czuje, ale to czucie krótkie, bo gwałtowne,
Przystępy zbójcy ludu przemocą warowne.
Przecież tyran niesyty, a gdy lud uciska,
Więcej wewnątrz utraca, niż powierzchnie zyska.
Równość duszą wolności, a cnota ją wzbudza,
Rzecz publiczna jej własna, niewolnikom cudza.
Gdzie pan mówi - to moje, swobodny - to nasze.
Czujcie, ziomki, szacowne przywileje wasze.
Nie ma panów, kto wolen nad zwierzchność a prawo,
Zna swój zaszczyt, a przy nim obstawając żwawo,
Nie buntownik, lecz cnoty zagrzany upałem,
Całość w częściach szacownym gdy znaczy podziałem,
Gdy w przedziałach zna części młodsze, średnie, starsze,
Służy prawu, czci bracią, hołd daje monarsze.