Piąty: SYMNOZYM
Tobie, lutni mowna, i wam, wdzięczne strony,
Uskarżam się na niewdzięczność Telegdony,
Która skoro mi ogień w sercu podłożyła,
Zaraz się skryła.
Pała serce, chociaż wiatry złą nadzieją
Na zapały rozżarzone zewsząd wieją,
A płomień wyniosły, który z nich wynika,
Głowy mej tyka.
Tenże pożar skoro doszedł i rozumu,
Pełno po głowie kłopotów, pełno szumu;
Już od dymów źrzenice urażone płaczą,
Już łzy z nich skaczą.
Jeśliś myśli uzdrawiała kiedy chore,
Lutni, ratuj serce, póki nie przegore,
Pomóż, dokąd w ostatnią nie pójdzie perzynę
Serce jedyne!
Ale jakoż, lutni, ogień ten zatłumisz,
Który swym dźwiękiem podżegać barziej umiész?
Gdy jeszcze Telegdonę swym głosem chwalisz,
Sama mię palisz.
Telegdono, tyś boginią ulubiła,
Która się w morzu burzliwym urodziła,
I samaś morze. Skądże na moje zniszczenie
Bierzesz płomienie?
Z oczu twych jasne płomienie wypadają,
Te spróchniałe kości we mnie podpalają,
Te mię pieką okrutnie mojemiż żądzami
Jako świecami.
Wierzę, kiedy ciało moje próżne duszy
Robak podziemny swym zębem w proch pokruszy,
Skoro na mię ognistym pojźrzysz twoim okiem,
Ożywię skokiem.
Mylę się! Nieubłagane twe przymioty
Raczej do morskiej podobne są istoty:
W twym burze, wichry, flagi, skały nieprzebyte
Sercu są skryte.
Ani niebo wylewając rosy płodne,
Ani wiatry powiewając kwiatkorodne,
Ani osłodzą morskiej gorzkawej paszczeki
Łagodne rzeki.
Tak też chęci moje zwykłe i przyjazne
Zaloty z podarunkami nie są ważne,
Nie mają miejsca pieśni dowcipnej kameny
U złej syreny.
Przetoż czas na brzegu stawić suche stopy,
Póki mię nie pożrą żywcem te zatopy
Morskie, których w mym sercu ognie wodą straszną
Znienagła gasną.