Pierwszy: HELIODOR
Kiedy Amfijon, lutnista ćwiczony,
Na dziewięć buntów nawiązane strony
Przy cichym trącał Kaistrze,
Już tam naprzedniejsze mistrze,
Którzy się szczycą Taliją,
Celował swą melodyją.
Abowiem ciała leśne próżne ducha
Na jego granie nadstawiały ucha;
Nawet dąbrowy zielone
I doliny rozłożone,
Drzewa, góry, rzeki, skały
Muzyki onej słuchały.
Ptacy nad jego wieszały się czołem,
Źwierz go otaczał jednostajnym kołem,
Rzeki nieme i żywioła
Nierozumne - owo zgoła
Wszytkie powszechne stworzenia
Do jego spieszyły pienia.
O boska lutni, coś za władzą miała,
Kiedyś do siebie wszytek świat zwabiała?
Co to za rozkoszne dźwięki
Wynikały z onej ręki,
Że ich przewyborne tony
Przenikały płód stworzony?
Wierzę, nie miałaś inakszej wdzięczności,
Tylko żeś pieśni grała o miłości,
Która przez jedno skinienie
Jakoby przez głośne pienie
Wszytek krąg ziemski pociąga
I z niska nieba dosiąga.
O ogniu, który gdy się w serce wkradniesz,
Ciałem i duszą potajemnie władniesz,
Tobie gwoli na spinecie
I na cichym grawam flecie,
Ty mnie daj z twych przyjemności
Iskierkę jednę miłości.