Piętnasta: BELLONIA
Już siódme lato koralowe wargi
Różom rozwija, już siódmy raz skargi
Słowik powtarza, siedząc na leszczynie,
Jako o srogim śpiewam Kupidynie.
Który nie włócznią ani ogniem małym
Serce mi zranił, lecz piorunem całym
Ono przeraził, kiedy się otoczył
Płomieniem i sam wpojśrzód niego skoczył.
Zaczym mu i łuk, i zalotne strzały,
I żagle w chybkich barkach ugorzały,
Że choć czasem chce wylecieć do góry,
Nie może wzbić się spalonymi pióry.
Owszem, iż skrzydła niespokojnie trzyma,
Coraz tym większe zapały rozdyma.
Ciesz-że się teraz z tak znacznego czynu,
Okrutnej matki okrutniejszy synu!
Ja pałam, we mnie pożary się niecą
Wielkie, a choćże iskry spore miecą
W serce miłego przez oczy pieszczone,
Jednak nie mogą palić rozdwojone.
Niechże ja będę Miłości kościołem
Ognistym; tylko niżeli popiołem
Zostanę, niechaj najmilszy przybędzie:
Że ja podpałem, on ofiarą będzie.