Siódma: LENERULA

 

Oto ja dzisia śmiertelną zasłonę

Ciała grubego złożywszy na stronę,

Dziwnym a nie lada jakiem

Pójdę na powietrze ptakiem.

 

Wprawdzieć nie z Krety, z obłędliwych przecię

Budynków, jakie Dedalus na Krecie

Sztucznie zbudował przed laty,

Wylecę, człowiek skrzydlaty.

 

Już mi nadzieja woskiem pióra spina,

Już mi chęć skrzydła do barków przypina,

Już mię myśl porywcza z niska

Pod jasne obłoki ciska.

 

Terazże lotem wpadszy między wiatry,

Przez dzikie pola i oziębłe Tatry

I przez niezbrodzone rzeki

Polecę, jako ptak leki.

 

Aż gdy roszańskie obfite doliny

I kąt mnie milszy nad insze krainy

Obaczę, natychmiast pióry

Puszczę się ku ziemi z góry.

 

Tam raz przywitam, trzykroć ucałuję

Część serca mego, którą tak miłuję,

Że dla niej lubo śmierć, lubo

Żywot przyjmę zawsze lubo.

 

Widzę już, widzę oczy ukochane,

Widzę jagody i wargi rumiane,

Widzę postać nie zmyśloną,

Mnie tysiąckroć ulubioną.

 

Kto by cię nie znał, Symnozymie złoty,

Jedyne moje na świecie pieszczoty?

Tyś rozkosz ma nieodmienna,

Tyś myśl moja całodzienna.

 

O dniu szczęśliwy, chciej się prędko spieszyć,

Który stroskane serce masz pocieszyć

Natenczas, kiedy na jawie

Swemu miłemu się stawię.


ROKSOLANKI: SPIS