POSYŁAJĄC WIERSZE JEGOMOŚCI PANU MARSZAŁKOWI WIELKIEMU KORONNEMU

 

Wielkiemu panu, ale i wielkiemu

Wierszów uznawcy, dowcipów sędziemu,

Pójdź, rozkazaniem jego przymuszony,

Oddaj twe, wierszu, i moje pokłony.

Żebyś nie zbłądził, chociaż nie za morze

Idziesz, o jego tak się pytaj dworze:

Kiedy'w Warszawę wnidziesz od Krakowa

I pański miniesz pałac Ujazdowa,

Naprzód z zwyciężną potkasz się kaplicą

I carów jętych pamiętną tablicą;

Potem masz w prawo królewskie ogrody

I pałac, wiślne patrzący na wody,

Groty i loggie, stajnie i sieczkarnie,

I co królewski dwór uciech ogarnie.

Nic tu nie wstępuj, ma król swoje sprawy

I poważniejsze niż wiersze zabawy:

Jako uśmierzać Chmielnickiego bunty,

Szwedzkie w przyjaźni zatrzymywać Zunty,

Co z Moskwą czynić niestatecznej wiary,

Skąd wojsku płacić, gdzie gromić Tatary.

W lewo zaś miniesz słupek, co po trosze

Poszeptem o nim wspomina Mazosze;

Po tejże ręce i na tej połaci

Święta Teresa Bogu śluby płaci,

A za nią pałac podnosi swe dachy.

Niezwykłe Polszcze i złociste blachy,

Wielkiego kiedyś kanclerza: o, gdyby

Żył, tu byś mogła, lutni, bez pochyby

Jako do swego wstąpić i bez mała

W kupie byś laskę z pieczęcią zastała.

Ale teraz miń, bo pustki w tym dworze

I dziedzic, łaskaw na cię, w bucentorze

Albo w gondoli, równej w biegu strzale,

Weneckie ściga łanie po kanale.

Hetmańskie potem puścisz w bok fabryki,

Który jak wstąpił między nieboszczyki,

Zwiędła Korony sława na pokosie

I koniec Polski na cienkim był włosie.

Podle masz ojców wyzutych z Karmelu,

Ostrego życia i potraw niewielu;

Miń, tłusty wieprzu, mięsa tu nie jedzą

I w grubej kapie o żarcie nie wiedzą.

Dalej masz piętrem opuszczone z góry

Aż na brzeg Wisły Kazanowskie mury.

Gdzie pani rącze do Rzymu zawody

Z powtórnym mężem puszcza o rozwody;

O ścianę zaraz i z jednejże gliny

Murem złączone tłuste bernardyny.

Depcące z twardej grabiny cekuły,

I mniszki tejże pominiesz reguły.

Potem się dworzec narożni odkrywa,

Gdzie mniejsza pieczęć litewska spoczywa.

Chcesz wstąpić, lutni? Byli-ć by tu radzi,

Bo się i sam pan z Muzami nie wadzi,

I sam wiersz pisze, i moje Kameny

Doszły u niego niezwyczajnej ceny.

Ale się ty spiesz w naznaczoną stronę

I w samo miasto przepraw się przez bronę;

Ale stój: widzisz te rosie marmury,

Ten słup, Chęcińskiej znaczną dziurę góry,

Ten napis i ten posąg, nie człowieczem

Wzrostem monarchy, stąd z krzyżem, stąd z mieczem?

Syn to Trzeciemu wielki Zygmuntowi

Wystawił, sprzeczny chlubnemu Rzymowi;

A sam swym dziełom, na które się wścieka

Zazdrość, pamiątki jeszcze dotąd czeka.

Przyszedszy w miasto, nie wstępujże w prawo:

Sejmy tu łamią, przerabiają prawo,

Rzadko tu dobry stróż, że prawdę rzekę,

Ukręcą-ć kołki i potłuką dekę,

I swar poselskiej zagłuszy cię izby,

Nie przeciśniesz się przez panięce ciżby;

Snadź i niemieckie piki, partezany

Między królewskie nie puszczą cię ściany.

Ani się w lewo na Piwną ulicę

Udawaj - twoja rzecz chwalić winnicę

(Prócz żebyś chciała o jednejże strawie

Nawiedzić kościół najstarszy w Warszawie,

Gdzie święty żołnierz, żeby nie zmarzł goły

Żebrak, płaszczem się podziela na poły),

Ale idź prosto, gdzie Ewangelisty

Kościół i drużby jego, który czysty

Chrzest na świat przyniósł: tu, jak u swej fary,

Król w święta słucha Najświętszej Ofiary.

A podle zaraz, jakoby przyszyci,

Ojcowie mają konwent jezuici;

Mijaj precz, takich nie przyjmą tu gości,

Choć polityki pełni i ludzkości,

Ale swawolą zawsze rózgą straszą

I wiersze w księgach bezpieczne walaszą.

Stamtąd w rynkowym już staniesz obwodzie,

O marszałkowskiej spytasz się gospodzie;

Ale nie pytaj, tylko patrz, gdzie krwawy

Grunt białej potok przedziera Śreniawy

I gdzie dym gęsty wielka kuchnia pędzi.

A szereg Węgrów usrebrzonych siedzi.

Tam wnidź, ale wnidź ostrożnie, jak z kartą

Supliczną, pierwszą i zostań za wartą:

Marszałek ci to, ma prawo na szyję,

I choć przy królu (nie ciśnij się!), bije.

A gdy cię puszczą bliżej retiraty,

Umiej ty w swój czas upaść, jako z czaty;

Ma on godziny, w które sprawy sądzi

Zgryzie i wielki dom królewski rządzi,

I jako pierwszy urzędnik Korony

Myśli, co w radę wnieść dla jej obrony,

Albo kiedy Rzecz puści Pospolita,

Tacyta w głowie i bez księgi czyta,

A gdy mu próżna pozwoli godzina.

Wiernego składa Pasterza z Guaryna.

To wszytko nie twój czas; ale patrz, kiedy

Złożywszy laskę i wielkie urzędy,

Pogodny czołem i w myśli wesoły,

Z dobrymi za stół siędzie przyjacioły,

Kiedy kielichem dadzą wina sporem

I beczka spodnim schyli się walorem.

To właśnie twój czas, wtenczas się surowych

Nie bój dekretów na się marszałkowych.

Choćby tam były i z konwentu braci

Zafasowane nabożnie postaci,

Uczynią-ć miejsce wesołe kielichy

Nie tylko między pany, między mnichy;

I gdzie brzęczy sprzęt łańcuckiego szklarza,

Czytać cię będą i wśród refektarza.

Wtenczas wnidź śmiele i opowiedz, że ty

Chętnie przynosisz rozkazano wety,

I proś, żeby cię uczcił swymi wzroki

Choć wtenczas, kiedy węgierskie posoki

Wolno przeplatać.niewinnymi żarty:

Albo gdy w polu będzie czekał z charty

I jak na pewną psi wysforowani

Ani się ozwą w gęstej kniei, ani

Kotek się próżno wykraść zechce strugą,

Straw mu bez gniewu godzinę i drugą.

Poślę mu potem karty nie tak płonę

l nie lutennym dźwiękiem nastrojone,

Ale wojennej trąby, która dzieła

Będzie po świecie jego roznosiła.

Jeśli się o mnie spyta: Pan w Rakowie,

Przy maju - powiedz - łata słabe zdrowie:

Lecz jak się ze krwie odprawi hecugą,

Stawi-ć się zaraz do dworu z usługą.


SPIS WIERSZY