* * *

 

Oto mej duszy świątynia - z czarnych, jak miłość, marmurów,

gdziem lud spiżowych posągów zaklął nad głębią rozpaczy.

Niech wicher morski gra, niech strąca lwów - Poskramiaczy

w płynny wulkanów żar - w ogniowy pałac Ahurów.

Tu napowietrzny most z bolesnych krwawych stygmatów

między górami na morzu, jakoby nici pajęcze -

i tu Cię będę niósł, jak chmura porwaną tęczę,

na ten najwyższy cypl - w zorzy polarnej dwóch światów.

I Tobie oddam regiony, co w skalnych zboczach mej duszy,

jak ametysty lśnią: sny prerie; sny jak miesiąc w borze,

i tę ścieżynę modlitwy, którą szedł Chrystus raz w mroku.

A dla mnie to bezbrzeżne kraterów gasnących morze,

upiory świateł, wieczność, której już nic nie poruszy -

chyba ten Bóg - co przyszedł mię potępić - w Twoim wzroku.


SPIS WIERSZY