ROZDZIAŁ IV. 
PODRÓŻ DALSZA DO OCHOCKA

 

Byłem wieziony od Irkucka do rzeki Leny kilkadziesiąt mil powozem przez dzika hordę, do którego miejsca już się zakończyły kinie. Znalazłem już kilka statków uładowanych towarami przez kupców Irkuckich, którzy towary swoje, rekwizyta okrętowe spuszczają rzeką Leną do Irkucka, stamtąd na wierzchowych koniach więcej trzech tysięcy wiorst pustymi górami, lasami transportują na okręta, co ich to wszystko bardzo wiele kosztuje, bo wiele koni z pakami ginie od niedźwiedzi.

Opuszczone miejsce kilkadziesiąt mil przed Irkuckiem, do którego wracam się. Kiringa kolonia leży na trakcie do Irkucka, złożona z kilkudziesiąt osady ludzi na zsyłkę posłanych, dano nam kwaterę, dość dom duży i wygodny. Okna były z tego kamienia, który się drze na arkuszowe papiery, przez które dość widać, na tym szkle pisze się krzemieniem lub goździem jak na pergaminie.

Gdy oficer pilnujący podweselił sobie podobnież i cała warta, wtem przypatruję się oknu i widzę jakieś wiersze napisane, których było kilkanaście po rosyjsku ręką Księżny Menszykowej, która z mężem gdy była wieziona na zsyłkę w tym domu jakiś czas spoczywała, która wypłakawszy oczy ze smutku nie dojechała do Berczowych ostrowów, umarła w drodze i tam pogrzebiona została. Gdy te wiersze czytam na oknie, wchodzi bardzo stary człowiek lat ośmdziesięciu wieku, który z młodych dni będąc oficerem, do tej kolonii był zesłany. Skoro wszedł do mnie oświadczył, że jest gospodarzem, i że jego dom jest przeznaczony na spoczynek ludzi nieszczęśliwych, bawił mnie przez dwie godziny; wiele mi naopowiadawszy awantur, aż nie wyspał się mój oficer, który staruszek już się więcej ze mną nie widział.

Przy tej kolonii płynie wielka rzeka Kirynga, koło której bardzo wiele Jakuckich narodów mieszka, którzy w polach gdy robią koło siana lub innych robót najczęściej są nadzy prócz że mają rzemienne fartuszki, obsiadają ich muchy duże, bąki, komary, pająki, lecz oni tego nie czują dla grubości skóry, przez którą ból nie dochodzi.

Rodzaj tych ludzi, karłowaty, nogi najwięcej łękowate, oczy wielkie, twarze szerokie, i koloru hebanowego, włosy czarne i grube jak u koni, silni nadzwyczajnie, na koniach bardzo mężnie jeżdżą, z łuków celnie strzelają i są ażardowni. Kobiety bardzo pięknie się ubierają; suknie mają ze skór, malują farbami i pracowicie tamborują rozlicznymi trawami, włosami koni i innych zwierząt, konno jeżdżą i z łuków strzelają, są czerstwe i wytrzymałe na zimno.

W Jakucku takie jest zimno jak w żadnej części Syberii. Mają wielkie stada, koni i bydła, koni nigdy nie kują a te po największych lodach i górach tak się trzymają jak najostrzej kute.

Kirynga należy do Irkucka, wielki to jest naród, którego liczą do kilkadziesiąt tysięcy ludności.

W Jakucku przebyłem część zimy do wiosny; znalazłem Komendanta znajomego pułkownika S..., który dość w Województwie Mińskim dla rabunków był sławny. Porobiwszy wiele kryminałów w Polsce wyrobił się na komendę do Jakucka, wiele miał Polaków przy nim służących i ci tedy sekretnie mi opowiadali, wiele on ma różnych sprzętów rabownych, monstrancjów, kielichów, paten i wiele innych sprzętów kościelnych.

Jakuck jest to punkt głębokiej Syberii ku portu Ochock zwanym zbliźny ; w tym miejscu najwyborniejsze sobole i lisy czarne, gronostaje. Leży nad rzeką Leną. Narody Jakuckie dzielą się na dwanaście Książąt albo Kniaziów, którzy z rodu swojego biorą pierwszeństwo. Język mają bardzo obfity podobny do tatarskiego i kiedy się z sobą schodzą, nieustannie gadają o zwierzętach, o polowaniu i o marach, które im się widzieć dają, toż samo i kobiety, ale nierównie więcej konwersacji mają o Szamanach (1) i widzeniach różnych. W niektóre dnie byłem proszony na obiad do tego komendanta. Pewnego czasu na

(1) Szamani są to kapłani czyli wieszczowie tych narodów.

jego imieniny byłem zaproszony, gdzie niespodziewanie znalazłem kilka osób naszych Polaków, nie wiedząc, że się w tym samym miejscu znajdują. Pierwszy Oskisko Strażnik Litewski, drugi Dubrazki z Wołynia magnat, trzeci Horodenski Pułkownik, czwarty podpułkownik Zienkowicz. Na tej kompanii przez cały ten bal można się było bawić, ale rozmawiać ostrożnie. Komendant miał żonę Szwedkę, były tam i tańce ale z naszych Polaków nikt nie tańcował prócz Zienkowicza, który się umizgał do jego żony; i potem już Zienkowiczowi nie wolno było bywać u tegoż komendanta. I w innych miejscach było dość kobiet, żon oficjalistów, gdyż w tym miejscu znajdował się sąd niższy. Komenda była złożona z kilkuset ludzi i rozkazywała tak licznemu i mężnemu narodowi. Komendant w dnie niektóre zapraszał naczelników Jakuckich niby dla oświadczenia jakiegoś monarszego rozkazu. Kazał im w kilku kotłach jeść gotować i częstował ich przy gorzałce, która tam jest bardzo droga. Każdy z Jakuckiej starszyzny przywiózł jemu w prezencie kilkanaście najczarniejszych sobolów czym mu się bal zawsze dobrze nagrodził.

Te narody opłacają podatek sobolami i z kilkudziesięciu soboli wybierają jednego dla skarbu, w tym tylko braku bardzo wiele komendant profituje. Kupcy posłani z Irkucka przybyli z różnymi rekwizytami i towarami rzeką Leną do Jakucka, czynią przygotowania przez część zimy na wyprawę do portu Ochocka. Bydło za bezcen kupują i rzną, mięso wędzą a w skóry mokre bydlęce obszywają swoje towary. Starają się zachować po cztery kamienie wagi, godzą Jakutów z kilku tysiącami koni, na każdego konia zawieszają wagi po cztery kamienie z każdej strony a jeden kamień wagi na środku umieszczają, i tak mając już wszystko przygotowane, biorą żywność trzechmiesięczną. Jakuci maja zaś żywność dla siebie, poprzewieszane na koniach wory skórzane a nalane mlekiem, z którego potem masło robi się. Mają też mięsa bydlęce wędzone, a kiedy ich zabraknie, jedzą i konie. Na miejscu chleba mają gomółki z kory drzewa listwinicy, która podobna jest bardzo do naszej jodły. Obdarłszy pierwszą korę z drzewa, druga biorą do jedzenia, suszą i mieszają z częścią mąki żytniej, której dostają bardzo drogo od kupców Ruskich w Jakucku mieszkających. Gdy za przyjściem wiosny rzeka Lena puściła, zaczęliśmy już mieć się do podróży. Koledzy moi z tego już miejsca zostali rozdzieleni i każdy poszedł w swoje przeznaczenie.

Był przysłany Myszyński kniaź na komendanta do Ochocka i do tego konwoju przyłączył się komendant Jakucki Szlewiry. Rekomendował mnie onemu, ile że mnie zna dobrze, aby z swojej strony okazywał dla mnie dowody przyjaźni, zwłaszcza, że do Ochocka byłem przeznaczony, nie wiedząc jeszcze o dalszej mej podróży. Miałem ze skarbu wyznaczonych dla mnie i pod moje rzeczy do Ochocka cztery konie. Było zaś w ogóle koni cztery tysiące a na dwadzieścia jeden Jakutów. Cała ta nasza komenda była uzbrojona w łuki i strzały; ze dwa tygodnie przeszło, nim ta całą wataka mogła się przez rzekę przeprawić.

Ruszył ten konwój, koń za koniem, bo tak były urządzone. Drogi żadnej, tylko strasznymi górami i wąwozami, ale w konwoju było wielu Jakutów którzy wiedzieli drogą. Są znaki jeszcze drogi po kościach końskich, gdzie przez tyle już lat transporta chodzą do portu Ochocka, gdyż konie padają po drodze, część od niedźwiedzi zjedzona. Od Jakucka do Ochocka liczą blisko trzy tysiące wiorst. Przez tę całą drogę nie widać żadnych kolonii. Prócz niewielkiej osady nad przewozem. Wybrzeża rzek za spadnieniem najmniejszego dżdżu nieznacznie się wodą napełniają, gdzie dwa lub trzy dni stać potrzeba nim woda opadnie, gdy później i nogi zamoczyć nie można.

Na każdą górę kiedyśmy się wdarli, Jakuty czynią nabożeństwo i od każdego konia wyrwawszy włosy, zawieszają na drzewach. Przechodząc najwyższe góry, są tak wysokie miejsca, ze ledwo człowiek pieszo i po jednym koniu może przeprowadzić, a z obu stron straszne przepaście, gdzie mieliśmy kilka przypadków, że po kilkanaście koni z ludźmi ginęło. Szliśmy zawsze od rana do wieczora bez popasu; stawaliśmy na nocleg zawsze nad jakąś rzeką i paszą dla koni. Wystrzegaliśmy się tylko nocować blisko udrów dla napadu niedźwiedzi; gdzie każdej nocy musiało kilka koni zginąć. Stanąwszy na nocleg, roznieciliśmy obozem wkoluteńko ognie dla postrachu niedźwiedzi, każdy wydobywał swoje zapasy i jeść gotowali. Kupcy mieli swoje namioty, prócz tego jeszcze na twarzach sitko włosiane z płótnem, których zrzucać nie można było dla niezwyczajnego mnóstwa, komarów i robactwa w powietrzu znajdującego się. Zaś oddychać bez sitka było niepodobno, gdyż inaczej gęba byłaby robactwem napełniona.

Najwięcej żyliśmy herbatą, mając ze sobą suchary żytne i pszenne. Mieliśmy też słoninę wędzoną, krupy i najprzedniejszy barszcz gotowany z młodych liści od Rumbarbarum, który tam obficie rośnie; nie okrągły tylko jak marchew albo pasternak, nie ma też takiej mocy jak Chiński, bo cztery razy więcej się go używa. I tak każdy dzień Jakuci konie zbierali, pakowali na nowo i ciągnęliśmy dalej w naszą podróż. Rekwizyta, które się zostawały po koniach zjedzonych przez niedźwiedzi, zabierano na inne konie. Niezmiernie mi przykro było odbywać tę podróż na siodle drewnianym, aż nie zaradziłem sobie później wypchaniem worka mchem.

W tej podróży jechał z nami Myszyński, który jak się rzekło, przeznaczony był na komendanta do Ochocka. Nie miał on nad ta karawaną żadnej władzy, bo to była kupiecka, ale ja sobie przywłaszczył. Nie przywykłszy do tak ciężkiej podróży i wierzchowej jazdy, kazał sobie robić różne lektyki; szedł jeden koń z przodu a drugi z tyłu tego pojazdu. Dla miejsc ciasnych i wąskich, kazał przed sobą przebić drogę i zażył subordynacji nad tymi narodami, które nie przywykły do słuchania rozkazów komendanta. Niektórych pałaszem porąbał i przyprowadził do wielkiego nieszczęścia, bo narody porzuciwszy wszystko to jest: konie i ekwipaże, rozsypali się po lasach i górach. Staliśmy na jednym miejscu trzy dni i żadnego z nich nie widzieliśmy; niektórzy kupcy umiejąc język Jakucki, powłazili na drzewa i zaczęli wołać ich językiem, zaklinać na ich bogów, aż nareszcie dali się nakłonić. Komendant ich przeprosił i tak dalej ruszyliśmy w podróż.

Po tej drodze nad rzeka Aldan znaleźliśmy piękny cmentarz, znaki chrześcijan z napisami różnymi, którzy poumierali posłani na zsyłkę, lub z wojażu. Dalej znaleźliśmy grób kapitana angielskiego z piękną wystawą.

Mieliśmy nocleg ostatni blisko portu u narodów Tunguzów w czarnym bardzo lesie świerków, nazywało się to miejsce Niedźwiedzie Ucho. Ta noc była najniespokojniejsza, ognie wkoło kładli Jakuci krzyk ustawiczny i szum morza dał się już słyszeć. W tym miejscu kilka rzek rybnych spadało do morza, niezliczone mnóstwo tu było niedźwiedzi i mimo największej ostrożności kilkanaście koni straciliśmy.

W tej kolonii wielu kupców bardzo sprofitowało za tytuń i paciorki szklane kolorowe, za co dostali od nich soboli, lisy czarne, gronostaje itd. Gdyśmy uszli kilkanaście wiorst, postrzegliśmy przestrzeń Oceanu. Zadziwiło to bardzo pierwszy raz widząc, i brzegiem po nad samym morzem przybyliśmy do Ochocka.

Komendant nasz podróżny objął zaraz miejsce swoje, którego tameczni ze strachem jak Boga witali. Pochlebiałem ja sobie, że znajdę u niego ludzkość, i grzeczność, którą on mi oświadczał; ale przeciwnie oddany byłem do domu jednego z majtków i z nich samych straż do mnie przydana.

Kazał mi przyjść do siebie kilka razy i nazad odprowadzano mnie a moją strażą. Kupcy tymczasem ładowali okręty, bo jeszcze nie był czas do wyjścia.

Ochock leży nad samym Oceanem, na piasku w klinie między morzem i rzeką wielka Ochotą; znajduje się domów drewnianych do sześciudziesiąt. Mieszkają tam niektórzy faktorowie od kupców Irkuckich, część wielka majtków, oficjalistów różnych, rzemieślników do budowania okrętów. Jest także w tym miejscu cerkiew z księdzem.

Bywają przypadki, że w czasie burzy wielkiej morza, napełni się rzeka i podczas tej burzy domy nikną.

Komendant dla przywyknienia do powietrza morskiego, kazał mnie często prowadzić i bawić po nad morzem. Jednego czasu siedzę na wyrzuconym drzewie, przypatruję się tysiącznemu stworzeniu, słyszę, że ktoś po kamieniach idzie do mnie i postrzegam człowieka dość wspaniałego w pięknym ubiorze. Zdawało mi się na pierwszym wstępie, że jakieś stworzenie wyszło z morza. Zbliża się do mnie i pyta z jakich jestem narodów człowiek: odpowiadam, ze z nieszczęśliwego. Rzecze mi: to zapewne Polak jesteś; znam ten naród i ich interes. Ja jestem kupiec posłany z kantory Irkuckiej dla wyprawienia okrętów na Ocean i powracam do Rosji. Jeżeli masz przyjaciół i familię, pisz przeze mnie a zaręczam, że dojdzie. Poświęcam ja się to na rzecz bardzo wielką, bo gdybym został zaskarżonym, że rozmawiam tylko z takim niewolnikiem, byłbym w niewolę gdzie odesłany, ale czuję aż nadto i chcę nieszczęśliwemu dopomóc. Za powrotem do stancji swojej (mówi do mnie) znajdziesz papier, pióro, atrament i lak: już tam jest warta ode mnie przekupiona; nawet i sam majtek, którego masz przy sobie. Pytał mi się oraz, czy znam kupców krakowskich Laskiewiczów, z którymi ja miałem handel na czarnym morzu woskiem: odpowiedziałem, że bardzo mam wielka przyjaźń nawet. Był on rodem Greczyn.

Zapytuje mnie znowu czy nie byłem ja w spisku na zabicie Monarchini, ponieważ tu żadnych niewolników nie posyłali; odpowiedziałem, że nie byłem.

Może, iż byłe gorliwszym nad innych , dlatego stałem się taką ofiarą, pytam go się nawzajem, czy nie wie o moim dalszym przeznaczeniu, powiedział, że nie wie; bo już tu ziemia się zakończyła . Jest tylko na Oceanie półwysep, który zowią ziemią kamczacką, koło której kilka portów i cytadeli, może tam będziesz posłany.

Może opatrznością zostaniesz kiedy uwolniony, ale tu zwyczajem, że za umarłych podają. Nauczył mnie sposobu postępowania dalszego, darował mi kamień tytuniu, co tam jest rzeczą najdroższą, kamień sucharów i różnych cacek dla tamtych narodów. Doradził mi, abym jeśli mam jakie pieniądze swoje ponakupował za to różnych rzeczy, ponieważ tam pieniądze kursu żadnego nie mają. Pobrał moje listy, które drogą handlu dostawił do Petersburga i po śmierci już Katarzyny rozdał Polakom naszym, a nota dostała się do rąk Pawła, co mi przyniosło oswobodzenie. Bo po wstąpieniu Pawła i po uwolnieniu Polaków naszych, w rok dopiero przyszło moje uwolnienie. Podziękowałem owemu kupcowi za jego tak dobre i czułe serce, pożegnałem się z nim, który nie długo bawiąc odjechał na tych samych koniach do Jakucka i Irkucka.

Była dla mnie wydana niewolnicza dwuletnia gaża, za którą nakupowano dla mnie różnych rzeczy tak do życia jako też i różnych osobliwości dla tamecznych narodów, jako to różnych sucharów, słoniny wędzonej, która tam jest niezmiernie drogą, krup różnych, tytuniu, itd. , ale to wszystko wniwecz poszło później, gdy przy rozbiciu okrętu pozamakało.

 


POPRZEDNI ROZDZIAŁ

DZIENNIK PODRÓŻY...

NASTĘPNY ROZDZIAŁ