Labirynty w ogrodach. Za dawnych czasów w niektórych ogrodach nietylko magnatów ale i szlachty przeznaczano pewną część ziemi na urządzenie labiryntów, z mnogiemi ścieżkami poprowadzonemi w różnych kierunkach, ukrytemi w nieprzejrzystych krzewach, tak że trzeba było pewnej zręczności, aby dojść do celu, t. j. do środka labiryntu, gdzie zwykle stawiano ławeczki dla odpoczynku. Za czasów, gdy Józef Ignacy oraz Kajetan Kraszewscy uczęszczali do gimnazjum w Swisłoczy, istniał jeszcze w ogrodzie po Wincentym Tyszkiewiczu referendarzu labirynt, z bardzo licznemi ścieżkami, po których krążąc można było łatwo zabłądzić, ponieważ w
wielu miejscach krzyżowały się. Dokładny plan tego labiryntu naszkicował z natury ś. p. Kajetan Kraszewski i dołączył do swoich pamiętników, pozostających dotąd w rękopiśmie. Taki labirynt, jeszcze dotychczas istniejący, widziałem w Siechnowiczach (w powiecie Brzeskim), dawnej własności Tadeusza Kościuszki. Miejscowa tradycja (zanotowana przez Korzona w żywocie T. Kościuszki) utrzymuje, że labirynt ten urządzony był własną ręką Kościuszki. Bogusław Kraszewski.
Lachy. Rozplątanie pytania o Lechach, Lachach, Lęchach, jako nazwie pierwotnej narodu polskiego, zajmowało bardzo wielu uczonych. Dotychczas jednak nic pewnego nie ustalono. Wszyscy o tem wiedzą, że nazwa Polak poszła od „tego, że oznaczała rolnika, t. j. człowieka, mieszkającego już w polach a nie w lasach, żyjącego z pól a nie z łowów i produktów leśnych. Ale nie wszyscy zadawali sobie pytanie, że kiedy tak nazwano przed dziesięciu wiekami lub dawniej mieszkańców z nad średniej Warty i Gopła, to powodem takiej nazwy było przeciwstawienie sposobu ich życia z plemionami, które nie mieszkały w polach, ale w lasach i tak samo, jak Polaków nazwały od ich pół polakami, tak wzajemnie Polacy musieli tych jednoplemieńców nazywać jakąś ogólną nazwą od ich lasów, i nazywali ich też istotnie Lachami (po kronikarsku Lechitami). Nie robimy tu żadnych nowych odkryć, ale chcemy tylko uniknąć manowców, kiedy mamy przed sobą drogę prostą. Już Długosz powiada bardzo trafnie i jasno: „Lechitowie,” ci zwłaszcza, którzy na polach siedzieli, zostali przez inne pokrewne sobie drużyny, koczujące po lasach, nazwani Polanami, t. j. od pól mieszkańcami, a ta nazwa tak się potem między ludźmi utarła, że dawne nazwisko (Lechitów) poszło w zapomnienie, a naród i kraj wszystek począł mianować się Polską”. Rzecz bardzo prosta i naturalna, że gdy Lachowie leśni zaczęli karczować lasy na pola, zostawali przez to samo Polakami. Dochowały się tylko ich prastare nazwy w językach sąsiadów, więc od zachodnich Polan z nad Warty utrwaliła się na zachodzie Europy nazwa Poloni, a od Lachów, ku wschodowi mieszkających, nazwała naród polski Lachami Litwa, Ruś i wszystkie narody Wschodu. W pojęciu też Nestora nazwa Lachów była ogólną dla całej grapy plemion lechickich, a nazwy inne poszczególnemi. Z tego widać jasno – powiada uczony Małecki w dziele swojem o Lechitach – że cała grupa narodu Lachów rozpadała się na dwie kategorje: 1) Lachów z poszczególnemi nazwami: Polan, Łęczycan, Mazowszan i Pomorzan, oraz 2) Lachów, poprzestających na tem jednem nazwisku, jakimi byli Lachowie małopolscy, zamieszkujący krainę krakowską, sandomierską i lubelską. Ostatnią pamiątką po zamianie nazwy Lacha na Polaka zostały stare nazwy wiosek nie na Rusi, ale w okolicach rdzennie polskich, np.: Lachowiec w pow. Płońskim, drugi Lachowiec i Lachowo na Mazowszu łomżyńskiem, Lachowskie w pow. Wieluńskim. Wieś drobno-szlachecka Truskolasy w Łomżyńskiem ma przydomek Lachy i wieś Złotorja nad Narwią nazywa się także w jednej połowie Lachy, a w drugiej Litwa. Śladów i dowodów językowych na poparcie wszystkiego, co powiedzieliśmy powyżej, przechowało się więcej niż na dowiedzenie potrzeba. Dzisiaj jeszcze lach znaczy gąszcz zarosły leszczyną („Zbiór wiadom. do antrop.” II, str. 248), a lachami powszechnie lud nazywa wielkie, gęste, ciemne lasy. Odwieczne wyrażenie „strachy na lachy” znaczy: (niech) strachy idą na (suche) lasy, tak jak dotąd wszystkim klęskom lud życzy, aby poszły na „suche lasy”. Część księstwa Cieszyńskiego dotąd zamieszkują „Lachy” i górale tatrzańscy dotąd nazywają Lachami północnych swych sąsiadów, t. j. lud małopolski z równin, np. w piosnce:

„Ty, moja matusiu, sprawże mi korale,
Nie wezmą mię Lachy, wezmą mię Górale.

Zapytany przez nas p. Jan Karłowicz, jako głęboki językoznawca, odpisał, potwierdzając nasz domysł: „Najpodobniej do prawdy, ze zgrubienia wyrazu las, tak jak piachy = piaski, micha = misa, nochal = nosal i t. p. nazywano pierwotnie Lachami kraj pokryty lasami w przeciwstawieństwie do polnego czyli polskiego, t. j. wykarczowanego i do górskiego, a dziś jeszcze góral mówi o równinach: „na lachach, chłop od lachów”. Nazwa litewska Polaka Lenkas i węgierska Lengyel (czytaj Lendjel), niewątpliwie podług p. Karłowicza dowodzą, że w nazwisku Lachów istniała niegdyś nosówka, że więc wymawiano pierwotnie nie Lach ale Lęch, co także dowodziłoby, że wyraz jest rdzennie polskiego pochodzenia. Że w kronikach ruskich pisano ЛАХђ (Lęch), to nie może służyć za dowód, bo w miejscach i czasach, gdy te kroniki pisano, znak А nie miał już brzmienia nosowego, czego dowodem jest i to, że tamże również wyraz ten pisano ЛІΛХђ (Ljachъ), więc oczywiście wymawiano i tu i tam bez brzmienia nosowego ę. Czy Lech i Lach było jedno i to samo, należy wątpić. Lach pochodzi od lasu, a Lech może ma jaki związek językowy z lechą czyli zagonem, grzędą, polaną. Najprawdopodobniejszem wydaje się jednak p. Karłowiczowi, że Lech jest skróceniem imienia Bolech, Bolesław, jak Masław jest skróceniem Domasława, Lesław także Bolesława. Niema też na to dowodu, aby lud polski sam siebie nazywał kiedykolwiek lub był nazywany przez sąsiadów Lechami albo Lechitami. Nazwę powyższą kronikarze doby piastowskiej przerobili bądź z „Lachów”, bądź pragnęli nazwać w ten sposób lud Lecha czyli Bolesława. Imię bowiem Bolesław, t. j. Bolech, Lech, było za pierwszych Piastów tylko uprzywilejowanem dla panujących. To też nazwa „Lechitów” nie przeszła do narodu i utrzymała się tylko w języku poetów, historyków i literatów.
Lada, wyraz, mający kilka znaczeń: 1) Lada u organów, skrzynia, w której obsadzone są organy. 2) Lada, przyrząd do rznięcia sieczki. 3) Lada we młynie nad kamieniem, w którą zboże wsypują. 4) Lady do czyszczenia i przesiewania ziarna. 5) Lada, silnia do podnoszenia ciężarów, lewar. 6) Lada, stół kupiecki w kramach. 7) Lada, nowina po wyrąbanym lesie. W Kronice Sarmacyi europejskiej Gwagnina czytamy, że na Białej Rusi „lasy i chrósty” wytrzebiają pod posiew, co się „pospolicie ladą nazywa” i dalej następuje opis sposobu postępowania, polegającego na wypalaniu lasu. Stryjkowski mówi także o więźniach w niewoli, którzy, „lady rąbiąc i lasy rozkopywając”, nauczyli się gospodarstwa.
Ladrowanie – zbroja całkowita; koń lub rycerz ladrowany – cały zbroją okryty, pancerny. „Cesarz darował króla Polskiego dwiema końmi w ladrowaniu, z których był jeden do samych kopyt we zbroi” (Bielski). „Polacy z wielkim grzmotem i zbrój ladrowanych trzaskiem na Prusaki uderzyli” (Gwagnin). Czytamy wreszcie w Stryjkowskim:

Krzyżak wszystek w złotym kirysie jako okowany,
Frez także blachą zewsząd dla strzał ladrowany.

Laesio; laesum, jus naturae znaczyło w prawie polskiem pokrzywdzenie w spadku rodzicielskim. Polacy uważali sukcesję dla dzieci za prawo przyrodzone, jus naturae. Prawo polskie zabezpieczało majątek dla dzieci, pozwalając tylko bezpotomnym rozporządzać dobrami bez żadnych ograniczeń.
Lafa, z arabskiego i tureckiego ulufe, znaczyła żołd, myto i wogóle płacę, pensję miesięczną lub roczną, wypłacaną służbie, oficjalistom, kapeli, żołnierzom i t. d.
Laik, tak zwano noszących habit zakonny, ale nie wyświęconych na księży braciszków klasztornych i ludzi, którzy bądź osieroceni przez rodzinę, bądź złamani trudami żywota rycerskiego, lub służbą u panów, którzy wymarli, znajdowali w klasztorach polskich i przy ich obsłudze pożądany spokój i opiekę na resztę lat swego życia. Doświadczeńszych i więcej ze światem obytych przeznaczano nieraz na kwestarzy klasztornych.
Lama, inaczej złotogłów lub srebrogłów, materja tak nazwana od ciągnionych drucików lub blaszek złotych albo srebrnych na tle jedwabnem, od którego brała kolor. Z niej robiono patynki, suknie weselne, dworskie, magnackie, szuby, żupany i kołpaczki, zwłaszcza w XVII w. W drugiej połowie XVIII w. wyszła całkiem z użycia, pozostawiona tylko w ubiorach kościelnych. Od wyrazu lama pochodzi słowo lamować czyli paskiem lamy lub galonu obszywać.
Lamenty. Nazwa „Żale”, nadawana przez lud polski grzebalnikom w czasach pogańskich, rzuca pewien promień światła na siłę tego węzła uczuć sercowych, jakie już w czasach pierwotnej prostoty i grubego nieokrzesania łączyły dusze osierocone z duchami i pamięcią osób zmarłych. Piękna i charakterystyczna ta strona serca polskiego stała się źródłem zwyczaju wygłaszania głośnych lamentów przy trumnie zmarłego. Matka np. nad zwłokami córki, zawodząc płaczem, wylicza podniesionym głosem wszystkie posługi domowe, które od niej otrzymywała. Ciekawy ślad zbiorowego takiego lamentu znalazł ks. Franc. Jezierski zapisany w końcu XVII wieku przez organistę w miasteczku Koźminie w wojew. Kaliskiem temi słowy: „Umarł nasz Pan dziedzic Przyjemski, podkomorzy kaliski, którego ciało gdy wynoszono z zamku do kościoła na pogrzeb, to dzwonów nie można było słyszeć od płaczu ludzkiego”. Z tegoż samego źródła płynie w pojęciach ludu doniosłość, przywiązywana przez niego do mów pogrzebowych, w których kapłan, wyprowadzający ciało z domu, czyniąc zadość staremu zwyczajowi, zwraca się oddzielnie do każdego z krewnych, aby go pożegnać imieniem nieboszczyka, np.: „Żegnam cię, kochany bracie Józefie, który byłeś dla mnie najukochańszym bratem i t. d. Żegnam cię, siostro Marjanno” i t. d. W Krakowskiem i Kieleckiem znajdują się wieśniacy, którzy na każdym pogrzebie w swojej wiosce miewają mowę pogrzebową w tym rodzaju. W niejakim związku z lamentami pozostają nagrobki pisane wierszem przez poetów polskich w wieku XVI i XVII, a bezpośrednim ich wyrazem są liczne z tych wieków „Lamenty” wierszowane, które w starych Silwach rerum często spotykamy. W Silwie takiej z czasów Stefana Batorego, przechowywanej w bibljotece klasztoru jasnogórskiego, czytaliśmy „Lament nieboszczyka pana Dobrogosta Sobockiego, stolnika poznańskiego” i drugi „Lament nieboszczyka pana Wapowskiego, kasztelana przemyskiego”. W Silwie rodziny litewskiej Sasinów Kaleczyckich z tegoż samego czasu znaleźliśmy obejmujący 72 wiersze lament z tytułem „Nagrobek J. M. P. Marcina Trupińskiego”. Lament pana Dobrogosta taki ma początek:

Zło niezbedna śmierci, com ci takowego
Uczynił, żeś mię wzięła w poli wieku mego?
Wzięłaś mię tak prędko, iż się zdziwił każdy.
Napłacze się nie jeden po mej śmierci zawżdy.
Wzięłaś mię od dziateczek, których mam niemało,
Których żądało widzieć moje nędzne ciało.
Wzięłaś mię też od żony domu cnotliwego,
Która swą wielką cnotą zrówna dom każdego,
I ta mię też bardzo płacze i wielce żałuje,
Choć bólu mego wielkiego nie czuje i t. d.

Lament historycznej postaci Wapowskiego, napisany, jak się zdaje, przez tę samą osobę, co pierwszy, tak się zaczyna:

Leżąc zmarły, narzekam na złego człowieka,
Który mię świata zgładził w poli mego wieka.
Niewinność pomsty woła, dusza odpuściła,
Na Boga przed Jego sąd krzywdę odłożyła
Jednak niż już do grobu wnijdzie zmarłe ciało,
Uskarżyć się nad ludźmi i przed Panem chciało i t.d.
Ciekawszym jest od powyższych litewski lament Marcina Trupińskiego:
Ja – on Marcin Trupiński, ten gwoli komu,
Z Grodzieńskiego powiatu niepodłego domu
Gdym się z światem pożegnał i z krewnymi swymi,
Zasnąłem w ciemnym grobie, ciało dałem ziemi,
Lecz dusza nieśmiertelna śmierci niepodległa
Jako do swej ojczyzny, do Nieba pobiegła.
Z tego sie cieszę, że te fraszki i kłopoty
Ustały, a za nimi nastąpił wiek złoty.
Nie mam czego żałować, żem zszedł z tego świata,
Bom dosyć żył na świecie zamierzone lata.
Służyłem też za młodu ojczyźnie swej Litwie
Żołniersko czas niemały, będąc nieraz w bitwie,
Gdziem z drugimi cokolwiek przelał był krwie mojej
Dla rzeczypospolitej i dla sławy swojej.
Za nagrodę mych posług więcej nic nie proszę,
Tylko niechaj po śmierci dobrą sławę noszę.
Był świadomy mych posług zacny Wojna stary,
On podskarbi litewski doznał mojej wiary.
Wielki krajczy litewski, grodzieński starosto,
Wiek Nestorów masz przeżyć więcej niźli do sto
Z małżonką i potomstwem, boś mnie ojcowskiego
Sługę uczcił przy śmierci, pomnąc ojca swego.
Nie moje tak posługi, jak twa łaska hojna
Sprawiła, żeś mi pogrzeb uczynił, cny Wojna.

Dalej żegna się Trupiński z zięciem, pasierbem, jego żoną, przyjaciołmi i błogosławi dzieci swego pasierba.
Lamus (z niem. Lehmhaus) u możnych bywał murowany i nazywany częściej „skarbcem”, a służył do przechowywania starych zbroic, ksiąg, dokumentów, uprzęży, skrzyń, miedzi, żelaza, cyny, ołowiu i t. d. Krasicki w Podstolim powiada: „Na boku dziedzińca był murowany lamus, z żelaznemi u okien kratami i okiennicami”. Przy dworach i dworkach szlacheckich budowano zazwyczaj lamusy drewniane, czasem dachówką lub gontami, częściej strzechą słomianą pokryte, służące przeważnie do przechowywania wędlin, zapasów śpiżarnianych, narzędzi wszelakich, odeł, rzemieni i t. d. Lamusy takie miewały podsienia i bardzo często pięterka, gdzie lokowana była w porze letniej młodzież, przybywająca na wakacje. Niedawno jeszcze widzieliśmy taki walący się już lamus z „salką” na pięterku w Zaosiu mickiewiczowskiem. Tradycja miejscowa wskazywała tę salkę jako miejsce noclegów młodego wieszcza z jego kolegami, czego dowodziły stare szyby w okienkach, na których pierścionkiem wypisywali swe imiona i nazwiska. Ale szyby te były już przez kogoś kupione i zabrane. Podobny nieco do powyższego lamus odrysowaliśmy przed 30-tu laty w Płonce na Podlasiu i w samą porę, bo w rok potem już został rozebrany. Drugi rysunek przedstawia stary lamus pod Sopoćkiniami w gub. Suwalskiej, trzeci zaś z gub. Mińskiej, odrysowany r. 1870 przez malarza Gumińskiego, którego album znajduje się w pięknych zbiorach p. Matjasa Bersohna. Czwarty jest ze wszystkich najciekawszy; przerobiony z zamkniętego starożytnego kościołka, znajduje się w Rużynie na Wołyniu, odrysowany i przesłany nam został przez p. Ign. Wróblewskiego, znanego artystę malarza.
Lanca. Bronią narodową polską była kopja, która, podlegając z biegiem czasu zmianom i przybierając różne nazwy, została nazwana lancą na początku wieku XIX. Lanca ułańska polska tem się różniła od piki kozackiej, że ta ostatnia była dowolnie długą i częstokroć Kozak oburącz nią kierował, lanca zaś ułańska powinna była być tyle długa, żeby mogła była być zwrócona wprawo wtył bez potrącenia grotem o ziemię. W r. 1806 wymiar lancy określono na 5 łokci wraz z żeleźcem. Lanca ułanów Nadwiślańskich i ułanów gwardyi Napoleona I miała 2 metry i 65 centym. pełnej długości. Oprócz grotu miała ostre okucie u dołu, chorągiewkę amarantową z białem, 75 cent. długą i 45 cent. szer. Jazda polska ówczesna tak dobrze bronią tą władała, że Napoleon, widząc jej skuteczność, zaprowadził w r. 1811 lance w jeździe francuskiej. W roku 1813 lancami uzbrojono strzelców konnych i huzarów wojsk Księstwa Warszawskiego, chociaż ten rodzaj broni lanc nie posiadał. W r. 1811 generał Wincenty hr. Krasiński, dowódca pułku ułanów gwardyi, wydał w języku francuskim dziełko pod tytułem: „Rys robienia lancą”. B. Gemb.
Lancjerzy ob. Jazda polska, Enc. Star., t. II, str. 293.
Lankotka, szlarka do garnirowania sukien, wyraz przez Zbylitowskiego wspominany i za Stanisława Augusta jeszcze dość powszechny, u Lindego opuszczony.
Lapsus, Inscriptio sub lapsu. Tak w prawie polskiem zwała się zastawa „pod przepadkiem”. Zawadzki pisze, że na mocy zapisu vigore lapsus perpetui, gdyby dłużnik w terminie sumy nie uiścił, sąd zasądzał dobra wierzycielowi.
Larendogra, z franc. eau de la reine d’Hongrie, wódka lawendowa. Każda z elegantek XVIII wieku nosiła przy sobie we flakoniku larendogrę, jako niezbędną w gotowalni dla zapachu i trzeźwienia mdlejących lub udających zemdlenie.
Larmo, larma (z łac. ad arma) w dawnej polszczyźnie znaczyło: bicie w dzwony lub kotły na trwogę, hasło do boju. „Śpiewali nasi Bogarodzicę za larmo do boju” (Psalmodia). Birkowski w kazaniu mówi: „Ja w larmę biję, a wy wsiadajcie, zawiodę was za Dniestr!” Kochowski pisze:

Larmo się wszędzie rozlega Bellony,
Grzmią z wielkich kartaun straszliwe pioróny.

Laska od czasów najdawniejszych była godłem władzy i dostojeństwa. Już w epoce narzędzi kamiennych spotykamy gałki z kamienia, mające otwór do osadzenia na kiju, które nie za broń, ale za godła jakieś służyły. Laska krótka z dużą gałką, nazwana „buławą” lub „buzdyganem”, była godłem władzy hetmańskiej i regimentarskiej. Laska pasterska, u góry mocno zakrzywiona, stała się pastorałem biskupim. Laska niewielka z naśladowanym kwiatem w miejsce gałki przybrała znaczenie berła królewskiego. Laska wysoka z dużą gałką stała się godłem odźwiernych, wysoka zaś z małą głowicą była symbolem godności marszałków wielkich i nadwornych, koronnych, sejmowych, trybunalskich i prymasowskich. Skrzetuski w „Prawie polskiem” powiada, że „znakiem dostojeństwa marszałkowskiego jest laska przy urzędzie imieniem królewskiem oddawana przez jednego z pieczętarzów”. „Marszałek starej laski” znaczy marszałek sejmu poprzedniego; „do laski projekt oddawać” znaczyło składać go przewodniczącemu obradom sejmowym. Gdy mowa była o sejmie, mówiono, że odbył się „pod laską” tego lub tamtego marszałka. Laskę, która była godłem sądu, zwano po łacinie corylus. Był zwyczaj, że kto chciał założyć się o zysk lub stratę swej sprawy, kładł zakład na stole sądowym za laską. Stąd zakład podobny zwał się corylus lub „zalaska”. Czacki powiada, że skarżący się podług woli swojej kładł pieniądze, jeżeli przegrał sprawę, to je tracił, jeżeli zaś wygrał, to odbierał swój t. z. „wykład”, a strona pozwana drugie tyle musiała mu dodać (coś podobnego dziś mamy w sądach rabinów). Marszałkowie nosili przed królami laskę i przewodniczyli w ceremonjach dworskich. Naśladowali ich w tem biskupi i panowie, którzy na dworach swoich utrzymywali także „marszałków”. Panów naśladowała szlachta, a że marszałków stałych nie miała, więc tylko podczas rodzinnych uroczystości wybierano czasowych, aby kierowali zabawą i obrzędami. Nie mogło być wesela szlacheckiego bez „marszałka”, który podniesieniem lub uderzeniem laski dawał znak do wnoszenia potraw na ucztę, zaczynania lub przerwy w tańcach i t. d. Za szlachtą poszli mieszczanie i kmiecie, bo obyczaj narodowy był jeden w Polsce, tylko do zamożności stosowany. Lud wiejski zachował go najwierniej, bo dotąd na weselach kmieci przewodniczy „marszałek”, którego laska, strojna w rutę i wstążki, zowie się „rózgą weselną”. W dobie Piastów wzywano kmieci na wiece i do sądu przez uderzenie w drzwi ich chat „laską opolną”. W dokumencie z r. 1288 mamy już wyraz „laska opolna”. Laska miernicza była dwojaka: prętowa i dwuprętowa; pierwsza czyli pręt miała długości 7 1/2 łokcia polskiego, laska dwuprętowa – łokci 15. Na rzekach mniej bystrych, np. na Narwi, oryle popychają tratwy za pomocą „lasek” mniej więcej dwuprętowych. W rysunku dołączamy tu trzy laski. Najstarsza z nich (fig. 1), podług rysunku Bol. Podczaszyńskiego, jest laską sądową, prawdopodobnie z XV wieku, przechowywana zaś była na ratuszu w Kurzelowie w Kieleckiem. Laska ta z drzewa brzozowego, dołem skręcona jakby w sznur, u góry zakończona trzema głowami, wychodzącemi z liścia akantowego, przykrytemi jedną czapką książęcą z krzyżem płasko na niej wyrzeźbionym. Jedna z tych głów, z brodą i włosami przedzielonymi na środku, zdaje się przedstawiać Chrystusa Pana; druga z wyrazem złości w zatartych rysach zdaje się być głową Judasza; trzecia przedstawia trupią czaszkę. Każda z tych głów bez wątpienia ma swoje właściwe znaczenie. I tak głowa Chrystusa oznaczała sprawiedliwość, Judasza winę, a trupia wyrok śmierci. Wedle podania miejscowego, burmistrz, piastując tę laskę, odbywał sądy na rynku, a prowadzonym na śmierć winowajcom miał dawać do pocałowania ów krzyż na wierzchu wyrzeźbiony. Później zabytek ten znajdował się w zbiorach Tomasza Zielińskiego w Kielcach. Druga laska (fig. 2) jest kijem pielgrzymim księcia Radziwiłła „Sierotki”, ofiarowanym po powrocie z Ziemi Świętej do skarbca częstochowskiego. Mikołaj Krzysztof Radziwiłł (Sierotka), urodzony r. 1549, był synem Mikołaja Radziwiłła, zwanego „Czarnym”. Przezwany został sierotką z następnego powodu: Gdy rodzice jego, bawiąc w Krakowie, zaproszeni byli na gody weselne i cały dwór pobiegł przyglądać się sztucznym ogniom, pozostawione w pokojach królewskich samo dziecko zaczęło płakać. Wtem nadszedł dobry Zygmunt August i wziąwszy na ręce rozkwilone dziecię, starał się je utulić powtarzając „biedny sierotka”. I odtąd dziecko dostało na całe życie ten przydomek. Sierotka, puściwszy się w pielgrzymkę do Ziemi Świętej d. 16 września 1582 r., powrócił do Polski w maju 1584 r. i w Częstochowie złożył swój kij pielgrzymi (długi jeden metr i 27 centym.), oraz koronkę jaspisową, która się dotąd tam znajduje. Radziwiłł podróż swoją opisał w listach po polsku, a umarł r. 1616. Trzeci rysunek przedstawia głowicę laski marszałkowskiej z drugiej połowy XVII w., przechowywanej w muzeum książąt Czartoryskich a opisanej i chromolitografowanej we „Wzorach sztuki średniowiecznej”.
Laskowiec. Tak się zwała jedna z izb na zamku krakowskim, jak to widzimy z kroniki Bielskiego, który pisze: „Wziął ich z sobą na zamek krakowski, a zasiadali wszyscy w jednej izbie, którą laskowiec zwano; była jej połowica drzewiana, a połowica murowana, i z tegoż drzewa owa grodzka izba jest jeszcze na zamku w Krakowie”. Wyjaśnienie podane w 28-tomowej Encykl. Orgelbr., że tak zwano izby wybijane dla ozdoby laskami z różnych gatunków drzew, a zwłaszcza z leszczyny, wydaje nam się błędnem. Ściana z takich kijów, przypominająca płoty wiejskie, nie byłaby wcale ozdobną. Wiemy, że laskowaniem nazywano żłobkowanie ozdobne drzewa, które bywało dwojakie: wklęsłe lub wypukłe. Belki w izbach bywały ozdobnie laskowane i komnata zamkowa, zwana „laskowcem”, musiała mieć ściany w połowie z drzewa laskowanego.
Lasy. Statut Kazimierza Wielkiego z r. 1347 stanowił, że kto „w lesie kogo zastanie, pierwszą razą w siekierze ciążać go ma (t. j. zabrać mu siekierę), drugą razą w sukni, trzecią na wołach albo koniach, bez winy (t. j. kary pieniężnej)”. W r. 1420 postanowiono, że gdy las kto zapali, prawem polskiem ma być sądzony. A kmieć przekonany (t. j. gdy występek jego zostanie dowiedzionym), nie mając skąd zapłacić, dziesięcią grzywien (futrzanych) gardło odkupi.
Laudum (z łacińskiego laudo – chwalić). Tak nazywali Polacy uchwały sejmików ziemskich i wojewódzkich, wogóle zjazdów prowincjonalnych, jednomyślnością zazwyczaj stanowione. Jednomyślna uchwała ziemska, laudum terrestre, stawała się zwykle obowiązującem wszystkich prawem miejscowem. W Mazowszu np. istniała uchwała ziemska, że wolno było kmieciowi na św. Marcin oddalić się z gruntu za rękojmią, iż opuszczonego pana zaspokoi w razie, gdyby był mu co winien. W rzeczywistości rządziły Rzplitą nie sejmy, ale lauda ziemskie i wojewódzkie, z któremi posłowie przyjeżdżali już na sejmy (ob. Instrukcje sejmikowe), aby uzyskać dla swych praw potwierdzenie Rzplitej. Jeżeli zważymy, że były to uchwały samowładnej szlachty, dotyczące nieraz ludu poddanego, i porównamy je ze współczesnemi prawami o poddanych zagranicą, to szlachta polska nic na tem nie straci, ale zyska. Ks. Franciszek Jezierski w XVIII w. pisze o laudach: „Widać czasem w laudach miasto uchwały użytecznej, uchwały podchlebstwa, np. żeby wojewody portrety rozwieszać po Grodach. Jedno tylko laudum województwa Sieradzkiego warte od potomności uszanowania i wdzięczności, którym obywatele obowiązali się Żydów rugować z karczem swoich”.
Lecha znaczyła w staropolszczyźnie to samo, co szeroki zagon, grzęda. Mączyński w słowniku z r. 1564 nazywa raz lechy „zagonkami małymi”, to znowu powiada, że „lecha długa abo gruba, ziemia do siania nieco od ziemi podniosła, deszczkami obita”. W języku czeskim licha znaczy smuga, niwa, w starobulgarskim znaczy polana w lesie. Zdaje się, że to ostatnie znaczenie lecha miała za Piastów w Polsce, a mianowicie oznaczała nie jeden wązki zagon, jakie wówczas zwykle orano, ale kilka zagonów, pas roli uprawnej. Chrościński też w XVII w. pisze:

Długie w lechę układał zagony,
A potem bryły rozbijał przez brony.

Lederwerki. Tem mianem nazywano w wojsku polskiem części rzemienne oporządzenia żołnierza, jako to: pendent, bandolier, flintpas i t. p. B. Gemb.
Legaci i nuncjusze w Polsce. Przez pierwsze 6 wieków aż do ustanowienia stałej nuncjatury przy dworze polskim, reprezentanci Stolicy Apost. wysyłani byli tylko w razie potrzeby do załatwiania spraw ważniejszych. Dopiero od r. 1556, gdy stałą zaprowadzono w Polsce nuncjaturę, nieprzerwany był szereg nuncjuszów papieskich z pełną władzą, aż do upadku Rzplitej. W pierwszym okresie, od wieku X do r. 1556, wyśledzono dotąd przeszło stu wysłanych do Polski różnymi czasy legatów. W drugim zaś było w Polsce stałych nuncjuszów 45, internuncjuszów 12 i legatów około 30. Pierwszy, który spisał szereg nuncjuszów i legatów w Polsce od r. 964, był Józef Garampi, nuncjusz od r. 1771 do 1776, i jemu także zawdzięcza się uporządkowanie aktów nuncjatury polskiej od r. 1578. Uroczyste bywały wjazdy i przyjęcia biskupów, opisywane przez samychże legatów w ich relacjach przesyłanych do Rzymu. Sprawozdania z poselstw stanowią bogaty materjał historyczny, tę wielką mający wyższość nad podobnymi relacjami innych posłów zagranicznych, że im prawie w zupełności wierzyć można, czego o innych rzec niepodobna. Przyjeżdżający nuncjusze przedstawiali się monarsze, składając listy wierzytelne, potem bywali u prymasa, biskupa krakowskiego oraz tych panów i senatorów, u których im zalecono lub potrzeba wymagała. Wilhelm, biskup Modeny, r. 1244 rozgranicza djecezje: chełmińską, warmińską i inne. Komisarze papiescy na Rusi r. 1386 a w r. 1416 na Litwie oznaczają djecezje Rusi i Litwy. W w. XV najgłówniejsze były sprawy z Krzyżakami i najczynniejsze a zawsze przychylne Polsce pośrednictwo Stolicy Apost. Tadeusz Tomassini r. 1433 przywiózł Władysławowi Jagielle czapkę i miecz, poświęcone dla króla przez Eugenjusza IV, Jan z Camerino r. 1448 przywiózł Kazimierzowi Jagiellończykowi od papieża kapelusz i różę złotą, Achilles Grassi r. 1525 od Klemensa VII Zygmuntowi I znowu czapkę i miecz poświęcony, a królowej Bonie różę złotą. Zygmuntowi Augustowi, Stefanowi Batoremu, Władysławowu IV, Michałowi Korybutowi Wiśniowieckiemu i Janowi III nuncjusze papiescy przywozili także od papieży czapki, i miecze poświęcone, a złote róże dla królowych. Z legatów i nuncjuszów, wysyłanych do Polski, 7-miu zostało potem papieżami. Zdarzało się, że Stolica Apost. powierzała legację w Polsce i Polakowi, np. Henrykowi Kietliczowi, arcybiskupowi gnieźnieńskiemu, w latach 1210 – 1219. Leon X bullą z r. 1515 nadał godność urodzonego legata Stolicy Apost. Janowi Łaskiemu, arcybiskupowi gnieźnieńskiemu i prymasowi polskiemu, oraz wszystkim jego następcom. Bulla powyższa, ogłoszona na synodzie łęczyckim r. 1523, miała obowiązującą moc w całej Polsce i tytułu tego używają dotąd arcybiskupi gnieźnieńscy.
Legenda. Tak nazywano to, co w średnich wiekach odczytywano po kościołach w czasie nabożeństwa bądź z Pisma św., bądź z Aktów męczeńskich, bądź z żywotów świętych. Później wszakże wyraz legenda oznaczał zwykle opis historyczny życia jednego ze świętych, do którego dodawano poetyczne szczegóły, jakie gorąca wiara wytwarzała dla zachwycenia umysłu i podniesienia serca wiernych. Duchowieństwo odczytywało wreszcie legendy poza kościołem, na zebraniach chrześcijan, gdzie już chodziło nie o naukę historyi, ale o moralny wpływ na umysły prostoty i pociągnięcie jej do Boga. Z literatury kościelnej przeszła legenda i do literatury narodowej. Uprawiali ją z powodzeniem, wprowadzając do niej podania ludowe, pisarze polscy: Hołowiński („Legendy”, Wilno 1843 i 1855), Witwicki, Odyniec, Bogdan Zaleski i ostatni Marjan Gawalewicz.
Legier. Legierami (z niem: Lager) nazywano składy towarów, zwłaszcza cudzoziemskich. „O legierach cudzoziemskich” piszą Vol. leg. II, f. 1242. Legier znaczył także obóz. Bielski pisze: „Król się z wojskiem ruszył, legier wszystek zapaliwszy”. Jan Tarnowski zaleca: „Hetman o to starać się ma, aby nieprzyjaciela z jego legiera którymkolwiek obyczajem wywiódł”. Legierami nazywali kupcy polscy składników i komisantów. Gostkowski w broszurze z r. 1622 p. t. „Góry złote” powiada: „Zysk nasz bywa w ręku faktorów i legierów cudzoziemskich”. Wyraz legier w znaczeniu obozu przejęli od Polaków Rosjanie w brzmieniu „łagier”.
Lemaństwo czyli lenne maństwo. Wyraz ten znajdujemy użyty w Vol. leg., V i VII, f. 37; oznaczał on posiadłość mniejszą w dobrach królewskich, zwykle około dwuch łanów obszerną, daną wojakowi w posiadanie sposobem lennym. Były to więc osady żołnierskie, a „leman” znaczył to samo, co lenny człowiek, lennik królewski.
Lenno czyli lemaństwo, (po czesku leno, z niem. das Lehen), Szczerbicz w wieku XVI tak określa: „Lenno albo dobra lenne, kiedy co z dóbr Rzplitej, albo z własności pańskiej żołnierzowi dla jego zacności dadzą, z których dóbr posługę czynić powinien, jeśli mu jej z łaski nie odpuszczą”. W Polsce dobra ziemskie nadawane były przez książąt i królów szlachcie na dziedzictwo, a wypadki lennictwa były tak rzadkie i wyjątkowe w stosunku do ogółu posiadłości ziemskich, że nie mogły wytworzyć oddzielnych zwyczajów i praw lennych. Przeciwnie, na Litwie i Rusi lenność była ogólną zasadą stosunków prawnych własności ziemskiej, do czasu połączenia się tych krain z Polską i dopiero wpływ pojęć i instytucyi polskich sprawił w tych prowincjach przejście lenna na dziedzictwo prywatne. Jak to przeobrażenie odbywało się, widać z uchwał sejmowych np. z lat 1646 i 1647 dla województw Czerniechowskiego i Smoleńskiego, gdzie wszystkie dobra lenne (dziedzicznych tam pierwej prawie nie było) uwolniono od rozmaitych powinności lenniczych, jako były inne szlacheckie w Rzplitej. Gdy obszar królewszczyzn znacznie się uszczuplał przez wieczyste nadania i lenna, sejm w r. 1565 postanowił, iż „wieczność i lenna na dobrach królewskich dawane być nie mają”. Dobra lenne, nie mając natury dóbr ziemskich prywatnych, nie podlegały sądowi ziemskiemu, ale królewskiemu, Asesoryi, i nie były uwolnione od stanowisk żołnierskich i hiberny, przytem płaciły kwartę, jeżeli nie miały przywileju, zwalniającego z takowej, jak np. dobra Mszczonów. Wszystko tu zawisło od osnowy przywileju. Nie mogły być także ani długami obciążone, ani zbyte; sukcesja szła tylko w linii prostej męskiej i za wygaśnieniem tej linii, dobra powracały do dyspozycyi królewskiej. Dobra lenne nie były też dopuszczone do regulacyi prawa hypotecznego z r. 1818 w Kongresówce.
Lesica, skrzynia zrobiona z lasek czyli kratek. Mączyński w słowniku z r. 1564 powiada: „Vivarium, sadź, sadzawka, lesica do chowania ptaków, ryb, zwierząt”. Knapski pisze: „Lesica na suszenie serów, sernik”.
Leśniczy. Ksiądz Franc. Jezierski za czasów Stanisława Augusta pisze: „Leśniczy, to jest urząd nie już u Dworu, ale u lasu królewskiego, a jako zwierzyny są smaczniejsze nad domowe mięsiwa, tak leśny urząd leśniczego bywa zyskowniejszy od innych. Ubiegano się po leśnictwa z najpierwszych domów, bogate dochody z obszernych włości składały zapłatę Leśnictwa, to zaś obfite opatrzenie urzędu leśniczych jest pamiątką przywiązania królów polskich do myśliwstwa”.
Letnik, letniczek, letnia suknia, osobliwie kobieca, spódnica letka białogłowska. Wac. Potocki pisze: „W herbie Panną zwanym jest panna w białym letniku”. Letnikiem nazywano także: letnie siedzenie, chłodnicę, chłodniczek czyli altanę cienistą.
Lezda, lesda, leuda, z niem. Leisten, jakaś opłata od produktów spożywczych, zapewne do miast przywożonych. W Litwie zniósł tę opłatę Kazimierz Jagiellończyk r. 1457 przez t. zw. „przywilej ziemski”. Była lezda i w Koronie, przynajmniej na Rusi, jak to widzimy z rachunków królowej Bony, która w r. 1538 miała z lezdy krzemienieckiej „ex Lesa in Cremencia dochodu dziesięć kop groszy litewskich.
Leziwo, przyrząd bartniczy, za pomocą którego bartnik dostaje się łatwo na najgładsze drzewa i do najwyższych barci. Leziwo składało się z ławeczki do siedzenia i powrozów do niej przytwierdzonych a w pętlę zarzucanych. Powrozy te bywały dawniej łyczane, jak to widzimy ze Statutu litewskiego, który pisze: „Bartnikom, barci w cudzej puszczy mającym, wolno na leziwo łyk tyle, ile im potrzeba, wziąć”. Za naszej pamięci leziwa Kurpiów i bartników na Białej Rusi były z powrozów konopnych. Wacł. Potocki w XVII w. pisze: „Naraiłbym tej pannie bartnika i mocne leziwo”.
Leżenie ksiąg ziemskich. Sądy ziemskie przy udziale w nich ziemian nie mogły zasiadać cały rok, ale tylko odbywały w oznaczonych terminach swoje kadencje czyli t. zw. „roki”. Statut Herburta mówi, że po odbyciu czyli wykonaniu tych roków mają urzędnicy zostać z księgami dla wykupna i brania ekstraktów, które to „leżenie ksiąg” trwać ma dwie niedziele. To leżenie ksiąg potrzebne do przyjmowania wpisów przed rokami i wydawania ekstraktów po rokach zwali Polacy po łacinie positio actorum terrestrium.
Liber beneficiorum nazywa się spis funduszów kościelnych w dawnej djecezyi krakowskiej, przez Długosza, znanego dziejopisa, w wieku XV sporządzony. W archidjecezyi gnieźnieńskiej za prymasa Łaskiego sporządzone było w latach 1511 do 1523 oszacowanie dochodów kościelnych dla ustanowienia podatku, a opis ten nazwany został liber retaxationum. Obie te księgi, nazwane razem libri beneficiorum, przyjęło prawodawstwo polskie za prawomocne dowody w sporach o fundusze kościelne, ziemie „poświętne” i dziesięciny, a to na zasadzie konstytucyi sejmowej z r. 1635. Najgruntowniejszą rozprawę o Liber beneficiorum Długosza napisał uczony znawca prawa polskiego Feliks Zieliński w „Bibl. Warszaws”. z roku 1872 t. III i IV. Rozprawa powyższa na zasadzie treści dzieła długoszowego traktuje o dobrach duchownych w djecezyi krakowskiej, ich rozległości, tytułach posiadania, wsiach i folwarkach, karczmach i młynach, prawie polskiem i niemieckiem, powinnościach włościańskich, robociźnie, i t. d. Tym sposobem dwie najobszerniejsze djecezje polskie: krakowska i gnieźnieńska posiadają dwa drogocenne pomniki do dziejów swojej przeszłości.
Liber retaxationum, ob. Liber beneficiorum.
Liberja zwana także barwą (ponieważ była zwykle kolorów herbowych), odzież dworskich: pacholików, hajduków, pajuków, kozaków, lokai, masztalerzów, forysiów, furmanów i t. d. Bywała pospolicie dwojaka: codzienna i paradna. W tej ostatniej przesadzano się do zbytków na przednie sukna, burty, szamerowania, galony. W czasie żałoby liberja bywała czarna, tylko z naramiennikiem barwy liberyjnej.
Libertacje. Tak zwano zwolnienia od poszczególnych ciężarów publicznych a przedewszystkiem zwolnienia udzielane w miastach domom szlachty od dawania gospód ex officio, które marszałek wielki koronny rozdawał w czasie sejmów dla przybyłych na obrady posłów i senatorów. Libertacje były rozmaite, jak to widzimy z kilkuset potwierdzonych przez sejmy i zapisanych w Vol. leg. Tak np. ziemia Wschowska dostała r. 1588 libertacje „od wiardunków, czynszów, spów (osepów w ziarnie) i stacyi”, które na starostę tamecznego od szlachty tejże ziemi i majętności duchowieństwa wyciągano. R. 1641 place Jana Podbipięty, pisarza ziemskiego połockiego, zwolniono w Połocku od juryzdykcyi prawa miejskiego, przyłączając do prawa ziemskiego. Roku 1647 zapisana jest libertacja kamienicy wójtowskiej w rynku starej Warszawy od gościa, tak w sejmie, jako i bez sejmu perpetuo. R. 1652 libertowano od podatków miasta pogorzałe i przez nieprzyjaciela zniesione. R. 1655 wsie kasztelana sanockiego otrzymały libertację od stanowisk żołnierskich za to, że na obronę ziemi Sanockiej obowiązywał się utrzymywać stale 50 piechoty. R. 1659 otrzymała w Wilnie libertację kamienica zapisana na bursę Grodzieńską przez Andrzeja Odlanickiego Poczobuta, pisarza ziemskiego oszmiańskiego. Libertacja z r. 1647 dana pogorzelcom w Wiel. Ks. Litewskiem wyjaśnia, że służy nie osobom, ale miejscu, na którem domy pogorzały. Datę r. 1649 nosi libertacja dla wsi Kiełczewa i Korablewa, w powiecie Kościańskim leżących, zapisanych na edukację dzieci szlacheckich przez Andrzeja Szołdrskiego, biskupa poznańskiego. R. 1662 Maciej Rudzki w wojew. Połockiem otrzymuje na lat 15 libertację dla dziedzicznych dóbr swoich od wszelkich podatków Rzplitej, wyjąwszy pogłównego. Gdy Turcy opanowali r. 1672 Kamieniec podolski, wydana została libertacja kamieńczanom wygnańcom, że gdziebykolwiek osiedli, będą wolni do lat 15-tu od wszelkich podatków, tak publicznych, jako i miejskich (oprócz ceł koronnych), także od ciężarów cechowych. R. 1685 otrzymuje Teodor Billewicz libertacje dla swego dworu w Rosieniach a Mosiewicz w Lidzie od praw miejskich z przyłączeniem do ziemskich. Libertacjami kamienic zasłaniać się nie mogli kupcy cudzoziemscy, w miastach Wiel. Ks. Litews. handlujący. Rozmaite libertacje miały dobra duchownych „religii Greckiej”, wymienione w Vol. leg. R. 1659 postanowiono, iż „Greckiej religii duchowni, w dobrach królewskich, duchownych i szlacheckich, w Koronie i w Wiel. Ks. Litew. i Ruskiem, od wszelkiego poddaństwa, podatków, pańszczyzn, podwód, robocizn, wolni być i pod juryzdykcją pasterzów swoich należnych zostawać mają” (Vol. leg., IV, f. 646, tit.: Duchowni). W prawie z r. 1647 czytamy, że „świeszczenników do robocizny i podwód Władykowie zażywać nie powinni, ani z nich podatku wyciągać”. „Grecka religja w miastach nikomu przeszkodą być nie ma do Magistratu”.
Liberum veto. Tak nazywano w Polsce znane prawo „nie pozwalam” i zasadę jednomyślności sejmowej. Historja powszechna wykazuje nam nietylko w Polsce żądanie jednomyślności przy uchwałach. Już prawo salickie czyli ustawy ludowe Franków Salickich z wieku V, później kapitularz Karola Wielkiego, wymagały także jednomyślności. Dytmar, opisując gminowładztwo Lutyków, plemienia słowiańskiego, między Elbą i Odrą w X wieku mieszkającego, powiada, że w ich wiecach stanowiła o wszystkiem jednomyślność. Kto się sprzeciwiał większości i do niej nie chciał przyłączyć, bito go kijami, a nieprzybywającym na wiece niszczono domostwa. W konstytucjach stanowych zachodniej Europy z XV, XVI i XVII w. znane było liberum veto mniejszości, a nawet pojedyńczych członków sejmujących. Ostatnim królem samowładnym w Polsce był Kazimierz Wielki. Po nim rozkwita bujnie wolność polska, a zjazdy i narady nasze od tej pierwszej chwili samopoznania narodowego nie mają innej formy nad jednomyślność, pozyskiwaną przez przyłączenie się mniejszości opozycyjnej do większości, w imię dobra publicznego. Forma to zresztą najpospolitsza i najprostsza, kiedy na sejmach nie rozprawiano długo i nie zbierano jeszcze głosów. Ktoś stawiał wniosek do uchwały, przekonał i pociągnął za sobą sejmujących, a ci jednomyślnie się godzili. Jeżeli przekonał tylko większość, to mniejszość ustępowała dla zasady, bo był duch zacny w narodzie i starał się o to, co było pożyteczne. Różnice zdań bywały, ale kiedy porachowała się mniejszość, sprawiał w niej to duch obywatelski, że ustępowała. Taka jednomyślność po zlaniu się mniejszości w większość bywała już za Władysława Jagiełły, np. na sejmie r. 1404, gdy chodziło o wykupno ziemi Dobrzyńskiej od Krzyżaków. Przed sejmami walnymi zbierały się u siebie województwa na sejmiki, aby przyjść z rzeczą gotową i z jednomyślnością. Fakt, uderzający w cywilizacyi naszej tamtych wieków, że w naradach wszystkich występują jednomyślnie zbiorowe grupy i głosują tak lub inaczej całe województwa, a nie pojedyńczy posłowie. Każde województwo ma swego mówcę, który się odzywa na sejmie nie od siebie, ale od swego województwa. Jednomyślność pojedyńczych województw, po porozumieniu się całej izby, stawała się jednomyślnością sejmową. Na sejmach elekcyjnych różne województwa popierały różnych kandydatów, ale każde samo w sobie głosowało jednomyślnie. Przed elekcją Batorego książę Ostrogski, wojewodzic kijowski, oświadczył Rzplitej w imieniu Kijowian i Wołynian, że się zgodzą na wszelkie uchwały, które zapadną jednomyślnością wszystkich. Tutaj zacny duch miłości kraju nie pytał nawet o treść uchwał, ustępując na rzecz jednomyślności. Karnkowski, biskup kujawski, rozpowiada w kole sejmowem, że trzy są filary Rzplitej: jedność króla, jedność zdania i jedność sejmu. Jeżeli zabraknie tych filarów, t. j. jednomyślności, Rzplita runie. Batory pojął doskonale tę naturę jednomyślności polskiej, więc powiada, że rozumie sprzeczność zdań, „ale wypada, żeby dla pożytku Rzplitej mniejszość przystała do większości”. Z zacności obywatelskiej płynęła karność, zmuszająca poświęcać zdania osobiste dla jednozgodności. Ale już ks. Skarga zaczyna w kazaniach przeklinać niezgodę i zbrodnię, jakiej dotąd świat polski nie widział, żeby jeden głos niweczył narodowe obrady. Z upadkiem karności patrjotycznej coraz rzadziej mniejszość zlewa się w większość. Gdy pierwsze niedojście sejmu w r. 1536 było wypadkiem wyjątkowym, to w następnych wiekach zrywanie sejmów spowszechniało. Nareszcie w r. 1652 następuje pierwszy w dziejach polskich wypadek, żeby jeden stolnik upicki Władysław Siciński, urażony dekretem królewskim w sprawie ekonomii szawelskiej, wyłamaniem się z jednomyślności sejm swojem Veto zerwał. Naród go przeklął, ale zasada jednomyślności w stanowieniu uchwał została. Stanęła tedy zasada, że sprzeciwienie się jednego posła, reprezentującego sejmik, który go wysłał, wypowiedziane w sejmie uroczyście: nie pozwalam lub w formie protestu w księgach kancelaryi królewskiej albo najbliższego grodu, połączone z opuszczeniem sejmu, niweczy skuteczność uchwały, choćby się za nią wszyscy inni posłowie i cały senat oświadczył. W ten sposób zrodziło się liberum veto w Polsce, jedna z najzgubniejszych zasad politycznej organizacyi państwa, która przetrwała
lat 116, powodując zerwanie wielu sejmów i prowadząc kraj do upadku politycznego, a przecież w pojęciach ówczesnych uważana za „źrenicę wolności”. Przypatrując się stosowaniu liberum veto w praktyce, widzimy jednak, że zachodziły między nią a teorją prawa różnice i że nie należy uważać tego prawa za możność zrywania sejmów głosem jednego przeciw woli wszystkich bez wyjątku. Zdarzało się bowiem, że taki opór jednostki, jeżeli niestała za nią cała grupa posłów, nie zrywał sejmu. Sejmujący nie zważali nań wcale a sejm dokonywał rozpoczętego dzieła i ustawy wydawał. Skutecznem było liberum veto tylko wtedy, jeżeli poza zrywającym posłem stała jakaś grupa, w której interesie było niedopuszczenie do pewnych uchwał. Było zatem liberum veto tylko środkiem, za pomocą którego mniejszość sejmowa mogła terroryzować większość i zawsze tym sposobem odnosić nad większością zwycięstwo. Jeżeli pewna grupa sejmujących nie miała odwagi przyznać się jawnie do swoich życzeń i dążeń czasem nikczemnych, wystarczało postarać się o jednego posła, któryby zgodził się zrobić użytek z liberum veto, a sukces był zapewniony. W ten to sposób nieraz senatorowie, w których ręku nie leżała możność używania liberi veto, posługiwali się dla swych celów jednostkami z izby poselskiej, która mimo, że w sejmowaniu polskiem wysuwała się znaczeniem na pierwsze miejsce, często działalnością swą pokrywała tylko zabiegi możnowładztwa. Jedynym środkiem do uniknięcia skutków „wolnego głosu” stało się zawiązywanie sejmów pod węzłem konfederacyi. Konfederacja bowiem stanowiła o sprawach większością głosów. Do tego jednak środka nie zawsze można było sięgać. Konfederacja zresztą była urządzeniem niebezpiecznem, mając możność zwrócenia się każdej chwili przeciw porządkowi społecznemu. Stąd też już od
drugiej połowy XVII w. jednostki, patrzące dalej i szerzej, podnoszą myśl ograniczenia lub usunięcia liberi veto. Zrazu przekładano projekta reformy na sejmach, później przeniesiono te myśli na pole literatury politycznej, gdzie w obronie ich występują tacy statyści, jak Leszczyński i Konarski. Sejm w r. 1768 przeprowadził pierwsze ograniczenie „wolnego głosu”, dzieląc wszystkie sprawy, mogące stanowić przedmiot obrad sejmowych, na trzy grupy i postanawiając, aby w grupie spraw ekonomicznych i prawniczych wszystko rozstrzygane było większością głosów. Konstytucja z d. 3 maja 1791 r. zniosła w całości liberum veto, stawiając na jego miejsce zasadę nowożytną uchwalania wszystkich praw prostą większością głosów. W obradach senatu mieli i senatorowie swego czasu liberum veto. Jednakże zdarzyło się tylko raz jeden, że Breza, wojew. poznański za Jana III, skorzystał z tego prawa i przerwał posiedzenie senatu.
Lice znaczy w języku polskim twarz; w prawodawstwie zaś polskiem znaczy to samo, co po łacinie corpus delicti, t. j. przedmiot winy okazany przed oczy przestępcy, np. wół lub rzeczy ukradzione i znalezione w domu złodzieja, zwłoki człowieka okazane zabójcy i t. p. Licowaniem nazywano oględziny urzędowe przedmiotu winy dopełnione przez woźnego. Licowy rok (facionatus terminus) oznaczał termin sądzenia przestępcy złapanego na gorącym uczynku. W r. 1505 postanowiono, aby licowy rok następował w tydzień po schwytaniu przestępcy. W r. zaś 1578 deklarowano, że się ściągać może tylko do rzeczy kradzionych. Dla Mazowsza i Podlasia rok licowy naznaczony był dwutygodniowy. Wogóle złodziej złapany z przedmiotem kradzieży czyli z licem w ręku był surowiej karany. Statut litewski z r. 1564 (drugi) stanowił, że złodziej przywieziony z licem, nie mającem więcej wartości jak 4 kop groszy, gdy pierwszy raz ukradł, powinien był oddać rzecz z nawiązką, a jeżeli nie miał pieniędzy, obowiązany był za nawiązkę odsłużyć. Schwytany drugi raz z licem, chociażby to lice i 2-ch kop wartości nie miało, ma sowito (podwójnie) wynagrodzić i być przy słupie smagany. Trzeci raz z licem złapany mógł być karany na gardle. Statut litewski pozwalał złodzieja złapanego z licem, gdyby pomimo to zapierał się czynu, brać na tortury. Jeżeli u kogo lice znaleziono w takiej komorze, której okno wychodziło na podwórze, albo lice leżało za płotem, można było je poczytać za podrzucone i uniewinnić mieszkańca domu. Nie służyła jednak ta obrona, jeżeli w tych miejscach było ukryte starannie. Statut trzeci (z r. 1588) wyraźnie pozwalał złodzieja chwytanego przy licu zabić, ale niezabitego zakazywał dłużej jak noc i dzień (czyli dobę) w domu bez dostawienia do sądu trzymać. Co do prawa zabicia, to potrzeba pamiętać, że jeszcze obecnie są prawodawstwa zagranicą, pozwalające strzelać do okradających w nocy winnice.
Licowy rok, ob. Lice.
Licho, to samo, co: nie do pary, liczba nieparzysta, zła, przeciwstawienie do cetna czyli parzystości. „Cetno-licho”, gra w kości, oparta na losowej liczbie parzystej i nieparzystej. Wac. Potocki pisze w Argenidzie: „Nie wiedzieć komu lichem, komu padnie cetnem”. Lud polski tym wyrazem oznacza złego ducha, o ile nie chce wymówić: czart, szatan lub djabeł. Cet czyli licho, albo liszka w gwarze ludowej oznacza grę hazardowną, w dawnych czasach od wyższych warstw przejętą, polegającą na zgadywaniu czy pieniądze trzymane w zamkniętej dłoni są do pary lub nie do pary. Kto zgadł, wygrywa; niezgadujący tyleż płaci.
Lichtarz. Wyraz ten upowszechnił się dopiero w XV i XVI w. Budny w XVI w. pisze: „Czemuż to teraz świecznik wolicie zwać lichtarzem?” Skarga w kazaniach wyraża się: „świeca na lichtarzu stoi, aby domownikom światłości użyczała”. W rysunku przedstawiamy tu lichtarz prawdopodobnie z epoki saskiej ze szczypcami do objaśniania czyli, jak mówiono poprostu, do ucierania knota i kapturkiem do gaszenia świecy (ze zbior. jeżewskich).
Lichwa. Lichwą trudnili się w Polsce od najdawniejszych czasów Żydzi, potem niektórzy mieszczanie i dzierżawcy dóbr. Chrześcijan-lichwiarzy wyklinano z kościoła i po śmierci nie chciano grzebać na cmentarzu. Korzystali na tem oczywiście Żydzi, których lichwę ograniczył Kazimierz Wiel. w ten sposób, że nie mogli brać wyższego procentu nad pół grosza tygodniowo od grzywny, co wynosiło rocznie około 50%. W XVI w. pożyczali szlachcie polskiej pieniądze kupcy gdańscy i toruńscy na 10%. Zygmunt August zakazał im brać większy procent nad 8-my, co spowodowało, że wyprowadzili swoje kapitały do Anglii. Lichwa jednak nie pociągała za sobą żadnej kary i procent, choćby największy, sąd mógł uznać za prawny. Zgadza się to z nowoczesnemi zasadami ekonomii społecznej, według których procent największy nie jest lichwą, jeżeli kapitał został pożyczony takiemu przedsiębiorcy, który osiąga jeszcze większe zyski. Od r. 1775 prawo polskie uznało jako prawną stopę 5%. O lichwie w Polsce pisał Lelewel w „Historycznych pomnikach języka i uchwał polskich i mazowieckich” str. 56, a Zyg. Helcel w „Starodawnych prawa polskiego pomnikach” f. 110 i w „Kwartalniku naukowym krakowskim” t. I, str. 136 i nast.
Ligawka, legawka, wielka drewniana trąba, instrument muzyczny wiejski, pod gołem niebem tylko używany, może najstarszy z narzędzi muzycznych w Polsce. Arab Al-Bekri, piszący o Polsce i Słowianach w wieku X i XI, tak się wyraża o ich muzyce: „Mają różne instrumenta ze strunami i dęte. Mają instrument dęty, którego długość przechodzi 2 łokcie”. Była to niewątpliwie ligawka. Ligawka dzisiejsza, długa na kilka stóp, czasem prosta, częściej nieco łukowata, w szerszym końcu kilka cali średnicy mająca, w węższym do ust zakończona krótkim lejkiem. Głos jej przenikliwy, podobny nieco do tonu oboja, lubo ostrzejszy i znacznie silniejszy. Nazwa ligawki pochodzi od legania, czyli opierania jej (zwykle na płocie) podczas trąbienia, właściwa bowiem ligawka, 2 do 3 łokci długa, jest zbyt ciężką, aby grać można było na niej swobodnie bez oparcia. Stąd nazwa ta nie stosowała się do małych trąbek pastuszych. Kluk w swojem dziele o roślinach w XVIII w. powiada, że „ligawki pastuchów bywają osowe i wierzbowe”. Na Mazowszu i Podlasiu w każdej wsi miewano po kilka ligawek i dotąd jeszcze niektórzy mają. W lasach nawoływano niemi bydło, a przy domu grano codziennie cały adwent, dobywając uroczyste tony g, c, e, g, c, a, g, c, i t. p., dla przypomnienia sądu ostatecznego, do którego pobudkę zatrąbi światu archanioł. W zwyczaju tym poetycznym zamiłowany był szczególniej (zmarły r. 1838) arcybiskup warszawski Choromański: jakoż gdy był proboszczem w Zambrowie koło Łomży, występowała tam podczas pasterki cała młodzież parafjalna, grając na wielkich ligawkach przy kościele. Głos ligawki w cichy pogodny wieczór zimowy, podczas adwentu, słyszeć można w odległości półmilowej.
Limita (z łac. limes, granica) znaczyła odłożenie, odroczenie, zawieszenie na czas jakiś. Była więc limita sądów czyli roków, limita trybunału i limita sejmu. Zalimitować znaczyło odłożyć, odroczyć, zawiesić. Sejm w r. 1791 pisał: „Chcąc zmordowanym siłom naszym trzechletnią sejmową pracą dać odpoczynek, sesje sejmowe do dnia 15 septembra limitujemy”.
Lipkowie ob. Tatarzy w Polsce.
Lis. Prawodawstwo polskie brało w opiekę lisa, zabraniając tępienia młodych lisów ze względu na pożytek futra. W r. 1557 uchwalono na sejmie: „Liszek młodych nie ma nikt zbierać sub poena 10 marcarum, a liszki rozpuścić”. To się znaczy, że pod surową karą (bo około 5-ciu funtów srebra wynoszącą) nie ma nikt łapać młodych lisiąt. Lis zwany był od najdawniejszych czasów „liszką”, owad zaś nazwany tak został od pewnego podobieństwa do jego ogona.
Lisowczyki. Od Aleksandra Józefa Lisowskiego, słynnego w całej Europie z męstwa i odwagi awanturniczego wojownika (zmarłego w r. 1616), nazywano Lisowczykami hufce jazdy, którym on za życia przywodził, a które, przez kilkanaście lat po jego śmierci, pod dowództwem Czaplińskiego, Rogawskiego i innych, nazywane były od jego imienia. Paweł Rembrandt, w r. 1636 ujrzawszy w Amsterdamie jakiegoś rotmistrza Lisowczyków, unieśmiertelnił go w obrazie olejnym, który nabyty w półtora wieku później przez Ogińskiego, posła Rzplitej w Holandyi, dla kr. Stanisława Augusta i przywieziony do Polski, kupiony następnie z pozostałych po królu zbiorów przez Strojnowskiego, biskupa wileńskiego, dostał się wreszcie Janowi hr. Tarnowskiemu do Dzikowa. Przerys z tego obrazu, dokonany przez Juljusza Kossaka, podał Tygodnik Illustrowany (nr. 10 z r. 1859) w drzeworycie, z którego dołączamy tu podobiznę. Maurycy hr. Dzieduszycki w dwutomowem dziele p. n. „Krótki rys dziejów i spraw Lissowczyków (Lwów, 1843 r.) przedstawił najdokładniej ich dzieje. A niektóre nieznane o nich szczegóły i pieśń starodawną, ułożoną na cześć i pamięć Lisowskiego, podał Kaz. Wł. Wójcicki w „Obrazach starodawnych” (Warszawa, 1843 r.).
List zaręczny. W Statucie Litewskim wadjum nazywa się zaręką, a niekiedy zakładem. Pismo, przez które taka zaręka była założona, nazywało się listem zaręcznym (Art. 25 i 26 rozdz. I, art. 31, rozdz. III).
List przypowiedni – dozwolenie króla na zaciąganie wojska, mianowicie formowanie chorągwi (ob. Jazda polska i Rotmistrz).
List zapowiedni, rozkaz wstrzymania się z sądzeniem sprawy, to samo, co inhibicja.
Listy. Listy prywatne pisane po polsku nie należą do rzadkości dopiero od drugiej połowy XVI w. Dawniejsze, ponieważ było ich niewiele, bo załatwiano sprawy prywatne przez wysyłanych dworzan i posłańców, i nie były w archiwach zachowywane, stanowią dzisiaj osobliwości niepospolite. Z powyższego też względu przytaczamy tutaj z najdokładniejszem zachowaniem współczesnej pisowni list Jana Potockiego pisany w r. 1529 do Mikołaja Szydłowieckiego, kasztelana sandomierskiego, znajdujący się w archiwum jeżewskiem, wybornie dochowany a ciekawy i z tego względu, że, o ile wiemy, jest najstarszym dokumentem, noszącym na sobie własnoręczny podpis członka rodu, który za czasów Zygmunta III miał zostać jednym z najpotężniejszych w Polsce. W podobiźnie przedstawiamy tylko początek listu i jego adres, zwracając przytem uwagę czytelnika, żeby z potwornej pisowni nie sądził o wymawianiu wyrazów, które było wówczas prawie takie samo, jak dzisiejsze:

„Wyelmozny panye panye y dobrodzieyu moy ossobliwy y łaskawy za zalieczenyem (zaleceniem) mey powolney sluzby zdrowya, sczasczia (szczęścia), wschego dobrego myenya, thego W. M. yako wyerny sluzebnyk wyernie zicza (życzę). Przithem wissocze dżiakuya (dziękuję) za tha laska, ktora na przeczyw mnye W. M. sluzebnykowy W. M. raczyli okazacz mye za zadnemy memy poslugamy, yedno z W. M. ossobliwey lasky tho raczyli W. M. okazacz, ysz (iż) my W. M. thego Tatarzina raczil dacz obieczacz. Boże day, aby tego, ktore zową Chotasy, nie grzeby byli bogati, yedno ysz u yego brata yest moy sluzebnyk, a tak bych go mogł yem wykupicz, bo tho W. M. oznamyam panu memu laskawemu, ysz mye sluzebnyczy moi bandą wyprawa gich (ich).......kostowacz blisko dwa thysiaczie zlotich, a tak bych tho raczey wydziali ysz bych ye mogl myecz. Za wyaznye a w thim my laski W. M. barzo potrzeba, wschakze yey wtem dossicz znamyenycze znam. day panye Boże, ysz bych ya tha laska „W. M. mogl a umyal sluzbamy swemy zaslugowacz według nawisschey umyeyatnosczy (umiejętności) mey i woley W. M. mego łaskawego, zathem sie lascze (łasce) W. M. panu memu powierzam. Ex Zalesia feria quinta post festum dii Mathei apostoli et Ewangelistae anno doi (Domini) 1529. Jan Potoczki Z. M. V. powolny sluzebnyk.
Adres listu, który należy czytać: Wyelmoznemu panu panu Mykolayowi z Szydłowcza Castellanowi Sandomierskiemu, podskarbiemu korony polskiey, staroście Radomskyemu, Czepiczkiemu, Zatorskiemu, ucziskiemu etc., panu memu laskawemu z Z(alesia?).

Dopisek na końcu listu zwali Polacy „cedułą” lub post scriptum. Dziejopis Naruszewicz w „Życiu J. K. Chodkiewicza” pisze: „Chodkiewicz po skończonym liście kładzie jeszcze cedułę”.
Litkup. z niemiec. Leihkauf, Litkouf, w dokumentach łacińskich mercipotus, stary zwyczaj picia na potwierdzenie „dobitego targu”, pochodzący z odwiecznych pojęć o znaczeniu wypicia napoju w imię jakiegoś postanowienia. Na znak dokonanego kupna, sprzedawca i nabywca biją wzajemnie z całej siły dłoń o dłoń (stąd wyrażenie „dobić” targu), podają sobie ręce i zapijają „litkupem”. Meklerzy i świadkowie zwali się w prawie miejskiem „litkupnikami” i za pomoc w doprowadzeniu kupna byli wynagradzani. Litkup wypity był prawnym dowodem dokonanego kupna i dlatego to wieśniak polski po wypiciu litkupu, choćby się czuł najwięcej pokrzywdzony, nie cofa nigdy słowa. Kto kupił rzecz kradzioną, musiał się wywieść litkupnikami. Na Litwie i Rusi litkup zowią „baryszem”.
Litografje polskie najpierwsze. Mało zajmujemy się historją sztuk odtwórczych (rytownictwa na drzewie i metalu, litografii), a jednak one stanowią ważny przyczynek do historyi malarstwa w Polsce. Ciekawe są zwłaszcza początki litografii polskiej. Pisze się zwykle, że ją do nas wprowadził Siestrzyński – nicby on był jednak nie zdziałał, gdyby nie moralne poparcie i pomoc materjalna hr. Aleksandra Chodkiewicza. Ten dzielny, wysoko wykształcony magnat (w jednej osobie: rycerz, chemik, rymopis, archeolog i t. d.) łożył wiele na cele artystyczne i gromadził wspaniałe zbiory obrazów i rycin, które potem – co u nas, niestety, należy do rzeczy aż nadto zwykłych – rozszarpali wierzyciele. Ten zacny mecenas sztuki, któremu należy się trwała pamięć u ziomków, zajął się gorąco nowym wówczas wynalazkiem, dopomógł Siestrzyńskiemu do odbycia studjów przygotowawczych w Monachjum i Wiedniu, poczem we własnym pałacu przy ulicy Miodowej w Warszawie, w pięknym, czołowym salonie, zdobnym w zwierciadła weneckie, słupy porfirowe, cenne obrazy i rzeźby, ustawił dwie ręczne, niewielkie prasy, i na nich własnoręcznie, przy pomocy przyjaciół, odbijał najpierwsze polskie litografje. Wszyscy znajdujący się wówczas w Warszawie artyści rysowali dla niego na kamieniu piękne szkice, a nawet całe, wykończone kompozycje, a on z uciechą wielką odtwarzał je w szczupłej liczbie egzemplarzy dla siebie i swego kółka najbliższego. Tę hrabiowską artystyczną zabawę upamiętnił szkic, wykonany z natury przez Lexa, zapomnianego dziś rysownika i rytownika. Podobiznę tej pamiątki, wielce już dziś rzadkiej, podajemy obocznie. Działo się to w początkach r. 1818. „Izys Polska” tak o tem pisała: „Odbyły się próby pomyślne i przyjaciele sztuk pięknych przykładali ze swej strony starania. Hrabia Zabiełło (Henryk, bardzo utalentowany malarz) kazał sporządzić praskę na papier i do rysowania się przyczyniał; pan Lelewel (Jan, brat Joachima, znakomity rysownik, ogółowi naszemu z tej strony prawie wcale nieznany) najstosowniej rysunki na kamieniu wykonywał”. Dodajmy, że dla hrabiego rysowali jeszcze: Brodowski Antoni, Sokołowski Jakób, Śliwicki Walenty, żona jego Weronika, Krethlow J., Kułakowski Ignacy, wspomniany już Lex, Oleszkiewicz M. (zapewne brat Józefa, malarza-mistyka), młodziutki wówczas Suchodolski January, Blank Antoni, Vogel Zygmunt, Zieliński Sylwester. Prócz nich, próbowali jeszcze sił swych na tem polu: córka hrabiego Zofja, kilku dyletantów bezimiennych, oraz kilku artystów, którzy podznaczali swe prace inicjałami, trudnymi dziś do odgadnięcia. Wreszcie jedną, bardzo piękną rycinę na kamieniu (alegorję, in folio) wykonał Jul. Ursyn Niemcewicz, i w tym kierunku wielce utalentowany. W roku następnym (1819) otworzył Siestrzyński pracownię litograficzną przy Instytucie Głuchoniemych, gdzie był nauczycielem. Niebawem powstał i trzeci takiż zakład rządowy, pod nazwą: „Biuro Sztabu Kwatermistrzostwa Generalnego”. Ostatni wykonywał głównie mapy i plany, których dokładność i delikatność w podziw wprawiają. Ryciny topograficzne „Biura Sztabu” nietylko nie ustępują takimże robotom na miedzi, ale je subtelnością wykonania przewyższają. W amatorskiej pracowni hr. Chodkiewicza wykonał Śliwicki rzadkie dziś i poszukiwane „Portrety wsławionych Polaków z ich opisaniem” (Warszawa 1820). Tych portretów miało wyjść 40; wyszło 28. Tekst do nich pisał Chodkiewicz; nie zdążył wszakże napisać go do wszystkich. Na tem wydawnictwie wzorowało się inne, w dziewięć lat później przedsięwzięte (1829 – 30) p. t. „Galerja portretów sławnych Polaków”, wykonane w zakładzie J. Kośmińskiego przez L. Horwarta. To drugie, pod względem artystycznym znacznie gorsze, obejmuje ogółem 36 portretów z tekstem. W trzech najpierwszych zakładach litograficznych warszawskich, oprócz wymienionych już rysowników, pracowali: Hann A. (jest jego przepyszna głowa starego Polaka w zbroi, wielkości więcej, niż naturalnej, z rysunku Orłowskiego), Heismeir L., Korwin Feliks, Mittenleiter J. (Niemiec, sprowadzony w charakterze instruktora), Siekierzyński, Sierociński W. G. N. (dwa ostatnie inicjały znaczyły: „głuchoniemy”, był bowiem kaleką; są jego ciekawe obrazki Świętych, w formacie ćwiartkowym), Songin (cudzoziemiec, może Anglik; jego rycina, przedstawiająca Zuzannę między starcami, ma podpis: „The Seducers”). Czwartym z kolei zakładem był „Instytut litograficzny szkolny.” Prócz map, całych atlasów, rycin technicznych i t. p. wykonywano w nim doskonałe portrety, przeważnie historyczne. Równocześnie z Instytutem, otworzył pracownię litograficzną Letronne L., doskonały akwaforcista. W kilka lat później powstał zakład litograficzny Kośmińskiego. Na tym ostatnim zamyka się wstępny, dwunastoletni (1818 do 1830) okres litografii polskiej – okres najciekawszy i najbardziej artystyczny. Pomniejsze i zapewne krótkotrwałe pracownie mieli jeszcze w tym okresie: Schafner i Bourgeois. W tych pięciu zakładach pracowali głównie: Marja Hermanowa (pierwsza litografistka polska, z domu Tańska, siostra Klementyny Hoffmanowej), Kostecki Fr., Krethlow J. (znakomity rytownik, twórca wielu portretów na miedzi), Leśniewski Antoni, Piwarski Feliks, Ruchacz, Rybiński Feliks, Sławiński J., Smoleński A., Sonntag J., Witkowski W., Zakrzewski A., Zieliński J. Okres następny, jako bliższy nas i ogólniej znany, pomijamy na tem miejscu. Zaznaczyć jednak musimy szeroko rozwiniętą w tym okresie działalność Maksymiljana Fajansa, litografa i właściciela zakładu litograficznego. Z biegiem czasu litografja polska traciła znamię artystyczne, służąc celom pospolitym, praktycznym, przetwarzając się ze sztuki w rzemiosło. Był to może wynik rozwiniętego w tym czasie drzeworytnictwa – zabitego z kolei przez fototypję. Ostatnim polskim litografem-artystą był Władysław Walkiewicz († 1900). Podpisany, gromadząc przez czas pewien najpierwsze litografje polskie (do roku 1830), doszedł do zbiorku, obejmującego sto kilkadziesiąt rycin, pod wszelkimi względami ciekawych, i ważnych. Ten zbiór nie jest jeszcze zupełny; brak czasu nie pozwolił go skompletować. Ktoby pracą rozpoczętą do końca doprowadził, zasłużyłby się sztuce polskiej, stworzyłby bowiem ważny do jej dziejów przyczynek. Wiktor Gomulicki.
Lity, lany, ulany z kruszcu, nie fałszowany i pusty wewnątrz, ale masywny, czysty, szczery, stąd lite złoto, szczere złoto, lity pas czyli tkany z jedwabiu i nitek szczerozłotych. Mówiono też: lity pierścień, lita skała, lita polszczyzna i t. d.
Lodomerja. Chwilowa pomyślność oręża węgierskiego na Rusi Czerwonej w początkach XIII wieku była powodem, iż Andrzej II, król węgierski (którego syn Koloman panował w Haliczu), używał tytułu: rex Galiciae Lodomeriaeque od dwuch głównych grodów tej krainy: Halicza i Włodzimierza (Lodomeria). Gdy przy pierwszym rozbiorze Rzplitej Austrja zajęła Ruś Czerwoną i północne stoki Karpat, potrzeba było wymyślić jakąś nazwę dla nowej prowincyi i choćby najbezczelniejsze prawo historyczne do jej posiadania. Zaimprowizowano wówczas nazwę królestwa Galicyi i Lodomeryi z odwołaniem się do wrzekomych praw korony Węgierskiej z XIII w.
Lóźni ludzie. W czasach, gdy ani policja, ani kontrola ludności nie były uorganizowane, a o służbę i pracę było łatwiej niż dzisiaj, prawodawstwo krajowe musiało zwracać baczniejszą niż dziś uwagę na włóczęgów, których zwano „lóźni ludzie”, a którzy byli to najczęściej „hultaje” i „ludzie swawolni”. Wydane też zostało roku 1496 prawo, że lóźni ludzie, nie mający rocznej służby, nie mają być przechowywani w miastach i wioskach pod karą 14 marek. To samo prawo zakazuje także lóźnych ludzi, mężczyzn i niewiast, podczas żniwa przepuszczać z Mazowsza i innych krain polskich do Śląska i Prus. Prawo z r. 1538 zabrania przepuszczać lóźnych ludzi do Śląska i Węgier. W r. 1519 uchwalono, iż lóźni chłopi, jeżeli do trzeciego dnia po wejściu do miast i miasteczek na robotę się jaką albo służbę nie umówią, łapani i do sypania wałów albo grobel skazani być mają. Prawo uchwalone w r. 1621 nakazywało pod pospolite ruszenie (gdy na wsiach o służbę było ciężko, bo z panami szła czeladź na wojnę), aby miasta lóźnych ludzi i hultajów wszystkich na służbę wyganiały.
Lubczyk ob. Rośliny miłośnicze.
Lubeckie prawo. Trzy miasta pomorskie w Polsce: Elbląg, Frauenburg i Braunsburg (noszące nazwy niemieckie z czasów krzyżackich) rządziły się „prawem Lubeckiem”, t. j. podobnem, jakiem się rządziła u siebie Lubeka.
Lubrańskiego kolegjum czyli akademja. Jan Lubrański, biskup poznański, przejęty potrzebą założenia wyższej szkoły naukowej dla młodzieży wielkopolskiej, celem lepszego przysposobienia jej do usług publicznych, fundował w r. 1519 przy katedrze poznańskiej szkołę zwaną kolegjum Lubrańskiego, zapisując na jej utrzymanie dobra swoje Stawiszyn pod Kaliszem. Fundację tę potwierdził kr. Zygmunt I w r. 1520. Lubrański szkołę swoją uczynił filją czyli kolonją akademii krakowskiej, która obowiązana była opatrywać ją w rektora i profesorów i stąd nazywana była szkołą akademicką a nawet akademją, tak jak i inne w Polsce podobne filje, nawet znacznie mniejszego znaczenia (np. szkoła w Białej radziwiłłowskiej). Zasłużony fundator nie miał pociechy oglądania swego instytutu w stanie kwitnącym, bo nawet gmach szkolny nie był za jego życia skończony. Wkrótce jednak po jego śmierci (która nastąpiła w r. 1520) szkoła rozwinęła się znakomicie, pod rektorami Bedermanem i Grzegorzem z Szamotuł, dosięgnąwszy najwyższego szczytu swej pomyślności. W tym czasie byli jej uczniami sławni później: Józef Struś, Klemens Janicki i wielu innych. Od założenia r. 1573 w Poznaniu szkół jezuickich popieranych gorliwie przez biskupa Adama Konarskiego datuje się upadek kolegjum Lubrańskiego, w którym to stanie przetrwało ono aż do r. 1780.
Ludokrajca, ludokradca, ludzioprzedawca, ludokupiec, ten, co handluje ludźmi jak towarem. Polacy nie zajmowali się nigdy podobnym handlem, uważając go za występek. Nawiedzali jednak Polskę ludokrajcy z Węgier, którzy kradli małych chłopców i uwodzili dziewczęta na sprzedaż Tatarom i Turkom. Klonowicz pisze w „Worku judaszowym”: „Ludokrajce w Węgrzech martahuzami zowią”. Prawo polskie naznaczało srogie kary na takich, bo nikt nie mógł być w Polsce przedmiotem handlu pieniężnego. Pochwyconych martahuzów, którzy się do Polski zakradali, żywcem końmi rozszarpywano. Jeszcze w wieku XVIII królowie pruscy uprawiali gorszące ludokupstwo, porywając i kupując rosłych mężczyzn do swego wojska. Wydarzyło się np. w czasie bezkrólewia po Auguście II Sasie, że wójt z miasteczka Nowogrodu z ziemi Łomżyńskiej, przekupiony przez sąsiednie władze pruskie, wydał w niewolę pruską dwuch mazurów. Gdy sprawa wyszła na jaw, sąd kapturowy (łomżyński), w czasie bezkrólewia wszelkie przestępstwa kryminalne sądzący, kazał wójta z Nowogrodu obwiesić w Łomży. Nic też dziwnego, że rozmiłowani w swobodach Polacy, patrząc na podobne postępowanie królów sąsiednich, widzieli w monarchizmie widmo niewoli i, pragnąc zabezpieczyć od niej swobodę szlachecką, ubezwładniali własną władzę królewską.
Ludwisarnia, odlewnia, gisernia, miejsce jej i budynek, w którym odlewają się przedmioty metalowe, a mianowicie: działa, kule, dzwony, świeczniki i lichtarze. Ludwisarz oznaczał odlewacza, odlewnika, majstra, którego fachem jest odlewanie z metalu. Nazywano go pierwotnie rotgisarzem. Rej nazywa go: „rodgisar.” Wśród ludwisarzy odróżniano konwisarzy, którzy głównie zajmowali się odlewaniem z cyny i miedzi naczyń domowych, a zwłaszcza konwi (i od tych dostali swoją nazwę). Gdy miejsce naczyń glinianych i łyżek drewnianych zajęły u możniejszych cynowe, a te łatwo się gięły, wędrowali po kraju konwisarze i na poczekaniu odlewali ze starych nowe. Ludwisarz był mistrzem większej sztuki i trwalszych przedmiotów. Mistrzów takich sprowadzano z zagranicy. Za Zygmunta Starego mieszkało wielu ludwisarzy w Krakowie. Księgi grodzkie tamtejsze przechowały ich nazwiska z tytułem mistrzów królewskich. Najsławniejszym był Hans Behem, który r. 1520 odlał największy dzwon w Polsce, na cześć króla Zygmuntem nazwany. Był to brat sławnego w Europie ludwisarza norymberskiego, Sebalda Behema. Zygmunt Stary kazał dla niego pobudować dom w Krakowie. Ludwisarzem Zygmunta Augusta w Wilnie był Szymon Bochwic. Batory miał ludwisarzy: Witalego i Springera. Ludwisarnie do lania dział były: w Krakowie, Lwowie, Haliczu, Warszawie, Wilnie i kilku innych miejscach. Mamy działa z latami: 1509, 1529, 1534, 1536, 1541, 1543, 1553, 1605, 1610, 1623, 1635, 1650, litewskie za generała Judyckiego z r. 1655 i t. d. Za Zygmunta III, na pamiątkę zdobycia Smoleńska, ulano 2 moździerze do kul kamiennych i nazwano Iwan i Szeremet, po 12 centnarów ważące. Władysław IV w Oliwie pod Gdańskiem kazał sposobem próby kuć armaty żelazne. Stanisław August ludwisarnię, zniszczoną przez Karola XII, w Warszawie odbudował. Sejm w r. 1780 wyznaczył na ludwisarnię warszawską złp. 30,000 rocznie. Utrzymywano przy niej: ludwisarza, pisarza, 15-tu majstrów różnego rzemiosła i 30-tu czeladników. O ludwisarniach ob. Artylerya polska i Działo.
Luńskie sukno, inaczej zwane lundysz, lundyńskie czyli londyńskie, t. j. angielskie. Sprowadzane było do Polski za pośrednictwem kupców „olenderskich.” Górski pisze: „Otrzymywali niżowce po 15 zł. na rok i po 4 arszyny lundyńskiego sukna”. Czy nie zachodzi tu pomieszanie Londynu z Ljonem czyli Lugdunem?
Lutnia, lutenka, instrument strunowy, powszechnie w domach szlacheckich i pańskich w wieku XVI używany. Widzimy to z Łuk. Górnickiego, który dworzaninowi polskiemu zaleca: „A nietylko tańcować, ale i śpiewać, grać na lutniej nie sromota, zwłaszcza będąc o to proszony”. I w innem miejscu: „A jako temu przystoi lutnię wziąć w rękę, gdy o to jest proszony.” Linde pisze, że „u lutni grzbiet, w którym się głos odbija, jest na dole, a deka z kołem i strunami na wierzchu.” Jan Kochanowski mówi:

Lutnia, wódz tańców i pieśni uczonych,
Lutnia, ochłoda myśli utrapionych,
Ta serce miękczy swym głosem przyjemnym
Bogom podziemnym.

Lustracja, rewizja dóbr królewskich i starostw, dokonana przez osoby przysięgłe, wysłane do obejrzenia i szczegółowego opisania ich stanu, dochodów, oraz powinności poddanych. Uniwersały królewskie ogłaszały wcześnie wysłanie lustratorów. Konstytucja z r. 1562 zapewniała im powagę, bezpieczeństwo osobiste i nakazywała, iż „lustracja dóbr królewskich co 5 lat zawżdy bywać ma, dla przyczynienia albo umniejszenia kwarty za jakimi przypadkami”. Ktoby poważył się znieważyć lustratora, pociąganym był za zbrodnię obrazy Majestatu. Sejmy w latach 1561 i 1601 zarządziły lustracje w całej Rzplitej, a podobne czynności trwały do ostatnich czasów jej bytu. Lustracje z wieku XVII i drugiej połowy XVI bywały bardzo szczegółowo i porządnie dokonywane. Znajdujemy w nich drobiazgowe opisy: zamków, dworów i wogóle stanu budynków, sprzętów domowych, okuć, inwentarza żywego i martwego, zasiewów, zbiorów i t. d. Zawierają one ciekawy materjał do dziejów naszego rolnictwa. Jeżeli starostwa było obszerne, to lustracja stanowiła nieraz potężną księgę, złożoną z cyfr, rubryk i opisów. Wymierzano tam nietylko włóki, ale morgi i pręty w każdym folwarku i u każdego kmiecia. Tak wyglądały np. lustracje starostwa Szawelskiego z czasów Zygmunta III. Lustratorowie i miernicy badali w ten sposób najzapadlejsze zakątki kraju i ustronia, których pierwej nie tknęła jeszcze cywilizacja. Volumina leg. podają 63 uchwał sejmowych z epoki od r. 1562 do panowania Jana III, dotyczących lustracyi, nie licząc uchwał zamieszczonych pod tyt. Rewizje. Uchwała z r. 1661 zaleca, aby lustratorowie, wszystkie lustracje spisawszy porządnie, „rękami swemi podpisane i zapieczętowane do Grodów pierwszych każdego województwa per oblatam podali, które to Urzędy Grodzkie przyjmować je i do ksiąg aktykować mają, bez kosztów podającego.” Pomimo że lustracje starostw są najważniejszym materjałem źródłowym do historyi rolnictwa dawnej Polski w wieku XVI i XVII, ku zawstydzeniu inteligencyi ziemiańskiej wypowiedzieć musimy, że nikt dotąd tego olbrzymiego materjału nie spożytkował.


ENCYKLOPEDIA STAROPOLSKA

ILUSTRACJE