DO NIKODEMA BIERNACKIEGO
I
...A Ty skąd wziąłeś na te skrzypce deski,
Jeżli nie z lipy bogdaj czarnoleskiéj,
I smyk Twój jestże czarodziejstwem żywy
Z białego konia arabskiego grzywy?...
I struny Twoje czy Ty ręką lewą
Spod serca wsnułeś na skrzypców Twych drzewo?
Czy posłannikiem idziesz od świtania,
Gdzie zmrok jest z światłem, z uśmiechami łkania?
II
Powiem - iż wieszczów rzecz jest poznać wieszcze:
Oto zaklęta dała Ci królewna
Klucze od Echa i ten złamek drewna,
I łzę, i poszept w ucho - i grom jeszcze!...
I powiedziała, wstążką wiejąc czarną:
"Idź w świat przez uczuć zwariowana dramę,
Napatrz się w zorzę, łunę zwiedź pożarną,
Wschodnich się dowiedz tęcz, blasków zachodnich,
Co kłamać wolno, to lepiej skłam od nich,
Żywy - wybladłą porusz dioramę...
Lecz - skoro kłamstwo zdradzisz kłamstwem sztuki,
Bądź wpierw pod lauru szerokiego cieniem,
Gdzie donieść krzywe nie potrafią łuki
Urągowiskiem albo zapomnieniem...
Aż inny, ówdzie, gdzie upadną strzały,
Przyjdzie je zebrać, jak Ty zbierasz cudze:
I wspomni Ciebie, łatwiej-doskonały.
I powiesz: "Prawda!... - a ja się obudzę..."
Pisałem 1857 w Paryżu