Z POKŁADU MARGUERITY WYPŁYWAJĄCEJ DZIŚ DO NEW-YORK
Londyn, 1852, decembra, godzina 10 rano
I
Cokolwiek słońca w żaglach się prześwieca,
Omuska maszty lub na fale s-pryska;
Mgły nikną niby zasłona kobieca,
Obłoki widać za nią jak zwaliska!...
II
"Czemu zwaliska? i czemu zasłona?
"Czemu niewieścia...?" - krytyk niech już pyta
I niech oskarża muzę, że zmącona
W harmonii-pojęć-swoich ta kobiéta -
III
Ja, nie wiem... widzę, i rzecz kreślę smutno,
Jakbym był jednym z ciągnących żurawi,
Co cień swój wiodą przez masztowe-płótno,
Nie myśląc, czy stąd obraz się zostawi!...
IV
Ja nie wiem... końca, nigdy nie wiem może,
Lecz...
(tu mi przerwał sternik)
...szczęść wam Boże...