Józef Bohdan Zaleski: Duch od stepu

I

I mnie matka-Ukraina,

I mnie matka swego syna

Upowiła w pieśń u łona;

Czarodziejka - na rozświcie

Napowietrzne, ptasie życie

Przeczuwała na plemiona,

I wołała rozczulona:

 

"Piastuj dziecię me, rusałko!

Mlekiem dum - i mleczem kwiecia,

Pój do lotu mdłe to ciałko!

Pięknej sławy mej stulecia

Podaj do snu na obrazki,

Barwą złotą i błękitną,

Tęczą w okrąg niech rozkwitną

Wszystkie mego ludu kazki!"

 

Błogo było mi - o! błogo;

Nigdy - nigdzie - i nikogo

Nie pieściła czulsza matka...

Owe nie wiem chwilki - latka,

Uwikłana w cud zagadka,

Leży w duszy pod pieczęcią;

Wciąż tam wracam się pamięcią,

Wciąż zmysłami gonię pięcia,

Rozpierzchnioną w sen daleki...

 

O! Rusałki mej piastunki

W pieśń dzwoniące pocałunki

Rozpaliły krew na wieki!

Śród ojczyzny dziś katuszy,

Smutny na śmierć - w sercu - w duszy,

Krew mnie jeszcze zrzuca z łoża;

Chcę opiewać wiekom dzieło,

Lecz natchnienie przeminęło,

Niech się święci wola Boża!...

II

I mnie matka-Ukraina,

Skrzydlatego swego syna,

Gdy mrugnęła z niebios gwiazda,

Odebrała z rąk rusałki;

Osmuknęła puch i pałki,

Lot kazała wznieść od gniazda;

I kwiliła w ślad pisklęcia

Lube wróżby i zaklęcia:

 

"I ja pańska służebnica!

Dzień po dniu - najmilsze dzieci,

Wedle woli ziem rodzica,

Na igrzysko ślę zamieci.

Znowu mój pieściwy leci,

Nie zna jeszcze swego krzyża;

Myśl jak powiew wolna, chyża,

Lgnie do cudów - łaknie pieśni:

O! niech w stepach świat swój prześni!

Stepy - światoburców droga,

Tam przechadzał się gniew Boga;

Głos grzmi dotąd: niech posłucha!

Niech na żywot wzmoże ducha!...

O! po leciech, po przygodach,

Kiedy gwiazda owa zmierzchnie,

Wniknie jako duch w powierzchnię,

Rozpościele się po wodach;

Będzie późnych moich synów,

Grzał do pieśni - i do czynów!

Krew Bojana - obok przodka,

Nowa tu mogiła wstanie..."

 

Wrzała ciszej wróżba słodka:

Coś - coś było o Bojanie...

Matko moja - matko miła!

Co? - gdzie Bojan? - gdzie mogiła?

Wtem skinęła - pożegnanie.

III

Odzianemu w piór oblaski

Wybłysnęła chwila łaski.

Uroczysta wielka chwila!

Pańskie - stań się! dla motyla;

Co urokiem przypomnienia

Dotąd pieśń mą rozpromienia;

Tu - pod krzyżem - łzy, cierpienia,

W jakąś rajską woń umila.

Chwila wiecznie wielka, święta!...

Błogo temu - kto pamięta

Luby, dziwny, gdzieś przed laty,

Żywot czysty i skrzydlaty,

Pierworodny swój początek!

Kto w cielesnych więzów męce,

W niebo co dzień wznosząc ręce,

Do tych dusznych drży pamiątek!...

 

IV

Odzianemu w piór oblaski

Świeci oto chwila łaski!

Ważę - ważę się w błękity;

Skrzydłem prawem, skrzydłem lewem

Mierzę światy za powiewem;

Namiot Boga zlotolity,

Ku mnie - ku mnie - tu - ku ziemi -

Strzępi fałdy promiennemi...

Wyżej - wyżej - wyżej wzbity,

Serafińską, śpiewną ciszę -

Sercem chłonę: niebios nuta

Drży rozkosznie w pierś rozsnuta...

Wyżej - wyżej wzlatam w pysze...

I - "Hosanna, o Hosanna!

 

Na wiek wieków chwała! chwała!"

W świętych likach nieustanna,

Milijonów - pieśń rozbrzmiała...

Duch mój światłość -w słońcach pała,..

Pieśń chórami anielskiemi,

"Chwała! chwała! (w słuch niewoli)

Chwała Panu! - A na ziemi

Pokój ludziom dobrej woli!"

 

Tajemnicą wieków senny

Rozpościera krzyż ramiona...

Stoi w chwale Pan promienny,

Z Rodzicielką swą u łona...

Po prawicy, po lewicy,

Ziemscy Pańscy męczennicy...

Chwała - chwała nieskończona!...

 

Weseliły się Cheruby,

Wiały ku mnie głos roznośny:

"Pan cię darzy znakiem chluby,

Maria śle ci wzrok litośny,

Błogosławią w krąg wybrani;

Czas wypełnia się twej próby,

Zleć iskierko do otchłani,

Czeka oto ziemia rada!...

Zgaśniesz - biada ci! o biada!...

Jak ty, bliźni twoi, ludzie -

Byli w duchu czyści, święci,

Odkupieni cudem w cudzie,

Lecz olśnęli na ułudzie,

Zmierzchło niebo - w ich pamięci,

I na wieczność odepchnięci!"

Wiały - wiały głos Cheruby,

Powtarzali w głos wybrani:

"Czas wypełnia się twej próby,

Zleć iskierko do otchłani!"

 

Aniołowie w lot krążyli.

Na skinienie Pańskie - w chwili -

U stóp krzyża duch niebieski

Promieniące czoło chyli;

Składa skarb swój - czyste łezki;

Anioł oto poślubiony

Składa za mnie łzy, pokłony;

Bądź mój stróżu pochwalony!

I w miłości tam ognisku,

Jak dwie lilie w jednym wieńcu,

Oblubieniec w oblubieńcu,

Zleliśmy się tchem w uścisku...

 

"Pan zastępów świętych - święty!"

Wyżej - wyżej wieją chóry...

I ja ważę lot do góry,

Lecz zwichnięty - o! zwichnięty...

W myśli wstają pierwsze męty...

Anioł mój na klęczkach woła...

Pozdrowienie ślą wybrani...

Na ramionach już anioła,

Smętny wracam do otchłani.

 

V

Mierzchła - och! Ojczyzna złota!

Łza mi pierwsza wzrok ociemia,

Na sen anioł skrzydły miota:

"Syn ty ziemi! ziemia! ziemia!

Śnij na falach tam żywota!"

 

VI

Zwierciadlany sen - o! czuły,

Jakieś widma w mig zasnuły -

To wyraźne, to rozwiewne,

Widma ludzkie dobre, gniewne!...

Niecielesne wodzę oko -

W czasach - miejscach - o! szeroko! -

 

Świta komuś dzień boleści...

Od kolebki wprost na groby

Mknie kochany cień niewieści...

Pierwszy uśmiech do żałoby!...

Więc i ona nie popieści!...

 

Czas wiośniany inszym miły,

Jemu patrzaj wietrzny, luty,

Dziecię goni na mogiły,

Czemuś słucha smutnej nuty,

Lub się tuli do ołtarzy.

O! sierocy wzrok przybłędy,

Cudzy świat spotyka wszędy,

Ani jednej milszej twarzy;

A już kocha! - Patrzaj łzawy,

Zmudzi - nudzi - śród zabawy,

Na pustkowiu radziej marzy:

Duma dumki...

Patrzaj w szkole!

Z nieba spada nań nauka;

O czym inszym śni pacholę,

Naokoło do serc puka:

"Do mnie - do mnie - tu - rówieśni!"

Co dusz czystszych w siebie chłonie,

Jako wrotki swojej pieśni -

Pieśni żywej, w dłoniach dłonie,

Wszystkie wiąże na swym łonie.

Na pustkowiu marzy - wzrasta:

A już za nim krasnolica,

Wiecznych smutków tajemnica,

We snach goni się niewiasta.

 

Patrzaj! - młodzian już na fali!...

W świat zieleni się myśl żyźna:

Nagle okrzyk wstaje w dali -

"Polska - Polska - twa ojczyzna!"

Rówieśnicy zaklaskali:

"Czynów! - czynów! - cudu! - cudu!

Rozkujemy więzy ludu!...

On - w zapale się nie mieści;

Potępieniec - błogiej wieści,

Tchnieniem nutę stepu łowi,

Ku rodzinie, ku Dnieprowi,

We łzach woła: "Bądźcie zdrowi!"

Więc i tu nikt nie popieści?...

 

W świat a dalej! A po świecie -

Młodzian się na wiatry miecie...

Patrzaj - patrzaj - gdzieś - daleko -

Nad ojczystą inszą rzeką

Po staremu śni na jawie;

Mokrą mruga w świat powieką,

Służy zgasłych plemion sławie,

Stare bratnie waśni jedna.

Myślą wraca na bezedna,

W grzechy ojców głębiej wziera.

Coraz marzy mętniej, smętniej,

Słuchem łowi bohatera -

Aż niebieski gość zatętni...

 

A robota w krąg podziemna,

Jak wulkanów potajemna,

Wre, wysysa ziemi jady,

Miesza różnych barw płomienie:

Ma się - ma się - na trzęsienie...

"Poświęcenia się lub zdrady!"

Woła całe pokolenie...

I niebawem - grzmią wulkany,

Rozpościera się pożoga;

Świat poczyna coś - bez Boga!

Na swój rozum. - O! pijany

Młodzian - w zgiełku, zawierusze,

Za inszymi się szamoce;

Mąci - mąci do dna duszę,

I owoce - och, owoce!

Cierpkie, gorzkie, wskroś przepsute,

Ssie jak balsam za pokutę!...

Wypieszczone jego mary,

Płoszy śmiech szatanów dziki...

Widzi w bojach synów wiary,

Jak się pluszcza w krwi ofiary,

A w głos szydzą ofiarniki!...

Wstają oto żale, krzyki...

Polska tchnęła jęk boleści!...

Więc i ona nie popieści.

 

W świat - a dalej! A po świecie

Wyrzucone z domu śmiecie,

Młodzian się na wiatry miecie!

Bogobojny, taki cichy,

Tuli oto w łonie węża:

Tknięty kolcem czarta-pychy,

Wdziewa rogi już na głowę,

Suszy mózg - i myśl wytęża

Na zamachy wciąż jałowe;

Łaknie burzy, krwi, swawoli!

Duch na falach, serce boli;

Ale co mu duch? lub serce?

Puszcza z dymem dni i lata,

Pieśń zamiera na rozterce:

Patrzaj, winy ojców, świata,

Już na wieniec sobie splata!

 

Dawno obok anioł kwili.

Na kolanach czeka chwili,

Aż się w złościach upamięta...

Młodzian śni raz - jakoś milej -

Jak puścizna ducha święta

Zalatuje wieść o niebie...

Patrzy bystrzej - w słup - za siebie,

Rozwiewają się tumany...

Spod omamień grubych płótna,

Widzi świat swój - świat kochany -

Jak grób pusty, pobielany;

Mądrość wieku bałamutna

Syczy w pleśniach jak gadzina...

Młodzian - coś - jak przypomina!

Bije w ziemię dumnym czołem,

Za płaczącym swym aniołem,

Jako dziecię jąka społem:

Wielkieć winy - ależ Panie,

Większe Twoje zmiłowanie!

 

Patrzaj! spełnia kielich do dna!

W głos ślubuje gdzieś - na grobie -

Nie zagniewać Pana w sobie:

Wiara - matka niewyrodna,

Roztkliwiona w płacz pokorą,

Oto czule, coraz czulej

Do swych piersi dziecię tuli:

By uleczyć duszę chorą,

Da mu darem - świat rozległy,

Pośle swoje czarownice.

 

Na skinienie - biegną - zbiegły -

Pieśń - i czystość - dwie siostrzyce;

Na rumieniec grzeją lice,

Gdzieś na rajskie gody wiodą...

Młodzian z piersi, ze źrenicy,

Jako z mszalnej kropielnicy,

Jako z mszalnej kadzielnicy,

Bucha w niebo wonią, wodą!

Na pustkowiu powrót ducha,

Sławi świetnie: słucha - słucha -

W sercu tętno; wieść się budzi -

Gość - gość nowy nie od ludzi!

Przystrój dom! Wyszukaj kwiecia!

Czarownica trzecia - trzecia -

Siostra miłość z niebios zbiega!...

 

Ren gdzieś szumi....

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Żegna lubą swą w boleści...

Więc i ona nie popieści?

 

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Odtąd mętne życia fale

Mglą się straszniej. Smutki, żale,

Nierozwiewne, noc prawdziwa!...

Mąż, o! męskie swe nadzieje,

Gdzie nie sieje, na wiatr sieje,

Rok po roku lichsze żniwa!

Pan go nie chce na bogacza,

Patrzy w niebo, nie rozpacza;

Dzierży stary ślub swój wierze!

Niepokoje - znoje - boje,

Różańcowe ziarna swoje,

Niże - liczy - na pacierze...

Płakać darmo - za kim? za czem?

Od najmłodszych lat tułaczem -

Nic nie wskórał nigdy płaczem!

 

W świat - a dalej! A po świecie

Wyrzucone cudze śmiecie,

Wiatrem się .na wiatry miecie

Lik przyjaciół niegdyś mnogi,

Spółwędrowcy jednej drogi,

Już pobożnych bluźnią cnocie;

Ukochane patrzaj - wrogi!

Prześladowań knują krocie:

Na wiek wieków rozminięci!...

Lecz nie w sercu, nie w pamięci,

On się modli wciąż za nimi...

Odtąd świata już nie wini:

Rozmiłował się w pustyni,

Utkwił w ziemię kij pielgrzymi,

Aż rozkwitnie Pańskim cudem!

Na kolanach, za swym ludem

Prorok oto w lutnię trąca -

I pieśń czysta, strumieniąca,

Wciąż zwierciedli jak na wodzie,

Niebem, słońcem - na pogodzie!

 

Och! za jakież cierpi winy?

Różdżka-ż mu wykwitinie z kija?...

Długo żył on dla rodziny,

Dla przyjaźni - dziś niczyja

Dłoń nie wspiera, sam, jedyny,

Jako cień podniebny mija...

 

Służy ludziom, och! i pracą,

Nie dba - płacą, czy nie płacą,

Byle nie jeść darmo chleba:

Robotnikiem w mogilniku,

Krzyżów mają tam bez liku,

Ale co dzień nowych trzeba,

"Bóg ci pomóż, robotniku!"

Anioł w locie błogosławi,

O! robotnik zadumany -

Wstrząsa głową na bociany,

Coś sam na sam ku nim prawi,

W czarnoksięskim swoim zmyśle.

Z ptastwem bożym żyje ścisłe;

Znowu śledzi lot żurawi,

Z klucza łamią się na roty;

Będą burze snąć i słoty,

Bo się chowa do pieczary.

 

Na dłoń patrzy - jakieś mary,

Mary wieków niby z dłoni

Wieją senne - aż się prześnią!...

Czemuś głośniej w lutnię dzwoni?...

Chwali Pana nową pieśnią!...

Patrzą j, krzyżem leży. W ciszy

Coś - czy huk podziemny słyszy?

Ciężki zaduch bije z chmury...

Och! och! błyska na płaszczyzny...

Anioł grzmotem głosi z góry:

"Wróć, wygnańcze, do ojczyzny -

Policzone łzy - do łezki!"


DUCH OD STEPU

VII     -     XI