AKT II

Pokój ten sam, ze zmianami, jak w planie. Na środku sali wisi ozdobny świecznik, pod którym chwilowo postawiony stolik i obok krzesełko.

 

SCENA PIERWSZA

FRANCISZEK sam, potem KAMILA.

FRANCISZEK
(w tużurku czarnym, białej kamizelce i krawacie, ogolony, stoi na stoliku z pudełkiem zapałek i zaświeca świecznik)
Cóż u licha dzisiaj z tymi zapałkami, że się żadna zapalić nie chce? (pociera, zapałka gaśnie). No. A bodaj cię! (rzuca ją). Im się bardziej człowiek spieszy, tym gorzej jeszcze ... (pociera znowu).

KAMILA
(z drugich drzwi na lewo, w balowej sukni, wyciętej w karo)
Franciszku! jak to, jeszcze nie zapalony świecznik? Bój się Boga!

FRANCISZEK
Duchem będzie, panienko, tylko te szelmowskie zapałki... o! co którą zapalę, to zgaśnie.

KAMILA
Niech się Franciszek usunie, ja sama zapalę.

FRANCISZEK
Ale gdzieżby znowu panienka się fatygowała.

KAMILA
Prędzej, prędzej! Trzeba się śpieszyć, bo już goście w salonie.

FRANCISZEK
(schodzi niezgrabnie, potem mówi)
Ja panienkę podsadzę.

KAMILA
Nie potrzeba (wybiega na stołek, a potem na stolik).

FRANCISZEK
Tylko ostrożnie.

KAMILA
Podaj mi zapałki.

FRANCISZEK
Zaraz, zaraz (wyjmuje z kieszeni i z wielkiego pośpiechu upuszcza). A, Jezus Maria! panienka jak ogień, wszystko mi z rąk leci z tego pośpiechu. Oto są. (Kamila zapala, Franciszek z podniesioną do góry głową przypatruje się temu) Hę, hę, jak też to panience zgrabnie idzie, to nie tak, jak mnie staremu (obchodzi dokoła stolika z drugiej strony). Jeszcze tu panienka jedną upuściła. (Po chwili) Hę, hę, toż to dopiero będzie bal u nas, prawdziwie książęcy. Żeby panienka widziała, co starszy pan wina nakupił, to strach, a jakich przeróżnych cukrów naprzynoszono z cukierni.

KAMILA
Nieoceniony wujaszek. Bo to on ten bal wyprawia.

FRANCISZEK
A wiem, wiem. E, to się też panienka wytańczy za wszystkie czasy, z panem Adolfem, prawda?

 

SCENA DRUGA

CIŻ i ADOLF.

ADOLF
(z głębi, w balowym stroju)
O, cóż to? panna Kamila została, jak widzę, ministrem oświecenia!

KAMILA
(wesoło)
Dobry wieczór panu! No, cóż? dużo pan młodzieży zamówiłeś na dzisiejszy wieczór?

ADOLF
(pokazując na siebie)
To wszystko, co pani widzisz.

KAMILA
Jak to?

ADOLF
Oprócz siebie nikogo więcej.

KAMILA
O! nie wierzę panu. Pan żartujesz tylko, aby się ze mną drażnić.

ADOLF
Na serio mówię, jak panią kocham.

KAMILA
(z gniewem)
I pan śmiesz jeszcze pokazywać mi się na oczy? Toś pan tak uważał na moje prośby?

ADOLF
Panno Kamilo! robiłem, co mogłem. Przez trzy dni łaziłem po wszystkich moich znajomych, zrobiłem jakie kilkadziesiąt pięter; ale teraz młodzi panowie okropnie wybredni, drożą się jak Bóg wie co; chcą wiedzieć naprzód, jaka będzie kolacja, jaka muzyka, jaka posadzka, jakie panny, czy ładne, czy posażne.

KAMILA
Tak, teraz się panu nie wypada tłumaczyć inaczej, ale ja panu ani słóweczka nie wierzę.

ADOLF
Panno Kamilo!

KAMILA
O, ja to widzę dobrze, że pan od samego początku niechętny był temu balowi.

ADOLF
Jakiż bym miał powód?

KAMILA
Bo pan nie życzysz sobie, żeby tu kto więcej bywał prócz pana, (drwiąco) żebyś pan się mógł lepiej wydać.

ADOLF
Ależ, panno Kamilo ...

KAMILA
Nic nie słucham. Nie gadam z panem (chce zejść).

ADOLF
(podając jej rękę)
Służę pani.

KAMILA
Ja nie chcę, nie potrzebuję pańskiej ręki. Idź pan sobie!

ADOLF
Ależ pani spadnie.

KAMILA
Co panu do tego?

ADOLF
Złamie pani nóżkę; jakże pani potem będzie tańczyć?

KAMILA
Złamię, to swoją, nie pańską. Niech mi Franciszek da rękę (schodzi z pomocą Franciszka).

ADOLF
(zbliża się do niej)
Jeszcześmy się nie przywitali (podaje jej rękę).

KAMILA
Obejdzie się. Mówiłam już raz panu, że się gniewam.

FRANCISZEK
(wynosząc stół, a potem stołek)
No, ci się muszą dopiero rzetelnie kochać, bo się ciągle kłócą.

ADOLF
Ale pomimo to można panią prosić do pierwszego kadryla?

KAMILA
(krótko)
Już tańczę.

ADOLF
To do drugiego.

KAMILA
Do drugiego także już jestem zaangażowana.

ADOLF
Któż się tak pospieszył?

KAMILA
A co panu do tego?

ADOLF
No, to może do mazura?

KAMILA
I mazura, i polki, i walce, wszystko już mam zajęte, jestem zaangażowaną na cały wieczór.

ADOLF
Tak?

KAMILA
Tak.

ADOLF
Ha, to i ja będę się musiał postarać o inne danserki. Ja myślę, że ich nie braknie dzisiaj. (Kłania się żartobliwie) Pani! (odchodzi na lewo do pierwszych drzwi).

KAMILA
(do siebie)
Może by mu dać choć jeden taniec? (Biegnie za nim) Panie A... (wraca się,). Nie, muszę go ukarać, bo zasłużył na to.

 

SCENA TRZECIA

KAMILA, TELESFOR, później FRANCISZEK.

TELESFOR
(w odświętnej czamarce, białej kamizelce, wchodzi z drugich drzwi z prawej, z kilkoma butelkami wina w obu rękach i stawia je na stole po prawej)
Tak, to będzie na pierwsze strzały: to dla panów, a to dla pań.

KAMILA
(podbiega i całuje go w rękę)
Poczciwy wujaszek, tak o wszystkim pamięta, tak się wszystkim zajmuje!

TELESFOR
To mój obowiązek, przecież ja tu dzisiaj gospodarzem, to muszę myśleć o tym, żeby było wszystko, jak należy.

KAMILA
Wujaszku, a jakby wujaszek chciał się potem położyć, to ja tam wujaszkowi przygotowałam łóżko za parawanem w pokoju Władzia.

TELESFOR
Cóż ty sobie myślisz, smarkata jakaś, że ja już tak skapcaniałem do reszty, że jednej nocy przebalować nie potrafię? Ja was tu jeszcze wszystkich przetrzymam. Patrzcie ją, jaka mi dowcipna! do łóżka mię pakuje! może jeszcze kaftanikiem flanelowym i rumiankiem mnie potraktujesz, co? Ja się chcę także bawić; kto wie czy sobie nawet nie podskoczę jeszcze?

KAMILA
Ja wujaszka wybiorę do mazura.

TELESFOR
Dobrze. Będziemy hulać do samego rana. Kiedy się bawić, to się bawić. (Do wchodzącego Franciszka z głębi) A tobie co się stało? masz minę, jakbyś upiora zobaczył.

FRANCISZEK
Proszę pana, proszę panienki, tam jakieś draby przyszły we frakach i bawełnianych rękawiczkach i powiadają, żeby im oddać cały kredens, srebra i wszystkie naczynie.

TELESFOR
No, to im trzeba dać, bo to są lokaje, najęci do obsługi gości.

FRANCISZEK
Jak to, proszę pana, a od czegóż ja tutaj?

TELESFOR
Ty byś sobie sam przecież rady nie dał.

FRANCISZEK
Ciekawym bardzo, dlaczego nie? Jak mój pian był jeszcze kawalerem, to się nieraz tyle panów naschodziło, a Franciszek wszystkiemu dał radę. Zresztą, jakby było potrzeba, to można by było wziąść Walentową do pomocy.

TELESFOR
Ale głupiś, jakżeby to wyglądało?

KAMILA
To przecież bal.

FRANCISZEK
To już jak bal, to Franciszek ma iść w kąt?

TELESFOR
Gadajże tu z takim. Przecież to dla ciebie lepiej, że będziesz miał mniej roboty. O cóż ci jeszcze chodzi?

FRANCISZEK
Jak to nie ma chodzić? Przecież to despet dla mnie wielki, że ja, domowy, dawny sługa, dziś tutaj nic nie znaczę, tylko jakieś tam fagasy.

TELESFOR
(zniecierpliwiony trochę)
Ale któż ci mówi, że nie znaczysz?

FRANCISZEK
A oni mówią.

TELESFOR
To im powiedz, że są durnie. Oni są tutaj tylko tego, jak się nazywa, zwyczajni lokaje, a ty będziesz ... piwnicznym albo jeszcze lepiej wielkim podczaszym, będziesz nalewał wino i roznosił (idzie do stołu). Masz tu tacę, kieliszki, wino, i wio do aalonu (daje mu dwie butelki na tacę).

FRANCISZEK
(biorąc tacę)
No, tak, to co innego.

TELESFOR
To będziesz dawał damom, a to panom; rozumiesz?

FRANCISZEK
Niby które damom?

TELESFOR
Gadajże z głupcem.

KAMILA
Ja pójdę z nim, to będzie najlepiej. Chodźmy (wychodzą na lewo do pierwszych drzwi).

TELESFOR
A ja tymczasem przygotuję drugą baterię (nalewa kieliszki na drugiej tacy).

 

SCENA CZWARTA

TELESFOR, WŁADYSŁAW, potem JANINA.

WŁADYSŁAW
(w paltocie, kapeluszu i kaloszach, z głębi)
Ładny zrobiłem spacer. (Rozbiera się przy drzwiach na prawo i zostawia palto, kalosze i kapelusz za sceną, siada) A! już nóg nie czuję.

TELESFOR
(nalewając wino)
A ty gdzieś się tak zgonił?

WŁADYSŁAW
Gdzie ja nie chodził, mój wuju! po jakich dziurach, zakamarkach przedmiejskich...

TELESFOR
Cóżeś ty tam robił?

WŁADYSŁAW
A za tą nieszczęśliwą muzyką. Gałgany grajki zrobili mi zawód w ostatniej chwili: jeden zachorował, drugi się spił, a trzeci mi odpowiedział, że przyjść nie może, bo go sama księżna pani prosiła, żeby grał u niej. Jakże poczciwiec mógł się zrzec dobrowolnie takiego zaszczytu dla jakiegoś tam urzędnika bankowego?

TELESFOR
No, i cóż zrobiłeś?

WŁADYSŁAW
Ha, cóż? musiałem z konieczności wziąść wojskową muzykę, i to jeszcze szczęście, że złapałem kilku, bo dziś balów mnóstwo.

TELESFOR
(zadowolony)
Balują, balują wszyscy. Widzisz, to nie my jedni tylko.

WŁADYSŁAW
(ociera czoło chustką)
A, zmachałem się!

TELESFOR
Może kieliszeczek wina? (Przynosi mu) masz, to cię orzeźwi.

WŁADYSŁAW
(wypija duszkiem, potem, oddawszy kieliszek Telesforowi, który go odniósł na stół, wyciąga się na kanapie)
A! dałbym teraz sto reńskich, żebym się tak mógł wygodnie położyć choć na parę godzin.

TELESFOR
(śmiejąc się)
Bagatela! On już teraz o tym myśli. Cóż to będzie później?

JANINA
(w balowej sukni wchodzi z lewej)
Nie ma tu Władzia?

WŁADYSŁAW
(zrywając się)
Czego chcesz, duszyczko?

JANINA
(zakłopotana)
Mężusiu, bój się Boga! co my będziemy robić? pań i panien naschodziło się tyle, a młodzieży jak na lekarstwo, jest ich zaledwie kilku.

WŁADYSŁAW
No, przecież Fikalski obiecał dostarczyć.

JANINA
Ale go dotąd nie widać. Żeby tylko nie skrewił.

TELESFOR
To nic, nie trap się. Jak będzie brakować, to i my, landwera, ruszymy do boju. Jak mus, to mus.

JANINA
Poczciwy Adolf obiecał mi za czterech tańczyć, i to z najnieładniejszymi pannami.

WŁADYSŁAW
A gdzież on jest?

JANINA
Zasadziłam go w salonie do bawienia starszych pań. Ach, te panie, te panie! ... (uśmiecha się pobłażliwie) pocieszne sobie.

WŁADYSŁAW
No?

JANINA
Wyobraźcie sobie, cztery na jednej kanapie.

TELESFOR
A jakże one się tam pomieściły?

JANINA
Toteż siedzą ściśnięte łąk, że się ani ruszyć, ani nawet swobodnie oddychać nie mogą, a żadna ustąpić nie chce, bo uważają sobie za ubliżenie siedzieć gdzie indziej, nie na kanapie.

WŁADYSŁAW
Dobre sobie.

TELESFOR
Może by im wstawić drugą kanapę, bo się baby gotowe podusić albo apopleksji dostaną.

JANINA
(spostrzegłszy wchodzącego, z żywą radością)
A! pan Fikalski!

 

SCENA PIĄTA

CIŻ, FIKALSKI, LOKAJ, po chwili WRÓBELKOWSKI, FUJARKIEWICZ, BAGATELKA i dwóch, z gości. Fikalski w futrze, szalu, kaloszach.

JANINA
A gdzież młodzież?

FIKALSKI
Będą tu zaraz, już są na schodach.

JANINA
(troskliwie)
Co panu jest? ból gardła?

FIKALSKI
(odkręcając szal)
Nie, pani, ale miałem dziś rano trochę chrypki, szło mi o głos; (próbuje tonu) dobry, nie ma obawy. (Do Władysława) Gdzie tu garderoba?

WŁADYSŁAW
W przedpokoju.

LOKAJ
Chciałem właśnie...

FIKALSKI
Oho! nie złapiesz mnie na to; wiem ja, co to przedpokój znaczy: człowiek futra, kaloszy niepewny. Już mnie to nieraz sparzyło. Nie masz tu gdzie jakiego bezpieczniejszego schronienia?

JANINA
Władziu, może by w twoim pokoju?

WŁADYSŁAW
Ha, skoro trzeba, to darmo.

FIKALSKI
(otwierając drzwi, w głębi)
Chodźcie, chodźcie, panowie, tu jest garderoba. (do Janiny, wskazując na prawo) Tam? prawda (wskazuje wchodzącym).

(Wchodzą: Wróbelkowski, Fujarkiewicz, Bagatelka i dwóch gości, z których jeden wysoki bardzo, a drugi trochę garbaty; wszyscy w paltotach lub futrach z podniesionymi kołnierzami, w kaloszach; przechodzą przez scenę na prawo).

WŁADYSŁAW
A gdzieżeś ty powyszukiwał takie egzemplarze?

TELESFOR
(śmiejąc się, na boku)
Ależ to jeden lepszy od drugiego!

JANINA
I tylko tylu?

FIKALSKI
Bądźcie państwo kontenci, że i takich się złapało. Dziś kilka balów, więc dobijatyka okropna o danserów (wśród tego zdejmuje wierzchnie ubranie i kalosze, które lokaj odnosi na prawo).

LOKAJ
(wnosi tobół duży)
Proszę pana, gdzie to położyć?

WŁADYSŁAW
Co to jest?

FIKALSKI
A, to przybory do kotyliona: kostki, buńczuk, nosy, czepki; wypożyczyłem to dla państwa z resursy. (Do Janiny) A bukiety i ordery są?

JANINA
Tak, jak pan zarządziłeś.

FIKALSKI
To dobrze. Pani będzie łaskawa kazać umieścić to razem.

(Janina ze służącym, niosącym przybory, wychodzi do drugich drzwi na lewo).

TELESFOR
(przechodząc na lewo)
Co ci ludzie teraz nie wymyślają! jakieś figle niemieckie, awantury. ..

(Wchodzą: Wróbelkowski, blondyn, z gęstą grzywą, pince-nez; Fujarkiewicz, już niemłody, mocno wypomadowany; Bagatelka, pokazujący ostentacyjnie swój nowy chapeauclaque , i dwaj inni goście; wszyscy balowo, tylko dwaj ostatni mają nie dość dobrze dobrane fraki, bo wysoki ma frak za krótki, a niski za ciasny. Fujarkiewicz zaś ma frak staromodny).

FIKALSKI
A otóż i nasza młodzież. (do Władysława i Telesfora) Panowie pozwolą przedstawić sobie: pan Wróbelkowski członek różnych komitetów balowych (ukłony). Fujarkowski...

FUJARKIEWICZ
Fujarkiewicz.

FIKALSKI
Przepraszam, Fujarkiewicz, obywatel z prowincji

FUJARKIEWICZ
Właściwie z Mościsk (ukłony).

TELESFOR
Bardzo nam miło.

FIKALSKI
Pan Bagatelka.

BAGATELKA
Zwyczajny członek Towarzystwa Zachęty Sztuk Pięknych w Krakowie.

TELESFOR
(na stronie)
Patrzcie państwo, i ten już dygnitairz nie lada.

FIKALSKI
Pan Piernikiewicz, pan Ślazikowski.

WŁADYSŁAW
(podaje jednym rękę, drugim się kłania)
Witam panów.

TELESFOR
(witając się)
Bardzo nam miło.

WŁADYSŁAW
Panowie pozwolą do salonu, przedstawię was damom.

TELESFOR
A jak potem ten tego, to tuta] wino, przekąski, a tam papierosy, bardzo prosimy, bez ceremonii. A może od razu tak po kieliszeczku, dla kurażu? służę panom (prowadzi ich do stołu, gdzie piją, a on wypite kieliszki napełnia).

 

SCENA SZÓSTA

CIŻ, CIUCIUMKIEWICZ, MALINOWSKI, potem WICHERKOWSKI, PULCHERIA.

(Ciuciumkiewicz, szeroki w karku i plecach, głowa trochę spiczasta, z krótkim zarostem kołnierze stojące z halsztukiem, ręce w dół spuszczone, w szerokich rę/kawach, frak obszerny, z dużym kołnierzem).

TELESFOR
(spostrzegłszy Ciuciumkiewicza, wychodzącego z salonu)
A, jest i Ciuciumkiewicz! prosimy do kompanii. (Ciuciumkiewicz z powagą kłania się i idzie do stołu).

MALINOWSKI
(przystojny, ale małomówny, zbliża się do Władysława)
Pan pozwoli, że się sam przedstawię: jestem Malinowski.

WŁADYSŁAW
A, to pan... (podaje mu rękę). Wuju, pan Malinowski.

TELESFOR
(ożywiony, wesół z kieliszkiem w ręku, zbliża się)
Bardzo nam miło... służę panu (podaje).

MALINOWSKI
Dziękuję ślicznie, nie piję.

TELESFOR
Co? nazywasz się pan Malinowski i nie pijesz wina? Ta to wino i Malinowski ... niech to pana nie obraża.

MALINOWSKI
O! panie!

TELESFOR
Bo my starzy lubimy sobie czasem pożartować. (Malinowski idzie na prawo, opiera się o kanapę).

WŁADYSŁAW
(do wchodzących z salonu) A, państwo Wicherkowscy (idzie na powitanie).

PULCHERIA
(do Władysława) A gdzież żona?

WŁADYSŁAW
Zaraz będzie służyć (wychodzi na lewo do drugich drzwi).

TELESFOR
(z głębi, od stołu)
Panie Wicherkowski, (pokazując kieliszek) introdukcja do tańca - kieliszeczek. (Wicherkowski idzie w głąb). Zdrowie szanownych gości!

PULCHERIA
(przechodzi na prawo w stronę, gdzie stał Malinowski i nie patrząc na niego, mówi tak, aby nie spostrzeżono tego)
Tańczę pierwszego kadryla z Fikalskim, poproś go pan o vis a vis.

MALINOWSKI
A kiedyż będę mógł znowu...

PULCHERIA
Jeszcze nie wiem. Powiem to panu później (wraca na lewo i tam siada).

(Muzyka za sceną gra poloneza).

FIKALSKI
(idąc z głębi naprzód)
Panowie! polonez. (Do Pulcherii) Służę pani.

WICHERKOWSKI
(wchodząc żywo między nich)
Za pozwoleniem. Ja moją żonę jeszcze w domu zaangażowałem (bierze Pulcherię pod rękę i spojrzawszy groźnie na Fikalskiego, wychodzi do salonu).

FIKALSKI
(do siebie)
Szkoda, bo ta ma niezłą prezencję do poloneza. Trzeba wziąść gospodynię domu (wybiega tamże).

TELESFOR
No, Ciuciumkiewicz, naprzód! bo to nasz taniec, weteranów. Chodźmy do dam. Panowie, proszę za mną (bierze Ciuciumkiewicza pod rękę i nucąc poloneza, wychodzi do salonu).

(Wszyscy wychodzą ze sceny, wyjąwszy Wróbelkowskiego i Bagatelki).

 

SCENA SIÓDMA

WRÓBELKOWSKI. BAGATELKA, później JANINA, KAMILA.

BAGATELKA
(który był we drzwiach salonu - widząc, że Wróbelkowski nie idzie od stołu, wraca)
Ty nie idziesz?

WRÓBELKOWSKI
(zapala papierosa i pije wino)
Ani myślę. Polonez, to taniec dla starych safandułów (siada na stoiku przy kanapie, kołysze się, puszcza kłęby dymu i często poprawia pince-nez); zresztą, przyznam ci się, że mnie już taniec nie bawi i jeżeli tu przyszedłem, to zrobiłem jedynie dla pani tego domu.

BAGATELKA
(siadając na kanapie także z papierosem)
Znacie się?

WRÓBELKOWSKI
Dotąd tylko z daleka. Oczkujemy ze sobą w teatrze, na koncertach, w kościele, ale widocznie było jej to za mało, skoro mnie gwałtem prosiła przez Fikalskiego (wstaje i przechadza się z poważną miną). Nie dałbym za to trzech groszy, czy ona tego. balu umyślnie dla mnie nie urządziła, aby mi ułatwić wejście do domu, bo ja mam szalone szczęście do kobiet: na którą spojrzę - trup! (siada przy Bagatelce na kanapie). Powiadam ci, kolego, u minie w domu to takie paki listów (pokazuje ręką na wysokość łokcia nad ziemią). Hrabiny nie hrabiny, baronowe nie baronowe, słowo honoru daję (ziewa). Ale to mi się przejadło, wolę mieszczańskie sfery, tu więcej serca.

BAGATELKA
I w jakiż sposób objawisz jej swoje uczucia?

WRÓBELKOWSKI Całkiem zwyczajnie. (Rzuca papieros i dobywa z bocznej kieszeni fraka karteczkę) O! patrz!

BAGATELKA
Różowa karteczka.

WRÓBELKOWSKI
I zaperfumowana "Jockeyclub"; powąchaj.

BAGATELKA
Prawda.

WRÓBELKOWSKI
Zapach działa na kobiety. A na kartce te słowa: "Pani! kocham cię od dawna, daj mi znać, kiedy męża twego nie będzie, abym mógł przybiegnąć do stóp twoich i na kolanach przebłagać cię za tę śmiałość, że odważyłem się kochać cię i uwielbiać". Poetyczne, co?

BAGATELKA
Bardzo.

WRÓBELKOWSKI
Niby nieśmiało, a odważnie.

BAGATELKA
I z ogniem.

WRÓBELKOWSKI
(zwijając kartkę)
Otóż tę karteczkę zwija się w rulonik, cieniutko, ot, tak, wsunie się potem do bukietu; kotylionowego i poczta gotowa, a w tańcu, gdy namiętnym uściskiem przytulać ją będę do mego serca, szepnę w maleńkie uszko: "Szukaj pani w bukiecie".

BAGATELKA
Genialny pomysł!

WRÓBELKOWSKI
(zadowolniony)
Prawda; chodźmy na papierosy (idą w głąb i zapalają).

JANINA
(wchodzi z Kamilą z salonu)
Pfe, co tu dymu! (rozgania chusteczką).

WRÓBELKOWSKI
(cicho do Bagatelki)
Otóż i ona, patrz, ta brunetka.

JANINA
(spostrzegłszy palących, do Kamili)
Jacy ci panowie niedelikatni (idzie otworzyć okno).

KAMILA
To także grzecznie. Nadymili jak w kawiarni.

JANINA
Czemu panowie nie tańczą?

WRÓBELKOWSKI
(zbliżając się z galanterią)
Tylko skończymy papierosy, będziemy służyć paniom.

JANINA
Prosimy, czekamy panów. (Do Kamili) Chodź, bo tu nie podobna oddychać (wychodzą do salonu).

WRÓBELKOWSKI
(z dumą)
A co? Słyszałeś, co mówiła? Czekamy! I jak łypnęła przy tym oczkami, uważałeś? Śliczna bestyjka, co za oko!

BAGATELKA
Lubo i ta druga niczego.

WRÓBELKOWSKI
Ba, kiedy ma feler.

BAGATELKA
(zaciekawiony)
O! jaki?

WRÓBELKOWSKI
Panna!

BAGATELKA
A, niby że panna, więc cóż z tego?

WBÓBELKOWSKI
Ja w pannach, nie gustuję. Mężatki to moja pasja.

 

SCENA ÓSMA

CIŻ, FUJARKIEWICZ, potem FIKALSKI, w końcu TELESFOR.

FUJARKIEWICZ
(poprawiając włosy jedną ręką, a w drugiej trzymając cylinder, wchodzi z salonu).
Panowie, jako tutejsi, będą umieli mnie objaśnić, czy w polonezie podaje się damie prawą rękę, czy lewą? bo ja podałem prawą, ale widziałem, że niektórzy panowie podawali także lewe.

BAGATELKA
Rób pan, jak panu wygodniej.

FUJARKIEWICZ
Przecież muszą być jakieś reguły ... Może z pannami trzeba na prawą rękę, a z mężatkami na lewą?

WRÓBELKOWSKI
(klepiąc go po ramieniu)
Tak, zawsze na lewą, to się panu udało!

FUJARKIEWICZ
Nie, bo uważacie, panowie, nie chciałbym uchodzić za ignoranta w tym względzie; idzie mi o dobre zaprezentowanie się w świecie, bo przyjechałem tu umyślnie na karnawał w zamiarze ożenienia się, to jest staramia się o żonę.

WRÓBELKOWSKI
(śmiejąc się)
Czyją?

FUJARKIEWICZ
No, niby o moją, to jest właściwie mówiąc, o pannę,

BAGATELKA
Tych tu znajdziesz na kopy.

FUJARKIEWICZ
Bo nie wiem, czy panowie wiecie, że jestem z zawodu farmaceuta, skończony farmaceuta?

WRÓBELKOWSKI
(z drwiącym respektem)
A, nie wiedzieliśmy nic o tym.

FUJARKIEWICZ
Tak, Fujarkiewicz z Mościsk, gdzie odziedziczyłem po ciotce dom i 60 morgów gruntu, a oprócz tego dzierżawię aptekę.

BAGATELKA
Być nie może! A my pana traktowali jak zwyczajnego człowieka!

FUJARKIEWICZ
Nic nie szkodzi. Bardzo proszę ze mną bez ceremonii. Otóż, uważacie panowie, mając teraz takie stanowisko w świecie...

WRÓBELKOWSKI
Postanowiłeś się pan ożenić.

FUJARKIEWICZ
(ucieszony)
Zgadłeś pan, i w tym celu...

BAGATELKA
Przybyłeś pan do Krakowa.

FUJARKIEWICZ
(jak wyżej)
Właśnie.

WRÓBELKOWSKI
(klepiąc go)
My tu pana wyswatamy.

FUJARKIEWICZ
Bardzo wdzięczny będę, bo panowie, jako miejscowi, będą mogli mi dać pewne wyjaśnienia.

BAGATELKA
(z filuternym uśmiechem)
Co do posagu?

FUJARKIEWICZ
(ucieszony)
Z ust mi pan wyjąłeś.

(Muzyka przestaje grać poloneza).

FIKALSKI
(wchodzi z salonu żywo rozpromieniony, za nim dwóch danserów)
Panowie! cudowny, genialny pomysł!

WRÓBELKOWSKI
Co?

FUJARKIEWICZ
No?

(Wszyscy do niego się garną).

FIKALSKI
Uważacie panowie, podczas poloneza, kiedy przemyśliwałem nad tym, czy to nie będzie zbyt rażące kotylion przed kolacją, bo po kolacji, jak wiecie, obiecałem się do Guzikowskich... otóż myślę, jak tu wyjść z honorem z tego zawikłania - wpada mi myśl genialna, myśl połączenia mazura z kotylionem.

FUJARKIEWICZ
Jak to?

FIKALSKI
Niby zwyczajny mazur, ale figury kotylionowe, ordery, bukiety etc.

WRÓBELKOWSKI
(z powagą)
Rozumiem.

FIKALSKI
Ale bo trzeba wiedzieć, jaka głęboka myśl w tym się kryła. To ścisłe połączenie mazura z kotylionem, to niby symboliczne przedstawienie naszego stosunku do rządu, alians Galicji z Austrią, taniec z barwą polityczną, coś całkiem nowego, prawda?

WRÓBELKOWSKI
A! znakomite, jedyne w swoim rodzaju.

FUJARKIEWICZ
Rzeczywiście, bardzo, bardzo.

BAGATELKA
Cudowny pomysł, to warto oblać. Panowie, za kieliszki! (Spieszą wszyscy do stołu w głąb).

TELESFOR
(wchodzi z salonu, ocierając czoło)
No, ja już zrobiłem swoje.

BAGATELKA
Tylko wina nie ma.

WRÓBELKOWSKI
Hej, wina! prosimy o wino!

TELESFOR
(wesoło)
Wina, dobrze. Zaraz służę panom (dobywa z kosza spod stołu wino i nalewa).

WRÓBELKOWSKI
(idąc z Fikalskim i innymi na przód sceny)
Ten pomysł unieśmiertelni pana w rocznikach karnawałowych.

BAGATELKA
Pomysł całkiem nowy.

FIKALSKI
(z dumą)
Bez zarozumiałości, panowie, mogę sobie przyznać, że jestem Kolumbem tego pomysłu.

WSZYSCY
Prawda, prawda!

(Telesfor niesie tacę z kieliszkami).

WRÓBELKOWSKI
(biorąc kieliszek z winem, staje z powagą)
Panowie! pozwolę sobie tutaj wnieść zdrowie głównego motora dzisiejszego wieczoru ... (zamyśla się).

TELESFOR (stojący na boku z tacą)
Ta to ci poczciwcy chcą wnieść moje zdrowie. Pewnie Władziu im wypaplał.

WRÓBELKOWSKI
Męża, który jest duszą naszego zebrania ...

TELESFOR
(zażenowany)
Ależ, panowie...

WRÓBELKOWSKI
(opryskliwie)
Jeszcze nie skończyłem... męża, panowie, którego zasługi są tak wielkie...

TELESFOR
E, kiedy to znowu za wiele.

GŁOSY
Cicho! cicho!

TELESFOR
No, ale bo...

GŁOSY
Cicho! pst! cicho!

WRÓBELKOWSKI
Tak wielkie, że należy mu się od nas publiczny wyraz. uznania. Pozwólcie więc, że wniosę jego zdrowie ...

TELESFOR
Dziękuję panom, ale...

WRÓBELKOWSKI
(nie zważając na niego)
Zdrowie naszego znakomitego aranżera, pana Fikalskiego!

WSZYSCY
(wznosząc kieliszki)
Wiwat! niech żyje!

TELESFOR
(na stronie)
A ja, osioł, myślałem... (słychać za sceną walca).

FIKALSKI
A teraz na pole wailki, boski Strauss nas wzywa, panowie, za mną!

(Wszyscy stawiają kieliszki na tacy, którą trzyma Telesfor, i nie patrząc nawet na niego, wychodzą do salonu).

TELESFOR
(patrzy za nimi)
No, jak się to komu podoba? formalnie wykierowali mnie na kelnera; wypili, postawili i nawet Bóg zapłać nie powiedzieli, jak w restauracji. (Z irytacją) Pfu! (odnosi tacę na stół i wraca na przód sceny zalterowany trochę). Przecież to dawniej inna była młodzież. Miałby się z pyszna jeden i drugi, który by się tak rozbijał w obywatelskim domu. A nakadzili tymi papierkami, niech ich nie znam! (gasi nogą nie dopalone papierosy).

 

SCENA DZIEWIĄTA

TELESFOR, FRANCISZEK, potem KAMILA.

FRANCISZEK
(wchodzi z głębi, pijany)
I tacę mi odebrali, i jeszcze za drzwi wyrzucili. Nie, ja tego nie przeżyję!

TELESFOR
(spostrzegłszy go)
A ten gdzie się tak ubrał?

FRANCISZEK
Ubrałem się, to prawda, jak się patrzy i kamizelkę dałem wyprać Walentowej, i wszystko na nic.

TELESFOR
Franciszku, bój się Boga, coś ty zrobił? - tu tyle gości, a tyś strąbiony!

FRANCISZEK
To wszystko z desperacji, proszę pana. Piję, bo... bo mnie serce boli, że ja (płacze) na moje stare lata tegom się doczekał.

TELESFOR
No, no, daj pokój, stary; idź, wyśpij się, to ci się ulży (odwraca się od niego).

FRANCISZEK
(idzie w głąb)
Ja spać? O! to mnie pan nie zna. Człowiek ma także swoją ambicję, ja się tu nikomu nie pozwolę posponować (bierze tace z kieliszkami). Ja im pokażę, kto tu panem (wychodzi do salonu i zaraz po jego wyjściu słychać brzęk stłuczonego szkła).

TELESFOR
A tam co?
(Patrzy) Masz tobie!

KAMILA
(z drugich drzwi z lewej)
Co się stało?

TELESFOR
A Franciszek urżnął się jak nieboskie stworzenie i teraz awantury wyprawia. Idź no go namów, żeby się położył spać, bo wam wszystko szkło wytłucze.

KAMILA
(idzie do salonu)
Biedny Franciszek!

TELESFOR
(skrobie się za uchem, siada przy stoliku do kart)
No, jakoś nam ten bal nieszczególnie się zaczyna. Same fatalności.

 

SCENA DZIESIĄTA

TELESFOR, KATARZYNA, CIUCIUMKIEWICZ z czterema córkami, TECIA, MIECIA, LOLA, MUNIA, JANINA, potem ADOLF.

(Munia, choć już nie tak młoda, ma krótką sukienkę, szarfę i krótkie włosy, po dziecinnemu).

KATARZYNA
(wychodzi szybko z salonu, za nią gęsiego drobnym krokiem cztery córki)
"Nie, nie, nie!

JANINA
(idąc za Katarzyną)
Ależ, pani łaskawa, znajdzie się miejsce, proszę się wrócić.
(Ciuciumkiewicz idzie poważnie, milcząco z tyłu).

KATARZYNA
(słodziutko)
Nie, nie, droga pani, skoro pani Fifikowska sądzi, że jej tylko przysługuje prawo siadania na kanapie, odgrywania pierwszorzędnej roli, to niech siedzi, niech się nasiedzi, ja ustępuję.

TELESFOR
(na stronie)
Teraz ta znowu zaczyna. A skaranie boskie! (wstaje).

KATARZYNA
Ona taka dama, taka wielka figura, a mój mąż prosty sobie archiwista, tyle tylko, że mamy uczciwe imię, czym nie wszyscy pochlubić się mogą, nawet tacy, co na kanapach siadają (siada na kanapie).

JANINA
Jak to? pani tu myśli, w tym pokoju?

KATARZYNA
(z przesadną skromnością)
Dla takich, jak my, to w sam raz. Jasiu! (wskazuje mu oczami miejsce przy sobie). Panienki tu, przy mnie, (żywo) nie na kanapie.

(Tecia, która już siadała, zrywa się i przesiada się na stołek obok kanapy, inne za nią w rzędzie).

JANINA
Ależ ja nie mogę przecie pozwolić na to.

TELESFOR
(zbliżając się)
Skoro sobie pani Ciuciumkiewiczowa tego życzy. Przecież nie miejsce człowieka, ale człowiek miejsce...

CIUCIUMKIEWICZ
Tak, człowiek miejsce.

KATARZYNA
(z ukrytym gniewem a słodko)
Jasiu! proszę cię bardzo, bez tych uwag.

JANINA
I panienki się nie wytańczą, jak będą tu siedzieć.

TELESFOR
A nie wiesz to, co mówi przysłowie: "Siedź w kącie, znajdą cię"?

CIUCIUMKIEWICZ
Tak, siedź w ką ...

KATARZYNA
(jak wyżej)
Jasiu! (Do Janiny słodko) Niechże się pani dobrodziejka nami nie zajmuje, pani ma tyle innych, dostojniejszych gości.

TELESFOR
Tak, Janinko, idź do gości, ja tutaj już zabawię panie. Nie bój się, panienki się przy mnie nie znudzą, przecież ja stary wyjadacz, zęby na tym zjadłem.

(Janina odchodzi w głąb).

ADOLF
(wchodzi, ocierając czoło)
A tom się stańczył!

JANINA
Panie Adolfie!

ADOLF
Co pani rozkaże?

JANINA
Tańcz też pan trochę z pannami Ciuciumkiewicz.

ADOLF
Pani, dalibóg nie mogę.

JANINA
One jeszcze nogą nie ruszyły.

ADOLF
A ja moimi już nie mogę iruszać.

JANINA
(słodko)
Zrób pan to dla mnie, dla nas.

ADOLF
Ha, na takie zaklęcie, to choćbym miał paść jak koń żydowski ... (Idzie do Teci) Czy mogę panią prosić?

TECIA
Czy mnie pan prosi czy moją siostrę?

ADOLF
Najprzód panią.

TECIA
(pytając matkę oczyma)
Mameczko?

KATARZYNA
No, idź, idź, skoro pan. taki łaskaw.

JANINA
(wraca z Lokajem)
Może panie herbaty?

KATARZYNA
(słodko)
O! niechże się też pani dla nas nie trudzi.

JANINA
(do Lokaja)
Herbaty tu paniom (chce podać sama).

TELESFOR
A! za pozwoleniem, to mój wydział (podaje każdej). Kawalerska powinność usługiwać damom. (do Janiny) Idź, idź, my sobie tu już damy radę bez ciebie.

JANINA
Ha, skoro wuj taki łaskaw (odchodzi do salonu).

KATARZYNA
(do męża)
Uważasz, jaka kontenta, że się nas pozbyła z .salonu.

TELESFOR
(podaje pannom)
Służę pani, służę pani. A może araczku dla smaczku.

MIĘCIA
O! dziękuję!

KATARZYNA
Pan tylko żartuje, moje panny, bo ten pan jest zanadto dobrze wychowany, aby nie wiedział, że się pannom podobnych rzeczy nie proponuje.

TELESFOR
(na stronie)
A to mnie baba ucięła.(Bierze cukiernicę z tacy i podaje) Może za mało słodka? Kawałeczek nie zawadzi.

KATARZYNA
Dziękuję.

TELESFOR
(do Ciuciumkiewicza)
A my może zamiast herbaty po kieliszeczku, co? i jakąś przekąskę. Służę koledze (bierze go do stołu).

KATARZYNA
Jasiu! tylko proszę z, miarą.

TELESFOR
Hę, hę, kolega, jak widzę, pod kuratelą!

CIUCIUMKIEWICZ
To tak z troskliwości o moje zdrowie.

ADOLF
(odprowadza Tecie i kłania, się Mieci)
Dziękuję pani, służę pani.

MIECIA
Jak to, tak zaraz?

ADOLF
Trzeba korzystać póki grają.

MIECIA
Mameczko?

KATARZYNA
(słodko)
Pan się tak trudzi.

ADOLF
To tylko przyjemność, pani dobrodziejko. Ja przepadam za walcem.

KATARZYNA
A skoro sobie pan tego życzy.

(Miecia i Adolf odchodzą do salonu w podskokach).

KATARZYNA
(do siebie)
W tym coś jest. Kamila nic nie tańczy, a jej narzeczony ciągle przy moich pannach. Musiało coś zajść między nimi, bo to kapryśnica, dziewczyna najgorzej wychowana. Powiem mężowi, żeby go zaprosił do nas. Kto wie co z tego być może?

CIUCIUMKIEWICZ
(idąc z Telesforem na przód sceny na lewo, z przekąskami)
A może byśmy małego preferka?

TELESFOR
Ta to by nam się właściwie należało.

CIUCIUMKIEWICZ
Więc nie traćmy czasu.

TELESFOR
Tylko kogo by ina trzeciego?

CIUCIUMKIEWICZ
Na trzeciego? (Ogląda się i spostrzega Wicherkowskiego, wchodzącego z żoną z salonu) A może by Wicherkowski?

 

SCENA JEDENASTA

CIŻ, WICHERKOWSKI, PULCHERIA, później MALINOWSKI, w końcu FUJARKIEWICZ.

WICHERKOWSKI
(prowadząc żonę pod rękę)
Tak, duszyczko, tu sobie siądziemy, pięknie, ładnie. Tam za gorąco dla ciebie. Wiesz, co doktor mówił.

PULCHERIA
Ale tu znowu za chłodno.

WICHERKOWSKI
Weź okrycie (odziewa ją okrywką, którą miał na ręku). To tak w pierwszej chwili, widzisz, duszko, że się wyszło z gorąca.

PULCHERIA
Ale tu okno otwairte.

WICHERKOWSKI
(idzie na prawo)
To się zamknie, zamknie. Tak (wraca do niej). Teraz będzie w sam raz.

TELESFOR
Panie Wicherkowski, może z nami preferansa?

WICHERKOWSKI
Zgoda, służę panom. (Do Pulcherii) Widzisz, aniołku, siądziesz sobie przy nas, to cię rozerwie. A może mi się będzie szczęścić przy tobie. Hę, hę, hę.

CIUCIUMKIEWICZ
Więc tedy siadajmy (siada z powagą i miesza karty).

(Lokaj obnosi lemoniadę).

WICHERKOWSKI
(do Pulcherii)
A może lemoniady?

PULCHERIA
(siada po lewej z frontu)
Nie .. . nie będę.

WICHERKOWSKI
To ja za twoje zdrowie; tylko, przyjacielu, hej, trochę araczku! (idzie za Lokajem w głąb).

PULCHERIA
(zasłonięta wachlarzem, do przechodzącego Malinowskiego)
Z kim pan tańczysz?

MALINOWSKI
Nie wiem jeszcze.

PULCHERIA
Nie masz pan damy?

MALINOWSKI
Postaram się zaraz (idzie do Teci).

TELESFOR
No, panie Wicherkowski, czekamy.

WICHERKOWSKI
Idę, idę, Pulcherio! siądź sobie, duszyczko, tu, bliżej, tak... (grają).

MALINOWSKI
(kłaniając się Teci)
Jestem Malinowski.

TECIA
Mameczko!

MALINOWSKI
(kłaniając się po angielsku, poważnie, Katarzynie)
Jestem Malinowski. (Do Teci) Czy można panią prosić do pierwszego kontredansa? (Tecia kłania się głową na znak przyzwolenia, sznurując wdzięcznie usta. Malinowski siada obok niej, gładzi wąsy, bawi się klakiem i patrzy nieznacznie na Pulcherię, która to samo robi).

TELESFOR
Siedm pik. (Do Wicherkowskiego) Idziesz pan?

WICHERKOWSKI
(pokazując karty żonie)
Jakże mi radzisz, duszyczko?

ADOLF
(tańcząc, wpada na scenę z Miecią i osadza ją na miejscu, potem kłania się i idzie do Loli)
A panią można prosić?

LOLA
(wstaje)
Pan doprawdy niezmordowany (muzyka przestaje grać). O! koniec ... Jaka szkoda! (siada).

ADOLF
(kłania się i odchodzi w głąb sceny na lewo)
Chwała Bogu, przecież sobie odpocznę (siada na fotelu wygodnie).

TELESFOR
Adolfku, mój drogi, nalej nam też tu po kieliszeczku wina.

ADOLF
(wstając)
Dobrze, wujaszku (Na stronie) Ładny odpoczynek (bierze butelkę ze stołu i nalewa).

TELESFOR
(grając)
Ciuciumkiewicz leży.

WICHERKOWSKI
Widzisz, aniołku, zaczynam już wygrywać przy tobie (całuje ją w rękę).

FIKALSKI
(wpada)
Panowie, kadryl, proszę angażować!

ADOLF
(na stronie)
A to idzie pospiesznym pociągiem. Chwilki odetchnąć nie dadzą (idzie do Mieci, podaje jej ramię i wyprowadza do salonu).

(Fujarkiewicz, podaje ramię Loli, Malinowski Teci i wychodzą do salonu).

FIKALSKI
(wytrzymawszy w miejscu, aż wszystkie pary przedefilowały koło niego, zbliża się z galanterią do Pulcherii)
Służę pani.

WICHERKOWSKI
A pan gdzie zabierasz moją żonę?

FIKALSKI
Do kadryla.

WICHERKOWSKI
A, do kadryla. Tylko, bardzo pana proszę, nie po wariacku, bo wiesz, duszko, co doktor mówi (siada). Panie Fikalski, proszę delikatnie z moją żoną. (Patrzy za odchodzącymi, po chwili) Wiecie, panowie, co, może byśmy posunęli stolik trochę dalej.

TELESFOR
A to na co?

WICHERKOWSKI
Będziemy mogli grać i patrzeć na tanczącychi. Zawsze to przyjemnie, muzyka, coś, owoś...

CIUCIUMKIEWICZ
(wstając, trącają się znacząco z Telesforem)
Ha, niech będzie.

WICHERKOWSKI
(posuwa stolik)
O! tak będzie doskonale (siadają).

FIKALSKI
(za sceną)
Chaine anglaise, retour, tour de mains.

CIUCIUMKIEWICZ
(do Wicherkowskiego)
Pan na ręku, co pan grasz?

(Wicherkowski roztargniony patrzy za scenę i nie słyszy)

TELESFOR
(głośno)
Co pan grasz?

WICHERKOWSKI
(patrzy za scenę)
Jak ten tańczy! Kto widział brać damę przy tour de mains za obie ręce? a jak patrzy impertynencko; o! za pozwoleniem (wstaje, kładzie karty i wychodzi żywo). Bardzo proszę.

(Telesfor patrzy za nim osłupiały).

KATARZYNA
(do męża)
Jasiu! na słóweczko. (Do Telesfora) Pan daruje.

CIUCIUMKIEWICZ
(wstaje)
Co każesz, duszyczko?

KATARZYNA
(bierze go pod rękę i idzie na przód sceny)
Dobrze idzie, nasze dziewczęta są dizisiaj rozrywane.

CIUCIUMKIEWICZ
Chwała Bogu!

KATARZYNA
Jakiś Malinowski nam się przedstawił.

CIUCIUMKIEWICZ
Tak? A gdzież on?

KATARZYNA
Tańczy z Tecią. Bardzo mu się widać spodobała, bo jej na krok nie odstępował. Trzeba, żebyś się dowiedział, kto on taki; jeżeli to człowiek z pozycją, to zapoznasz się z nim bliżej i zaprosisz do nas. Podaj mi rękę, pójdziemy do salonu. Muniu! (daje znak, aby szła za nią).

CIUCIUMKIEWICZ
Kiedy widzisz, duszko, preferans ...

KATARZYNA
Preferans nie ucieknie. Tu idzie o szczęście dzieci.

CIUCIUMKIEWICZ
Tak, to prawda; ha, no, to ... ten tego. (Do Telesfora) Ja tu za chwilkę będę służył koledze (wychodzą z żoną i Munią do salonu).

 

SCENA DWUNASTA

TELESFOR, LOKAJ, JANINA, potem WŁADYSŁAW, w końcu KAMILA.

TELESFOR
Ładnie mnie urządzili, nie ma co mówić! (wstaje i rzuca karty). A niech was. kule biją z waszym preferansem! (Do przechodzącego Lokaja) Złóż stolik. (Do Janiny, która, wyszedłszy z salonu, upadła, zmęczona na kanapę) A tobie co się stało?

(Lokaj składa stolik i odnosi na bok).

JANINA
Jestem tak zmęczona.

TELESFOR
(głaszcze ją)
Biedaczka, aż wypieków dostała.

JANINA
Nie myślałam, że to tak trudno bawić te panie. Powiadam wujowi, to męka prawdziwa: mów z tą, tamta się obraża; nie wiadomo, czym. której uchybić można. Fifikowska już chciała odchodzić.

TELESFOR
A niechby sobie poszła. Kto by tam robił z nimi tyle ceregieli. Chcesz, baw się, a nie, to z Panem Bogiem!

JANINA
(oglądając się z przestrachem)
Wujaszku, na miłość boską, bo kto usłyszy.

TELESFOR
A niech sobie, bo mnie już szewska pasja bierze na tych gości. Zamiast zabawy to tylko kłopot z nimi. Ja chciałem, żebyście się trochę rozerwały, poskakały, a tu masz! (Do Władysława wchodzącego z głębi w kapeluszu i szalu) A ty gdzieś chodził?

WŁADYSŁAW
(kwaśny, macha)
Wracam od gospodarza (zrzuca szal i oddaje do drzwi na prawo). Czy wiecie, co ten dziwak mi zrobił?

JANINA
No?

WŁADYSŁAW
Przysłał do mnie służącego, żeby mu nie hałasować nad głową i nie skakać, bo mu się kamienica otrzęsie.

TELESFOR
Dobry sobie! i cóż ty na to?

WŁADYSŁAW
Poszedłem wytłumaczyć mu, że to nonsens żądać coś podobnego od lokatora.

TELESFOR
To się rozumie.

WŁADYSŁAW
A on mi na to, że jeżeli mam zamiar wydawać bale, żebym .sobie od kwartału innego mieszkania poszukał.

TELESFOR
Masz babo redutę! Jeszcze tego było potrzeba.

WŁADYSŁAW
(siadając na kanapie)
A, jestem zirytowany na tego faceta!

JANINA
(zbliża się do niego i głaszcząc go)
I to wszystko przeze mnie. Zachciało mi się koniecznie tego balu.

WŁADYSŁAW
(łagodnie)
No, moja droga, cóż ty temu winna jesteś, że się tak wszystko na nas sprzysięgło?

JANINA
Jakiś ty dobry, jakiś ty poczciwy, mój Władziu! Zawstydzasz minie doprawdy swoją pobłażliwością (całuje go).

WŁADYSŁAW
(całując ją także i tuląc do siebie)
Ależ, moja droga!

TELESFOR
E, jak widzę, to się wam na miłość zebrało. Może odejść?

WŁADYSŁAW
(żartobliwie)
No, wuju, nie rumieńże mi niewiasty (tuli zawstydzoną Janinę i okrywa pocałunkami).

TELESFOR
(przysiadając się do nich)
Nie, ale przyznaj się między nami, Janinko, czy bardzo byś się zgniewała, żeby tak teraz ci wszyscy goście znikli jak kamfora, a my zostali sami w naszym kółeczku? A widzisz, uśmiecha ci się ta propozycja. No, no, przyjdzie i to (klepie ją po ręce).

FIKALSKI
(za sceną donośnym głosem)
Rrrrrrond!

TELESFOR
(podskoczywszy na stołku)
Wszelki duch Pana Boga! a to co?

WŁADYSŁAW
(z uśmiechem)
Szósta figura.

TELESFOR
A czegóż on. się tak drze? Ja przed frontem nie pozwalałem sobie rozpuszczać takiego głosu.

FIKALSKI
(za sceną)
En colonne, en avant!

TELESFOR
A niech go nie znam z taką komendą!

WŁADYSŁAW
(do Kamili, wchodzącej z salonu)
A to co, Kamilo? ty nie tańczysz?

KAMILA
(zadąsana)
Jakże mam tańczyć, kiedy mnie nikt nie zaangażował (siada na taburecie obok Janiny i nie patrzy na nikogo).

TELESFOR
Hę, hę, sprzedajemy pietruszeczkę.

WŁADYSŁAW
A Adolf?

TELESFOR
Pewnieście się znowu o co poprztykali? No, przyznaj się.

JANINA
Ale tak, tak, i nawet zabroniła mu tańczyć z sobą.

TELESFOR
Bagatela!

KAMILA
(jak wyżej)
To cóż z tego, że zabroniłam? Przecież nieraz zabraniam mu całować się po rękach, a jednak całuje.

TELESFOR
(z filuternym uśmiechem, wstając)
To może mu, to powiedzieć?

KAMILA
(zatrzymując go)
Nie, nie, nie, wujaszku! skoro woli z innymi, skoro mu to większą przyjemność sprawia ...

FIKALSKI
(za sceną)
Grande chaine!

JANINA
Ależ dziecko z ciebie, Kamilko; tańczy, bo go prosiłam, ale bądź pewna, że mu to nie sprawia wcale przyjemności.

KAMILA
(z irytacją)
O! moja kochana, tylko go nie broń, bo na własne oczy  widziałam, jak z jedną z panien Ciuciumkiewicz tańczył aż trzy razy wokoło. Czy to także musiał?

TELESFOR
(drocząc się)
A i ja to także zauważyłem, że coś zanadto kręci mi się koło tych panien Ciuciumkiewicz.

KAMILA
(do Janiny)
A co? słyszysz?

JANINA
(z uśmiechem)
Miałażbyś być zazdrosną o panny Ciuciumkiewicz!

TELESFOR
(jak wyżej)
A kto wie? Diabeł nie śpi. Ha, ha! no, to by dopiero była historia, gdyby jej tak która z nich kawalera zdmuchnęła sprzed nosa.

KAMILA
(na pół z płaczem)
Niech mi wujaszek nie dokucza, bo się naprawdę pogniewam. (idzie na przód sceny na prawo, a potem do drzwi).

TELESFOR
(idąc za nią)
Daj pokój, gniew piękności szkodzi. (Śpiewa) "Handziu miła, nie żurysia...." (wychodzi za Kamilą na prawo).

FIKALSKI
(za sceną)
A sa place!

WŁADYSŁAW
(wstając)
Kadryl się skończył (idzie do gości).

(Muzyka grać przestaje).

 

SCENA TRZYNASTA

CIŻ, WRÓBELKOWSKI, BAGATELKA, GOŚCIE, po chwili FIKALSKI z PULCHERIĄ, za nimi WICHERKOWSKI, później M ALINOWSKI.

WRÓBELKOWSKI
(wchodzi chłodząc się szapoklakiem i rozmawiając głośno, idzie prosto do stołu z innymi)
A przepysznie, doskonale, już to takiego kadryla dawno nie pamiętam (pije wino i zapala papierosa). Świetnie prowadzony!

BAGATELKA
Znakomicie.

WRÓBELKOWSKI
(siada obok Janiny, zakłada nogę na nogę i paląc papierosa, mówi)
Pani nie widziała ostatniej figury?

JANINA
(zatykając usta chustką)
Nie, panie.

WRÓBELKOWSKI
Kolosalna! znakomita! Co to za aranżer z tego Fikalskiego! genialny! (strzepuje popiół z papierosa).

WŁADYSŁAW
(biorąc mu z ręki papierosa)
Pan pozwoli (mówi to spokojnie, ale ze stanowczością).

WRÓBELKOWSKI
(zmieszany)
Co takiego?

WŁADYSŁAW
Są damy, które nie znoszą, jak im kto papierosem w twarz dmucha. (Odchodzi na lewo, rzuca papierosa na ziemię i mówi pod nosem) Błazen!

WRÓBELKOWSKI
A, pani nie znosi?

JANINA
(wstaje)
Pan daruje, ale jako gospodyni, muszę zająć się gośćmi (odchodzi do salonu).

WRÓBELKOWSKI
(do siebie)
A! mąż zazdrosny, jak widzę. To nic, romansik będzie więcej piquant! (idzie do stołu, gdzie pije, pali i rozmawia głośno).

FIKALSKI
(odprowadziwszy Pulcherię na przód sceny na lewo)
Pani! (kłania się po angielsku). Pozwól pani wyrazić sobie najgłębsze podziękowanie.

PULCHERIA (obojętnie)
O, panie!

FIKALSKI
Z panią tańczyć, toi prawdziwa rozkosz dla aranżera, bo pani masz to instynktowe odczucie każdego drgnienia myśli mojej, a przy tym jakie pas wyrobione, jaka gracja w tańcu!

PULCHERIA
Ależ, panie Fikalski.

FIKALSKI
Jak honor kocham, pani tańczysz wzorowo.

WŁADYSŁAW
(do Wicherkowskiego, który w połowie sceny stoi, wpatrzony w żonę i Fikalskiego, dotykając jego ramienia)
Może kieliszeczek wina?

WICHERKOWSKI
(dając mu znak milczenia)
Teraz nie mogę, mam na nich oko.

WŁADYSŁAW
(z uśmiechem)
Oko opatrzności.

WICHERKOWSKI
Tak.

FIKALSKI
Więc jeszcze raz przyjmij pani dzięki, jakie ci składa aranżer i danser.

PULCHERIA
(z uśmiechem)
Dziękuję obu panom. (Fikalski odchodzi do stołu, gdzie piją jego zdrowie).

WICHERKOWSKI
(z poważną miną zbliża się prędko do żony, bierze ją za rękę, wpatruje się w, nią chwilę, potem mówi)
Pulcherio! wyznaj mi wszystko, ale tak, jak na świętej spowiedzi, jakbyś stała wobec Tego, który kiedyś tam...

PULCHERIA
(wzruszając ramionami)
Co mam wyznawać?

WICHERKOWSKI
Chcę wiedzieć, co on ci mówił.

PULCHERIA
Ale kto?

WICHERKOWSKI
Fikalski, tu przed chwilą.

PULCHERIA
E, nie warto powtarzać (chce odejść).

WICHERKOWSKI
(zatrzymując ją)
Pulcherio! w imię naszej małżeńskiej miłości, naszego przywiązania, proszę cię, powiedz mi, co ten zbrodniarz ci powiedział?

PULCHERIA
Kiedy będziesz się gniewał, unosił.

WICHERKOWSKI
(z wzrastającą gorączką)
Nie będę, przyrzekam ci; no, więc?

PULCHERIA
Najprzód jakieś czułości, oświadczenia.

WICHERKOWSKI
No, no, a potem?

PULCHERIA
(powoli)
Potem ... ale nie będziesz się gniewał?

WICHERKOWSKI
(żywo)
No, no, nie, nie, co potem?

PULCHERIA
Potem prosił mnie o schadzkę.

WICHERKOWSKI
(wybuchnąwszy)
O! nędznik!

PULCHERIA
Widzisz, już się unosisz.

WICHERKOWSKI
(trzęsąc się cały)
Nie, nie, jestem, spokojny, całkiem, spokojny. Więc schadzka? gdzie? kiedy? jak?

PULCHERIA
Pojutrze, o trzeciej, i to aż koło cmentarza.

(Malinowski idzie na prawo do kanapy, śledząc Pulcherię).

WICHERKOWSKI
O! sodomczyk! dam ja mu na cmentarz!

PULCHERIA
Nie zechcesz mnie przecież kompromitować i robić z nim awanturę.

WICHERKOWSKI
Nie obawiaj się, przecież mnie znasz, że jestem dyplomatą w takich razach. Ja mu tylko zrobię niespodziankę i gdy przyjdzie na miejsce schadzki, zamiast ciebie zastanie mnie, uważasz?

PULCHERIA
(śmiejąc się nieszczerze)
W istocie to będzie bardzo zabawne (zatykając usta wachlarzem, idzie powoli na prawo, gdzie stoi Malinowski).

WICHERKOWSKI
Prawda, wyborne?
(Do Władysława, który się zbliżył) Anioł nie kobieta, powiedziała mi wszystko; prosił ją ... (reszta cicho - opowiada z gestem).

PULCHERIA
(przechodząc koło Malinowskiego)
Pojutrze o trzeciej u nas. Jego nie będzie. (Malinowski kłania się nieznacznie i wychodzi głębią)

WICHERKOWSKI
(do Władysława)
A co? mój system!

WŁADYSŁAW
Doskonały.

WICHERKOWSKI
(ucieszony)
Prawda? (idzie, całuje w rękę Pulcherię, prowadzi i siada z nią na lewo).

(Władysław wychodzi do salonu).

FIKALSKI
(w głębi sceny, oparty o stół z kieliszkiem w ręku, do otaczającej młodzieży)
Panowie! Jeżeli w istocie coś zrobiłem na tym polu, to tylko dzięki waszemu życzliwemu poparciu, waszemu energicznemu współdziałaniu. Wnoszę więc zdrowie dzielnych danserów!

WSZYSCY
(idą do stołu)
Wiwat!

 

SCENA CZTERNASTA

CIŻ, CIUCIUMKIEWICZ, KATARZYNA, TECIA, MIECIA, LOLA, MUNIA, za nimi FUJARKIEWICZ.

KATARZYNA
Panienki, na swoje miejsca.
(Córki siadają).
(Do męża)
I tu go nie ma.

CIUCIUMKIEWICZ
Znikł jak kamfora.

KATARZYNA
Musiał już odejść.

CIUCIUMKIEWICZ
Przed kolacją, to nie do pojęcia.

KATARZYNA
O! w tym coś się kryje. Z tym panem Malimowskim jakaś nieczysta sprawa. Chybabym nie była Ciuciumkiewiczowa, żebym tego nie doszła (siada na kanapie, mąż obok niej).

FIKALSKI
(stając we drzwiach prowadzących do salonu i patrząc na scenę, klaszcze w dłonie)
Musik. bitte Mazur! (Zwracając się za scenę) Panowie! mazur się zaczyna (wychodzi, za nim młodzież).

(Muzyka zaczyna grać mazura).

FUJARKIEWICZ
(od stołu z winem ostatni, w zabawnych podskokach, zbliżając się do Pulcherii)
Służę pani (podaje jej ramię).

WICHERKOWSKI
(idąc za nimi)
Tylko powoli, panie, z moją żoną, ostrożnie, żeby się nie zmęczyła (wychodzą do salonu).

FUJARKIEWICZ
Bądź pan spokojny, jestem z zawodu skończony farmaceuta (wychodzą).

 

SCENA PIĘTNASTA

CIUCIUMKIEWICZ, KATARZYNA, TECIA, MIECIA, MUNIA, potem JANINA, LOKAJ, w końcu WRÓBELKOWSKI. (Panny, zirytowane, że ich nikt nie wziął do mazura, wachlują się gwałtownie wachlarzami).

KATARZYNA
To także koncept! dawać bal i nie postarać się o młodzież.

TECIA
I jaka tu młodzież, Boże!

MIECIA
Wcale im się ten bal nie udał.

JANINA
(wchodzi żywo z salonu)
Jak to? panie tutaj? znowu?

TECIA
Tam w sali takie gorąco...

MIECIA
Że wytrzymać niesposób.

KATARZYNA
Zresztą moje córki nie bardzo za mazurem.

(Lokaj podaje tacę z lemoniadą).

WRÓBELKOWSKI
(wpada z bukietem i podając go Janinie, która oddaliło się na chwilę od Ciuciumkiewiczów na lewo)
Czy mogę panią prosić?

JANINA
(biorąc bukiecik)
Bardzo panu dziękuję, ale byłoby to niegrzecznością ze strony gospodyni tańczyć, gdy tyle panien siedzi podczas mazura. Jeżeli mi pian chcesz zrobić przyjemność, to bądź pan łaskaw poprosić jedną z tych panienek. Panno Teciu, ten pan prosi cię do mazura, oto bukiet (podaje).

WRÓBELKOWSKI
(zmieszany)
Ależ, pani.

(Słychać gwałtowny brzęk szkła za sceną).

JANINA
(idąc w stronę salonu.)
A tam co? (Do wchodzącego Lokaja) Co się stało?

LOKAJ
E, nic, lustro, proszę pani.

JANINA
Może to wielkie?

LOKAJ
Tak; będzie szczęście, proszę pani, bo się szkło dziś strasznie tłucze (wychodzi do salonu za Janiną).

TECIA
(podając rękę Wróbelkowskiemu)
Służę panu.

WRÓBELKOWSKI
(zakłopotany)
Ależ bo ...

FIKALSKI
(za sceną)
Czwarta para!

TECIA
Wołają nas (podaje mu rękę i w podskokach wybiega).

MIECIA
(zobaczywszy kartkę, która wypadła z bukietu)
Mamo, jakaś karteczka.

KATARZYNA
Pewnie oświadczenia miłosne. (Uradowana rozwija i czyta) "Kocham cię od dawna", słyszysz, Jasiu? (Nagle zmienia ton) Co?

CIUCIUMKIEWICZ
Co takiego?

KATARZYNA
(czyta prędko)
"Daj mi znać, kiedy męża twego me będzie w domu" - to nie do Teci!

CIUCIUMKIEWICZ
No, tak, bo skądżeby ona wzięła męża tak na poczekaniu.

KATARZYNA
A, rozumiem, to do niej! Bukiet był dla niej przeznaczony!

CIUCIUMKIEWICZ
Dla kogo?

KATARZYNA
Dla Żelskiej.

CIUCIUMKIEWICZ
Horrendum!

KATARZYNA
(tragicznie)
I mają tu panny wychodzić za mąż, kiedy im mężatki w ten sposób psują interesa!

CIUCIUMKIEWICZ
Tak, konkurencja w takich warunkach dla panien jest prawie niepodobną.

KATARZYNA
Ha! obłudnica! a udaje taką skromnisię! Muszę też to zaraz pokazać Turtulińskiej, która tak unosi się nad jej cnotą... Będzie miała teraz, dowód!

CIUCIUMKIEWICZ
Corpus delicti.

KATARZYNA
Chodźmy prędzej do salonu, panienki, Jasiu!

CIUCIUMKIEWICZ
(podając jej rękę)
Duszyczko, uspokój się, jesteś cała wzburzona, trzęsiesz się.

KATARZYNA
Trzęsę się z oburzenia w imieniu wszystkich matek, których córki więdną w panieńskim stanie przez takie kokietki. Chodźmy! (wychodzą szybko do salonu).

 

SCENA SZESNASTA

WRÓBELKOWSKi, potem JANINA, TELESFOR, CIUCIUMKIEWICZ.

WRÓBELKOWSKI
(z lewej z drugich drzwi)
Gdzie ta kartka mogła się podziać? Zlustrowałem bukiecik tej gąski, z którą tańczyłem, ale tam już nie było. Chyba tu gdzie wypadła. (Szuka po ziemi, po chwili) E, ostatecznie nie ma się o co kłopotać. Kartka była bez podpisu, a co do oświadczyn, to sobie i bez pisania dam radę. W tańcu na przykład albo gdzieś na uboczu. Po co tu robić długie ceregiele? (siada na, kanapie z papierosem).

TELESFOR
(z sali prowadząc Ciuciumkiewicza)
Ale, co tam! kobiety nie zginą bez ciebie; chodźmy lepiej na kieliszeczek. (Spostrzegłszy Wróbelkowskiego) A pan czemu nie tańczy? tam mazur.

WRÓBELKOWSKI
Mam już poty tego tańca.

TELESFOR
Hę, hę, jesteś paai już kaput, co?

WRÓBELKOWSKI
Kaput nie kaput, ale nie widzę żadnej przyjemności tańczyć z pannami, co stare i brzydkie. (Wstając, do Ciuciumkiewicza) No, bo przyznasz pan, że co brzydkie, to brzydkie; na przykład ta fornalka.

CIUCIUMKIEWICZ
Jaka fornalka?

WRÓBELKOWSKI
No, te cztery panny, co tu siedziały przed chwilą, prawdziwe monstra.

CIUCIUMKIEWICZ
To moje córki, panie!

WRÓBELKOWSKI
A, tak? to przepraszam.

TELESFOR
Mój panie, jak ja byłem w pańskim wieku, to byłbym tańczył choćby z kawałkiem patyka.

WRÓBELKOWSKI
(siadając)
Są gusta i guściki, ja do patyków nie zwykłem się palić.

TELESFOR
(na stronie)
A to mi uciął. Dobrze mi tak. Po co się wdaję w rozmowę z takim chłystkiem. (do Ciuciumkiewicza) Chodźmy na kieliszeczek. (Idąc w głąb) Nasze kochajmy się.

WRÓBELKOWSKI
(kładzie się na kanapie)
O! mnie już potrzeba bardzo wiele, abym się mógł bawić tańcem; ja potrzebuję pięknych salonów, ładnych kobiet.

TELESFOR
(z oburzeniem zbliża się)
A to co? co to ma znaczyć?

WRÓBELKOWSKI
(obojętnie)
Co takiego?

TELESFOR
Kto to pana uczył zachowywać się w ten sposób w obywatelskim domu?

WRÓBELKOWSKI
Obywatelski nie obywatelski, ja lubię bez żenady.

TELESFOR
Wstań mi zaraz, chłystku jakiś! Jeżeli cię nie nauczono grzeczności dla starszych, to ja cię nauczę, smarkaczu jakiś!

WRÓBELKOWSKI
(zrywając się)
Panie! to jest obraza, ja żądam satysfakcji, przyślę panu swoich sekundantów! (bierze kapelusz).

TELESFOR
Przysyłaj sobie, błaźnie, kogo ci się podoba, ja tobie i twoim sekundantom uszy poobcinam!

WRÓBELKOWSKI
Zobaczymy!
(z bohaterską miną wychodzi głębią).

TELESFOR
A to arogant, błazen! (chodzi). Aż mi lżej, że mu palnąłem verba veritatis .

CIUCIUMKIEWICZ
Śmiał nazwać moje córki fornalką!

TELESFOR
Już to ten Fikalski nasprowadzał nam młodzieży, niech go nie znam! (Patrzy do salonu) O! co to za młodzież, jak to tańczy. Boże zmiłuj się. (Do Ciuciumkiewicza z fantazją) Za naszych czasów nie tak tańczono, co? prawda? z ogniem, z animuszem! (Śpiewa)
"Podkóweczki, dajcie ognia, bo dziewczyna tego godna", hej, ha! i jak człowiek wyrżnął obcasem o podłogę, to aż, panie, drzazgi się łupały! to był taniec; ale dziś jakieś tam fidrygałki, michałki, komedie.

CIUCIUMKIEWICZ
To się nazywają figury.

TELESFOR
Niech ich dunder świśnie z ich figurami! Za naszych czasów nie znano tych wymysłów, tańczono po prostu, ale dziarsko, ogniście, prawda? No, trąćmy się, niech żyje stara gwardia!

FIKALSKI
(za sceną)
Za mną, panowie! para za parą!

TELESFOR
(do Ciuciumkiewicza)
O, jak oni tańczą! (usuwają się na przód sceny na lewo).

 

SCENA SIEDEMNASTA

CIŻ, FIKALSKJ z JANINĄ, WICHEROWSKI z PULCHERIĄ, FUJARKI EWICZ z KAMILĄ, ADOLF z TECIĄ, BAGATELKA z LOLĄ, WŁADYSŁAW z MUNIĄ  i jeszcze dwie pary.

FIKALSKI
(wpada z Janiną, udekorowany mnóstwem orderów)
Pary na lewo za mną! (tańczy w lewą stronę, za nim pary w porządku wyżej wymienionym). Rondo!

TELESFOR
Krzyczy jak do głuchych.

FIKALSKI
Dwa kółeczka, cztery kółeczka, ośm kółek, hołupiec, mazur! (tańczy z ręką lewą podniesioną do góry, ocierając od czasu do czasu pot z czota). Para za parą, stać! (zatrzymuje się przed budką suflera, za nim inne pary). Panowie w lewo, panie w prawo, przy spotkaniu chaine! (tańczą). Źle! pomylone! Jeszcze raz, para za parą, para w prawo, druga w lewo! (komenderuje resztę) w prawo! w lewo! (Fujarkiewicz zamiast w prawo idzie w lewo). Ależ, panie Fujarkowski!

FUJARKIEWICZ
(poprawiając)
Fujarkiewicz.

FIKALSKI
Fujarkiewicz, mniejsza o to, gdzie pan idziesz? tu na prawo, w prawo, w lewo. Tak. Po dwie pary, en avant, stać! Panowie na skrzydłach, panie w środku (biegnie ustawiać dalsze pary, powtarzając tę samą komendę). Panowie podają sobie ręce, panie zostają na miejscu! Panowie za mną (prowadząc węża, wychodzi z tancerzami do salonu).

TELESFOR
(wzruszając ramionami)
To także grzecznie, nie ma co mówić. Damy zastawili, a sami latają tam jak wariaci! E! szkoda czasu. (Do Wicherkowskiej) Służę pani. Ja wam pokażę, jak się tańczy mazura (tańczy ostro, zamaszyście, po dawnemu). Hop ha! hejże ha!

KAMILA
(do Janiny)
Patrz, jak wujciu jeszcze wywija; dobrze, wujciu, doskonale.

CIUCIUMKIEWICZ
A co! chwat jeszcze z niego, hę, hę, hę...

TELESFOR
(z coraz większym ogniem)
Hej dziś, dziś, jutro, jutro ...

CIUCIUMKIEWICZ
Brawo! brawo, Telesforku!

TELESFOR
(tańcząc)
No, Ciuciumkiewiczu, za mną.

CIUCIUMKIEWICZ
E, ja tam już nie do tego.

JANINA
(rozochocona, z uśmiechem podaje mu rękę)
Służę panu.

CIUCIUMKIEWICZ
Ha! no! (puszcza się w taniec za Telesforem).

FIKALSKI
(wpada z młodzieżą)
Teraz panie rondo. A to co? (do Telesfora) Panie, tak nie można, pan mi psujesz figurę!

TELESFOR
(nie słuchając)
Hop ha! hejże ha! Za mną, panowie, tylko ostro!

(Adolf i Władysław biorą tancerki i tańczą za Telesforem).

FIKALSKI
(zirytowany)
Ale to na nic tak! (Łapie Telesfora za rękę) Panie! bo ja robię ulicę!

TELESFOR
(wyrywając rękę)
A ja mazura! Z ogniem, panowie! hej dziś, dziś (mazur około).

KATARZYNA
(wchodzi i ujrzawszy męża, rozkłada ręce zgorszona)
Jasiu! bój się Boga! Co ty robisz?

TELESFOR
Odbijanego, panie dzieju! (puszcza swoją damę, klaszcze w dłonie, robi hołupca z Ciuciumkiewłczową i mimo jej woli porywa ją w taniec do drugiego pokoju). Hop! ha! ostro, panowie!

(Wszystkie pary puszczają się za nim).

FIKALSKI
(zrozpaczony, biegnie za nimi)
Ale to na nic! Tak nie można! Za pozwoleniem, na nowo! (tańczą).

 

(Kurtyna zapada).


AKT PIERWSZY

SPIS

AKT TRZECI