Cisi i gęgacze czyli bal u prezydenta
Wprowadzenie
Cisi i Gęgacze, czyli tzw. Opera, to pierwszy mój utwór, który spotkał się z szerokim odzewem. Mam tu na myśli nie tylko popularność, jaką cieszył się w warszawskich środowiskach opozycyjnych, ale przede wszystkim wytoczony mi proces, tak kuriozalny, że przez pewien czas natrząsały się z niego wszystkie ważniejsze dzienniki zachodnie, straszliwe inwektywy, jakimi obrzucił mnie Gomułka w swym słynnym przemówieniu marcowym, a także i to, że poświęcona została mu znaczna część jednej z ówczesnych debat sejmowych. Opera wydaje się na pierwszy rzut oka zbiorem luźno powiązanych ze sobą kupletów. W rzeczywistości jednak, wykonując ją na licznych zebraniach i przyjęciach, łączyłem poszczególne wiersze czymś w rodzaju akcji, to jest opowiadałem w przerwie między jednym a drugim, co aktualnie dzieje się na „scenie ”. Narracja ta, w zależności od nastroju i dyspozycji autora-wykonawcy, bywała bardziej lub mniej urozmaicona, barwna i plastyczna. Nigdy dotychczas nie została ona spisana. W niniejszym wydaniu postaram się uzupełnić ten brak, streszczając pokrótce fabułę Cichych i Gęgaczy.
Tematem I aktu pt. „W ministerium Cichych” jest spisek antyreżymowy, jaki knuje grupa opozycyjnych Gęgaczy, polegający na wystosowaniu do KC obelżywego listu, opatrzonego licznymi podpisami. Wiadomość o grożącym niebezpieczeństwie przynosi tajny agent Ministerium — Cichy Poeta, który odśpiewuje przy okazji dłuższą arię o zmiennej, ale zawsze intratnej doli Cichego w PRL. Donos poety wywołuje straszliwe wzburzenie Pułkownika Cichych, który domaga się jak najszybszego wypałowania i zamknięcia w lochu krnąbrnych malkontentów. Na scenie pojawiają się postacie różnych cichych agentów, którzy przechwalają się swymi sukcesami i przekomarzają się między sobą. Ostatecznie zapada decyzja, by na bal u prezydenta Gęgaczy, gdzie właśnie ma się zawiązać spisek, wysłać operacyjną grupę Cichych pod wodzą najsłynniejszego ich agenta — Rotmistrza w celu dokonania tam licznych aresztowań.
Akt II rozgrywa się na balu u Prezydenta Gęgaczy. Nie przeczuwając grożącego im niebezpieczeństwa, zgromadzeni tam licznie Gęgacze wyśpiewują coraz to butniejsze antyreżymowe arie. Na balu poza Gęgaczami znajdują się jednak również tzw. Białe Gnidy, trwożliwi pseudoopozycjoniści, którzy przybyli tu zwabieni zarówno wyżerą, jak i możliwością toczenia nie kończących się dyskusji na temat niebezpieczeństw wynikających z wzorowanego na zgniłym Zachodzie konsumpcyjnego stylu życia. W pewnym momencie Gnidy, zorientowawszy się, że nieopatrznie wdały się w niebezpieczną grę, odśpiewują pieśń o swej wierności ideałom socjalizmu, po czym oddalają się, ścigane namiętną kontrarią rozsierdzonego Gęgacza trockisty. Gdy jeszcze rozbrzmiewają tony gniewnej riposty, na scenę wkraczają Cisi pod wodzą Rotmistrza. Gęgacze zostają aresztowani, ale na końcu aktu Prezydent śpiewa pełną niezrozumiałych aluzji arię, z której wynika, że nie wszystko jeszcze stracone.
Akt III przenosi akcję do więzienia na Mokotowie. Gęgacze siedzą w lochu przykuci do ścian łańcuchami. Nie tracą jednak animuszu i nadal wyśpiewują arie pełne wiary w zwycięstwo swych ideałów. W pewnej chwili do uszu ich dobiega płynący z sąsiedniej celi lament. To uwięzieni po Październiku za łamanie kości i odbijanie nerek ubecy okresu bierutowskiego żalą się na swój niezasłużony los. Pieśń ubeków w równym stopniu wzrusza, jak i intryguje Gęgaczy, toteż zapytują pilnującego ich starego klucznika, kto zacz tam siedzi i jakież to czasy opłakuje. „Ach, panowie — powiada klucznik — zaprawdę, powiadam wam, że była to wspaniała epoka! A jeśli chcecie wiedzieć coś więcej o niej, to posłuchajcie mojej arii.” Śpiewa arię o czasach, gdy był kapitanem żandarmerii. Po arii klucznika na scenę wchodzi Cichy Mecenas, który w krótkiej arii namawia Gęgaczy, aby przyznali się do wszystkiego i wydali wspólników, potem zaś pojawia się jedna z Białych Gnid, która doradza im wyznanie winy i skruchę. Gdy los Gęgaczy wydaje się ostatecznie przesądzony, nagle rozlegają się fanfary i do więzienia wkracza herold, oznajmiający przybycie Gnoma z nowymi propozycjami. Gnom w wielkiej popisowej arii proponuje Gęgaczom amnestię i pojednanie pod warunkiem, że udzielą mu poparcia w walce z nadciągającym kryzysem PRLu. Gęgacze jednak odmawiają i organizują blokadę Mokotowa, która ma spowodować szybki upadek Gnoma. Ich chór jak gdyby rozszyfrowuje sens tajemniczej arii Prezydenta z aktu II. Opera kończy się baletem Nowej Klasy, która zapewnia, że da sobie radę w każdej sytuacji.
"po huku, po trudzie
Wezmą dziedzictwo cisi, ciemni, mali ludzie"Adam Mickiewicz
Gdy tysiąc gęsi zagęga,
popatrz, jaka to potęga.
Stanisław Jerzy Lec
Uwertura
Jeśli chcesz mieć różowy balet,
wygodną chatę, wózek, szkło,
nie licz na żadną z twoich zalet,
lecz wstąp czym prędzej do MO.
Gdy kurczy się ogólna pula
i socjalizmu gaśnie blask,
wtedy na Cichych się wybula,
aby ściszali ludu wrzask.
Akt I
W ministerium Cichych
I hymn Cichych
(na melodię Hej, strzelcy, wraz)
Hej, baczność, Cisi! Śledzić ludzi pióra!
Dziś już zza węgła nam nie grozi wróg!
Dziś naszym wrogiem paryska „Kultura”,
więc jej kontaktów w kraju śledźmy ruch!
Więc idź i śledź, i to, co trzeba, słysz!
A gdy już wiesz, to śmiały donos pisz!
Nas nie powstrzyma nawet konstytucja,
aby Gęgacza odlakować list!
Bo naszym świętym prawem rewolucja,
groźniejszy list dziś niźli kuli świst!
Więc idź i śledź, i to, co trzeba, słysz!
A gdy już wiesz, to śmiały donos pisz!
Gdy Gęgacz kontakt nawiąże z Kulturą,
natychmiast chwyta gęsie pióro swe
i łypiąc okiem groźnie i ponuro,
straszliwy paszkwil pisze na KC!
Więc idź i śledź, i to, co trzeba, słysz!
A gdy już wiesz, to śmiały donos pisz!
Ostatnio wielką rozpętali burzę,
na nogi cały postawili rząd!
Stosunki mają aż na samej górze
i szerzą w KC reakcyjny trąd!
Więc idź i śledź, i to, co trzeba, słysz!
A gdy już wiesz, to śmiały donos pisz!
Rozbili nawet nasze ministerstwo,
ażeby wrogi propagować ruch,
ale zostało stare koleżeństwo —
gdzie dawniej jeden, tam dziś śledzi dwóch!
Więc idź i śledź, i to, co trzeba, słysz!
A gdy już wiesz, to śmiały donos pisz!
Hej, baczność, Cisi! Coś się złego święci,
Gęgacz morderczy znów szykuje cios!
Jeśli nie ujmą go nasi agenci,
żałosny może być Cichego los!
Na bój! Na bój! To obowiązek nasz!
Co wiesz, co znasz, ojczyźnie swojej dasz!
Aby spokojnie Jaroszewicz młody
mógł Mercedesów mieć przynajmniej trzy
i aby Cichy od swej skromnej Skody
spokojnie mógł otwierać sobie drzwi.
Więc w „Snobcafé”, gdzie wróg ma swe KC,
dla mas, dla mas pełnimy wierną straż!
Aria cichego poety
(na melodię Niechaj góry wysokie)
Gdy pulomiot pluł w borach,
gdy się cień snuł po torach
i faszysta podnosił łeb świński,
gdy jesiennym wieczorem
z towarzyszem majorem
konferował towarzysz Dzierżyński,
wówczas w trop za tym cieniem
z cichym szedł doniesieniem
bezpieczniacki poeta Fekalian.
Nie zwiódł klasowy go nos,
rymowany niósł donos,
że się kułak buntuje — kanalia.
„Towarzyszu majorze!
Kułak zakopał zboże,
a we dworze ukrywa się hrabia.
Niechaj chłopcy wyruszą,
niech kułaka przyduszą,
a hrabiego załapią na wabia!”
Bo bezpieczniacka służba nie drużba,
w niej się hartuje człowiek jak stal!
Czyha faszysta-sabotażysta,
więc broń repetuj i w serce pal!
„Towarzyszu majorze!
W mieście jest jeszcze gorzej,
bo tam szumi inteligencyja,
nawet w Partii co chwila
ktoś się w prawo odchyla,
socjal-zdrady podnosi łeb żmija!
Na fabrykach sabotaż,
w POPach krecia robota,
reakcyjne w krąg słychać szeptanki!
Szczerząc kły, wróg klasowy
w górę wzniósł gadzią głowę
i za żółte zagląda firanki!”
Ach, trudna praca jest bezpieczniaka,
choć się hartuje w niej człek jak stal,
w powietrzu wisi straszliwa draka,
więc w sercu wzbiera gorycz i żal.
Przyszedł mroczny październik,
popsuł szyki, cholernik!
Zwiesił głowę poeta i płacze.
Zawiódł klasowy go nos,
odrzucono mu donos,
w krąg gęgają beztrosko Gęgacze!
Ach, ciężka dola jest bezpieczniaka,
kopniakom w nery już nastał kres!
Zrehabilitowano kułaka,
a także AK i PPS!
Na swej skromnej chałturze
nasz poeta się chmurzy,
bowiem skrzydeł nie może rozwinąć.
Wprawdzie nabył moskwicza,
co dzień balet zalicza,
lecz świetności czas dawno już minął!
Ach, ciężkie życie jest chałturzysty,
gdy w piersi żądza donosów wre!
Próżno dokoła szukać faszysty,
gdy podupadło dawne UB!
Ale wtem — niespodzianka!
Patrzy: czyżby łapanka?
Aż się kłębią stalowe mundury!
Słychać strzałów łoskoty,
słychać pałek łomoty,
to Golędzin studentom łoi skórę!
Ach, piękne życie jest bezpieczniaka,
gdy powracają minione dni!
Już słyszy głosy: szykuj donosy
i do Pałacu Mostowskich mknij!
Znowu w swoim żywiole,
co dzień donos gryzmolę,
a choć nie jest już w rymy oprawny,
lecz pułkownik mnie chwali,
nawet awans mi dali
i powoli znów staję się sławny!
Już ustały kul świsty,
teraz groźne są listy
i pokątne gęganie Gęgaczy.
Co dzień mknę więc do „Snoba”,
by się im przypodobać
i, co knują, ukradkiem zobaczyć.
„Ach, panie pułkowniku!
Będzie znów wiele krzyku,
bo szykują nam spisek Gęgacze!
Wielki bal urządzają,
mnóstwo gości spraszają,
niech pan bal ten na oku mieć raczy.”
Ach, piękne życie ma dzisiaj Cichy,
mknie do kawiarni, pędzi na bal!
Więc hulaj dusza, drogi Andriusza!
Tak się hartuje człowiek jak stal!
Pieśń pułkownika Cichych
(na melodię Horst Wessel Lied)
Gazrurę wznieś! Szeregi mocno zwarte!
Patrz, w „CaféSnob” Gęgaczy szemrze tłum!
To społeczeństwo wciąż jest krnąbrne i uparte,
najwyższy czas przyłożyć kilka gum!
Więc wolny szlak chłopcom z Golędzinowa!
Więc wolny szlak temu, co pałę ma!
Gazrurę w górę wznieś i śmiało wal po głowach!
Zamordobrania znów nadchodzi czas!
A gdy spod pał Gęgaczy krew wytryśnie
i w nery werżnie się ubecki but,
jutrzenka wzejdzie znów w ludowej nam ojczyźnie
i wnet nastąpi gospodarczy cud!
Więc wolny szlak chłopcom z Golędzinowa!
Więc wolny szlak gierojom z KBW!
Najwyższy czas zapełnić cele Mokotowa
i ku wolności wieść w kajdankach lud!
Aria cichego mecenasa
Jestem słynnym adwokatem,
jam palestry chluba.
Gdy masz do czynienia z katem,
to się do mnie udaj!
Niejednego przecie zbira,
co mu groził stryk,
argumentów swoich siłą
obroniłem w mig!
Chociaż Mazurkiewicz
wdział śmiertelne wdzianko,
lecz profesor Tarwid
żyje z swą kochanką.
Chodzisz stale w chwale
spowity i sławie
przez sądowe sale,
wielki Mieczysławie!
Nawet książę włoski,
choć zawistnik, woła:
„Mieciu, jesteś boski,
nisko chylę czoła!”
Lecz ja stwierdzić muszę
na wszystko bez względu:
sławy mej tytułem
są sprawy z urzędu!
Ach, z urzędu sprawy,
z naszego Urzędu,
ja w nich nie popełniam
najmniejszego błędu!
Trudną specyfikę
mają owe sprawy,
z góry wyrok znamy,
przestępstwa nie mamy!
Trzeba doprowadzić
przeto w nich klienta,
aby sam na szyję
włożył sobie pęta.
W takich właśnie sprawach
jestem niezrównany.
Na cóż zda się opór?
Lepiej się przyznamy!
Już niejeden klecha
lub dowódca z AK
ani się obejrzał,
jak nań wyrok zapadł.
Choć biskup Kaczmarek
urwał się spod stryka,
ale tuzin innych
wszak nóżkami fika!
Nawet sam Podlaski,
co był kapo w getcie,
mówił: „Towarzyszu,
wyście geniusz przecie!”
Generalny wielbi
mnie wprost prokurator,
bo partyjnych jestem
wzorem adwokatów.
Odśpiewana w sądzie
wyuczona aria —
oto, co przynosi
wielkie honoraria.
Ach, sprawy z urzędu,
ach, zajęcie lube,
śmiało bierz na lewo,
wszak pracujesz z UB!
Ach, sprawy z urzędu,
naszego Urzędu,
pomnikiem mej sławy
po wsze czasy będą.
Aria cichego reportera
Przyznaj, Mieczysławie, żeś jest tylko zerem
w porównaniu ze mną — cichym reporterem!
Chodzisz cicho w sądzie w czarnej todze swojej,
a ja społeczeństwo podbijam „Przekrojem”.
Ty przestępców bronisz, tych, co siedzą w kiciu,
a ja ich piętnuję w „Prawie oraz Życiu”.
Kapitana MO musisz słuchać stale,
ja artykuł piszę o milicji chwale!
Już współpracy z tobą urząd nasz zaniechał,
a mnie raz za razem pokazują w TV!
Na twój temat różne są na mieście śmichy,
a o mnie plotkują, żem kochanką Wichy.
A ja na to tylko mówię: trararara,
bom nie jest kochanką Wichy, lecz Moczara!
Zrozum, Mieczysławie — zmieniły się czasy,
nowi ludzie dostęp mają dziś do kasy.
Generalny twój się skończył prokurator,
teraz inni ludzie trzęsą krajem za to.
I to bez ogródek wyznać zaraz wolę:
tyś z Różańskim przekwitł — jam wzeszła z Kąkolem.
Pieśń młodego cichego nowoczesnego
(na melodię O mnie się nie martw)
Ja jestem cichy, lecz nowoczesny,
nie żaden tępy żłób,
miłośnik rocka i colicoca,
a nade wszystko dup!
Mnie nie zabawi już Nowa Huta
ni sześcioletni plan,
lecz kiedy dziwka ciągnie mi druta,
to wtedy frajdę mam!
O mnie się nie martw, spokojna głowa,
w życiu mam wielki fart,
tu zahandluję, tam zadeluję,
okazji każdej rad.
Sprzedałem sorty, nabyłem skuter,
wszak mam dwadzieścia lat.
Gdy skończę pracę, jadę na spacer
ulicą Nowy Świat.
Ćmiąc papierosa, zsiadam z swej Osy,
życie to wielki pic,
przechodzi dziwa, biodrami kiwa,
o rany, co za cyc!
Zagajam słodko z mety: „Bardotko,
czy się przejechać chcesz?”
A ona na to: „Nie rwij na chatę,
lecz mnie do «Hybryd» bierz!”
Tańczymy w tłoku twista i rocka,
a potem mały chlup.
Już skuter warczy, babka na tarczy
na jednonocny ślub.
O mnie się nie martw, spokojna głowa,
ja sobie radę dam,
zjem i wypiję, życia użyję
i prześpię się — nie sam!
Dziś nie ta era, kiedy frajera
strzygło się w ZMP,
współczesny Cichy — to nie są śmichy,
on dobrze wie, jak jest.
Taki Ostrowski czy inny Pstrowski —
to dla mnie zwykły chuj.
Dziś dla mnie wzorem, życia motorem
jest Rzeszotarski wuj *
(na melodię Gdy naród do boju)
Gdy naród na placu olbrzymim się zbierał
i wznosił Gnomowi wiwaty,
pan Rotmistrz, powstając od partii pokera,
rzekł kumplom: „Czas nadszedł, rebiata!”
O cześć ci, Rotmistrzu wspaniały,
żeś w czasie ogólnej beztroski
zrozumiał, że twoje to czasy nastały
i trafne wyciągnął stąd wnioski. **
Gdy naród szedł tłumnie na wolne wybory,
posłusznie na Gnoma głosował,
pan Rotmistrz wysrywał połknięte brylanty
i Forda w PeKaO kupował.
O cześć ci, Rotmistrzu przemądry,
o cześć ci za rozum głęboki,
tyś pierwszy zrozumiał historii kawały
i pierwszy szedł z duchem epoki.
Gdy ruszał Golędzin, gdy poszły w ruch pałki
i krew się na placach polała,
pan Rotmistrz pięćsetką, miast gminnej zapałki,
hawańskie cygaro zapalał.
O cześć ci, Rotmistrzu przezorny,
żeś nie dał się wciągnąć w te bzdury.
Za chwilę się zmąci nurt czysty historii
i gówno popłynie do góry.***
Gdy drzewa wolności już Gnom obdarł z liści,
by ustrój chwiejący podpierać,
pan Rotmistrz urządzał różowe balety
dla rządu i pana premiera.
O cześć ci, Rotmistrzu przezierczy,
boś przejrzał istotę tej sprawy:
im bardziej pod jarzmem gnębiony lud jęczy,
tym bardziej dwór pragnie zabawy.
Gdy zbrakło na rynku zwyczajnej kiełbasy
i masła zabrakło, i chleba,
pan Rotmistrz gromadził dolarów zapasy,
bo dewiz nam przecież potrzeba.
O cześć ci, Rotmistrzu przemyślny,
o cześć ci, boś tęga jest głowa!
Tyś pierwszy oznajmił swym kumplom: „To myśmy,
chłopaki, jest Polska Ludowa!”
Gdy Gnom pod bezpieki udał się opiekę
i cicha nastała epoka,
pan Rotmistrz pod Pałac Mostowskich zajechał
swym Fordem, bo on jest swój chłopak.
O cześć ci, Rotmistrzu zaradny,
o cześć ci, żeś taki życiowy,
gdy ciche donosy przynosisz bezpiece,
ta ścisza ci urząd skarbowy.
Gdy Gnom nam oznajmił, że równość i wolność
mieć może dwa procent narodu,
pan Rotmistrz się dawno oderwał od masy,
od dawna już poszedł do przodu.
O cześć ci, Rotmistrzu wspaniały,
o chwała przemyślnej twej głowie,
tyś pojął, że służba jest dziś kapitałem,
i służyć poszedłeś rządowi.
I aria Rotmistrza
Ja dziękuję wam, panowie,
za przepiękną waszą pieśń —
inną pieśnią wam odpowiem,
w której tkwi głęboka treść.
W kraju wciąż zachodzą zmiany,
a pod wpływem owych zmian
dziś się Cichy głośnym staje:
Vivat simper Cichych stan!
Dawniej, jeśliś szpiclem został,
pluł ci w gębę byle cham.
Dzisiaj — któż nam może sprostać,
któż dorównać może nam?
Dawniej, gdyś nadstawiał uszy,
miało smak to prostytucji.
Dzisiaj rządzi się i puszy
Cichy w każdej instytucji.
Chcesz mieć paszport, miły bracie?
Marzy ci się wielki świat?
Na wystawną proś kolację
i brudasy żwawo kładź!
Chcesz machlojkę zrobić w pracy,
by wygodnie sobie żyć?
Przynieś zysków pół na tacy,
to cię cacy będziem kryć!
Już nie wskórasz nic donosem,
by uzyskać fawor nasz.
Dziś naczelnik kręci nosem,
czeka, aż mu prezent dasz.
W eleganckich cichych autach
zajeżdżamy w wielki świat.
W ambasadach i na rautach
któż nam może nie być rad?
Dziś, gdy kwitną w krąg afery,
każdy w pas się kłania nam.
Dziś najlepsze ciche sfery —
Vivat semper cichy stan!
Końcowa transpozycja I hymnu Cichych
Hej, naprzód, Cisi, pod Rotmistrza wodzą
śmiało ruszajmy na Gęgaczy bal!
Dziś rozbawieni, wkrótce się zatrwożą,
kiedy kajdanków twarda błyśnie stal.
Na bal, na bal, do prezydenckich sal!
Już znasz, już wiesz, pod klucz ich śmiało bierz!
Akt II
Bal u Prezydenta
Hymn Gęgaczy
(na melodię Nie masz niewiast w naszej chacie)
Nie masz Cichych w naszej chacie,
wolny nasz gęgaczy stan,
śmiało gęgaj, miły bracie,
politycznych żądaj zmian.
Wszak to dziejów jest reguła,
że tyranów gubi lęk.
Śmiało rządzi pan Gomuła,
lecz przeraża go nasz gęg.
Pozamykał nasze kluby,
wtrącił w lochy kilku z nas,
lecz się nie martw, bracie luby,
już się kończy Gnoma czas.
Nas nie strwożą knuta świsty,
nas nie strwoży kajdan brzęk,
Dalej, bracia, piszmy listy,
niech rozbrzmiewa wolny gęg!
Aria Gęgacza nestora
Raz pewien lord, nazwiska już nie pomnę,
być może Rutheford, być może H. G. Wells,
odkrycie zrobił, dziś już wiekopomne:
w naturze zawsze pro i anty jest.
A więc na przykład, gdy jest bicz w naturze,
to kontrę wnet mu daje antybicz.
Aby wywodu już nie ciągnąć dłużej,
powiem: Natura to po prostu brydż.
Natura ma więc zawsze swoje anty,
które jej kontrę da w postaci: nic.
Tak Piłsudskiemu kontrę dał Korfanty,
a Korfantemu kontrę — Śmigły Rydz!
I dziś wewnętrzną śledząc politykę,
zasadę w niej odnajdziesz również tą —
wszak Gnom państwowej nawy jest sternikiem,
a opozycję dzierży anty-Gnom…
Na słońcach dwóch przeciwne stoją bogi!
Na jednym Gnom, na drugim widzisz mnie.
Za sobą ma on lufy i wyłogi,
a ja za sobą mam ojczyzny dwie!
I tak z niezmiennym wciąż wynikiem
nasz tytaniczny pojedynek trwa:
ja piszę list — on anty-listy dwa,
ja piszę wiersz — on cofa mi klinikę.
Natura ma więc zawsze swoje anty,
na tym polega jej brydżowy plan.
Gdy był Piłsudski, był też i Korfanty,
a gdy jest Gnom, być musi Antoine!
Piosenka świeckiego archanioła
(na melodię Wesołe jest życie staruszka)
Wesolutkie są me smutki,
bo już mam rozumek krótki
i sklerozę, że aż hej,
więc się śmiej, staruszku, śmiej!
Wesołe jest życie ramola
i sprzyja mu PRL.
Gdy słabnie intelekt i wola,
socjalizm osiąga swój cel.
Wszystkim przecież jest przyjemnie,
że tak łatwo wmówić we mnie,
że jest dobrze, choć jest źle,
bo już nie kojarzę, nie!
Wygodnie starego piernika
na fotel prezesa jest wznieść.
Choć uwiąd mu oczki przymyka,
tak lubi bajdurzyć i pleść!
Kopnął Jana Piotr, atoli
Jan wykrzyknął: „Dupa boli!”,
w czym popełnił wielki błąd,
a ten błąd się bierze stąd:
Ból dupy to onomatoid,
jak wszelkie zdarzenie lub stan.
Mniemając, że dupa go boli,
straszliwie pobłądził nasz Jan.
Zasady pansomatyzmu
prowadzą do ateizmu,
bo jeżeli byłby Bóg,
to czy by pozwolić mógł
na Traktat o dobrej robocie
i cały logiczny ten szmelc.
Wynikło już z tego sto pociech,
Natalia Adamiak i Pelc.
Wielka aria Amorka
Już w całej kamienicy opinię mam fatalną
i z przerażeniem na mnie patrzy się nocny stróż,
bo tłumy zalotników do bramy nocą walą:
„Ach, otwórz, otwórz, otwórz”, więc oka ani zmruż.
Gorszą się w kamienicy mniej efektowne panie
i o mej reputacji wciąż rozprawiają złej,
lecz jakie ma znaczenie to ich ujemne zdanie
przy mojej wielkiej gracji i aparycji mej?
„Amorek, ach, Amorek” — wciąż męski woła chór —
„Dosięgnął nas Amorek zatrutą strzałą swą!
Amorek, ach, Amorek, tyś jest miłości cud,
ach, pozwól nasze serca u twoich złożyć stóp”.
Opędzić się nie mogę, więc wolną daję drogę.
Cóż robić mam na Boga, gdy we mnie taki seks?
Geograf Bazewicz, olbrzymie strosząc wąsy,
z ochotą ze mną ruszał w miłości dzikie pląsy.
Profesor Tatarkiewicz, nerwowy kryjąc tik,
pośpiesznie ściągał spodnie i w mych objęciach nikł.
I Kołakowski Leszek lubieżny miał uśmieszek,
bo myślał sobie: „Grzeszek popełnić z nią bym rad!”
Katolik nawet Stomma wykrzyknął: „Cóż za somma !
Niż raj lepsza Sodoma!” i w me objęcia padł.
Matejko i Lizdejko, Moniuszko i Kościuszko —
to wszystko przewalało się przez moje łóżko.
I Nowak, i Chodak, i cóż tu jeszcze dodać.
Tak działa seks! Tak działa seks!
Lecz w całej kamienicy to mówią nie bez racji,
milczenia przy tym robiąc gest:
Ach, ona jest nie tylko królową seksapilu,
królową konspiracji ona także jest!”
Wieczorem, gdy się zmierzcha, lub pod osłoną nocy
staruszków tajemniczych dwóch do mnie skrada się.
Olbrzymie białe brody na wietrze im łopocą,
a z piersi się dobywa stłumiony cichy gęg.
Cóż ich tak do mnie pędzi? Czy może zdrożna chuć?
Ach, nie, to anarchiści, co spisek idą knuć!
Obalić pragną reżym, a potem państwo znieść
i w swoje białe brody mordercze bomby wpleść.
„Amorek, ach, Amorek” — staruszków gęga dwóch —
Ach, upadłby bez ciebie groźny anarchoruch!”
Wychodzę wnet na miasto, szeleści sukni ryps,
pod suknią zaś szeleści ukryty zmyślnie gryps.
Spotkanie tajne w „Snobie” z Gęgaczy grupą mam,
lecz depczą mi po piętach agenci cisi dwaj.
Więc poczekajcie chwilę, agentów zaraz zmylę
i wyprowadzę w pole wyborem mylnych tras.
Pojadę do Otwocka, z Otwocka wprost do Płocka,
a z Płocka zaś do Kocka i w Grójcu zmylę ślad!
Czekając drżą Gęgacze, że się przeciąga zbyt,
lecz potem błogosławią Amorka wielki spryt.
Amorek, ach, Amorek, tyś jest natury cud,
Amorek, ach, Amorek, ty masz talentów w bród!
W miłości pełna gracji, chytrości — w konspiracji,
we wszystkim równie prędka — czy to fizyczna chętka,
czy polityczny czyn!
Przerażonej aria mumii
W wytwornej cichej chatce wiodę żywocik mój,
przyjmując na herbatce upadłych dziewcząt rój.
Gdy zgasił czas urodę, gdy róż policzków zgasł,
to wtedy serca słodycz na miejscu jest w sam raz.
Me życie, które cnoty stanowi teraz wzór,
Ogląda co sobota grono Koryntu cór.
Uprawiać dobroczynność to humanizmu szczyt,
lecz wzniosła ma powinność nuży mnie czasem zbyt.
By się rozerwać nieco, przybyłam do tych sal,
sądząc, że dobroczynny odbędzie się tu bal…
Ach, z przerażeniem widzę, że popełniłam błąd!
Tu knuje się intrygi, tu sarka się na rząd!
Swą pozytywną pracę wystawiam tym na szwank.
Wnet wkroczy tu policja, by wrogi ująć gang!
I jak się wytłumaczę, ja oraz drogi Jan?
Podstępni nas Gęgacze wciągnęli w niecny plan.
Wielka aria kanapowa Strzelczykowskiego
(na melodię Oniegin, ja skrywat' nie stanu Онегин, я скрывать не стану)
Na cierpień padam otomanę,
w socjalizm wierzyć nie przestanę.
Choć wszyscy weń zwątpili w krąg,
ja nie opuszczę jednak rąk!
Grozi nam dehumanizacja
i szczytnych ideałów zgon.
Gdzie spojrzeć, wszędzie alienacja
nazbyt obfity zbiera plon.
Zamiast wstępować pod sztandary
niegdyś ofiarna polska młódź
nie w czwórki łączy się, lecz w pary,
odczuwa tylko chuć i chuć!
Marksizmu stanę się podporą.
Choć wokół wszystkich diabli biorą,
ja na kanapie będę trwał
i pisał słynne mémoires.
Działalność wielką wnet rozwinę,
by konsumpcyjny zwalczyć wzór.
Z Czerwińskim M. i P. Beylinem
stworzymy bohaterski chór.
Chociaż zabrakło Gottesmana,
została jednak otomana,
więc najsmutniejszą robiąc z min,
nie wpadam jednak w zbytni spleen,
bo jestem zaangażowany
na pluszu mojej otomany.
Widzicie ten bolesny gest?
Jam Chrystus socjalizmu jest!
I kiedy Atlantykiem płynę
lub śpieszę się na plac Pigalle,
to zawsze mam tragiczną minę
i serce me rozsadza żal.
Niech dowie cała się lewica,
jak czuwa PPS-nerwica —
w Warszawie, Laskach, Chamonix
na otomanie wiernie tkwi.
Na cierpień padam otomanę,
w socjalizm wierzyć nie przestanę.
Chociaż weń zwątpił Krzywy Krąg,
ja nie opuszczę nigdy rąk!
Aria Gęgacza trockisty
(na melodię Czerwone maki)
Białe gnidy na czerwonej szmacie,
chcecie tylko żłopać naszą krew!
Fałszywymi głosami gęgacie,
sracie w portki, gdy Gnom zmarszczy brew!
Do swej tłustej przyssani chałtury
podnosicie nieustanny wrzask,
że zagraża nam kryzys kultury,
że dobrobyt jest zgubny dla mas!
Wy szlachetni wolności obrońcy,
gdy wolności zagraża de Gaulle!
W czasie nocy bezsennych cierpiący
nad wyzyskiem strasznym w Standard Oil!
Alienacji was straszy wilkołak,
transcendencji przeraża was brak,
melancholia osmuca wam czoła,
gdy żegnacie się smętnym: Good luck!
Lecz choć stale tak bardzo cierpicie,
swój pluszowy dźwigając wciąż krzyż,
niebywale się sprawnie kręcicie,
by załatwić wyjazd à Paris!
Wnet się dla was znajdują dewizy,
których gnomi udziela wam bank,
zaś w Paryżu za małpie swe miny
też niejeden wyłudzicie frank.
Wy doprawdy nie macie już czoła,
bo czy może wesz odczuwać wstyd?
Nawet Gnom, co nasz kraj zgnoić zdołał,
nie dał rady zgnoić takich gnid.
Aria Wilhelminiego
Wszyscy się dziwicie:
A skąd ten się bierze?
Pewnie autor spił się,
zrobił błąd w operze.
Lecz ja bym nie radził
sądzić tak pochopnie,
przecież do kariery
wiodą różne stopnie!
Podczas okupacji
było bzdurą czystą,
będąc Wilhelminim,
pogardzić volkslistą!
Ja ten błąd zrobiłem
pod Gęgaczy wpływem,
bo Gęgaczem byłem
trafem nieszczęśliwym…
Naukowe spory
pod Carnapa godłem
niepotrzebnie potem
z samym Grubym wiodłem.
Głowę mi skołował
głupi wasz Prezydent!
Nic z tego nie miałem —
posad ni dywidend!
Lecz kiedy epoka
Cichych nowa przyszła,
znów się pojawiła
kochana volkslista.
Za donosem donos
śmiałym pisząc piórem,
anim się obejrzał,
jak zaszedłem w górę.
Wtem: — Wilhelminiego —
Gnom zakrzyknął — daj tu,
bo mu chcę powierzyć
Kulturelle Zeitung.
Ale w cichej szmacie
cicha siuchta działa,
cicho mi podsrywa,
robiąc ze mnie wała.
By się więc podlizać
i zasłużyć KC,
muszę opracować
donos na Gęgaczy.
A żem empirysta
jest z usposobienia,
na ten bal przyszedłem
robić postrzeżenia.
II hymn Cichych
(na melodię Piechota, ta szara piechota)
Nie nosim mundurów, lecz modny nasz strój,
pagonów ni złota nie nosim,
lecz w cichym szeregu kroczymy na bój:
donosić, donosić, donosić!
Nie mamy już dawnych zakazanych mord,
choć serca wciąż mamy sobacze,
dziś Cichy sprzedaje mundurowy sort,
wygląda inaczej, inaczej.
W ubranku z cedetu, w koszulce z PeKaO,
szeleszcząc wytwornym ortalionem,
wkraczają do kawiarń, na bale, do klo
te ciche, te smutne bataliony.
Już huczy muzyka, już toczy się bal,
beztrosko gęgają Gęgacze,
a jutro niewczesny zakończy się żart,
niejeden z Gęgaczy zapłacze!
Bo Cisi się wdarli podstępnie w ten dom
i cicho się skryli w gości kupie,
za chwilę o wszystkim już dowie się Gnom,
nogami ze złości zatupie.
O świcie Gęgacze usłyszą: „puk, puk!”
i wsiądą w więzienne karetki,
a Cichych kapitan za cichy swój trud
otrzyma ordery i setki.
Nie nosim mundurów, lecz modny nasz strój,
szeleszczą wytworne ortaliony,
to w cichym szeregu ruszają na bój
te ciche, te smutne bataliony.
II aria Rotmistrza
Aresztuję was, panowie!
Zapach buntu tutaj czuć!
Przewróciło wam się w głowie,
zaczynacie spiski knuć!
Urządzacie huczne bale,
bałamucić chcecie młódź
i w występnym swoim szale
ideami dusze truć!
Nie jest dziś zasługą żadną
o wolności duby pleść —
żyją tylko ci, co kradną;
kto nie kradnie, musi sczeźć!
Dzisiaj rzeczą jest na czasie
wraz z Cichymi tworzyć gang,
w łeb wypalić strażnikowi,
obrabować z hukiem bank.
Gdy chcesz złą odmienić dolę,
jeśli chcesz dostatnio żyć,
to służbowy bierz pistolet
albo się doszczętnie zgnidź!
Zamiast strzelać wielką gafę
i narażać się na wstyd —
czyż nie lepiej w którąś z afer
ulokować cały spryt?
Na cóż pisać głupie listy
i smalone duby pleść,
kiedy żywot chałturzysty
jakże jest przyjemnie wieść?!
Gdyby szarpiąc państwa dochód,
każdy z was przy żłobie stał,
miałby teraz i samochód,
i etaty dwa w TV.
Ale bredzić o wolności
i „z cenzurą — krzyczeć — precz!”
— to zajęcie tępych gości,
to doprawdy babska rzecz!
Do więzienia, do więzienia
niechaj rusza żwawo gęg!
Tam gęgajcie bez wytchnienia
zasłuchani w kajdan brzęk! ****
Aria prezydenta Gęgaczy
Nim rozednieje, mam tę nadzieję,
wprowadzę w życie ideę swą.
Nim się połapie, w strasznej pułapie
będzie się miotał bezsilny Gnom.
Dziś pisać listy to absurd czysty,
gdy Cichy łamie pieczęci lak.
O wiele głębsze są me pomysły,
które wyjawi wam trzeci akt…
Nie ciesz się wcale, że w kryminale
będziesz zamkniętych Gęgaczy mieć,
bo wtedy właśnie rzecz się wyjaśni,
żeś się w misterną zaplątał sieć.
Do kryminału pełna zapału
niechaj podąża gęgacza brać.
Będzie Gnom w szale rwał włosy z głowy,
jeżeli jeszcze ma z niej co rwać.
Akt III
W więzieniu na Mokotowie
Pieśń Gęgaczy w celach
Jakże miło, przyjaciele,
jest w Gęgaczy siedzieć gronie!
Nawet mroczny loch jaśnieje
i wesoło łańcuch dzwoni!
Chciał nas żywcem Gnom pochować,
straszną nam zgotować dolę,
a tymczasem nam na głowach
zapłonęły aureole!
Nawet gdy masz rozum krótki
alboś starym jest piernikiem,
polityki gnomiej skutkiem
żywym stajesz się pomnikiem!
Dalej, bracia, jęczmy śmiało,
niech nas słyszy Polska cała!
Sami się okryjem chwałą,
z Gnoma zaś zrobimy wała!
Lament więzionych ubeków
(na melodię Chorału)
Za cóż nas, Gnomie, karzesz więzieniem?
Czyż gęgaliśmy bezczelnie, czyż
przywłaszczaliśmy społeczne mienie,
że dźwigać musim ubecki krzyż?
Przecież to myśmy w znoju i pocie,
kalecząc nogi o wrażą kość,
nowej ojczyzny wznosili progi,
a dziś okrutny spotkał nas los!
Za cóż tak, panie, karzesz Fejgina —
wszak w wiernej służbie z bólu aż mdlał!
Spróbuj przez cały dzień kopać nogą
lub jaja wroga miażdżyć na miał!
Za cóż doświadczasz tak Różańskiego,
tysiące nocy wszak zarwał on,
aby wydeptać z wroga podłego,
że bratobójczą podnosił dłoń.
Humanitarnym względem kierowan,
dlaczego właśnie karać chcesz nas?
Wszak nera twardsza była niż noga,
a pięści wraża miażdżyła twarz!
Jakże niesłuszna jest twoja kara,
jak straszny wyrok, co na nas spadł!
Wolno cyniczna chodzi ofiara,
a w celi jęczy niewinny kat.
Jeśliś na ojców mękę nieczuły,
może cię wzruszy sierotek los:
panna Różańska w TV się tuła,
a mały Fejgin zawodzi w głos!
Bez swoich ojców czułej opieki
marnieją dziatki, drogi nasz skarb,
do łask nas przywróć i do bezpieki,
o, racz wysłuchać ubeków skarg!
Piosenka kapitana żandarmerii
Jam kapitan żandarmerii,
w żandarmerii chłopcy dzielni,
chłopcy dzielni, że aż ha,
ale najdzielniejszy — ja.
Jak dębczaki rosłe chłopcy,
drżyj, gdyś im klasowo obcy!
Wycisk dadzą ci, aż ha,
lecz największy wycisk — ja!
Pełni krzepy i tężyzny
biją chłopcy dla ojczyzny,
lecz nim zbiją, hejże ha,
biorę w ręce sprawę ja!
Tu przesłucham, tam przebadam,
kopnę w nerę, bólu zadam,
jęczy agent USA,
gdy prowadzę sprawę ja!
Gdy przekroczę plan wycisku,
sam minister dłoń mi ściska,
gra muzyka, w oku łza,
bo się łatwo wzruszam ja.
W dwuszeregu chłopcy karni,
także się należy dar im,
baczność i do nogi broń!
A ja ściskam chłopcom dłoń.
Robotniczo-chłopskie syny
potem idą na dziewczyny,
dzielnie jebią chłopcy — ha!,
lecz największy jebak — ja!
Czy pannica, czy gamratka,
czy rozwódka, czy mężatka —
każdą w łóżku będę miał,
bo ja jestem chłop na schwał.
Błyszczą dziarsko epolety,
oglądają się kobiety.
Cóż za piękny żandarm, a?
A to właśnie jestem ja!
I tak sobie człowiek rośnie
w socjalizmu cudnej wiośnie,
muszą rosnąć chłopcy, ha!,
lecz najbardziej muszę — ja!
II aria cichego mecenasa
Na Cichych ciche to zlecenie
przychodzę do was na widzenie,
szczęśliwy mnie sprowadza traf,
bom wielki spec od cichych spraw.
Choć czas metody przyniósł zmianę
i nery nie są już kopane,
nie trzeszczy już pod butem kość,
lecz wciąż jest paragrafów dość,
by każdy bzdet i każde tchnienie
określić jako przewinienie,
a Mały Kodeks Wielkich Kar
roztacza wciąż upojny czar.
Bezczelny gęg klientów moich
podstawą zachwiać mógł ustroju.
Za winę tę w rejestrze kar
szukajmy więc najwyższych miar!
Choć kiwa na was już kostucha,
lecz macie szanse zgnić w łańcuchach,
gdy w skrusze opuściwszy skroń,
ucałujecie Gnoma dłoń.
Jest główną linią mej obrony
nie drażnić, gdy jest rozdrażniony:
czym prędzej musisz przyznać się
i wyznać, że robiłeś źle.
Im bardziej przejmiesz się swą winą,
im gęściej z oczu łzy popłyną,
im srożej swój potępisz błąd,
tym lepiej usposobisz sąd.
Do skruchy nuże więc, Gęgacze!
Od dzisiaj ćwiczcie w celach płacze!
Bo tylko strumień szczerych łez
odroczy szybki życia kres!
II aria Strzelczykowskiego
(na melodię Miłość ci wszystko wybaczy)
Partia wam wszystko wybaczy,
smutek zamieni wam w śmiech,
potępcie list wasz, Gęgacze,
wyznajcie, że to był grzech!
Choć ją przeklniecie w rozpaczy,
gdy płynie z ócz skruchy łza,
Partia wam wszystko wybaczy,
wraz z Partią wybaczę wam ja!
A teraz szybko do Chamonix
w Alpy na narty i śnieg,
z Mont Blanc zobaczę, co mi
przyniesie wypadków bieg.
Partia wam wszystko wybaczy,
tak jak wybaczam wam ja.
Żegnajcie, biedni Gęgacze,
śpieszę na pociąg, pa, pa!
Aria Herolda
(na melodię O, Tannenbaum)
Hej, baczność, straż, prezentuj broń!
Gnom przybył do więzienia!
Gospodarz nasz ma jasną twarz,
jest pełen uniesienia.
Nie Moczar to, nie Kliszko to,
lecz Gnom w swym majestacie.
Gęgacze, wstać! Wasz łańcuch prysł!
Amnestię otrzymacie!
Już zbliża się i widać, że
przejęty jest niezmiernie,
jest z nim tak źle, że nawet chce
powtórzyć znów Październik!
Słyszycie — dźwięk? Historii dzwon
godzinę bije wielką!
Gęgacze, wstać! Najwyższy czas
znów nabić was w butelkę!
Wielka aria Gnoma
Pokój wam niosę i pojednanie,
wnet brama więzień otworem stanie,
bracia Gęgacze, nie czas na dąs!
Ustrój nasz wielki przeżywa wstrząs!
Plenią się wokół szaje i gangi,
rozłamem grozi grupa Katangi,
demograficzny nadciąga wyż,
na starym sporze postawmy krzyż!
W ekonomiczny wpadł kraj korkociąg,
wszystko wysysa straszny rurociąg,
a czego wessać nie zdoła wschód,
stanowi w kraju spryciarzy łup.
Na cóż pogłębiać straszliwy kryzys?
Bracie Gęgaczu, rozchmurz swą fizys!
Niechaj nas wspólny połączy cel:
obrona żłobu i PRL.
Gdy po raz pierwszy ustrój się walił,
wyście mu przecież poparcie dali.
Gdy dziś powtarza się stary test,
powtórzcie znowu szlachetny gest!
Ja — stary matoł, ty — stary piernik,
wspólnie zrobimy nowy Październik,
za nami ruszy roboczy lud
i gospodarczy stanie się cud.
Złączmy się, bracia, w wspólnym pochodzie,
z Gnomem na czele, z Melem na przodzie,
Cichy z Gęgaczem, z ofiarą kat —
a błogosławi nam Związek Rad!
Finalny chór Gęgaczy
(na melodię Boże, coś Polskę)
Gnomie, coś Polskę przez tak długie lata
wtrącił skutecznie w bez wyjścia kabałę,
nie myśl, że znowu zrobisz z nas wariata,
wziąć się nie damy na stare kawały!
Chociaż skleroza żre mózgową korę,
pracuje jeszcze osłabiona głowa.
W celach ze starczym zaprzem się uporem,
będziem blokadę robić Mokotowa!
A gdy nie będzie wolnych miejsc w więzieniach,
bo w każdej celi siedzi tłum Gęgali,
Gdzie będziesz wsadzał młode pokolenia?
Wnet policyjny ustrój się zawali!
Z Golędzinowa skapcanieją chłopcy,
pały z zwiotczałej wypadną im ręki,
jakże im bowiem gości brać pod obcas,
gdy pełne nawet cele Białołęki?
Cichy się w mrocznej pogrąży prostracji
i wkrótce stanie się Cichego cieniem.
Nikt nie postawi mu nawet kolacji,
bo śmiesznie będzie grozić już więzieniem.
Nawet Gazrura, choć taki witalny,
popadnie w chandrę i zwątpi w gazrurę —
i dnia pewnego bankiet pożegnalny
wyda w swej willi i odkręci kurek!
Jeżeli geniusz króla Salomona
z pustego dzbana nie naleje wina,
tym bardziej będzie ponad siły Gnoma
wsadzać do paki, gdy wolnych miejsc nié ma!
I tak się cały ustrój ten zawali,
bo prawnej sankcji nawet mu nie stanie,
Gęgacze wyjdą z więzień w wielkiej chwale,
a Gnom żałosnym gęgaczem zostanie.
Balet Nowej Klasy
Nie mówcie nam, że ciężkie czasy,
że wszędzie nędza, wszędzie źle,
bo my jesteśmy Nowa Klasa
i świetnie nam powodzi się!
My przecież mamy wujków w KC,
co nam załatwią byczą pracę,
cioteczki mamy zaś w TV —
życie to dla nas szyk i szał!
W wytwornych Mercedesach
na wielki jedziem dmuch,
nas zawsze pełno w DESAch,
w PeKaO robim ruch.
W szykownych ortalionach,
w paryskich kalesonach,
dla nas jest Camus koniak
i szampan triple-sec.
Odwalcie od nas się, frajery,
że źle wam płacą, gnębią was —
jak wam źle płacą, to afery
róbcie, w tym naśladując nas!
Przez długi okres przecież myśmy
też byli w handlu detaliści,
a teraz, proszę, co za zysk!
Afera mięsna to był błysk!
W wytwornych Mercedesach
nabytych w RW „Prasa”,
dolary w pularesach —
dopiero można żyć!
Dla nas są ortaliony,
paryskie kalesony,
dla nas jest Camus koniak
i szampan triple-sec.
Choć się ten burdel wali,
on przecież trwa dwadzieścia lat.
Wyście dwadzieścia lat gęgali,
gdy myśmy podbijali świat.
Gdy was kopano w głupie nery,
myśmy robili big-afery.
Kto zahandlował skórą-jucht?
Gęgacze czy herosy siucht?
My mamy siuchtę z władzą,
wy macie wielkie gie —
jak źle ktoś sobie radzi,
nie dziw, że jest mu źle!
Nie dla was ortaliony,
paryskie kalesony,
nie dla was Camus koniak
i szampan triple-sec.
Patrz niżej: Wielka pieśń o Rotmistrzu.
Wariant:
O cześć ci, przezorny Rotmistrzu,
o cześć ci, boś wielka jest głowa,
tyś pojął, że twoich to nadszedł czas ziszczeń,
i wiedzy swej wiary dochował.
Wariant:
O cześć ci, Rotmistrzu wspaniały,
boś pojął istotę swych czasów:
choć klasy społeczne wykańcza socjalizm,
to tworzy też sam nową klasę.
Wariant zakończenia:
Zamiast w zwartej chodzić kupie
i dolarków ciułać stos
przyjdzie smętnie kisnąć w ciupie —
oto jest frajera los!