CHLEB

 

Wiecznie tak samo jeszcze jak za czasów Piasta,

Po łokcie umączone ręce dzierżąc w dzieży,

Zakwasem zaczyniony chleb ugniata świeży

Przejęta swym odwiecznym obrządkiem niewiasta.

 

Gdy, wedle doświadczenia niechybnych probierzy,

Nazajutrz ugniot miary właściwej dorasta,

Pierzyną ciepłą kryje pulchne ciało ciasta,

Kędy cierpliwie pory wypieku doleży.

 

I uklepawszy w płaskie półkule miąższ miękki,

W gorący piec je wsuwa na długiej kociubie,

Skąd roztaczając zapach kuszący i miły

 

Wychodzą wnet pożywne, razowe bochenki,

Brunatne i okrągłe - ku piekarki chlubie -

Jak widnokrąg zoranych pól, co chleb zrodziły.



POWRÓT