RUINY PALATYNU
Smętek niewysłowiony
pogody ruin bezwiednych
Sercem moim owładnął,
gdym o zachodzie dziś wstąpił
W twój przez ziemię zazdrosną
pożarty pałac, Auguście.
Dane-ć było, co jeno
najnieliczniejszym przypadło.
W boskim życia udziale:
szczyt osiągnąłeś potęgi
I na ziemi okręgu
stanąłeś stopą wszechwładną.
W karle z kości słoniowej
siedząc wyniośle, dzierżyłeś
Wodze świata całego.
Jednego zdobyć nie mogłeś,
Czego nikt nie zdobędzie:
dzieła trwałości i trwania.
W mocy najwyższej poczuciu
darmoś się trudził dla sławy,
Dumnej płyty nagrobnej,
nad którą żądza pamięci
Całe życie pracuje.
Czyny twe płaskorzeźbione
Starły z niej ciche podeszwy
wieków w wytrwałym pochodzie,
A twe imię, co miało
rozbrzmiewać chwałą spiżową,
Znane jeno zbłąkanym
w gruzy kochankom milczenia.
Aby zaćmić, cokolwiek
było przed tobą i będzie,
Wzniosłeś budowli rząd pyszny
jak bruzda czoła twojego
Lub ruch ręki wielmożny,
co wciąż po nowe triumfy
Na śmierć rzucał zaciężne
orły marsowych legionów.
Gmachy twe dzisiaj pod ziemią,
chociaż wyziory w sklepieniach
Ten-ci sam ukazują
błękit spokojny, a zieleń
Bujna niemych ogrodów,
co się rozsiadły na górze,
Zwiesza W głębie zamarłe
ziół obojętną ciekawość.
W pomrok twej biblioteki,
przez otwór stropu okrągły,
Blada róża złotawa
rzuca w głąb płatki więdnące,
W które czas, współpracownik
każdego dzieła ludzkiego,
Mającego dopiero
w ruinie wieczne skończenie,
Większą mądrość wpisuje,
niż w karty twych pergaminów
Zaginionych wpisali
czczeni przez ciebie mędrcowie.
Pod cyprysem, co ciemny
ruinie w niebie panuje,
Ozłocony wieczornym
słońcem, co wszystkim zachodzi,
Niewidoma Sybilla
próżno wyczytać się stara
Z księgi - w której stulecia
pozacierały już znaki -
Imię twoje i prawdę,
którą byś, dzisiaj zbudzony,
Sam też może usłyszał
w skwirze zmierzchowych jaskółek
- Nie o tobie, Auguście,
ach, nie o tobie świegocą! -
I, raz wtóry trud mając
podjąć, poniechałbyś dzieła,
Myśląc, o czym bogdajby
nigdy nie myśleć tworzącym:
Niechaj nie trwa ni chwilę,
co być wieczyste nie może.