PERIOD WTÓRY

 

Jako wrzącego kocioł więc ukropu,

Ogniem ściśniony, rzuca aż do stropu

Gorące piany, które z wielkim grzmotem

Wracają potem,

 

Że na ostatek, nie mogąc dotrzymać,

Zwłaszcza gdy płomień zechce się rozdymać,

Kipi i z kotła bystrym prądem bieży,

Gdzie popiół leży;

 

Cóż, jeśli będzie tłusty albo smolny,

Nie rzkąc nie gasi, ale tak swowolny

Poburzy ogień, że z straszliwym dymem

Idzie kominem,

 

Zwłaszcza jeśli go do bliskiego garka

Mądra zawczasu nie ujmie kucharka

Albo warzechą, jest i sposób iny,

Przez szumowiny -

 

Serce tym kotłem, łzy moje likworem,

Frasunek płomień i ogień jest, ktorem,

Kiedy je w kotle bez przestanku tłoczy,

Kipią przez oczy,

 

Wskroś mózg okrutną przeniknąwszy parą,

Znowu na serce, tym pluskiem, taż sparą

Wracając, sercu i oczom, i głowie

Niesą niezdrowie.

 

A jako widzę, barzo tego blisko,

Że nie rzkąc ogień, ale i ognisko

Zginie: że, z troską, moje ciało społu

Pójdzie do dołu.

 

Chciałbym, niemożność ale wadzi chęci,

Bo trudno śpiewać, kiedy się kto smęci,

Żeby się żałość na kupie nie gniotła,

Ująć jej z kotła

 

I rozmusnąwszy piórkiem po papierze,

Tym, którzy mi jej dopomogą szczerze,

Użyczyć: aza, kiedy się rozdwoi,

Troska ukoi.

 

Miecz, powiedają, że powszechnym duchem

Leczący: tymże pospołu flejtuchem,

Żelazem onym człowieku zadana

Leczy się rana.

 

Nader nikczemne i marne flejtuchy,

Co nasycone odegnawszy muchy,

Niepotrzebnymi, głodne wabią, dźwięki,

Na moje męki.

 

Aczem sam takie widział pacyjenty,

Którym tak pieśni, jako instrumenty

Smierzyły bóle; mnie moich nie śmierzą,

I owszem, szerzą.


SPIS WIERSZY