NA EKSPEDYCJĄ POLSKĄ POD KAMIENIEC 1690
A dokądże Polacy? znać, że gdzieś nieblisko
Z tak wielkim aparatem, czy na targowisko
Pod Kamieniec, zabrane żeby tak rok konie
I ludzie od Tatarów wykupować? bo nie
Po co inszego pewnie. Przebóg, cóż czynicie?
Jednych wykupujecie, drugich prowadzicie?
Zasiada stary więzień nowego kajdany;
Drudzy, o hańbo! trzebią się na bisurmany.
Już też Turkom nie stało drew, siana i słomy,
Koni o małe mają, rozbierają domy:
Trzeba im, żeby mieli czym palić na mrozie,
Konie chować, nawiózszy zostawić w obozie.
Umierają oracze głodem, nadzy, chudzi;
Nie masz w Polszcze pieniędzy, nie masz koni, ludzi:
Przecie, jakoby z charty na zające w pole,
Co rok znużone wojsko prowadzim w Podole;
Utłuklić też jelenia, prawda, w tamtej dziczy
Za nasze milijony; więcej nic zdobyczy.
Już szósty rok igracie, czas by też statkować:
Nie wiedzieć, czy wprzód więźniów Turkom okupować
Srebrem, którego się już mało w Polszcze warta,
Czy żołnierzowi miedzią płacić, choć wytarta.
Mało co Kaźmierzowi już znać nosa między
Oczyma: niepodobne cale do pieniędzy;
Ostatek się na piasek pokruszy szelągów,
Że też i wojna musi ustać bez zaciągów.
Cóż czynić? inaczej być nie może; jeśli mię
Kto spyta: niech tak będzie, jako w starym Rzymie.
Stój, pióro, wara dalej! choć na samym kraju!
Nie twoja rzecz, polskiego poprawiać zwyczaju:
Chociaż i świat, i ludzie gorszy co rok prawie,
Zginąć z nią raczej, darmo mówić o poprawie.