PRZYCZYNY OZIĘBŁOŚCI W NABOŻEŃSTWIE
Skąd tych czasów w kościele katolickim schizmy?
Skąd, co rzecz jeszcze gorsza, jawne ateizmy,
Które Polska najwięcej ze Francyjej bierze?
Skąd w miłości bliźniego i oziębłość w wierze?
Skąd w świecie zakochanie, skąd wzgarda zagęści
Nieba, niebojaźń piekła, że po wielkiej części
Iści się, o czym wątpi, pytając, i wroży,
Znajdzieli wiarę, na świat przyszedszy Syn Boży?
Pierwszą ciało przyczyną, które tak zmysł człeczy
Omami apetytem teraźniejszych rzeczy,
Tak na przyszłe i smaki, i strachy zaślepi,
Że człek ani chce, ani może życzyć lepiej;
Do czego śmierć pobudką: co miała wstręt sprawić,
Wygodą chcą krótkości żywota nadstawić.
Tak się tym kontentują śmiertelnym szałasem,
Żeby drugi do nieba nie wsiadł z Elijaszem.
Drugą przyczyną skazy w bożym są kościele
Księża niektórzy; że jest nieuczonych wiele,
Nie mając czym by Bogu przysłużyć się z głowy,
Chcą rękami: albo cud do kościoła nowy,
Albo ceremoniją niezwykła prowadzą
I na rzeczach pozwierzfchjnych nabożeństwo sadzą,
Że więcej ludzie prości, niżli kwoli duszy,
Żeby oczy i napaść, schadzają się, uszy.
Do niektórych rzecz moja: w tenże komput kładę
Drugich, chlubnych dowcipem; ci mają tę wadę:
Chcą coś nowszego, choć już pełne są drukarnie
Świętych ojców kościelnych, wnieść do tej szafarnie,
Choć boskim i kościelnym pismom się przeciwi;
A że ludzie czytają nowe księgi chciwi,
Wielki wstręt, mając dowcip własny za mistrzynią,
Do starych, świętych, czystych ksiąg czytania czynią,
Zapomniawszy, czym oba Testamenty grożą,
Jeżeli ujmą albo co do nich przyłożą.
Dosyć dobrze Duch Święty uczynił porządki,
Wstąpiwszy w apostoły na Zielone Świątki,
Jako Chrystus obiecał; czemuż się ośmielą,
Blisko siedmnastu wieków, synodów tak wielą,
Papieżów i doktorów stwierdzone, poprawiać?
Żywotem świątobliwym jeśli się chcą wsławiać
I tu swego dowcipu widome dać próby,
Wiodąc ludzi do cnoty, za grzech do żałoby,
Nie nowe swych konceptów rzeczy pisać jarych,
Ale raczej czytanie smakować im starych.
Tac jest trzecia przyczyna, co z rozumnych ludzi
Nabożeństwo, a potem i wiarę wystudzi,
Widząc, że co dzień nowych, jako zwykle bywa
W złej Rzeczypospolitej, konceptów przybywa,
Co rok nowy cud, choć go, prócz co o nim prawi,
Nikt nie widział; co rok się nowy odpust zjawi.
Nie czytając pism świętych ojców i doktorów,
Nie czytając kanonów, synodowych zborów,
Apostolskie ustawy, kościelne kanony
Za starodawnych pogan mają zabobony,
Którzy o swych zmyślonych boginiach i bogach
Twierdząc w niebie, obrazy ich po synagogach
Na ołtarzach stawiając, wzywali w potrzebie,
Taką im chwałę czyniąc, właśnie jako w niebie,
Choć inaczej kościół nasz i każe, i uczy,
I ten obrząd inaczej pasterzom poruczy:
Żeby, kto tyle zmysłu do pojęcia nie ma,
Miał historyje świętych bożych przed oczyma;
Żeby, widząc krzyżowe ludzie prości męki,
Za swe grzechy podjęte, od nich się przez dzięki
Wydzierali, krzyżując ciała swe złym żądzom.
Lecz gdy opak, nikogo ja tu nie posądzam,
Tylko com na swe oczy widział kilka razy,
Kiedy właśnie moc boską wmawiają w obrazy,
Brak między nimi czynią, choć jednaż robota,
Chore znoszą i Bogu winne dają wota,
Paciorki pocierają (w boskim czcząc pokłonie,
I co chcą świętą rzeczą mieć przy sobie) o nie.
Niechby się to w świętego krzyża działo drewnie,
Które na kilku miejscach jest i u nas pewnie,
Które Bóg krwią swą oblał; ale malowanym
Ludziom taką cześć czynić, pachnie zakazanym
Bałwochwalstwem, które sam, zawsze, wszędzie, i na
Niceńskim koncylijum kościół nasz wyklina.
Nie na obrazy biję, o, broń, mocny Boże;
Któż pod Ducha Świętego rządem błądzić może?
Od apostołów, którzy w stopy Pańskie świeże
Wstąpili, wzięli święci ten obrząd papieże;
Ci przez ręce aż dotąd podają go sobie:
Niech będą ku nauce prostym, ku ozdobie
Kościelnej, przypomnieniem mędrszym, żeby skruchy
Pełne, wszyscy patrząc w nie, podnosili duchy.
Dlatego ich szanować i równo ze zdrowiem
Honorować należy; jeszcze więcej powiem:
Łzy nie tylko w kościele, ale patrząc na nie,
Wylewać za swe grzechy przy prywatnej ścianie,
U Syna odpuszczenie, u Matki i innej
Świętych bożych gromady żebrzący przyczyny.
Księgą jest i zbawiennym obraz prototypem,
Godzien czci; ale dalej nie siągać dowcipem,
Żeby zaś nie przestrugać, rzeczy skazitelne
Chwaląc, boskie statuty gwałcąc i kościelne.
Niech się wróci do niego rząd on starożytni,
Niech przybierają cugle dewocyjej zbytniej
Kapłani ludzi prostych; lecz, co mają trzymać,
Zda się, że chcą niektórzy ślepotę poofdymać.
Kilkakroć Paweł święty, co mi cwała w głowie,
W liściech swoich łakomstwo bałwochwalstwem zowie;
Bliskie znać siostry, kiedy kładą je pospołu.
Jużci jedna z nich wiecznie wyklęta z kościołu;
Lecz jeśli drugiej za nią owym nie wychwoszczą
Biczem pańskim, znowu się ob[i]edwie rozgoszczą.
Przebóg, czujcie, biskupi, wasza w ogniu szyna,
Was Chrystus w tamtych siedmiu z nieba upomina,
Na kańczuki duchownej nie żałujcie przędze,
Obie z domu bożego wyżeńcie te jędze.
Czy ten od snopków tylko bicz a ogon lisi,
Którym się księża karzą, na ambonie wisi?
Jeszcze ciepłe w Azyjej Pańskie były stopy,
A już się kościół kaził. Gdybyż do Europy
Pisać chciał w tyle wieków, jako wniebowzięty
(Chybaby gorsze miejsce, które jego pięty
Deptały), nie stałoby papieru na listy.
Wielki biskupie, który masz Ewangelisty
Tamtego imię, z stulą bielszą niźli śniegi,
Przejm jego ze swoimi robotę kolegi:
Nie piszcie, ale paście powierzone stado.
Niech wiedzą księża, że z tych jednemu być rado:
Albo na świecie, albo w niebie zażyć bytu;
Próżno się napierają, żeby i tam, i tu.
Niech tym Żydom i Turkom kościoła nie żądzą,
Którzy się tak dalece na Mojżeszu sadzą,
Że nie chcą mieć w bożnicy, od Boga przeklętej,
Podobieństwa obrazu i figury rzniętej;
Bowiem owego cielca wziąwszy na nich miarę,
Srogą włożył w zakonie bałwochwalcom karę.
A ono insze prawa dzieciom głupim, małym,
A insze piszą mężom w zakonie dojźrałym:
Żeby oczu nie kłuli, tamtym biorą noże,
Bez którego dorósszy obejść się nie może.
Krótko: dosyć na księdza, jako każą z Rzymu;
Niech konceptu głowy swej nie miesza ipsymu.