OPAK
Przyjadę do szlachcica w przyjacielskiej sprawie.
Prosi mię za stół, aż w kącie na ławie
Karty, szachy, warcaby, dalej widzę księgę
Bez końca, bez początku, której gdy dosięgę,
Ledwiem mógł z starodawnej zrozumieć ramoty,
Że kiedysi świętych w niej bywały żywoty.
Miły Boże, pomyślę, tedy w jednej cenie
Krotofila i duszne u ludzi zbawienie?
I owszem, jeszcze w mniejszej, kiedy się warcaby
Nie przykrzą na każdy dzień, do księgi chybaby
W niedzielę, i to z rana; wstawszy od obiadu,
Znowu grać albo w się lać aże do upadu.
Anoż szlachcic, co wszyscy zową go porządnym,
Aleć się to da lepiej widzieć na dniu sądnym,
Gdzie jeżeli wytrącą marne życia zeszcie,
Wątpię, żeby się mu co mogło dostać w reszcie.