DO JEDNEGO, CO WZIĄŁ BIBLIOTEKĘ W POSAGU

 

Nie znał Adam do siebie swojej niedołęgi;

Aż skoro Ewa one rozłożyła księgi,

Gdzie sekreta natury na jabłku Bóg pisze,

Poznają, ale późno, jacy z nich hołysze,

Jak wielkie zaciągnęli na swój dom obligi,

Gdy im przyszło sprawować ochędóżkę z figi.

Tam straszny on wiecznego dekret trybunału,

Ze wszelkiemu rozsypać w proch się trzeba ciału,

Że cokolwiek na ziemię z ziemie wyszło lotem,

W ziemię zaś niecofnionym pójdzie kołowrotem.

Kiedy dziś patrzę na cię, mój zacny Konstanty,

Bierzesz z żoną w posagu srogie folijanty,

Acz jedne pugilares lepsze są przed kilką

Tysięcy ksiąg, gdzie co chcesz mosiądzową szpilką

Piszą, i ołowianą, ale to źle, bowiem

Lepszy do pargaminu mosiądz przed ołowiem;

Nie bez przyczyny, mówię, bo gdzie mosiądz strugnie,

Zawszeć to każdy powie, tam się ołów ugnie.

Bierzesz, mówię, tyle ksiąg po żenię posagiem,

Które lubo z Adamem będziesz czytał nagiem,

Lubo odzianym, więcej nie dowiesz się, tuszę,

Tylko to, że z nim umrzesz i położysz duszę;

I ci bowiem, o których księgi piszą, i ci,

Którzy je pisywali, już ziemią przykryci.



SPIS WIERSZY