WIELBŁĄD DO TAŃCA

Znaczny książę we Włoszech, zwyczajna nowina,

Jednego tylko, i to głupiego, miał syna;

Ociec jednak, miłością zaślepiony, mniema,

Że nadeń szeroki świat grzeczniejszego nic ma.

Więc gdy dorósł, pewniejszą chcąc go doznać próba,

Rozkaże mu rano iść do stajnie za sobą,

Kędy przy modrzejowych żłobach, w obie stronic,

żnych stały gatunków na forgoczach konie:

Te przejeżdżają, drugie masztalerze wodzą.

Rzecze potem: "Obieraj, któryć się zda chodzą

I urodą najlepszy, miły synu, sobie."

"Nie masz nic, panie ojcze, dla mnie przy tym żłobie,

Każdyć by mnie - odpowie - marcha z siebie zrucił."

I już się trochę ociec nieborak zasmucił;

Więc pomyśli: kiedy być nie możesz żołnierzem,

Bądź, miły synu, księdzem i baw się pacierzem.

Idą potem, gdzie w piętra budowane teki

Prezentują uczonych ksiąg biblijoteki.

Poda mu ociec jedne, a sam drugą czyta;

Nie liżnie Piotrowskiego, dopieroż Tacyta:

Widzi czarne na białym, okrom inkaustu

A papieru nic więcej, tyleż do ksiąg gustu.

Kiedy ani żołnierza, ani księdza syna

Nie mogę, niech mam, rzecze ociec, dworzanina.

Lamus każe otworzyć. Tam różne bławaty,

Futra, obicia, drogie dworskie aparaty,

Srebra potem, klejnoty, szpalery, kobierce.

I do tych mu się najmniej nie skłoniło serce.

Więc gdy pomyśli: gardzisz z każdej miary swiatem,

Nie możesz być czym inszym, tylko reformatom.

Klasztor tedy i drogę do nieba mu bitą

Zaleca: "Ponieważ się Rzecząpospolitą

Bawić ojcowskim nie masz idąc woli strychem,

Proszę Boga za wszytkich swoich krewnych mnichem."

I błazna, i mądrego, szlachcica i gbura

Okryje, kto się tylko uda do kaptura.

Pojąć, nie rzkąc do tego nie chce mieć ochoty:

"Czemuż mam boso chodzić - rzecze - mając boty?

A czemuż bez koszule spać i bez piernata?

Od tego len i pierze; nie chcę reformata."

"Skaranie moje z całym - rzecze ociec - domem;

Przynamniej gospodarzem i bądź ekonomem."

Jedzie z nim na folwarki. Tam osiane wzory

I pełne woiów stajnie, pełne krów obory

Prezentujc, browary, stodoły, spiżarnie,

Pasieki, stada, sady, aż przyszło do psiarnie.

Jedzie z nim w pole, dać mu każe charty z smyczą;

Aż się ów pyta, czego psi w lesie skowyczą;

Nie zna w myślistwie, nie zna w psich gonach zabawy

Widzi ogrody, widzi sadzawki i stawy;

Wszystko, jak groch na .ścianę. Aż też gospodynie,

Owce wprzód, potem z chlewów wyganiają świnie;

Że mu się pstre udało pod samurą prosię,

Toż, do onego ojca przyszedszy, nisko się

Ukłoni, żeby mu go ofiarował w dary.

Że z błaznom trudno wskórać, widzi ociec stary:

Pójdziesz z nim, zastawiwszy na ryby więcierz".

Upominaj, jako chcesz, a on żaby bierze.

Wszystko wetować możesz, prócz rozumu straty:

Prowadź go na łopatę, a gówno z łopaty.

Gardziłeś, gdym ci konie dawał upominkiem,

Jużże się, miły wieprzku, kontentuj podświnkiem

Ksiądz w księgi, żołnierz zwykle w konie się przyczynia

Kto się do czego rodzi, z świnią przecie świnia.

ż osłowi po uszu. po urodzie człeku

Głupiemu? Tamten, oprócz źrebięcego beku.

Nic nie rozumie a ten, choćby mu do głowy

Łopatą kładł, gdy rozum będzie miał osłowy;

Ach, trudnoż być ludzkiego rozumu kowalem!

Tu nieszczęśliwy ociec porzucił go z żalem.



SPIS WIERSZY