DZIŚ TU CICHO

Dziś tu ciho na tej hali, panowie idom, mleko pijom, nić mas jus ani bace, ani juhasów, bo wto ci haw dziś bedzie pas, kie sytka w Amaryke jadom, gazdowie sie podrobnili, owiec nie majom, ale tu bywowało nie tak.

He, drzewiej nie tak beło.

Sałas miloński stał, samyk dojek sejsto sie pasło, kie baca cytat, skoro do kosara zegnali, beło sie cemu przipatrzyć.

Sto se jedna, sto se dwie,
stoi baca u jedle,
stoi baca pod bućkem,
cyto owce kłabućkem.
Z połednia sie shyliło:
owiecek mu hybiło,
kaj su jedna, kaj su dwie?
Stoi baca u jedle.

Kie jo beł taki nieduzy hłopiec i za honielnika jek, za gońca, słuzeł, be temu wysy siedemdziesieńci roków, beł baca z Bustryku, pisał sie Juro Stopka Brzyskowy, jo haw niemały, ale przi nim dziecko.

Śmiało patrzał do światu. Beł hłop!

Dzisiok ino same dziady. Honorowyk hłopów nie mas.

A beli przi nim juhasi jak byki. Uzdobieroł se takik, jako som, to se spocywajęcy paśli. Im ta nik na zradzie nie stał. Obował sie ig kozdy. Haj.

Redykał sa Jurik z gronika na gronik,
ka sa prziredykał, to se zaturlikał...

Taka o nim nuta sła. Bo ka zaseł, to se na fujerze grał, samym luptowskim juhasom pod nos, na grani, i owce, co ś nim przisly, zbercały na turlikak. A beł we Wirhcihej baca nad bace, Jano Bieha z Kokawy, i straśnie go to mierziało, ze sie ig Poloki nie bojom, ba se jesce polski baca na grani na fujerze gra i do doliny mu ku byrkom poziera, a swoje mu na pokusenie podwodzi.

Pado raz do swoik ludzi:

- Pocie, hłopcy, weźcie se buńkosie, idziemy polskiemu bacy, Jurykowi Stopce, na siełe owce brać. Cy se tys bedzie jesce pote na grani fujerował?

Prześli bez Liliowe, w prawe połednie prziśli.

Hłopi śtyrzej, baca, ten Bleha, piąty.

- Dobre rano! - pado luptowski baca i kapeluse sie mu pokłonieł.

- Witajcie! - pado polski baca, a kapeluse samo to. A on jus wiedział, po co hańci prziśli.

Ale on sie ig nie bał. Miał juhasów trzok, dwa beli z Ustupu, trzeci Tomek Cajka z Polan. Kie hłop do hłopa wie sposób, e, nieg cie co praśniel jo sie nie bojem, hoćby sie cało wieś na mnie zgichła!

- Piekne macie dojki - pado Bieha.

- A piekne, dzieńkować Bogu - gado Stopka.

- Cybyście mi sam nie podarował wtorej?

- A to se wybrakujcie!

I kie śmignie obuhe w łeb! Luptowski baca ino ręce oskrzizował. E - jus beło po nim.

Wies, hłopce, co ci powiem, to ci powiem: łeb sie ozkicła jak grzib, kiebyś go kopnon.

Haj.

Wzieni sie łomać. Franek Gahut z Kotelnice, co młyńskie koło ręcom hamował i hań wtedej wolarzem beł, trombitom grzibietowom kość Luptokowi zgion, a na grzibietowej kości trombite cysto pieknie zdrzyzdzył.

Sytka trzej ci juhasi za bacom pozbyli zycia.

Wzieny ig pasterki z wolarzami. bo sie juhasi nie fcieli s tem babrać, honorne hłopy beły, i wewlekły daleko w kosodrzewine, coby ig liski, orły, sępy, bo ig haw dawno bewała moc, i puhace z miesa ogryzły.

No i nic. Dobrze.

Wysło dwa dni. Poźreme - idzie seść bab od Luptowa.

- Dobre rano! - padajom, kie sie ku sałasowi nablizyły.

- Witajcie! - pado baco.

- Uciekły nam dwa pieski. Nie widzieliście? - pytajom sie te baby.

- E dyć som jest hań w kosodrzewinie, to se ig weźcie - pado Stopka i ukazał im wej rencom.

Zwyrtneny sie i z płacem nazod ku Liliowemu, do Luptowa, sły.

Nie pedziały nic.

One jus wiedziały, jako padło.

Nie sukały nic.

A to beły matki dwie, jedna ziena, jedna siestra i dwie frairki. Jak Bóg nie fce, to ci włos z głowy nie spadnie. a jak nie, to hojbyś hodzieł w zelezie, to cie Pan Bóg nalezie. Zawdy wirhował nie bedzies. Panu Bogu bez rozum nie przejdzies. Bajto! Janosik nie taki beł, a na haku sie w Mikułasie skońceł.

Dziś tu nie tak, panowie mleko pijom, sałasa nie mas, juhasów nie mas, bace nie mas, owiec przez mała tak jak nic, krówsko hala sie zrobieła, same pasterki ino, a i shro-nisecko pobudowane, jedno haw, a drugie przi stawie. Dość fajne.

Ale tu drzewiej beło nie tak,

He mieły, mocny Boze! Tym nie trza było shronisków, co haw bywowali. Kie na mróz piętami zakrzesał, to mróz uciók, a hłop ostał.

Bie!

Świat sie odmienieł.

A s tobie, hłopce, co bedzie? Jako ci wyjdzie, to ci wyjdzie, jakbyś miał zajęce sumienie, to sie nie zabieroj nika, ba trza mieć jak niedźwiedź.

Bleha zginon, ale na Duptowie do dziśka gadujom:

Śmiały jak baca z Wirhcihej. Ono ta i cojsi kajsi warce.

Zawdy wirhował nie bedzies, ale coś uwirhował, to twoje.

Kameraci moi, dyć mie nie niehajcie, pod zielonym stromem tam mie pohowajcie...
E pod zielonym stromem tam mie pohowajcie!...

___________________________________________

Na tle opowiadania Tomka Gadei z Polan

 


POPRZEDNI ROZDZIAŁ

NA SKALNYM PODHALU

NASTĘPNY ROZDZIAŁ