Ewa Nawrocka

Buchalteria i duchowość (Słowacki i pieniądze)

Zacznę od przywołania uwagi wypowiedzianej przez Martę Piwińską1 w dyskusji na sympozjum Style zachowań romantycznych, w roku 1982, że romantyzm nie przeciwstawiał sacrum i profanum, lecz raczej szukał jednego w drugim, bo był zdecydowaną niezgodą na rozdarty świat. Zmierzał do przekroczenia dualizmu bytu w filozoficznie uzasadnionej jedności. Nie tylko nie lekceważył przyziemnej rzeczywistości, ale właśnie w niej starał się dostrzec wyższy sens. Juliusz Słowacki, zwłaszcza w genezyjskim okresie twórczości, kiedy to wielokrotnie powtarzał, że “duch bez ciała pracować nie może”, odczytywał wszystkie zjawiska widzialnego świata rzeczywistego jako tekst pisany przez Ducha w znakach materii. Wszystkie, także te związane ze sferą ekonomii: bankowości, obrotem pieniędzmi, zarobkowaniem itp. Uważnego czytelnika korespondencji2 Słowackiego z pewnością nie zdziwi fakt, że wśród wielu jej lejtmotywów tematycznych wątek pieniędzy należy do ważnych i trwałych, choć stosunek poety do kwestii pieniężnych zmienia się z czysto praktycznego na filozoficzny.

1. Kapitał po ojcu i egzystencjalne konsekwencje finansowego uzależnienia od rodziny

Słowacki po przedwczesnej śmierci ojca Euzebiusza Słowackiego został na mocy testamentu materialnie zabezpieczony3. Z 70 000 zł polskich, które Salomea Słowacka odziedziczyła na dożywocie, połowa po jej powtórnym zamążpójściu miała być przeznaczona na utrzymanie i edukację Julka. Miesięcznie miał on otrzymywać z kapitału po ojcu około 330 złp. i stanowiło to stały i pewny dochód poety do końca jego życia, jakkolwiek przekazywany mu niezbyt regularnie, w zróżnicowanych kwotach. Już w czasie pobytu w Warszawie (1829-1831) w listach do przyrodniej siostry Aleksandry Bécu ponawiał Słowacki prośby o dopilnowanie, by dostawał należną mu pensję; rejestrował przy tym skrupulatnie otrzymane kwoty i wyliczał zaległości. Odtąd zawsze będzie kwitował w listach do matki wszelkie pieniężne przesyłki, nazywając je zdrobniale “pieniążkami” i metaforycznie, ze względu na cenzurę, “spokojnością”, “podarunkami”, “kwiatowymi cebulkami”, “cebulkami tulipanów”, “kwiatkami”. Wydaje się, że kwestie finansowe były bardzo ważnym i dotkliwie przeżywanym elementem jego uzależnienia od matki i rodziny. Poeta nie tylko dziękuje wylewnie za wszystkie otrzymane przesyłki, ale i delikatnie prosi o pieniądze, często z wyrazami zażenowania i upokorzenia, zwłaszcza gdy przesyłce pieniężnej “zimno rzuconej” nie towarzyszy list lub gdy matka skarży się na materialne kłopoty. Po takich listach on płacze i czuje się winny, że jest ciężarem dla rodziny i że “obrał taką drogę”, która nie pozwala mu utrzymać matki, a jeszcze być na jej utrzymaniu. Najistotniejsze jest jednak to, że wzajemny stosunek z matką ujmuje Słowacki w kategoriach niemalże handlowych: inwestycji i długu. Ona na niego łożyła, nie tylko finansowo, inwestowała w niego intelektualnie i uczuciowo. On musi jej to spłacić swoją poetycką sławą i własnym życiem, zaspokajając jej uczuciowe potrzeby i macierzyńskie ambicje. W tzw. okresie mistycznym wraz z uświadomieniem sobie rewelatorskego charakteru własnej wyobraźni i związanej z tym autonomii artystycznej podejmie wysiłek psychologicznego i ekonomicznego uniezależnienia się od matki.

Rachunki osobiste Słowackiego za lata 1839-1848, notowane bezładnie na różnych rękopisach utworów poetyckich oraz wcześniej w tzw. rękopisie nicejskim i na autografie Le roi de Ladawa, opracował Henryk Biegeleisen4, a autorzy Kalendarium życia i twórczości poety skorygowali. Jego zapisy z pewnością nie są fachowe; nie ma tu systematyczności, często brak dat, źródła dochodów czy celu wydatków. Wymagają rekonstrukcji i uzupełnienia na podstawie listów, w których poeta informuje o swoich bieżących wydatkach. I tak: często podaje ceny zakupionych towarów, np. w roku 1839: mebelki – 700 fr., dywan – 70, piec i komin – 70, drzewo – 30; koszty ubrania, do którego przywiązywał dużą wagę: krawiec – 90, buty – 15; ceny wynajmu mieszkania – 75 fr. Słowacki chętnie czytał prasę; gazetę kupował za jednego sou, to jest za dwa i pół grosza, prenumerował 2 egz. “Trzeciego Maja” za 4 fr. W ogrodzie Tuilleries siadywał na płatnym “niewiele, bo 2 sous – naszych 5 groszy” krześle. Książki uważał za tanie. W 1833 roku zapisał się do ogromnej biblioteki – Société de Lecture. Płacąc 50 fr. na rok miał prawo brać książki do domu. Za pomadę na włosy Rowland’s Macasser Oil, wyrobu słynnego fryzjera londyńskiego, zwrócił Niedźwieckiemu 4,20 fr.; za seans u słynnej paryskiej wróżki i kabalarki Marie Lenormand zapłacił najniższą z możliwych kwot – 6 franków kpiąc, że “baba tumani”. W roku 1847, spodziewając się przyjazdu matki i wujostwa Januszewskich do Paryża, podaje dokładne wyliczenie kosztów utrzymania trzech osób na miesiąc. “Za mięszkanie 80, za stół 180, za kucharkę 30, doliczmy na małe wydatki 110 [...], czasem na teatr, czasem na fiakra jeszcze 100”. W sumie na miesiąc 500 fr., po 160 na osobę. “Więc zima cała – to jest sześć miesięcy fr. ... 3 000. Ale zima warta widzenia”5.

O jego ewolucji duchowej może świadczyć zmiana nastawienia do kwestii żywieniowych, ujmowanych zawsze z dobrą orientacją w kosztach utrzymania oraz w cenach i relacjach cenowych. 20 października 1831 roku pisał zadowolony z Paryża: “Nie takie drogie życie w Paryżu, jak nam wojażerowie opowiadali – [...] żyć można spokojnie i po kawalersku za 2 000 franków. Za 2 franki mam w Palais Royal obiad bardzo dobry – zupa, trzy lub cztery potrawy i deser – z pół butelką wina. Potrawy wybierają się z karty, na której ze sto jest do wyboru – i można kazać dawać najwykwintniejsze. Wino zwyczajne szkaradne”6. We wrześniu 1832 roku zachwycał się paryskimi soczystymi brzoskwiniami, z których “najpiękniejsze po cztery lub pięć groszy naszych się przedają, to jest po 1/2 lub 2 sous. Wydaje się to nam bardzo tanio, bo mimowolnie sous przywykliśmy za grosz uważać – a frank za złoty ...mało co więcej... Co niezmiernie jest niedogodnym dla nas cudzoziemców... I tak, dawniej jadłem obiady po dwa franki – wyborne na pozór – ale przekonałem się, że mi szkodzą – bo w tych traktierniach skupują potrawy z innych drogich traktierów i różnymi sposobami chronią je od zepsucia – tak, na stół podane, piękne się wydają – i są smaczne, ale przez długi czas używane, niszczą zdrowie. Ponieważ zaś nie życzę sobie otruć się obiadami, chodzę więc do traktierów, gdzie à la carte jeść dają... bifsztyk tam sam franka bez dwóch sous kosztuje, ale przynajmniej zdrowy i posilny, a zjadłszy zupę, dwie potrawy i deser, można być sytym – obiad zaś taki dwa franki i pół – albo trzy franki kosztuje... Są Polacy, którzy po 18 sous jedzą obiad i mają trzy potrawy, deser – pół butelki wina. Boże, zmiłuj się nad nimi!”7. Ale już w listopadzie 1832 roku narzekał na “nudny świat”, rozpoznając, niemal okiem balzakowskim, mechanizmy przemian społecznych w rodzącym się kapitalizmie: “zwłaszcza Paryż jest to prawdziwe więzienie dla człowieka bez wielu pieniędzy – bo w innym miasteczku, a nawet mieście cudzoziemiec wchodzi zaraz do dobrych towarzystw. Tutaj zamknięte są domy – trzeba mieć kabriolet własny, żeby się otworzyły – zwłaszcza teraz la Noblesse wyniosła się prawie z Paryża, la bourgeoisie, ta brylantowa poczwara, która zajęła jej miejsce, nie przypuszcza do siebie, tylko bogatych”8. Natomiast w styczniu 1848 roku przekonany, że “ma od Boga to, o czym jeszcze świat nie wie”, pisał z duchową wyższością i pogardą dla doczesnych potrzeb ciała: “Jadło mi jest obojętne – z dwóch potraw jem obiad, a często taki, że jak np. kilka dni temu, bifstek był z piaskiem, a ryba nieświeża – więc obiadem mi była filiżanka rosołu i kawałek chleba i piwo – obiad zaś taki pięć złotych mnie kosztuje [tj. 3 fr. – przyp. EN], bo go jem u siebie – bo wolę nic nie jeść albo źle jeść, niż duchowi memu ubliżać włócząc go po publicznych traktyjerach, gdzie prawdziwie cierpi godność człowieka, wystawiona będąc jak ulicznica na mięszanie się z ludźmi, którzy domu swego nie chcą wyświęcić, a wolą za jadłem chodzić, tak jak chodzą dorywczo za czymś gorszym”9.

Słowacki nie był tak biedny, żeby musieć jadać nieświeżą rybę w taniej garkuchni, ale żył oszczędnie – “umiał się karmić” za 80 fr. miesięcznie – jak pisał 21 października 1847 roku. Jadanie w domu obiadów, przygotowywanych przez żonę portiera Milleta, i to punktualnie o drugiej, uznał za zdrowsze. Pił kawę, kupił sobie kawiarniczkę, taką jak miała matka, tylko trochę większą. Chyba nie miał świadomości (a może tylko wiedzy) prawdziwego stanu swego zdrowia, skoro gruźlicze krwotoki wiązał z podobną krwiotoczną dolegliwością, jak hemoroidy10. Cielesne objawy choroby identyfikował trafnie i nie lekceważył jej. Wiedząc, że “duch bez ciała pracować nie może”, wzywał doktora Antoniego Hłuszniewicza, oczekując medycznej pomocy – “a może co zaradzisz, aby do czasu ten dzban wodę nosił”11.

Podróż za granicę przez Wrocław, Drezno do Londynu i Paryża na wiosnę 1831 roku pozwoliła odczuć Słowackiemu smak wydawania pieniędzy, zwłaszcza że w roli kuriera przewożącego depesze Rządu Narodowego do Londynu i Paryża otrzymał na drogę 400 talarów (1 140 fr. ) oraz 200 fr. zwrotu kosztów podróży. W Londynie, jak donosił matce, “płacił po królewsku”. Pobyt w stolicy Anglii, obfity we wrażenia, kosztował go zaledwie 50 dukatów (około 540 fr.), a to najprawdopodobniej z powodu honorarium za jakąś tajemniczą broszurę, o której nic nie wiadomo. Przyjeżdżając do Paryża w październiku 1831 roku miał około 2 040 fr. Relatywnie rzecz biorąc były to duże pieniądze, jeśli wziąć pod uwagę subsydia rządu francuskiego płacone polskim emigrantom wojskowych i cywilnym12. I tak przykładowo w roku 1832 roczna płaca generała dywizji wynosiła 3 000 fr., generała brygady 2 000 fr., pułkownika i podpułkownika 1 200, podoficera 31 centimów dziennie i racje chleba, zaś żołnierza 15 centimów i racje chleba, co było kwotą głodową. W roku 1833, po przejściu emigracji pod zarząd administracji cywilnej obniżono wysokość “żołdu” o połowę. Emigrantom cywilnym, np. profesorom, urzędnikom i lekarzom, płacono od 45 do 70 fr. miesięcznie. Szymon Konarski dostawał miesięcznie 84 fr., tzn. sumę nieco większą niż połowa zarobków wykwalifikowanego robotnika lub rzemieślnika francuskiego. Za stołówkę płacił 30 fr. miesięcznie; kupno spodni, kamizelki i surduta kosztowało go 24 fr., musiał też kupić opał na zimę i ciepłe ubranie. Rano jadał kawałek koszarowego chleba, “wieczór szklanka wody i chleb stanowi kolację” – pisał w Dzienniku13. Słowacki w tym czasie wydawał miesięcznie średnio od 220 do 230 fr.

W czasie całego emigracyjnego życia powodziło mu się raz lepiej raz gorzej. Z pewnością nie był bogaty, żył raczej skromnie, ale nigdy jak Mickiewicz, który w 1846 roku zastawił kopertę od zegarka i nie miał już nic więcej do zastawienia. “Po opłacie chleba, mleka, piwa etc. zostało mi tydzień życia”14. Ani tym bardziej nie zaznał takiej nędzy, jak Seweryn Goszczyński, który 22 lipca 1854 roku napisał w Dzienniku Sprawy Bożej: “Od kilku dni żyję chlebem i wodą; wczoraj wydałem ostatnie trzy grosze, dziś jestem bez grosza, bez nadziei pożyczenia, dostania gdziekolwiek. Nie wiem, co dziś będę jadł i czy będę jadł”15.

W Genewie w 1834 stan finansów Słowackiego był wręcz niepomyślny, o czym świadczy 900 fr. długu u pani Pattey. Ale poeta grywał w karty – w wista i w bostona; bywał z Eglantyną w kasynie. W połowie maja 1835 roku kupił 5 biletów loteryjnych, nic jednak nie wygrał. W sierpniu 1836 roku wziął od Zenona Brzozowskiego na podróż na Wschód 1 000 rubli (4 000 fr.) pożyczki, zwrotnej w ciągu czterech lat. Nie wiadomo, kiedy i jak ją spłacił. Od Eglantyny pożyczki pieniężnej wziąć nie chciał (sierpień 1837), odmówił też 27 czerwca 1848 roku Józefowi Komierowskiemu przyjęcia pożyczki 200 talarów, twierdząc, że nie odczuwa braku pieniędzy. Na propozycje wuja Teofila Januszewskiego odpowiadał podobnie, że nie potrzebuje pieniędzy (22 stycznia 1849). Zdarzało mu się zaciągać drobne jednodniowe pożyczki, jak 10 fr. od Niedźwiedzkiego 29 XII 1840, które oddał następnego dnia. Pod koniec życia przywiązywał coraz mniejszą wagę do posiadania, a zwłaszcza wydawania pieniędzy, ograniczał swoje materialne potrzeby, uniezależniał się ekonomicznie od rodziny i dystansował od zapobiegliwości matki, troszczącej się, by go zabezpieczyć materialnie na przyszłość. Jego filozofia egzystencji wykrystalizowana w okresie genezyjskim spowodowała radykalną zmianę dotychczasowej hierarchii wartości. Parokrotnie stwierdzał, że pieniądze od rodziny nie są mu potrzebne nie tylko dlatego, że ma własne kapitały i dochody ze sprzedaży dzieł (mógłby nawet nimi wspomóc rodzinę), ale że pieniądze są niefunkcjonalne w jego koncepcji istnienia. Przyszłości nie można zabezpieczyć pieniędzmi, gdyż nie jest ona do zabezpieczenia, jest rezultatem teraźniejszego czynu i pracy duchowej. Nikt nie może tego zrobić dla kogoś innego, gdyż każdy sam jest winien swojej przyszłości, ponosi za nią osobistą odpowiedzialność w sferze duchowego i cielesnego istnienia. Wzywał matkę, aby “przestała już sobie ciągle wyobrażać szczęścia ideału pod postacią wziętości, sławy, majątku, familijnego powodzenia”16. Demaskował jej całkowicie fałszywy “horyzont oczekiwań” względem siebie pisząc w liście z 22 stycznia 1848 roku: “sądzisz mnie człowiekiem pełnym słabości ludzkich, żądz niezaspokojonych, nadziei na przyszłość, celów różnych chciwym – który wszędzie czymściś zająć się szuka, czas zwykł przepędzać mile, od nudy ucieka, rzeczami się bawi, ludzi naśladuje – wszystko to jest snem twoim o mnie, który ty strać z oczu [...]”17.

2. Dochody własne z twórczości

Po przybyciu do Paryża w grudniu 1831 r. pisał Słowacki do matki: “Proponują tu nam różne literackie zatrudnienia, myślałem nad tym, ażeby jaki romans po francusku napisać z naszej historii – ale za pieniądze pisać nie mogę zupełnie; ile razy o tym myślę, imaginacją mam zupełnie skrzepłą”18. Niemniej w latach 30. w Paryżu próbował wejść w rolę literata, zgodnie z panującymi regułami nowoczesnego rynku literackiego; napisał francuski dramat Beatrix Cenci dla teatru Porte St. Martin, nie będąc jednak pewnym – jak wyznawał matce – “czy mi ją przyjmą – i zechcą wystawić – i czy zechcą zapłacić”19.

Już w Warszawie w czasie powstania listopadowego wykazał – zdaniem Wiktora Hahna20 – wielką handlową obrotność w rozprowadzaniu swoich powstańczych broszur, wydanych własnym kosztem i sprzedawanych w księgarniach warszawskich po 15 gr, na czym zarobił na czysto 44 złp. Sukces literacki, opromieniony ważkością momentu historycznego, zbiegł się z sukcesem finansowym, co rozbudziło nadzieje młodego poety, że mógłby zarobkować pracą literacką.

Kolejne tomy poezji drukował Słowacki w Paryżu za pieniądze przesyłane przez matkę i część dochodów uzyskanych ze sprzedaży poszczególnych utworów, sporządzając coroczne zestawienia wydatków i zysków. Pertraktując z zakładem wydawniczym i drukarskim Pinarda w sprawie wydania dwóch pierwszych tomów Poezji w roku 1832 uzyskał, z niemałą satysfakcją, warunki o trzecią część niższe, niż płacił Mickiewicz. Za druk obu tomików zapłacił 2 000 fr., tyle wynosił roczny żołd generała brygady polskiego wojska na emigracji. Z wielką energią starał się o ich rozpowszechnienie: rozsyłał egzemplarze krewnym, znajomym i przyjaciołom, rozsprzedawał między wychodźcami polskimi, rozprowadzał nakład po księgarniach paryskich, wysyłał w komis do kraju. W połowie kwietnia 1832 roku posłał matce do Krzemieńca 50 egzemplarzy I i II tomu Poezji na sprzedaż i 13 egzemplarzy z podpisami dla różnych osób, informując o cenie sprzedaży z następującym komentarzem: “Dwa tomy kosztują złotych 18, czyli dukata. Pamiętajcie ani groszem taniej nie przedawać, bo na tym będzie cierpiał mój honor – nie miłość własna, ale honor – bo księgarze, dowiedziawszy się, że kto inny taniej przedaje, powiedzą, żem ich oszukał”21.

III tom Poezji, wydany w maju 1833 roku kosztem 600 fr., dzięki umiejętnościom kolporterskim Eustachego Januszkiewicza szybko zaczął przynosić dochody. W liście do matki z 6 czerwca pisał Słowacki, że nazajutrz po ukazaniu się tomiku zwróciła się połowa kosztów druku. Ceny sprzedaży poszczególnych utworów były zróżnicowane także z uwagi na formę sprzedaży i charakter nabywcy. Na przykład Kordian (1834) kosztował 3 fr. 50 c., z przesyłką 4 fr., Balladyna – jak donosił anons w “Młodej Polsce” – “przedaje się w księgarni polskiej po fr. 5, dla Emigracji fr. 3,50, z przesłaniem fr. 3,85”. Beniowski (1841) kosztował 16,40 fr., miał duże powodzenie, sprzedawał się jeszcze w roku 1846 i Słowacki nie miał na nim deficytu. Za druk Księdza Marka (1843) zapłacił Słowacki 290 fr., za Księcia Niezłomnego 308 fr., a za Sen srebrny Salomei 377 fr., za I rapsod Króla Ducha fr. 168. W roku 1847 można go było kupić u wydawcy Radwańskiego po cenie 1 fr. na papierze zwyczajnym, a za 1 fr. 50 centimów na papierze welinowym. Tyle wynosił przeciętny koszt dziennego utrzymania biedującego emigranta polskiego.

Dochód ze sprzedaży poezji nie był ani duży, ani tym bardziej pewny i regularny. Księgarze i komisanci nie odsyłali winnych pieniędzy, w ich ściąganiu było zaangażowanych wiele oddanych Słowackiemu osób, ponaglających opieszałych czy niesolidnych księgarzy. Słowacki ustalał i negocjował twarde warunki umowy z księgarzami. Na przykład w sierpniu 1848 roku Janowi Milikowskiemu22 we Lwowie ustąpił w opłacie komisowej 33 i 1/3 proc. od sta i trzynasty egzemplarz, spodziewając się zysków zaledwie w cenie druku. Wykazał przy tym zrozumienie dla praw rynku pisząc do Teofila: “Dziękuję ci za pomówienie z księgarzem; w zyskach jego nic nie chciej zmniejszać, owszem, staraj się, aby miał zyski znaczne, które by go do rozsyłania książek znęciły”23.

Pisząc do matki, komplementował ją, że umie “chodzić po świecie za światowymi rzeczami”, gdy jemu, przeciwnie, one ciążą i przykrego doznaje uczucia, będąc zmuszonym posyłać książki. Ale je posyłał i zapowiadał, że zniży je tak w cenie, aby frank znaczył złotówkę – “wtenczas większe tomiki po pięć zł. – a mniejsze po trzy albo cztery wypadną. Sądzę, iż to nie będzie za drogo, zwłaszcza jeżeli księgarz poosobno dziełka te żądającym przedawać będzie...”24 i zadba o rozprowadzenie książek po mniejszych księgarniach.

3. Konto bankowe i akcje

Prawdziwy zmysł ekonomiczny i to nie kłócący się z filozofią genezyjską wykazał Słowacki w latach czterdziestych. Przeciętne miesięczne wydatki poety w roku 1840 wyniosły około 210 franków. Pokaźną różnicę między zwiększonymi po dłuższej przerwie (spowodowanej aresztowaniem pani Bécu w roku 1838) wpływami pieniędzy od matki a wydatkami ulokował Słowacki w Kasie Lafitte’a, co przynosiło dochody w postaci odsetek. Poszukiwanie bankowego zabezpieczenia dochodów było w jego wypadku koniecznością z uwagi na niepewność, co do regularnego dopływu pieniędzy od matki. W roku 1842 za radą finansisty Jana Baranowskiego, inspektora rachuby w dyrekcji kolei Paryż–Rouen–Havre, z którym grywał w wista, zakupił akcje tej kolei. Wzrost kursu akcji i odsetki od lokat bankowych sprawiły, że w kolejnych latach saldo dochodów Słowackiego rosło. Uwzględniając stan kasy na początku stycznia każdego roku mamy ciąg rosnących kwot: w 1843 – 11 800 fr., w 1844 – 15 300 fr., w 1845 – 16 350 fr., w 1846 – 17 800 fr. W roku 1847 stan kasy zmniejszył się do 16 560 fr. Rok 1848, niepomyślny finansowo, rozpoczął Słowacki kwotą 13 872 fr., część pieniędzy ulokował dodatkowo w biletach bankowych m.in. u Rotszylda, a następnie stracił na akcjach 3 500 fr., w związku z likwidacją banku Lafitte’a-Gouin po rewolucji lutowej 1848. Powiększył przy tym wydatki, osiągając roczny dochód zaledwie 100 fr. W korespondencji z Teofilem i Hersylią Januszewskimi prosił o przesłanie pieniędzy za sprzedane tomiki, “nigdy jednak przez okazją, ale drogą kupiecką, wekslową”25. Ofiarował swoją pomoc w umieszczeniu funduszy Teofila w paryskich bankach, zachwalając tę formę lokowania pieniędzy. “Gdybyś zaś chciał je na papierach umieszczać, to raczej przyszlij mi je tu, bo zysk z nich większy i pewniejszy w tych czasach i większa łatwość zrealizowania w dniu jednym”26.

I kto to pisze? List jest z połowy lutego 1849 roku, półtora miesiąca przed śmiercią. Słowacki nie ogranicza się do rad. Rozwija argumentację wskazującą na to, że w jego systemie filozoficznym znalazło się miejsce również dla kwestii ekonomicznych. I tak próbuje odwieść Teofila od zamiaru skupowania ziemi i przywiązywania się do “wioseczek”. “Co zaś do kupna i przykupywania ziemi, najmocniej się temu oponuję w duchu [podkr. – EN]. Ziemi każdy człowiek potrzebuje mieć kawałek taki, który by go w ostatecznym złym razie z pracy rąk własnych mógł wyżywić, (literalnie mówię) tylko wyżywić. Szczęście zaś człowieka, zbliżające się najbliżej do szczęścia duchowego i rajskiego, jest w wolności jego i w wolności połączonej z potęgą. A ta wolność jest w skrzydłach, a skrzydłami, które nas nad ziemią utrzymują, są kapitały [podkr. – EN]”27. W notatkach w Raptularzu precyzował istotę problemu gromadzenia kapitałów, dystansując się jednocześnie wobec postulatów powierzchownie rozumianego materializmu kapitalistycznego. W formie przypowieści, wzorowanej na ewangelicznej, skomentował kapitalistyczny pęd do posiadania wielkich pieniędzy następująco: “dobrzy jesteśmy rachmistrze, a nawet niektórzy mamy już gotowe kapitały – ale nie wiemy, jak nimi obrócić – z jakiej myśli począć obrót pieniędzy [podkr. – EN]”28. Słowacki uważał, że praktyka ekonomiczna musi być podporządkowana wielkiemu projektowi duchowemu, “iż wszystko przez Ducha i dla Ducha stworzonem jest, a nic dla cielesnego celu nie istnieje”29 jak pisał w Liście do Rembowskiego – nawet obrót kapitałami.

Wyższość gospodarki kapitalistycznej nad feudalną interpretował w kategoriach filozofii genezyjskiej. Przywiązanie do własnej ziemi uważał za zgubne przywiązanie do formy cielesnej, za rodzaj unieruchomienia grożący zastojem i egoizmem. Hamuje ono rozwój, gdy obracanie kapitałami wykształca – jego zdaniem – odpowiedzialność zbiorową, rodzaj solidarności społecznej, dbałość o interes całego kraju. I jest jednocześnie gwarantem wolności i niezależności posiadacza lokat bankowych, zdolnego przy tym do wspaniałomyślnych gestów filantropijnych, oddania w jednym dniu wszystkiego dla ratowania kogoś potrzebującego. Z poczuciem dumy i wyższości porównywał siebie z wielkimi właścicielami ziemskimi. Wydali mu się oni nędzarzami w konfrontacji z nim samym, “który mam kilka tysięcy franków, lecz tak ruchomych [podkr. – EN], że je w każdym dniu mogę na jaki bądź czyn użyć i przed wszelką mocą i przemocą zasłonić się nimi”30. Nieszczęście Polski szlacheckiej widział w anachronizmie świadomości feudalnej. Notował w Raptularzu: “Papierowa moneta czyli papiery krajowe – uczą lud, nawet prosty – tej myśli, że bogactwo każdego indywiduum zmniejsza się lub rośnie wraz z pomyślnością narodu. (Polacy o tym na sejmach nie wiedzieli), owszem każdy szlachcic myślał, że przy zubożeniu całego narodu on przy swojej wsi zostawszy, skoro się utraty uchroni – stanie się możniejszym”31.

Pod wpływem kontaktów w roku 1848 z Józefem Komierowskim, który w swoim majątku Wąsew w powiecie ostrołęckim przeprowadził uwłaszczenie i oczynszowanie chłopów, krytykował Słowacki gospodarkę pańszczyźnianą jako anachroniczną i szkodliwą dla Polski. Przekonywał Teofila o potrzebie zmiany formy gospodarowania, preferującej “dobrą uprawę” czyli efektywność plonów, a nie rozległość gruntów; dobry stan bydła i korzystne warunki jego wypasu, a nie wielość stada. Za najważniejsze uznał stosunki z ludźmi – parobkami i “czeladką”. Opłacani rocznie po sto lub półtora set złotych, karmieni przez pana, dobrze traktowani, dopuszczeni do wspólnej wieczerzy i rozmów, mieliby się rewanżować gospodarzowi dobrą pracą, przywiązaniem i miłością. Widać tu, jak dalece Słowacki był zafascynowany sielanką staropolską i idyllicznym modelem egzystencji, łącząc je w okresie mistycznym z ideałami ewangelicznymi. Motyw wioseczki, cichego domku, prywatnej Arkadii jako oazy szczęścia we dwoje z matką, w domu rodzinnym w ojczyźnie albo gdzieś w świecie przewija się w listach Słowackiego przez całe życie. Ale utopia czarnoleska i “żywota człowieka poćciwego”, choć nie milknie w okresie wielkiej transfiguracji, sama przechodzi transfigurację, demaskującą ją jako utopię właśnie, na co zwrócił uwagę Ryszard Przybylski32. Rolę owej sielskiej wioseczki pełni Ubień Teofilostwa, którego Słowacki wraz z matką mieli być współwłaścicielami. Ale marzenie o tym ziemskim raju opatruje poeta zastrzeżeniem – cytatem z Biblii: “Za miskę soczewicy jednak nie przedam pierworodzeństwa mego anielskiego [...]. Cóż bym robił?”33. Rzecz w tym, że od kiedy, doznawszy objawienia, znalazł spokój i harmonię wewnętrzną, sielanka staropolska przestała być mu potrzebna. Z perspektywy mistycznej transfiguracji i mistycznej koncepcji postępu przez ruch i zmianę formy cielesnej dostrzega Słowacki ambiwalencję tego ideału, który oprócz walorów patriotycznych i terapeutycznych ma cechy zagrożenia. Bał się, by wioseczka nie zdemoralizowała Filów, gdyż – jak pisał do matki 19 lipca 1845 roku – na wsi mogli “stracić piękność duchową”34. Niemniej, traktując “życie ziemskie jako podstawę życia duchowego i jako narzędzie wolności, którego duch używa dla dopełnienia misji swojej”35, krąży Słowacki po Paryżu zabiegając o nowe nasiona kwiatów i jarzyn dla wuja i dowiaduje się o nowe techniki uprawy, chcąc być “agronomem w theorii”. Wioseczka przestaje być dla niego mitem konsolacyjnym, terapeutyczną utopią, literacką sielanką, staje się terenem praktycznej działalności życiowej – miejscem efektywnego i dochodowego gospodarowania.

4. Sprawa medalowa i finanse klubu Towarzystwa Polskiego

Dzięki studiom na Wydziale Nauk Moralnych i Politycznych Uniwersytetu Wileńskiego, gdzie miał okazję słuchać wykładów z prawa i ekonomii politycznej, zdobył Słowacki kwalifikacje do pracy w Komisji Rządowej Przychodów i Skarbu w Warszawie w charakterze bezpłatnego aplikanta. Potem został przeniesiony do biura Dyrekcji Kontroli Generalnej, do sekcji wypłat. Miał więc teoretyczne i praktyczne przygotowanie do zajmowania się sprawami finansowymi. W listopadzie 1832 roku na 48 sesji Towarzystwa Litewskiego i Ziem Ruskich zgłosił swoja kandydaturę na skarbnika akcji zbierania funduszy, w związku z zamiarem wybicia pamiątkowego medalu dla uczczenia powstania na Litwie. Wniosek przyjęto, gdyż Słowacki wykazał się był już wielką skutecznością w ściąganiu zadeklarowanych na ten cel składek członków towarzystwa. Interweniował u generała Paca, wobec którego zaręczył słowem honoru zwrot udzielonej przez niego pożyczki w kwocie 500 fr., zdobył pożyczkę 200 fr. u Aleksandra Jełowickiego, założył 300 fr. za Cezarego Platera, nawiązał kontakt z rzeźbiarzem Barre – projektodawcą odlewu. Zaufanie wzbudził swoim stanowczym sprzeciwem wobec propozycji Eustachego Januszkiewicza, że ten sam sfinansuje przedsięwzięcie, ale będzie miał wyłączne prawo powielania i sprzedaży medali do 1 stycznia 1834 roku. Słowacki, biorąc pod uwagę finansowe interesy Towarzystwa, uważał, że przewidywane zyski ze sprzedaży medali pozwolą Towarzystwu rozwinąć działalność i wobec tego nie powinny być odstąpione osobie prywatnej. Dzięki jego staraniom o zdobycie funduszy na medal doszło do planowanej uroczystości 29 listopada w opactwie St. Germain des Prés, w trakcie której on sam wręczył pierwszy egzemplarz medalu gen. Lafayettowi. W sprawie dalszych medali wyjechał w listopadzie 1832 r. do Genewy, tracąc na drogę 200 fr.

Sprawa medalowa ciągnęła się do początku roku 1835 i była dla Słowackiego bardzo absorbująca. Poeta drogą listową informował dwukrotnie prezesa Towarzystwa Cezarego Platera o przebiegu swojej misji, przedstawił zestawienie kosztów imprezy medalowej i poniesionych przez siebie wydatków, prosił, aby ten go “od wszelkich medalowych kłopotów wyzwolił”36. Tak się jednak nie stało, bo genewski rzeźbiarz i grawer Antoine Bovy z powodu niedopłacenia mu zaległych 45 fr. zatrzymał u siebie formę medalową, jako zastaw. Dopiero w styczniu 1835 roku Słowacki doprowadził do zaspokojenia jego roszczeń i Bovi oddał formę, co zakończyło pomyślnie sprawę.

Istnieje też dokument37 z 8 stycznia 1841 roku świadczący o tym, że Słowacki pełnił w tym czasie funkcję dyrektora Kasy Towarzystwa Polskiego, klubu założonego w roku 1836. Jest to pokwitowanie na 81 fr., które wpłacił gen. Karol Kniaziewicz jako opłatę kwartalną za wynajem stajni. Na pokwitowaniu widnieje własnoręczny podpis Słowackiego. Z kolei list poety z 2 marca tego roku do Ludwika Platera, prezesa Towarzystwa Polskiego, w sprawie kosztów prenumeraty “Journal des Débats” dowodzi jego odpowiedzialności zarówno za stan finansów Towarzystwa, jak i troski o interes jego członków, zaleganiem kwartalnej opłaty narażonych na brak dziennika. “Co do mnie, jako kasjer gotowym płacić”38 – pisze – gdyby nie udało się przedłużyć darmowej prenumeraty. W kwietniu 1842 roku Słowacki został wybrany jednym z dyrektorów Rady Gospodarczej Klubu. W tej funkcji przekazał nowemu kasjerowi Leonardowi Niedźwiedzkiemu 211 fr. 95 c. i potwierdził podpisem “najlepszy porządek” ksiąg kasowych i rachunków prowadzonych przez poprzedniego kasjera Zygmunta Platera, a także kontrolował wydatki, podpisując rachunki upoważniające gospodarza do wypłacenia należności administratorowi, kucharzowi i dwom służącym – razem sto siedemdziesiąt i trzy franki, jak opiewa rachunek z dnia 2 października 184239.

5. Testamenty

Przed wyjazdem w kwietniu 1848 roku do Poznania sporządził Słowacki testament i wraz z papierami wartościowymi zdeponował go u zaprzyjaźnionego Jana Lomana, którego uczynił egzekutorem testamentu. Testament ten jest znany w dwóch wersjach – brulionowej i poprawionej. Poeta cały swój majątek wraz z “czarno oprawną Ewangelią” przeznaczył matce. Złożył przy tym przezornie oświadczenie zabezpieczające ją przed roszczeniami spadkobierców: “oświadczam, że więcej nad 80 000 złotych nadto, co mi ojciec zostawił, wybrałem i przez ciąg mojego długiego wygnania obróciłem na moje potrzeby; żadnych więc ku niej pretensji nie mogą rościć krewni moi lub imiennicy [...], którzy by się dla braku pewnych formalności o jakie niby resztki mego majątku u Matki mojej upominali”40. Te “formalności” to miały być pokwitowania otrzymanych od matki sum pieniędzy, wystawione przez Słowackiego i potwierdzone w ambasadzie rosyjskiej w Paryżu, czego poeta nie był w stanie dostarczyć. W świetle tego oświadczenia jasny się staje powód skrupulatności poety w zapisywaniu i kontrolowaniu sum pieniędzy przesyłanych przez matkę i potwierdzania ich w listach. Chodziło o dowody wywiązania się matki z testamentowych zobowiązań wobec syna w razie ewentualnych pretensji spadkobierców. Wysokość kapitału oznaczył Słowacki w redakcji brulionowej na 12 500 fr., wyszczególniając w tym 39 akcji Lafitte’a na sumę 12 000 fr. i bilet na 500 fr. Na koszty pogrzebu przeznaczył 2 000 fr., polecił zapłacić za mieszkanie 225 fr. oraz złożyć 1 000 fr. na książeczkę oszczędnościową na imię córki swego portiera Jean Louis Milleta. W redakcji poprawionej podał mniejszą o 3 000 fr. kwotę kapitału – w wysokości 9 500 fr. W obu wersjach postanowił, by Loman pobierał rocznie 300 fr. z procentów lub z kapitału i aby sprzedał pozostawione dzieła Słowackiego, odliczając sobie “za trud” 10 proc. od sta. Miał ponadto prowadzić ewidencję należności, wpisując je en bloc w księgi rachunkowe.

W czasie pobytu we Wrocławiu w maju Słowacki przez przypadek dowiedział się o nagłej śmierci Lomana. Zaniepokojony tym dziwnym zdarzeniem “zesłanym przez Boga”, którego znaczenia nie był w stanie pojąć, zareagował błyskawicznie. Prosił listownie zaprzyjaźnionego malarza Karola Petiniaud-Dubos, aby ten zajął się jego zagrożonymi interesami. Zwłaszcza 30 akcji “drogi żelaznej, na okaziciela” mogło zostać sprzedanych przez egzekutorów testamentu Lomana lub tych, którzy rozporządzali schedą po zmarłym. Petiniaud, poinstruowany szczegółowo i kompetentnie co ma robić, spełnił prośbę.

Na dwa miesiące przed śmiercią 9 lutego 1849 roku sporządził Słowacki drugi testament po francusku, którego oryginał został złożony w dniu 11 kwietnia u notariusza Mouchet i zarejestrowany w Sądzie Cywilnym Departamentu Sekwany. Eugeniusz Sawrymowicz41 na początku lat 60. odnalazł ten testament w archiwum notariusza paryskiego Bernarda Robineau. Treść testamentu znana była dotąd jedynie z listu do Teofila Januszewskiego z połowy lutego tego roku. Pisał tam: “Zrobiłem będąc chory testament krótki w dwóch paragrafach – w pierwszym zostawiam wszystko, co mam, i przekazuję wszystkie prawa moje Matce i Tobie, Teofilu, mianując Was wspólnie i solidarnie sukcesorami moimi, z wyłączeniem wszystkich jakich bądź innych osób. W drugim paragrafie czynię egzekutorem testamentu względem moich paryskich pozostałości przyjaciela mego, człowieka złotego serca, pana Charles Petiniaud Dubos, mięszkającego teraz w Paryżu na ulicy de Londres 29, z tym warunkiem, aby zaraz wziął wszystko, co posiadam, przed wdaniem się rządu ochronił i spieniężywszy, sukcesorom odesłał”. Prosił zwłaszcza, “aby Millet, portier nie był zapomniany”42. Po śmierci Słowackiego Zygmunt Szczęsny Feliński43 informował listownie Teofila, że Petiniaud ma u siebie z majątku Słowackiego w gotowiźnie 25 imperiałów, 1 dukat pruski, 5 napoleonów, 150 franków w srebrze i 2 000 w papierach wartościowych. Z cenniejszych rzeczy, prócz sześciu opieczętowanych i ponumerowanych pakietów książek oraz rękopisów Słowackiego znalazły się u jakiejś pani Rafałowskiej: złoty zegarek, osiem sznurów pereł z fermuarem po matce, które prawdopodobnie przeznaczyła dla spodziewanej narzeczonej syna, 4 łyżki srebrne – 2 stołowe i 2 do kawy, srebrny kubek, wewnątrz z pierścionkiem i kilkoma drobiazgami. Ponadto Feliński informował wuja poety, że pozostają jeszcze “wydatki niezaspokojone” mniej więcej w wysokości 450 fr. i że są problemy z papierami u Laffite’a na 7 000 fr. Po bankructwie banku wierzyciele, w tym Słowacki, odebrali tylko 25 proc. wkładu. Możliwość odzyskania dodatkowych 50 proc. utrudniał fakt, że lokaty były imienne i Petiniaud, by móc odebrać te pieniądze, musiałby wysoko opłacić prawo sukcesyjne. Sprawę chyba udało się pomyślnie załatwić, bo – jak stwierdził Stanisław Wasylewski44 – jeszcze w latach 1851-1852 matka Słowackiego pobierała za pośrednictwem Józefa Reitzenheima dywidendy z banku Gouin, następcy Lafitte’a od roku 1844.

Czy nie jest czymś zdumiewającym ta zaradność i przezorność w sprawach finansowych romantycznego poety, w dodatku mistyka, któremu “kolumny duchów stoją na ramionach”, a on sporządza rachunki i pisze testamenta?

Philippe Ariés45 w książce Człowiek i śmierć zwraca uwagę na nierozerwalny związek filozofii życia i uczuciowości romantycznej z kapitalistycznym stosunkiem do majątku. Znalazło to wyraz między innymi, poczynając od wieku XVIII, w zmianie charakteru testamentu. Od kiedy przestał on być aktem religijnym, stał się nie tylko skonwencjonalizowanym aktem prawnym, ale przede wszystkim bardzo osobistą wypowiedzią człowieka, pełnego przezorności i rozwagi w przewidywaniu możliwej śmierci. Wyrażał przy tym określony stosunek do dóbr doczesnych, bogactwa, zmysłowej strony rzeczywistości. Właśnie kapitalizm zachodni zdaniem Ariésa wytworzył postawy, charakteryzujące się ascetycznym stosunkiem do życia doczesnego i oferowanych przez niego rozkoszy. “Człowiek interesu epoki kapitalistycznej musiał się godzić z odkładaniem rozkoszy na przyszłość i kumulacją swoich zysków. Nabyte bogactwo natychmiast stawało się źródłem nowych inwestycji, przynoszących z kolei nowe bogactwa”46. Wobec tego śmierć przestaje być przerażająca w takim samym stopniu, jak życie własne nie jest już źródłem nieustającej rozkoszy. Asceza życiowa jest ceną pomnożenia fortuny i jej trwałości poza kresem własnego życia, z której będzie mogła korzystać rodzina, połączona z testatorem silnymi więzami uczuciowymi. Genezyjska filozofia Słowackiego, akcentująca twórczą potęgę ducha, unieważniała grozę śmierci, traktując ją jako “królowę masek”, ale w pełni świadomości, że duch bez ciała pracować nie może – nie unieważniała wagi kapitałów. Chodziło jednak o to “z jakiej myśli począć obrót pieniędzy”, jak go włączyć w globalny pochód ducha i podporządkować zasadzie “Wszystko przez Ducha i dla Ducha [...], a nic dla cielesnego celu nie istnieje”. Słowacki pisał w Dzienniku z lat 1847-1849 pod datą 11 sierpnia: “Własność przywiązana być powinna do ducha, nie do ciała, [...] stąd potrzeba dziedzictwa familijnego, dopóki się w rodzie duch familijny objawia”47.

Po śmierci Słowackiego formalności pogrzebowe na Cmentarzu Północnym Montmartre w Departamencie Sekwany załatwiał portier domu przy ulicy Ponthieu Jan Millet, który wraz z żoną opiekował się Słowackim w chorobie. Pogrzeb 5 kwietnia 1849 roku był skromny, IX klasy, w cenie 275 fr., ponad siedem razy tańszy niż założył Słowacki w pierwszej wersji testamentu. Rachunek48 biura pogrzebowego został wystawiony na blankiecie pogrzebu V klasy, co pozwala na porównanie cen – V klasa kosztowała 827 fr. W rachunku wyszczególniono świadczenia ze względu na miejsce uroczystości pogrzebowych, tzn. w domu zmarłego i w kościele, oraz z podziałem na tzw. sekcje – tzn. koszty samych uroczystości, które wyniosły 203 fr., i koszty trumny dębowej, trwałej (60 fr.) z blachą na trumnę miedzianą z napisem 15 liter imienia i nazwiska poety (12 fr.) – razem 72 fr. W rachunku wyszczególniono wszystkie rodzaje świadczeń z cenami. Petiniaud w przeddzień pogrzebu wpłacił zaliczkę 75 fr. na poczet wystawionego rachunku.

6. Śmierć i szkatuła, czyli Fantazy

W utworach Słowackiego można znaleźć wiele dowodów pamięci poety o kwestiach pieniężnych, choćby tę dowcipną mowę Grabca o podatkach w Balladynie. Ale szczególne miejsce ze względu na interesujący nas temat zajmuje z pewnością Fantazy, czyli Nowa Dejanira, najbardziej kontrowersyjny dramat Słowackiego. Wywołał on spory wokół daty swego powstania, rozstrzygnięte przez Ewę Łubieniewską49 polubowną tezą o warstwowym (może lepiej byłoby powiedzieć: procesualnym) powstawaniu dramatu na przestrzeni lat 1841 do drugiej połowy 1843. Nie dał się zamknąć w żadną jednoznaczną formułę przynależności gatunkowej jako “nieczysta” komedia z tragicznym finałem, jako realistyczny dramat obyczajowy podszyty ironią romantyczną, prowadzącą do mistycznego wtajemniczenia. Jedno jest pewne, że źródła ukazanych w dramacie konfliktów tkwią bezsprzecznie w rzeczywistości społecznej epoki kapitalistycznej pierwszej połowy XIX wieku. Siłą napędową akcji dramatycznej Fantazego są kwestie finansowe w zderzeniu z autentyczną siłą uczuć miłości i nieprzekupną prawdą śmierci. Mamy tu zrujnowane wioski i kontrakt ślubny opiewający na pół miliona, który może uratować przed ruiną dom hrabiostwa Respektów, mamy milionowej wartości pierścionek Fantazego “w kształcie Saturnowych węży”, którym ten ironista i dandys chciałby kupić dumną pannę, są kosztowności Idalii rzucone na szalę targu o pannę, o pozorach szlachetnego siostrzanego daru, a w istocie będące ceną odzyskania niewiernego kochanka, jest pojedynek amerykański, w którym stawka w grze w karty to życie, jest spadek po dziadku niespodziewanie ratujący Respektów z finansowej opresji, mamy na końcu szkatułę Majora – napełnioną pieniędzmi z łapówek na kwarantannach i papiery wartościowe, czyli “banknocetlę u Żyda w Hamburgu”, o której przyjęcie “przez krew” prosi umierający. Ten dramat, jak podkreśla Ewa Łubieniewska, zaczyna się w salonie niczym typowa “drame modern” z wszystkimi wyznaczającymi ją konwencjami stylistycznymi i gatunkowymi epoki, kończy się zaś na cmentarzu, w perspektywie kosmicznej nieskończoności, w obliczu prawdy śmierci, duchowego piękna i prostoty ofiary Majora, które demaskują fałsz, pozory, konwenanse, finansowe machinacje. Pieniądz w tym dramacie ukazuje, jak zresztą wszystko, swoje wielorakie oblicze, widziane z różnych perspektyw: ciała i ducha, doczesności i wieczności, podłości i szlachetności. Może poniżyć człowieka i być narzędziem jego najpodlejszych machinacji; może, obmyty krwią ofiarną, oczyścić duszę i zyskać blask szlachetnego kruszcu, zabezpieczającego wielką i prawdziwą miłość.

* * *

Praca nad tym tekstem dostarczyła mi wiele zdumień i niespodzianek, bo choć zajmowałam się Słowackim od dawna, nie zdawałam sobie sprawy, jak dalece nowoczesnym był literatem, nawet wtedy, gdy literatem być nie chciał. Z jaką przenikliwością i otwartością poszukiwał dla siebie miejsca we współczesnej mu epoce. Konsekwencja, z jaką budował swoją filozofię genezyjską, sprawiła, że wprzęgał materię w służbę ducha, szukając myśli, z której należy począć obrót pieniądza. Sam pieniądz sytuował poza aksjologią, przywiązywał wagę do sposobów posługiwania się nim przez ludzi, a te podlegały etycznej kwalifikacji. Mogły być z ducha albo z ciała, uskrzydlać albo wdeptywać w błoto, służyć człowiekowi do jego rozwoju duchowego albo nad nim panować. Sam, wydaje się, miał arystokratyczny, pański stosunek do pieniędzy, tzn. używał ich i pomnażał je, jeśli się dało, ograniczał swoje potrzeby, jeśli ich brakowało, ale nigdy nie ugiął się pod ich władzą i zachował niezależność duchową wobec ich potęgi.

Przypisy

1 M. Piwińska, Głos w dyskusji [w:] Style zachowań romantycznych. Propozycje i dyskusje sympozjum, Warszawa 6-7 grudnia 1982, pod red. M. Janion i M. Zielińskiej, Warszawa 1986, s. 382-383.

2 Korespondencja Juliusza Słowackiego, oprac. E. Sawrymowicz, t. 1-2, Wrocław 1962. Wszystkie cytaty z listów Słowackiego według tego wydania.

3 Kalendarz życia i twórczości Juliusza Słowackiego, oprac. E. Sawrymowicz, przy współpracy S. Makowskiego i Z. Sudolskiego, Wrocław 1960.

4 H. Biegeleisen, Juliusz Słowacki, Lwów 1894, t. 2; J. Słowacki, Dzieła, wyd. H. Biegeleisen, Lwów 1894, t. 5, s. 491-494.

5 Korespondencja..., t. 2, s. 149.

6 Ibidem, t. 1, s. 80.

7 Ibidem, s. 137-138.

8 Ibidem, s. 148.

9 Ibidem, t. 2, s. 162.

10 Ibidem, s. 243.

11 Ibidem, s. 250.

12 L. Gadon, Emigracja polska. Pierwsze lata po upadku powstania listopadowego, Kraków 1901, t. 1-2, 1902 t. 3, patrz też: S. Kalembka, Wielka Emigracja. Polskie wychodźstwo polityczne w latach 1831-1862, Warszawa 1971; B. Weręgowska-Pacholik, Warunki prawne i bytowe emigracji polskiej we Francji w latach 1831-1848 (do rewolucji lutowej w Paryżu), praca magisterska pod kier. dra hab. B. Cyglera, Uniwersytet Gdański 1979.

13 S. Konarski, Dziennik z lat 1831-1834, Wrocław 1973, s. 145.

14 Cyt. za: W. Mickiewicz, Żywot Adama Mickiewicza, t. 3, Poznań 1894, s. 433-434.

15 S. Goszczyński, Dziennik Sprawy Bożej, oprac. i wstępem poprzedził Z. Sudolski, przy współpracy W. Kordaczuk i M. M. Matusiak, Warszawa 1984, t. 1, s. 499.

16 Korespondencja, t. 2, s. 119.

17 Ibidem, s. 161.

18 Ibidem, t. 1, s. 86.

19 Ibidem, s. 149.

20 W. Hahn, Stosunki Słowackiego ze współczesnymi mu wydawcami i księgarzami, “Przegląd Biblioteczny” 1951, z. 1-2.

21 Korespondencja, t. 1, s. 110.

22 Ibidem, t. 2, s. 207-208.

23 Ibidem, s. 224.

24 Ibidem, s. 204.

25 Ibidem, s. 242.

26 Ibidem, s. 245.

27 Ibidem.

28 J. Słowacki, Dzieła wszystkie, pod red. J. Krzyżanowkiego, t. 11, Pisma prozą, Wrocław 1952, wyd. II, s. 203.

29 Tenże, Dzieła wszystkie, pod red. J. Kleinera, t. 14, Wrocław 1954, s. 395.

30 Korespondencja, t. 2, s. 245.

31 J. Słowacki, Dzieła wszystkie, pod red. J. Krzyżanowskiego, t. 11, s. 204.

32 R. Przybylski, Ogrody romantyków, Kraków 1978.

33 Korespondencja, t. 2, s. 242.

34 Ibidem, s. 93.

35 Ibidem, s. 248.

36 Ibidem, t. 1, s. 265.

37 Kalendarz, s. 369.

38 Korespondencja, t. 1, s. 447.

39 Ibidem, s. 430.

40 W kręgu rodziny i przyjaciół Słowackiego. Szkice i materiały; oprac. S. Makowski i Z. Sudolski, Warszawa 1967, s. 296.

41 Kalendarz, s. 246-247; por. E. Sawrymowicz, Testament Juliusza Słowackiego, “Przegląd Humanistyczny” 1961, nr 6.

42 Korespondencja, t. 2, s. 246-247.

43 W kręgu rodziny, s. 172-173.

44 S. Wasylewski, Karol Sienkiewicz i matka Słowackiego, “Ruch Literacki” 1931, s. 10-12, cyt. za: W kręgu rodziny, s. 184.

45 P. Ariès, Człowiek i śmierć, przeł. E. Bąkowska, Warszawa 1992.

46 Ibidem, s. 327.

47 J. Słowacki, Dzieła wszystkie, pod red. J. Krzyżanowskiego, t. 11, s. 273.

48 Kalendarz, s. 619-621.

49 E. Łubieniewska, Fantazy Juliusza Słowackiego, czyli komedia na opak wywrócona, Warszawa 1985.