GADKA SZÓSTA

 

Pierwej muszę do grobu wstąpić, niż ożyję,

I nie mogę dobrze żyć, jeśli wprzód nie zgniję.

Matka mię bez pomocy mej nad przyrodzenie

Nie urodzi, i moje cudowne rodzenie,

Żem sama sobie wzrostem, początkiem, powstaniem,

Lepiej niźli rodzeniem nazwiesz zmartwychwstaniem.

Trupa mego matce mej przyniosą, a ona

Na grób mój lutościwe otwiera ramiona,

Z którego niezadługo na świat zaś wychodzę,

Ale się już z bliźnięty, a nie sama rodzę;

W niej mam grób, w niej i żywot, z niej pokarm i szaty

Mróz mi, choć nagiej, nie strach, a kiedy kosmata

Przywdzieję kożuch, wtenczas na mię nie naciera.

Gdzie mnie nie masz, tam się mnie bardziej lud napiera

A mnie zaś ledwo kijem wykołacą z domu;

Póki kijem nie wezmę, nie dobra-m nikomu.

Jedne mam nogę, rozum wszytek w głowie noszę,

Weselsza-m, gdy ją zwieszę, niż gdy ją podnoszę.

Mała-m rzecz, a ogromne wojska na mnie zwodzą,

Które tępym orężem najbardziej mi szkodzą.

Ani mię to obroni, że mam dla obrony

Dom złotymi spisami wkoło obtoczony;

A tak mój nieprzyjaciel okrutny i srogi,

Że matce mojej ledwie zostawi me nogi,

Ostatek sobie chowa, część zwierzom rozrzuci

(Im mię bardziej morduje, tym się mniej zasmuci),

Na koniec mię przez wszytkie utrapi żywioły:

Wodą mię, a nie ogniem, obróci w popioły,

Rozrzuca po powietrzu i tłucze po ziemi,

W ogień wrzuci; dopieroż męczeństwy takiemi

Zmieniona, tyranowi tak płacę tę sprawę,

Że mu za śmierć oddaję i żywot, i strawę.

[zboże]


SPIS WIERSZY