Pieśń druga

 

Już wschodzącego słońca pierwsze zorze

Opowiadały wrzaskliwe grzegotki

Już się krzątali bracia po klasztorze,

Już koło furty stękały dewotki,

Już ojciec Rajmund w pierwiastkowej porze

Wychodził słuchać świątobliwe plotki,

Gdy myśląc (kto wie, czy o Panu Bogu)

Zgubił pantofel i upadł na progu.

 

Skoczył na odwrót, a jako uczony,

Fatalną wróżkę w tej przygodzie znaczy;

Wtem się kościelne odezwały dzwony,

Jęk smutny nowe nieszczęścia tłumaczy.

Ledwo odetchnąć może, przestraszony,

Czuje, co stracił... a w takiej rozpaczy,

Gdy nie wie, czy spać, czy wyniść, czy siedzieć,

Sąsiad uprzejmy raczył go nawiedzieć.

 

Ojciec to Rafał od Bożego Ciała,

Rafał, towarzysz niewinnych radości;

Równego góra Karmelu nie miała,

W rubasznych wdziękach, hożej uprzejmości.

Ten, skoro postrzegł, jak się wydawała

Twarz przyjaciela, w zbytniej troskliwości

Cieszy go najprzód w tak okropnej doli,

Dalej ośmiela pytać, co go boli.

 

"Wiesz, przyjacielu - rzecze Rajmund trwożny -

Jako krok pierwszy resztą dzieła włada.

Wyszedłem rano z izby nieostrożny,

Zaraz się w progu zjawiła zawada.

Zły to dzień! będzie w nieszczęścia zamożny.

Tak los chciał, nic tu roztropność nie nada.

Trudno przeciwne kazusy odegnać

Trzeba się z fortą kochaną pożegnać".

 

Rzekł i zapłakał. Wtem brat Kanty leci:

"Panna Dorota do furty zaprasza".

Nic nie rzekł Rajmund; poseł drugi, trzeci,

Jeden go łaje, a drugi przeprasza.

"Nie dbaj na wróżki, straszydła dla dzieci -

Rzekł Rafał - prosi przyjaciółka nasza.

Zwycięż tę słabość odwagą wspaniałą,

Śmiałym się zawżdy najlepiej udało".

 

Porwał się Rajmund; lecz jak groźne wały

Nadbrzeżna skała nazad w morze wpycha,

Stanął u proga na poły zmartwiały,

Sili się wyniść, jęczy, płacze, wzdycha.

Ośmiela Rafał, mówca doskonały,

Lecz darmo cieszy, darmo się uśmiécha;

Widząc na koniec bez skutku perory,

Zwoływa starszych i definitory.

 

Wchodzi Elijasz od świętej Barbary,

Marek od świętej Trójcy z nim się mieści,

Jan od świętego Piotra z Alkantary,

Hermenegildus od Siedmiu Boleści,

Rafał od Piotra, Piotr od świętej Klary:

Zeszło się ojców więcej niż trzydzieści.

Starzy i młodzi, rumiani, wybledli,

Wszyscy swe miejsca porządkiem zasiedli

 

Już ojciec przeor kaczkowatym głosem,

Wprzód odkrząknąwszy, perorę zaczynał,

Już ojciec Marek, siedzący ukosem,

Kręcił szkaplerzem i za pas się trzymał;

Już ojciec Błażej coś szeptał pod nosem,

Już stary ojciec Elizeusz drzymał;

Już i niektórzy, znudzeni, odeszli,

Białokapturni gdy posłowie weszli.

 

Pierwszy Gaudenty, ów Gaudenty sławny,

Co wstępnym bojem chciał losu probować;

Skrytych fortelów nieprzyjaciel jawny,

Świadom swej mocy, nie lubił próżnować;

A walecznymi dziełami zabawny,

Ręką, nie piórem umiał dokazować:

Oko wyniosłe i postać, i cera

Niezlęknionego były bohatera.

 

Hijacynt drugi, w wdzięcznej wieku porze,

Skromnie udatny, pokornie wspaniały,

U sióstr zakonnych pierwszy po doktorze:

Kształtny, wysmukły, hoży, okazały,

Posuwistymi kroki po klasztorze

Płynął; zefiry z kapturem igrały;

Razem wśród rady obydwa stanęli

I tak poselstwo sprawować zaczęli.

 

Najprzód Gaudenty pozdrowiwszy żwawo:

"Ojcowie - rzecze - czas pokazać światu,

Kto ma z nas lepsze do nauki prawo,

Czyjego dzieła zdatniejsze warsztatu.

Jeśli się książek nudzicie zabawą,

Jeśliście szkole nie dali rozbratu,

Nam na zwycięstwo, a wam za pokutę

Plac wyznaczamy - prosim na dysputę".

 

Trzykroć odkaszlnął, uśmiechnął dwa razy

Piękny Hijacynt, nim zaczął przemowę:

"Raczcie - rzekł - słuchać bez żadnej urazy,

Ojcowie mili, poselstwa osnowę.

Jeżeli pełniąc starszeństwa rozkazy

Znajdę umysły do względów gotowe,

Szczęśliwym nadto, najszczęśliwszy z wielu,

Żem znalazł łaskę w przezacnym Karmelu.

 

Zakon nasz jako zbawiennej ochłody

Szacunku waszej wielebności szuka,

A chcąc dać swoich prac jawne dowody

I w jakiej cenie u niego nauka,

Wyznacza bitwy plac na łonie zgody.

Kto zwierzchnie sądzi, pewnie się oszuka.

Nie złość, nie zemsta te nam chęci zdarza -

Równego dzielność pragnie adwersarza".

 

Skończył. Natychmiast filozofskiej szkoły

Wyborne punkta do obrania daje.

Na takie hasło niewdzięcznej mozoły

Rozruch się wzmaga, mruczenie powstaje.

Gaudenty na to, walecznie wesoły,

Strzela oczyma, gdy usty nie łaje.

Wtem ojciec przeor, co najwyżej siedział,

Tak na poselstwo obu odpowiedział:

 

"Przyjmujem chętnie uczone wyzwanie.

Stawim się w miejscu, które mianujecie;

Jeszcze nam siły na tę wojnę stanie,

Jeszcze broń dobra, której spróbujecie:

Hardym w przegranej będzie ukaranie,

Będzie pokuta, kiedy tego chcecie.

Nie zna zazdrości, kto przestał na swoim;

Podchlebstw nie chcemy, a gróźb się nie boim".

 

Chciał już Gaudenty ukarać tę śmiałość,

Już się zamierzał, lecz go kompan wstrzymał;

A miękcząc srogą umysłu zuchwałość,

Gdy postrzegł, że się coraz bardziej zżymał,

Żeby utrzymać poselstwa wspaniałość,

Wypchnął go za drzwi, a sam się zatrzymał.

Gniewliwych ojców pozdrowiwszy wdzięcznie,

Wymknął się z cicha, dopadł forty zręcznie.

 

Nowa przyczyna w Karmelu do rady:

Ojciec Makary nie życzy wojować,

Ojciec Cherubin cytuje przykłady,

Ojciec Serafin chce losu próbować,

Ojciec Pafnucy wysyła na zwiady,

Ojciec Zefiryn nie chce i wotować,

Ojciec Elijasz wielbi stan spokojny:

Starzy się boją, a młodzi chcą wojny.

 

Za złym zwyczajnie idzie większość głosów.

Kreski wojenne z nagła powiększone.

Wszyscy niepewnych chcą próbować losów

I na powszechną gotują obronę.

Starych uwagi zgłuszył wrzask młokosów,

Nie słyszą dzwonów na sekstę i nonę.

Wtem brat Kleofasz na obiad zadzwonił:

Wypadli wszyscy, jakby ich kto gonił.


POPRZEDNIA PIEŚŃ

SPIS TREŚCI

NASTĘPNA PIEŚŃ