Niesprawiedliwie sądzą ci. co rozumieją, że w pierwszych momentach straty jakiej najboleśniej się ją czuje. Wtedy przynajmniej ten wypadek wszystkich zajmuje, mówią o nim, trudnią się nim. Osoba, której się żałuje, nie widzi się zapomnianą, nie widzi się tak zupełnie obcą jeszcze. Serce, nie przyzwyczajone do żalu po niej, nie przypuszcza tej myśli, że ten żal bez zwrotu - i początek najokropniejszego rozłączenia zdaje się tylko odjazdem na chwilę. Ale gdy dnie, godziny, okoliczności następujące jedne po drugich nie zwracają nigdy osoby, którą się kocha, której się potrzebuje, która codziennie, co moment nam braknie - ach! wtedy dopiero sprawdza się nasze nieszczęście i z najdotkliwszym westchnieniem mówi się ustawnie: - Niestety! istotnie na zawsze stracony!
W pierwszej chwili zniknienia Ludomira Malwina, podług tego, co była przedsięwzięła, dość mocy miała nad sobą, aby z obojętną niemal postacią przysłuchiwać się nawet mogła niektórym o tym wypadku rozmowom ciotki swojej i siostry.
- Prawda - mówiła raz ciotka - że to tajenie swego stanu, swego nazwiska, ten raptowny odjazd są rzeczy niejasne i ja nawet nic podobnego w żadnym nie czytałam romansie. Ale wszelako zapomnieć nie mogę, że Malwina mu życie winna, a wierzyć nigdy nie potrafię, żeby ten Ludomir, który coś tak szczególnie szlachetnego miał w całym obejściu się swoim, łudzącym tylko był awanturnikiem.
Ale te ostatnie słowo boleśnie dotknęło Malwinę. - Jeśli takim jest w istocie - rzekła z pośpiechem - to ja tylko z tego cierpieć powinnam za karę mojej nieroztropności w przyjmowaniu go w mój dom. Ale jeśli też tak nie jest, okrutnie byłoby niesprawiedliwie takim krzywdzącym posądzeniem odwdzięczać mu starania jego podczas pożaru i ratowania naówczas mego życia. Nie mogąc więc z pewnością o jego postępkach sądzić, najlepiej zdaje mi się o tym wszystkim jak najmniej rozmawiać.
Te słowa ciotce mowę zamknęły i zrazu, by życzeniom Malwiny zadosyć uczynić, a później naturalną czasu koleją przestano naprzód w Krzewinie wspominać, a później i myśleć o Ludomirze. Tego Malwina wymagała, tego zdawała się życzyć, a gdy to nastąpiło, najżywiej tęsknota jej się pomnożyła. Nic już ją nie bawiło, nic nie zajmowało. Ponura jesień po tym tak miłym lecie, szarą dodawając powłokę całej naturze, pomnożyła jeszcze i tak już dość smutną jej melancholią. Po kilku miesiącach tak przebytych zdrowie jej nareszcie ze stanu duszy cierpieć zaczęło. Sen zupełnie straciła i jeść mało co mogła; twarz bladsza jeszcze jak zwykle i częste słabości zastraszyły mieszkańców Krzewina. Dobra ciotka, bardziej jeszcze zastraszona jak drudzy i rozumiejąca, że starania doskonałych lekarzów stolicy wkrótce Malwinie pomóc by mogły, osądziła, że Malwina w Krzewinie zimować nie może i że dla polepszenia zdrowia jechać powinna do Warszawy. A że żałoba jej dawno była skończoną, nic temu projektowi nie zdawało się przeszkadzać. Ciotka sama byłaby chciała w tej drodze Malwinie towarzyszyć, ale tak młodą jeszcze Wandę do wielkiego świata zawozić ni też zostawić jej nie mogła. Wanda, która choć z mniejszym doświadczeniem, jaśniej może od ciotki domyślała się przyczyn smutku i słabości siostry, jeśli nie w lekarzach, to w poniewolnych roztargnieniach spodziewająca się dla siostry pomocy, także na tę podróż silnie ją namawiała.
Smutną obojętnością przejęta, Malwina długo i słuchać tych rad nie chciała, ale nareszcie widząc, że tym pomnażała troski tyle dla siebie tkliwych przyjaciółek, i gdy od wyjazdu Ludomira każde miejsce jednakowym się jej zdawało, w żadnym nie przewidując dla siebie przyjemności na wszystko zezwoliła; i siostra z ciotką bojąc się, aby jeszcze zdania nie zmieniła, w kilku dniach wszystko poukładały i ostatniego listopada w tęgi mróz jasnym słońcem zaiskrzony Malwina zalana łzami, po najtkliwszym pożegnaniu z drogimi swymi przyjaciółkami i z tak lubym jej Krzewinem, siadła do pojazdu i z smutnym i ściśnionym sercem puściła się w drogę do Warszawy.
- Pisuj do mnie często i otwarcie - ostatnie słowa były, które Wanda cicho jej wymówiła - i wierz, że choć ja niby to trzpiotem tylko być zdaję się, serce jednak moje zawsze twoje rozumie. Dzielić twoje cierpienia i cieszyć się twoim szczęściem zawsze, zawsze Wanda potrafi.