MARCINOWA POWIEŚĆ

 

Ba, jeszcze raz, Marcinie! - Więc powiem, tak było:

Kilka osób na jednę salę się złożyło.

Każdy z żoną. Wieczerzą potym odprawiwszy

Szli spać. Ledwie się składli, kiedy co waśniwszy

Na drugie tak zawoła: "Panowie, czas wsiadać!"

A ci też (ale o tym nie trzeba powiadać).

Po małej chwili zasię tenże się ozowie,

Co i pierwej straż trzymał: "Czas wsiadać, panowie!"

A panowie do siodeł. Ujechawszy milę,

Posłuchali onego: "Postój koniom chwilę!"

A jeden zatym usnął. On znowu: "Panowie,

Czas wsiadać!" Wszyscy inszy stali przedsię w słowie,

A tego żona budzi: "Miły, nie słyszycie?

Już tam drudzy wsiadają, wierę, rychło spicie!"

A ten chrapi, choć nie spi. "Miły, ba, słuchajcie,

Już tam drudzy wsiadają." ,.Ej, jużże wsiadajcie,

Aż was diabli pobiorą!" Ali drudzy: "Szkoda

Odjeżdżać towarzysza; wielka rzecz, przygoda!

Pomóżmy mu w złym razie, a załóżmy swoje."

"Diabeł cię niechaj prosi, niech już ciągną moje."

"Miła, ty się nie przeciw! pokarmiwszy koni,

A jutro rano wstawszy, będziem tam, gdzie oni."


FRASZKI JANA KOCHANOWSKIEGO