AKT DRUGI
SCENA I
Aryst i Fircyk
ARYSTMasz dziewi
ęćset dukatów, szeląga nie braknie.
Ale już mię drugi raz nie ułowisz tak, nie!
Od moru, głodu, ognia, wojny, starościca
Broń mię, panie! Kiedy chcesz, szukaj sobie fryca!
Daje mu pieniądze z kapelusza
FIRCYK
ć więcej?
Nie chcesz gra
ARYST
Masz-li ma
ło na tej stawce?
Dobierz sobie równego, jak sam, marnotrawcę!Przegra
ć tyle pieniędzy na dwie tylko płatki!
A toś mi dwa ładowne pszenicą wziął statki.
FIRCYK
bior
ąc garść dukatów
Nie z chciwym masz interes, znaj duszę szlachetną.Bierze gar
ść złota
Możesz na mnie wetować. Czy licho czy cetno?2
ARYST
Dlaboga, staro
ścicu! Czy też to jest ładnie,
Że podła gry namiętność tyle tobą władnie?
Dobra gra dla zabawy, takiej gry nie ganię,
Grać dla zysku? Choć złe jest, lepsze próżnowanie.
FIRCYK
Tylko by
ś nie mędrkował; bądź, braciszku, szczerszym.
Sam szuler...
ARYST
Gdyby
ś nie waść, byłbym może pierwszym,
Lecz gdy się zastanawiam, wiem, że to niepięknie.
FIRCYK
„Kiedy si
ę zazdrość krzywi, niechaj zazdrość pęknie!”
Powiedział Marcyjalisz i za nim [ja] idę.Ka
żdy człowiek, jak może, swoją łata biédę.
Lecz nareszcie chcę mówić, filozofie, z tobą,
Jak z pełną wielkich maksym, wielkich zdań osobą.
Powiedz mi, co są ludzie, co ten świat nasz znaczy,
Jeżeli nie szulernią mieszkaną od graczy?Wy
ższe i niższe stany, panowie i kmiecie...Tej ró
żnicy nie znano w pierwiastkowym świecie.
Los ślepy zrodził szczęście, od szczęścia dopiero
Równi ludzie naturą tę nierówność bierą.
Każdy ma z swoją stawką wstęp do jego banku,Lecz równie tak niepewny zysku, jak i szwanku.
żne, tym zyskowne wypadną bilety:
Tym pró
Są tam flinty, kaptury, ordery, mucety,
Drogi szarłat, gronostaj, kożuchy i gunie -
Więc kto co weźmie, samej winien to fortunie.Ca
łym światem przypadek i los rządzi ślepy:
Temu dał łokieć, temu szablę, temu cepy,
Ci się pocą w usługach, ci w przemocy tyją.
Oddajże wszystko to, co własnością jest czyją,
Niech swe słuszność w dział ludzi wda pomiarkowanie,Wielu by si
ę w przeciwnym mogło znaleźć stanie.
Co gdy tak jest, formuję sobie entimema:Gra
świat cały, więc żadnej w grze zdrożności nie ma.
Z ogólnego podania do szczególnych wnioski
Wszak są prawe? Wszak taki wyrok filozofski?
ARYST
Wi
ęc?
FIRCYK
Wi
ęc wszystkim grać trzeba, a stąd to wynika:
Kto przegrał, niech nos zwiesi, kto zgrał, niech wykrzyka!
ARYST
Co te
ż to się za chaos temu we łbie miesza:
Cep do szabli przyrównał, łokieć do lemiesza!
Nie krzywdź ludzi i cnoty, nie powstawaj na nię,Ma ona w sercach prawych sw
ą część, swe władanie.
Ty sam, jeśliś krwie zacnej nie wziął przez ażardyI cnoty swoich przodków, czemu
ś z niej tak hardy?
Czemu się tytułujesz starościcem? Czemu
Tym puszysz, co losowi winieneś ślepemu?Nie, bracie, pob
łądziłeś w swoim zdaniu mocno:
Los możnym, cnotę nadto czynisz bezowocną.
Lecz wreszcie słuchaj, chcę cię przekonać zupełniéj:Cz
łek, który powinności swoje zna i pełni,
Który próżen ambitu, bojaźni, nadzieje,Na wszystko oboj
ętnie patrzy się i śmieje,
Czy kto stanął wysoko, czy osiadł na dole,
Który gotów na szczęście, tak jak na niedolę,
Który ma dość sam w sobie, aby był szczęśliwy,
Który w tym wszystko zamknął, że został poczciwy -Taki cz
łek, prawych czcicieli cnót, nie zna bałwana
Fortuny, ni chimerze losów gnie kolana,
Lecz pan swojego serca, skłonności, obęścia,
Wbrew losom sprawcą oraz jest własnego szczęścia.
FIRCYK
Śliczny morał i nie mniej piękny wzór człowieka!
Któż go to skoncypował, czy pan, czy Seneka?
ARYST
z gniewemTo najpewniej,
że nie waść.
FIRCYK
S
łyszałem o sławnych
Dziwiących wieki swoje, siedmiu mędrcach dawnych.Wielbi
ę ich rozum, wielbię uczczone imiona,
Ale czy za ich czasów grano w faraona?
ARYST
A zawsze w faraona?
FIRCYKNo, to w maryja
ża.
ARYST
ż twoja pustota uraża.
Nareszcie mnie ju
FIRCYK
ża, czy wiesz, że się żenię?
A propos maryja
ARYST
z podziwieniem
ę żenisz?
Ty si
FIRCYK
Nie wierzysz temu?
ARYST
Pewnie,
że nie.
FIRCYK
ść, żenię się.
Na poczciwo
ARYST
Id
ź, klito, dziwaczysz!
FIRCYK
ę, jakem poczciwy. Wkrótce to zobaczysz.
Mówi
ARYST
Żenić
się nie jest to zjeść z masłem kawał chleba
I, żebyś nie żałował, długo myślić trzeba.
Pamiętaj, przestrzegam cię, są różne przypadki...
FIRCYK
O przypadki, przypadki! S
ą to próżne gadki.
Przypadków umartwieniem nikt cofnąć nie zdoła.
A od czegóż w tym wieku są miedziane czoła?
Jeśli mi się co trafi, jak wielom przede mną,
Czyż mam się przeto trapić zawiścią daremną,
A bardziej jeszcze wczesną bojaźnią? Nie myślę
Bynajmniej z moją żoną kalkulować ściśle.
Zysk, czy strata, jak padnie. Będę-li w tym cechu,
Że się ze mnie śmiać zechcą, pierwszy dam ton śmiechu,
I, mówiąc prawdę, rzecz ta niewarta niesnaski.
Wiwat Francuz! Ten pokój ma świat z jego łaski!
ARYST
Mog
ęż wiedzieć nazwisko tej ślicznej bogini,
Dla której pan ofiarę swego serca czyni?
FIRCYK
Co to, to jeszcze sekret. Z rzecz
ą, co na dwoje
Być może i nie może, wydawać się boję.
Co, kto, jak, gdzie i kędy - mnie to wiedzieć, nie wam.
Ale że się ożenię, pewnie się spodziewam.
Niech to będzie do czasu sekret, przyjacielu,
Potem ci powiem.
ARYST
ędęż na weselu?
A ja b
FIRCYK
Owszem, przed tob
ą nie dam pierwszeństwa nikomu.
ARYST
Je
śli łaska, wesele odpraw w moim domu.Na niczym ci nie zb
ędzie. Mam dobrą piwnicę,
Smaczną kuchnią, sąsiedztwa pełną okolicę,
A nade wszystko więcej gospodarz ochoczy
Kontent będzie, że z twoją żoneczką wyskoczy.
Przynajmniej tym się pomszczę - ale bez pokusy -Za te, co
ś mi waść nieraz wyplatał, psikusy.
FIRCYK
Mniejsza o to.
ARYST
ściskając go
Ale ju
ż proszę bez zawodu.
FIRCYK
I owszem.
ARYST
ściskając go
Żebym próżno nie czynił zachodu.
Odchodzi
FIRCYK
ą protekcji
z minNo, no, no, bez zawodu.
SCENA II
FIRCYK
samOt, zwyczaj wie
śniaczy,Że się gościom naprzykrzy, mniema, że ich raczy!
I prosi, i całuje, i za ręce chwyta,Jak gdyby ponie
ść miała szwank Rzeczpospolita
Albo hordy tatarskie wpadały nas łupić -Koniec ko
ńcem interes, żeby się z nim upić.
Bodaj miasta stołeczne! U nas na tym dosyć,Nie wypchn
ąć, gdy kto przyjdzie, ale na co prosić?
A propos tego, póki mi się w głowie kręci,
Muszę sobie w pulares wpisać dla pamięci:
„Kiedy cię gdzie nie proszą, chybaś bardzo znany,
Strzeż się cisnąć do stołu, zwłaszcza między pany”.Notandum t
ę ostrożność mam z własnej przygody,
Doznanej u pewnego pana wojewody.
Jest to z starożytnego jeszcze człowiek świata,
Zacny, ludzki i grzeczny, lecz się nierad brata.
Otóż, że mnie w rejestrze proszonych nie mieli,Wyprosili zza sto
łu, jednak nie wypchnęli.
Ale to będzie wina dworskich...
SCENA III
Fircyk,
Świstak
FIRCYK
Jeste
ś to tu,Świstaku? Trzeba mi dziś twojego obrotu.
hulankę z uroczystościami
Chcę tu wydać
Wszystkimi, z maszkaradą, z koncertem, z tańcami
I właśnie w tym zakładam moje punkt honoru,
A to wszystko dziś jeszcze i tego wieczoru.
ŚWISTAK
Nic milszego jak hula
ć. Ale skąd osnowa
I wątek na te rzeczy?
FIRCYK
ż twoja głowa.
W tym te
ŚWISTAK
Otó
ż to zwyczaj panów! Na hulanki radzi,
A gdy worka pociągnąć, jak w dym do czeladzi.
Wieczór tuż, tuż za pasem, w kieszeni suchoty,
Pasz czasu, pasz pieniędzy, jakie tu obroty?...
FIRCYK
Kto ma jedno, mo
że się obejść bez drugiego.
Na, masz tu przewodnika.Daje mu pieni
ądze
ŚWISTAK
A, to co innego!
FIRCYK
We
ź konie i drapnąwszy co tchu do Warszawy
Przywoź nam tu uciechy, rozkosz i zabawy.
Lecz wara wygadać się, bo wziąłbyś po boku;
Tę ucztę myślę dla nich dać na kształt uroku.
ŚWISTAKJe
śli o prędkość, samym nie dam naprzód wiatróm,
Lecz gdzie szukać tych zabaw?...
FIRCYK
łupiś, na teatrum.
G
ŚWISTAK
Prawda, jest to rozrywek nieprzebrane
źrzodło.
Ale niech wiem, z kim tu się panu tak powiodło?
Razem tyła pieniędzy lada traf nie zdarza.
FIRCYK
Ogra
łem tutejszego domu gospodarza.
Lecz co stracił w pieniądzach, to zyska w zabawie,
Tu pieniądze wygrałem, tu je i zostawię.
ŚWISTAK
Ale czas bardzo krótki...
FIRCYK
Ale worek d
ługi.Spraw si
ę dobrze, nie będziesz żałował usługi.
Do koncertów chcę głosów. Na, masz sto dukatów.
Zabierz wszystkich, co ich jest w Warszawie, kastratów.
ŚWISTAK
Bardzo dobrze, wypełnię wszystko do litery.
FIRCYK
Je
śli można aktorów do grania opery
I tych sprowadź. Jest też tu teatronik w sali,
Będziemy się, jak można, na wsi zabawiali.
Nade wszystko pamiętaj, że ci to nadgrodzę.
ŚWISTAK
O, je
śli tak, na jednej uwinę się nodze.
Wychodzi.
SCENA IV
FIRCYK
sam
Szcz
ęśliwe dusze podłe! Mimo stan swój niski
Lepszą dolą i prędsze od nas mają zyski
I gdyby przyszło wejrzeć w klasy ludzi, która
Najszczęśliwsza, ja bym dał kryskę na rajfura3.
SCENA V
Fircyk, Podstolina
ż na głowie ubrana i w sukni ustrojonej, ale żałobnej
ju
FIRCYK
A, moja Podstolina! Có
ż to za odmiana?
Co widzę! Takeś mi dziś gustownie ubrana:
Te kwiatki, te kosztowne fraszki, te trzęsidła!
Niech mi się godzi spytać: na kogo są sidła?
PODSTOLINA
ą obojętnej
z min
Pewnie nie na waćpana.
FIRCYK
Pozwól,
że nie wierzę.Có
ż ma znaczyć to śmierci ze światem przymierze:
Ta żałoba z jasnymi zgodzona kolory?
Ten włos gwoli zwycięstwom utrafion w kędziory?
Te oczy, na serc zapał dane od natury,Pe
łne zmyślonej buty, pełne ciężkiej chmury,
Którymi, mimo przymus, przez skryte tajniki
Serce miękkie, nie umysł znać się daje dziki?
Co znaczy to zmieszanie wstydu i rzewności,
Łagodności i grozy, męstwa i słabości?Wszystko to tysi
ąc wdzięków jedna twej osobie.
Stokroć ci jednak będzie lepiej nie w żałobie.
PODSTOLINA
ąc gniewną
udajPóki
ż to tych waćpana żartów i swywoli?Nie widz
ę w nich ni piętna dowcipu, ni soli.Nie ten, mospanie, z nasz
ą płcią zabaw gatunek
Jedna wam przywiązanie, względy i szacunek.Zamiast co by
ś pokorny, powolny i cichyMia
ł szukać wzajemności, idziesz drogą pychy.Porzu
ć waćpan tę miłość własną, te obcesy,Te
śmiałe z pokrzywdzeniem płci naszej karesy.
Służ, nadskakuj i bój się, i wahaj w nadziei:Te s
ą drogi do serca, tym się miłość klei.Na to ma
ło lat dziesięć, nie żeby w momencie...
FIRCYK
ąc bardzo prędko
przerywajPrawda, sam to czyta
łem w Starym Testamencie.Co wi
ęcej powiem: dziesięć lat nie będzie wiele,
Kiedy Jakub czternaście służył za Rachelę.Ale to, Podstolino, stara czasów data,
Inne by
ły zwyczaje, inna postać świata.Ludzie wtenczas po trzysta lat
żyli z okładem,Jak
że nam można teraz pójść za ich przykładem?
Ale, ale, á propos, pani mi mówiła,Że ją nudzę, że moja bytność
tu niemiła,Jak
że to się z zamiarem zgodzi lat dziesięci?Jednak chc
ę się stosować do waćpani chęci,Ale radz
ę, żeby to mogło być wygodniéj,
Zredukujmy lat dziesięć na kilka tygodni,Albo te
ż, żeby jeszcze rachować dokładniéj,Po co czeka
ć lat dziesięć, zróbmy to za dwa dni!Wszak gdy komu tak mi
łość, jak mnie, się nie darzy,Inny bieg czasów, inny pomiar kalendarzy:
ące, dni z godzin, lata idą ze dni.
Z chwil miesiTak na czas utyskuj
ą kochankowie biedni!...
Podstolina się uśmiechaCó
ż znaczy ten wzrok pani do śmiéchu skłoniony?
PODSTOLINA
śmiejąc się
Czy podobna si
ę nie śmiać na takie androny?
Ja, co mówię z waćpanem, mówię mu doprawdy,Wa
ćpana odpowiedzi żartami tchną zawdy.
Starościcu, nie te ma miłość charaktery,
Nie tak z swoją kochanką amant idzie szczery!
Kto kocha, ten się stara z swym nie dzielić celem,
Być jego naśladowcą, mieć go swym modelem,Mie
ć te same myślenia, też czucia sposoby -
Zgoła jedną naturą dwie złączyć osoby.
Ale proszę nie myślić, aby te przestrogi
Miały się do mnie ściągać, mój mospanie drogi.
Jeżeli lat dziesięci uczyniłam wzmiankę,Oboj
ętnie bądź jaką rozumiem kochankę,Chc
ąc przez to w nim uniżyć uprzedzenie mylne
Dla kobiet pełne wzgardy, dla siebie przychylne.
Nie takeś niebezpieczny. Nie tak bardzo na twe
Ofiary czucia moje możesz znaleźć łatweI je
śli jaka w mojej duszy jest odmiana,To to chyba,
że mam gniew słuszny do waćpana
Za tę jego zuchwałość, za te niepotrzebne,
Jako bym cię kochała, myślenie podchlebne,
Za te zimne umizgi, te ofiary płonne,To serce oboj
ętne, słowa obustronne,Które nie czu
łość duszy, nie umysł otwarty,
Ale nieprzyzwoite oznaczają żarty.
FIRCYK
Czy mo
żna tak tłumaczyć? Żarty nie są drwiny
Respekt pierwszy jest u mnie wzgląd dla Podstoliny
I jeśli co się żartem z moją panią mówi,Folguj
ę tym skromności, twojemu wstydowi,A
żebyś bez jawnego swej niewoli piętna
Brała więzy serdeczne, jak gdyby niechętna.
Żarty są moje groty, żarty me oręże,
Z tą bronią jeśli wygram, jeżeli zwyciężę,Tryumf mój b
ędzie słodki bez strony skrzywdzenia,
Mam wszystko od uśmiéchu, nic od zawstydzenia.
Kto tak kocha, zda mi się, delikatnie kocha.
PODSTOLINA
U mnie za
ś taka miłość lekka jest i płocha.
Serce, które prawdziwie swoje więzy czuje,
Tyle zna miłość ważną, że z niej nie żartuje,
Owszem, nią zaprzątnione, nią całe przejęte,
Czci ją tylko westchnieniem jako bóstwo święte.
FIRCYK
Czy tak? Nic
łatwiejszego, wkrótce się odmienię,
Kończę żarty i nudne zaczynam wielbienie.Masz mnie, pani, dla siebie odt
ąd hołdowniczym,
Lecz gdy stracę wesołość, zostanę przy niczym.
Ten tylko miałem w resztach majątek na zbycie,
Żądasz więcej? Mam jeszcze krew w żyłach, mam życie.
Lać ją będę do kropli, ważę się na wszystkie
Razy śmierci, harmaty, spisy, kordy płytkie,
Niech będę postrzelany, skłuty, stratowany -
Dość szczęśliwy, jeżeli od ciebie kochany!...
Aha, panią to nudzi?
PODSTOLINA
Bynajmniej.
FIRCYK
zawsze tonem mocnymNiestety.
Kiedy
ż, kiedyż mojego szczęścia dojdę mety?
Kiedy głos mój usłyszan z ludzkości wyzute
Tknie twoje serce, serce z twardej skały kute!
Kiedy patrząc na moję rzewność i rozpacze
Wzruszysz się, sroga, dla mnie litością?
PODSTOLINA
ślając się w tym afektacji, z gniewem
domyZobacz
ę.Tymczasem prosz
ę przestać. Nie z dzieckiem, mospanie!
Wiem, żeś wilk w miękkie wełny przybrany baranie.
Znam, co prawda rzetelna, znam, co jest obłuda.
Do Warszawy płeć zwodzić - na wsi się nie uda.
FIRCYK
Przebóg, co za dziwactwo! Jakimi
ż sposoby
Mam mówić? Jakie odtąd serca dawać proby?
Wesoły urażałem, teraz, gdy szalony
W wysokie zachwycenia przechodziłem tony,
Kiedy chcę krwią szafować, iść samej wbrew śmierci,
Mówią, żem przyodziany wilk w baraniej sierci.
Darmo! Widzę dla siebie nieprzyjazne nieba.[Na stronie]
żna przeskoczyć, tam podleźć potrzeba.
Gdzie nie mo[G
łośno]
Los cię srogi na zawsze ode mnie oddala,Szcz
ęśliwego zapewne lubiącą rywala.Nie taj si
ę, wyznaj szczerze, jakeś zacna dama.
PODSTOLINA
że, że waćpan zgadłeś.
Mo
FIRCYK
Przyznajesz to sama?
ęc po mojej nadziei! Zakończyłem rolę.
Wi
Mam być przykrym dla pani, oddalić się wolę.
Chce odchodzić
PODSTOLINA
ż waćpan idziesz?
Gdzie
FIRCYK
Sta
ły w każdej szczęścia dobie,
Gdy ty myślisz o innym, ja myślę o tobie!
Odchodzi z miną żwawą.
SCENA VI
PODSTOLINA
sama
Jak
że mnie ta zmyślona rozpacz jego wstydzi!
Wie o tym, że go kocham, wie i z tego szydzi.
Na cóż mi się przydały utajone skromnie,
Nie przeto mniej poznane, czucia moje po mnie!
Samo nieme milczenie, ta wierna zasłonaMy
śli - ach, i od niego zostałam zdradzona!Tryumfuje nade mn
ą! Swe zwycięstwa lubi -Gdyby
ż się nimi cieszył!... lecz się tylko chlubi.Wi
ęc po moim sekrecie! Już ta tajemnicaWiadoma mu. Daremnie kocham staro
ścica!
Niestety, ja com dotąd w osobności cała,Na sam
ą o miłości wzmiankę się lękała,Dzi
ś uznaję zwycięzcę ze stratą honoruMojego, z ha
ńbą jarzma, ze wstydem wyboru!Nie powinnam
że była znać jego przywary?
Ten, co liczył kochania przez same niewiary,P
łochy motyl, czasową wabiony słodyczą,Wbrew moim przedsi
ęwzięciom dostał mnie zdobyczą.Sroga dla serc, mi
łości, jak twe prawa grube!Inne nam bezpiecze
ństwo, twoje dają zgubę.
Lecz za co nań powstaję i wcześnie troskliwaGardz
ę tym, który w moim sercu przemieszkiwa?Mi
łość chodzi z szacunkiem; niewart ten kochania,Kto swemu, raz wybrawszy, celowi przygania.
Zgrzeszy
łam, lecz pokutą chcę ten grzech wymierzyć,
Nadgradzam ci ufnością, chcę ci odtąd wierzyć.Mo
że, że miałeś serce dla piękniejszych zdradne,Czu
ła cię zastanowi, gdy nie mogły ładne.Cz
ęsto miłość w zdarzenia nadzwyczajne płodna.B
ędę może szczęśliwa, chociażby mniej godna.
Tak, luby starościcu, kocham cię, ale tyGdyby
ś nie był wzajemnym!... Myśl mnie ta, niestety,Zabija!
SCENA VII
Podstolina, Klarysa
KLARYSA
Podstolina samotna? Co to si
ę
Ma znaczyć? Podstolino, w niedobrymeś sosie.
Nic mi nie odpowiadasz? Bądź zdrowa, siostrzyczko,
Nie wartam być tajemnic twoich uczestniczką!
PODSTOLINA
Przepraszam, nie postrzeg
łam.
Na stronieTwarz mi wstydem pa
ła.
Głośno
Waćpaniś mię podobno, siostro, podsłuchała.
KLARYSA
ż masz dla mnie sekreta?
Czy
PODSTOLINA
Ka
żdy człek ma swoje,
Darujesz mi, waćpani, jeżeli mam moje.
KLARYSA
Mo
że kochasz?
PODSTOLINA
ąc się być podsłuchaną
rozumiejPi
ęknież to, gdy kto podsłuchiwa?
KLARYSA
Te rzeczy wyjd
ą zawsze na wierzch jak oliwa.
Doprawdy kochasz?
PODSTOLINA
zacinaj
ąc się
Jakżeś waćpani niezbyta!
Na stronieWie zapewne o wszystkim, a jak na z
łość pyta.G
łośnoTak jest, musz
ę to wyznać, mimo zamysł stały
Niekochania... czucia mnie moje znać zdradzały...
Ale na co mam mówić? Jestem podsłuchaną,
Waćpani wiesz o wszystkim, znasz mnię zakochaną.
KLARYSA
Ale nie wiem o niczym, mam w tym
świadkiem nieba.
Wreszcie, choćbym wiedziała, bać mnie się nie trzeba.
Sekret twój będzie moim, jeśli go użyję,
Użyję go na twoje pożytki, nie czyje.
Jeśli kochasz, gdzież miłość jest bez konfidenta?
Wiadome ci są dawno moje sentymenta,
Że z mymi przyjaciółmi wszystko czynię szczerze,
Szkodzić komu nie jest to w moim charakterze.
PODSTOLINA
na stronie
W takim jestem k
łopocie!...
KLARYSA
Có
ż to za chłopczyna
Zranił ci święte serce strzałą Kupidyna?
PODSTOLINA
na stronie
że wymienić albo zamilczyć Fircyka?
Mam
KLARYSA
No, no, dob
ądź z koperty tego migdalika.
Musi to być zapewne jakiś feniks rzadki.
PODSTOLINA
ćpani wiesz o wszystkim, po co próżne gadki?
Wa
KLARYSA
Jakem poczciwa, nie wiem.
PODSTOLINA
ąc się
zacinajOtó
ż się przyznaję:Jest to m
łodzian... znać po nim dobre obyczaje,
Postać w nim miła, oko żywe, zwrotność chyża...Nie znasz go, siostro, przyby
ł niedawno z Paryża.
Jeszcze mało widziany... nawet go tu nie ma.
Lecz niech to będzie sekret między nami dwiema.
KLARYSA
że sekret? Nic nie wiem zgoła.
W czym
PODSTOLINA
Mianowicie
Przed m
ężem; wdzięczną będę na całe me życie.
Adieu, siostro!Odchodzi.
SCENA VIII
KLARYSAsama
Chwal
ę tę moc nad językiem.
Miłość człeka najprędzej zrobi politykiem.
Ale żeby sekretem sekret był dokładnie,
Ma być cały jak kamień w wodzie, i to nie na dnie.
Otóż jest ta surowa, co wiecznym rozbratem
Miała się rozejść z ludźmi, wdowa, i ze światem.
Dziś kocha - ani można mówić słowa o to.
Obrzydzenie rozkoszy nigdy nie jest cnotą,
Lecz raczej skazą smaku, zdarzoną niekiedy
Z wielkich trosków, z niedoli, z umartwienia, z biedy...Niech
że chwil pomyślniejszych płomyk błyśnie z góry,
Wraca lubość rozkoszy. Rozkosz - stan natury!...
Ale kogo to ona kocha? Co za dziki
Człek w lesie, z odludnymi schowan pustelniki,
Co za poważny Kato lub jemu podobnyChcia
łby z nią wiek przepędzać nudny i osobny?
Jakbym rada co prędzej znać tego sarmatę:
Musi to być coś siwe, stare i wąsate...
SCENA IX
Klarysa, Fircykędko
KLARYSA
mówi bardzo pr
Pódź no tu, starościcu, a prędko, a żwawo.
FIRCYK
łucham pani.
S
KLARYSA
ą.
zawsze jednym tonem
Powiem ci rzecz wcale ciekaw
FIRCYK
ład?
Na przyk
KLARYSA
łuchaj no!
Pos
FIRCYK
łucham.
S
KLARYSA
Nasza wdowa...
FIRCYK
ż wdowa?
Có
KLARYSA
Dla was, ch
łopców, dotąd tak surowa,
Co miała całe życie w stanie spędzić wdowim...
FIRCYK
ę zakochała?
Pewnie si
KLARYSA
łeś.
Zgad
FIRCYK
śmiejąc się
To
ć ja to wiém.
KLARYSA
Któż ci mówił?
FIRCYK
Jej oczy.
KLARYSA
O, je
żeli tylo,
Są to znaki kłamliwe - oczy często mylą.Ale ja z ust jej w
łasnych, będzie temu chwilka,
Bardzo ciekawych rzeczy wyczerpnęłam kilka,
Które na tym się kończą, że nasza wdoweńka,
Jak pierwej była dzika, tak dziś słodziusieńka.
FIRCYK
Bo si
ę kocha, cóż to jest dziwnego?
KLARYSA
Ale w kim,
Tego zapewne nie wiesz?
FIRCYK
To te
ż bo to, że wiém.
KLARYSA
że na przykład?
W kim
FIRCYK
tonem pewnegoJe
śli nie we mnie bez mała,
Alboż waćpani o tym nic nie wspominała?
KLARYSA
łowo!
Gdyby s
FIRCYK
z zadumieniem
Czy mo
żna? A to jest, jak widzę,
Rzecz cała w tajemnicach, w kabałach, w intrydze.
KLARYSA
ż się waćpan w niej kochasz?
Czy
FIRCYK
Kocham si
ę.
KLARYSA
I ona
ć niby twoja żonka narzeczona?
Ma to by
FIRCYK
To ciekawe pytanie!
KLARYSA
że od niej słowo?
Masz
FIRCYK
Ju
żci, przecie do śmierci młodej nie być wdową.
Potem, jak mnie nie kochać? Taki ze mnie cacka,
Talijka smukła, piękna buzia, mina gracka...
Takich też to wy chłopców lubicie, kobietki.
KLARYSA
Tylko by
ś nie był w swoich domysłach tak letki,
Bo ja mam z ust jej własnych ten dowód widomy,
Że ów, którego kocha, jest ktoś nieznajomy.
FIRCYK
ękniony
ul
Co słyszę? Nieznajomy!
KLARYSA
A potem, czy mo
żna,
Żeby kobieta taka stateczna, pobożna
Miała na koniec kochać ciebie, szaławiłę?
FIRCYK
rozgniewany
Moja pani, zaniechaj te
żarty niemiłe!
Prawda, słyszałem od niej o tym kawalerze.S
łowa jej brałem za żart - znać mówiła szczerze!
KLARYSA
Żarty często się prawdzą.
FIRCYK
Los mnie srogi karze.
Pierwsze moje kochanie w ma
łżeństwa zamiarze,
Pierwsze i nieszczęśliwe!
KLARYSA
Tak zawsze w mi
łości:
Wygrał, przegrał. Myśl sobie, żeś niby grał w kości.
FIRCYK
łopiec cudotworny!...
Ja, ów w moich zalotach ch
KLARYSA
ć niewart cudów wiek nasz grzeszny i niesforny.
Zna
FIRCYK
ścią
z zapalczywoEj, póki
ż tych urągań! Kiedy ran nie leczysz,
Po co je jątrzysz, po co na nowo kaleczysz?Gdybym dzi
ś nie miał pociech i wsparcia w rozumie...
KLARYSA
ę? Starościc i gniewać się umie?
Co ja widz
FIRCYK
obaczywszy si
ę w grubijańskiej zapalczywościKlaryso, ubli
żyłem czci twojej! Niech raczy
Wymówić mię przed tobą zbytek mej rozpaczy.
Miłość, żal, zawstydzenie - trzej srodzy mordercę
Odjęły mi przytomność, udręczając serce.
Ach, jeśli jeszcze można jaką znaleźć drogę,
Proszę, wesprzyj mię u niej!
KLARYSA
Có
ż ja w tym pomogę?
FIRCYK
Pomo
żesz, byłeś chciała. Niech wasza zażyłość,
Przyjaźń i krew nieszczęsną moją wesprą miłość!
Byłażby sroga, widząc łzy moje i modły?...
Ale kto to ten rywal? Niech drży, jeśli podły!
Nauczę go... lub jeśli równe stany nasze,
Gdy chybią pistolety, pójdziem na pałasze.
Klaryso, ulituj się!
KLARYSA
Z duszy bym to rada
ć dla waćpana, ale co to nada?
Uczyni
Przeszkody są tak wielkie.
FIRCYK
Ma
łe będą one,Je
śli mię szczerze zechcesz wziąć w swoją zasłonę.
Cóż by mogło nie ulec na te wdzięki śliczne,
Ten warg koral, ust róże, te jagody mléczne...
Te oczęta ginące w niebieskim błękicie!Na to nadchodzi Aryst
Ach, one mi powróc
ą mój pokój, me życie!
Czyż można, aby piękność była tak zawzięta?
SCENA X
Fircyk, Klarysa, Aryst
ARYST
źniając
podrzeTo, to, to... „Te w b
łękicie ginące oczęta,
Ten warg koral, ust róże, te mléczne jagody...”
No, dalej, nie przeszkadzam, dokończ, panie młody!
O, Boże, co ja widzę! co widzę! Także to
Uczciwie postępują?! Ty, niecna kobieto!
Ty wiarołomna! I ty, zdradny przyjacielu,
Na takimże to miałem służyć ci weselu?!Ach Klaryso, Klaryso! Kiedy nie krewko
ści,
Przynajmniej mieć się godzi więcej ostrożności
I chociaż męża nie mieć swych umizgów świadkiem!
Mój Boże, na cóż ja to trafiłem przypadkiem!
KLARYSA
śmiejąc się
A to jest osobliwa scena! Có
ż tam daléj?
Gdybyś nie ty, mój mężu, jużeśmy drzymali.
Właśnieś scenę ożywił.
ARYST
w gniewieTakie
żarty słone,
Mościa pani!
FIRCYK
Za có
ż ty powstajesz na żonę?Pfe, wstyd
ź się, wstydź! Możnaż być takim waryjatem
I ją lżyć, i na siebie samego być katem?
Cóżeś słyszał? Coś widział? Z jakiego pozoru
Dochodzisz plamy twego, niebaczny, honoru?
Ja przyjaciel - nic złego nie postrzegłeś po niéj.
Czyż to nas od podejrzeń twoich nie zasłoni?
ARYST
Nic z
łego nie postrzegłem! Alboż to jest mało,
Że się z takim sam na sam bawi świszczypałą?
Albożeś jej nie prawił andronów tysiące,
Czym, jeśli nie najmiększą lubieżnością tchnące?
I ja na te krwią zimną patrzałbym swywole!
Cóż na to mościa pani? Prawda w oczy kole!
KLARYSA
Mój m
ężu, żal mi ciebie, szanuję twe błędy
I jeśli ci wybaczam, przez te tylko względy.
Wiedz jednak, gdybym nasze chciała plamić łoże,
Lepiej bym cię oszukać potrafiła może.
ARYST
ą
z pasjOszukuj
że, do licha, kiedy o to idzie,
Ale niech mąż o twoim nic nie wie bezwstydzie!
FIRCYK
Ale nie by
łbyś dzieckiem i bajów nie prawił!
Zostaw nas tu na moment.
ARYST
Żebym was zostawił!
pewnym interesie.
FIRCYK
Tylko się naradziemy w
ARYST
Nic z tego, dobrodzieju!
FIRCYK
ę.
Prosz
ARYST
Obejdzie si
ę,
Obejdzie, dosyć mojej cierpliwości póty!
FIRCYK
ę jedną.
Chwilk
ARYST
ł minuty!
Nie, nie, nie, ani pó
FIRCYK
że, mi pani, że za twą pomocą...
do Klarysy
Przyrzekasz
KLARYSA
żeli będę mogła, bądź pewien...
Je
ARYST
Co? Co? Co?
KLARYSA
do m
ęża
To, o czym waćpan nie wiesz.Do Fircyka
Że się nie uchylę,
chwile.
Żebym ci rozkoszniejsze mogła sprawić
ARYST
ćpani mówisz?
Co, co wa
KLARYSA
ąc
odchodzK
łaniam uniżenie,
Na tak lekkie pytania najlepsze milczenie.
FIRCYK
do KlarysyS
łużę pani.
ARYST
ści
w ostatniej zapalczywoA wiesz ty, mospanie Fircyku,
Że ja takich wypraszam gości na patyku?
Klarysa odchodzi, Fircyk za ni
ą.
SCENA XI
Aryst, Pustak
PUSTAK
ście, mospanie!
Go
ARYST
Jacy?
PUSTAK
Po korabiu starym
Pozna
łem, że ksiądz proboszcz przyjechał z wikarym;
Także dwa o trzech koniach szydłem karawany,
Pewnie księża kwestarze jadą na barany.
ARYST
Id
źże sobie do diabła z swymi kwestarzami,
Z kwestą i ze wszystkimi w świecie baranami!
PUSTAK
Ale ksi
ądz proboszcz! Wszakże to przyjaciel pański.
Należy go przywitać.
ARYST
Ciszej, mi, poga
ński
Synu!
PUSTAK
Przecie
ż w kościele dla pani i pana
Pierwsza ławka jak sutym kobiercem zasłana!
Pierwszy krok w procesyi, pierwszy ku patynie...
ARYST
ę zuchwałość twoją, poganinie,
A ty za tDaje mu policzek z obojej strony
Masz! Nie za „panie bracie” z panem!
Odchodzi.
SCENA XII
PUSTAK
sam
Niez
łe i to.Kochany pan! Kiedy da, to ju
ż da sowito!Cho
ć późno zaczął, ale naddał to w przycisku.
Nigdy jeszcze tak brzydko nie wziąłem po pysku.Musia
ła mi twarz spuchnąć przynajmniej pół piędzi.Strasznie ma ci
ężką rękę, zekaty mię swędzi.Lecz mniejsza o ból, gorszy jest wstyd. Jaki taki
Mo
że spytać, skąd mam te na gębie siniaki.
Muszę łgać, nie tak dla mnie, jak raczej dla pana,Boby go za wielkiego miano grubijana.
Pfe, da
ć komu policzek! Już ten zwyczaj staryLedwie mi
ędzy dzikimi uszedłby Tatary,Ale nie u nas w Polszcze, w tak grzecznym narodzie,
ęście! Czasem jeszcze bywa i tu w modzie,
NieszczLecz nie mi
ędzy pierwszymi, i jeśli trafia się,To si
ę trafia najczęściej w niskich ludzi klasie.Zawsze jednak, na moje zdanie, nie ten, który
Schwyci, lecz który wytnie, wart by czarnej kury,
A przynajmniej powszechnej wzgardy, jak niegrzeczny,Pod
ły i w obcowaniach ludzkich niebezpieczny.Wreszcie nie mnie na cudze wady by
ć bocianem!Ja sam mo
że bym gorszym był, gdybym był panem.Lepiej zrobi
ę, gdy trocha przejdę się w opłotki
Wyzierać moich dziewcząt - Basi i Dorotki.Skoro si
ę zabierają panowie do tańca,To
ć i mnie ze Świstakiem nie mówić różańca.
KONIEC AKTU DRUGIEGO
Koniec aktu drugiego