Akt PIERWSZY

AKT PIERWSZY

SCENA I

Pustak,
Świstak

PUSTAK
spostrzegaj
ąc Świstaka
Nie mylę się - tak jest - on. Witaj, pożądany
Świstaku, urwipołciu, stary lisie szczwany!
Cóż tu robisz? Jak się masz? Czyś zdrów, czy wesoły,
Czy pieniężny?

Ściskają się

ŚWISTAK
Zdrów, ale co goły, to goły.

PUSTAK
Świat dziś taki. Przynajmniej, że cię widzę zdrowym.
Z kimże tu przyjechałeś?

ŚWISTAK
Z moim panem nowym.
Ale niech ci
ę uściskam, mój luby Pustaku!

PUSTAK
Take
ś mi strojny! Byłeś niedawno w paklaku,
Teraz się taka świeci
na tobie mamona,
Jak gdyby na ministrze króla faraona.
Obzieraj
ąc go

Suto! suto! A wszystko od srebra i z
łota!
Przecie skąd ta do ciebie zawinęła flota?
Obziera go

Niech ci
ę jeszcze obejrzę! - Ale jakże gusto!

ŚWISTAK
Tak, gusto, gusto, ale za to w worku pusto.
Gdyby sto astronomów patrza
ło w kieszenie,
Grosz grosza nie zobaczy: takie tam zać
mienie!
Prawda, do
ść jestem strojny. To sukno w sagiecie
Angielskiej, jak rozumiesz, co kosztuje przecie?

PUSTAK
Przynajmniej ze sto z
łotych.

ŚWISTAK
A p
ętle, a guzy?

PUSTAK
Tyle drugie.

ŚWISTAK
Nic wi
ęcej, tylko cztery tuzy
Tryszakowe za ręką.

PUSTAK
To szcz
ęśliwie właśnie!

ŚWISTAK
Ale za to - szel
ąga! Zapal, to nie trzaśnie!
Ujrzysz i mego pana: jak się on nadstawia,
Jak puszy, jak pstry cały, gdyby ogon pawia
.
Ol
śniesz, bracie, gdy spojrzysz na jego błyskotki...
Wieszże, wiele ma w worku?

PUSTAK
Nie wiem.

ŚWISTAK
Dwa pó
łzłotki.

PUSTAK
Dwa pó
łzłotki? - To cienko koło was, zekaty!

ŚWISTAK
Joby, Joby na oko, w rzeczy - reformaty.

PUSTAK
Sk
ądże szumicie?

ŚWISTAK
Czy znasz „set kenz lewa plie”?
Otó
ż ja z pana, a pan z tych dochodów żyje.
Znaczemy jak panowie: hulanki, parady,

Gry, uczty, bale, ta
ńce, umizgi, biesiady...
Słowem, że ci tak powiem, bicze krecim z piasku.
Ot, tak to, tak to, bracie, żyją po warsza
wsku.

PUSTAK
Wiem, wiem, bywa
łem kiedyś i ja tym furmanem.
Ale skracając dyskurs, któż jest twoim panem?

ŚWISTAK
Opatrzno
ść, co swej wszystkim opieki użycza,
Zdarzyła mi za pana młodego panicza.
Jest to człek znakomity, bo, jak sam powiada,
Ma tytuł starościca jeszcze od pradziada.

Ale, przecie musia
łeś słyszeć o Fircyku?

PUSTAK
I znam go. Któ
ż by o tym nie słyszał wietrzniku?
Wszak to on z moim panem, kiedy są w Warszawie,
Brat a brat - jedną łyżką i na jednej strawie.

ŚWISTAK
Chwa
ła Bogu! Tym lepiej! Taką rzeczą teraz
Będziemy, przyjacielu, widywać
się nieraz.

PUSTAK
Przecie
ś z swego Fircyka kontent?

ŚWISTAK
Jak si
ę zdarzy.
Ale mu nigdy smutnej nie uka
żę twarzy.
I wart tego. Natura dobra w nim i szczera.
Zacina, prawda, panicz trochę na szulera,
Kocha młode kobietki, lubi winko stare...
Lecz wreszcie, każdy człowiek ma swoją przywarę.

PUSTAK
Wszyscy
śmy ludzie!...

ŚWISTAK
Zreszt
ą, żyjem jak dwóch braci:
Ja mu służę lada jak, on mi też źle płaci.
A tobie jak się wiedzie u pana Arysta?

Czy taki
ż paliwoda? Czy tak jak mój śwista?
Czy z tobą poufale żyje?

PUSTAK
Co to, to nie.
Co do humoru, z diab
ły kładź go w paragonie!
Wielki brutal, złośliwszy nad smoki i żmije:

Gdy gada, gdyra, a gdy macha, zaraz bije.
Niech w domu nie do my
śli rzecz się zdarzy jaka,
Kto zbroi, ja mu krzywy - jak w dym do Pustaka,
A to tak regularnie, że gdyby spod krydki
Jak na osła tłumoki, na mnie lecą pytki.

Klarysa,
żona jego, cudnie piękna pani:
Bo to stanik jak łątka, nóżka jak u łani,
A oczki, a usteczka, skład ciała, postawa...
A humor - gdyby żywe srebro, dziarska, żwawa,
Rozumna, wesoluchna. Z tylą przymiotami

Rozumiesz,
że szczęśliwa? Równie cierpi z nami.
Są czasy, że zazdrośnik czulszy od Argusa,

Naziera j
ą, włóczy się za nią jak pokusa,
Huczy, mruczy, przeklina, ręce łamie, wzdycha,
Woła ludzi - gdy przyjdą, za drzwi powypycha...

ŚWISTAK
Cóż żona?

PUSTAK
Zaufana w sumieniu i cnocie,
Im on diab
łów liczniejsze wywołuje krocie,
Im większe robi głupstwa, im dziwaczniej brydzi,
Skacze, śpiewa, śmieje się i jak z dudka szydzi
...

ŚWISTAK
To w
łaśnie osobliwszy przekor między niemi!

PUSTAK

Tak dalecy od siebie, jak niebo od ziemi.
Ale niechaj doko
ńczę. Fraszka to, że gdyra
I zazdro
ści, to większa wada, że kostyra
I filozof. Filozof smutny i ponury,
Mniej podobno z rozumu, jak raczej z natury.
Gracz za
ś, nie tak z łakomstwa (ma dość, dzięki Bogu!),
Lecz z chimery, z ubrzdania, z chluby i na
łogu.
W wygranej - tchórz, w przegranej - odwa
żny bez granic;
Gra we wszystkie, a
żadnej gry nie zna nic a nic,
Przeco się na przegraną wystawia i żarty.
Gdy grać
siądzie, ja muszę zazierać mu w karty.
Wygrali-li - moje szcz
ęście, niechże, broń Boże, nie -
Naklnie mnie, naszturcha się, zburczy i wyżenie.

ŚWISTAK
A to jest osobliwszy gatunek cz
łowieka!
Cóż ty winien?

PUSTAK
Wzrok go mój, mówi,
że urzeka.
Lecz nareszcie ma ka
żdy człowiek swoje „ale”.
Zgani
łem go, w czym był wart i w czym wart pochwalę:
Punkt honoru prawdziwe, poczciwość
niepróżna,
Przyjaźń grzeczna, powolna, stateczna, usłużna,
Serce dobre, myśl szczera, obyczajność
czysta
Cho
ć dziwaka, każą czcić i kochać Arysta.
Co si
ę tycze majątku i jego użytku,
Często do rozrzutności zbliża się i zbytku.
Służę mu od lat czterech i kilku miesięcy -
Ileż przez moje ręce nie poszło tysięcy!...

Pewnie my
ślisz, że kiedy rejestra przeczyta,
Zważy słuszność wydatku, o reszty zapyta?
Nigdy mi jeszcze o to nie mówi
ł i słówka.

ŚWISTAK
Nie ma go co stąd chwalić
: to znaczy półgłówka.

PUSTAK
Przy takich te
ż to człek się dorobi groszyka.
Wiesz przysłowie: Drzyj wtenczas, kiedy się drą, łyka.
Ostatnia to rzecz, bracie, już to ciężkie czasy,
Kiedy się podskarbiemu przyjdzie sprawiać
z kasy.
Bodaj mój pan! Niech za to
żyje jak najdłużéj!
Człek go też z duszy kocha i poczciwie służy.

ŚWISTAK
To cnota bohatyrska! Je
śli mi się zdarzy
Moich kiedy znajomych odwiedzić
kucharzy,
Cokolwiek im si
ę lauru od szynek ochroni,
Nie omieszkam zamówić
na wieniec twej skroni.
Warte
ś tego.

PUSTAK
Tylko by
ś zaniechał te drwinki.
Poetom laur, poetom, dla nas lepsze szynki.
Ale mówiąc o naszym: powiedz mi, mój bracie,
Po co tu do nas na wieś z panem przyjeżdżacie?
To nie jest bez przyczyny, coś się w tym zawiera.

ŚWISTAK
Ca
ła rzecz przywidzenie, kaprys i chimera,
Nie w złym jednak, broń Boże, rozumieniu wzięta -
Nie są to jego wady, lecz raczej talenta.
Chimera, pospolicie w innych niedorzeczna,
Kłótliwa, niespokojna, w nim słodziuchna, grzeczna,
Miła, powabna... słowem, że tak powiem, która
Tyle w nim jest, co w drugich szczęśliwa natura.
Człek z niego osobliwszy: zrobi co, czy powie,
Nad niczym się, jak żywo, krty nie zastanowi...
A wszelako z postępków i z rzeczy, i z mowy
Zawsze go znać
, że jeszcze oryginał nowy
Tak do naśladowania, jak trudny do wzoru.

PUSTAK
Prawda, osobliwego pan Fircyk humoru!
Lecz co ma za interes?

ŚWISTAK
Domy
ślam się trocha,
Ale proszę o sekret: podobno się kocha.

PUSTAK
Czy tak? Wie
ś jest zwyczajna w tej mierze pociecha:
Szmer strumyków, kwilenie ptasz
ąt, gajów echa -
Są to lube ustronia, jest to bytność
cicha,
Gdzie swe amant tym koi k
łopoty, że wzdycha.

ŚWISTAK
Kto? On wzdycha? Nie znasz ty tego specyja
ła...
Gdyby raz westchn
ął, cała płeć by omgliwała.
Uprzedzany w miłostkach, ukochany wszędzie,

Ledwie si
ę do którego dziewczęcia przysiędzie,
Zalotnice publicznie, pok
ątnie dewotki
Po
żerają go wzrokiem - tak jest dla nich słodki!
Ja my
ślę, czy inkluza nie ma, którym nęci.
I teraz ze sześć
w nim się kocha bez pamięci,
Ale si
ę pozawodzą. Wasza Podstolina
Kaducznego mu w g
łowę zasadziła klina.
Jest teraz z ni
ą w ogrodzie.

PUSTAK
Mego pana siostra?
Ta pi
ękność w miarę siebie surowa i ostra?

ŚWISTAK
Ta sama, ale nie tak, jak powiadasz, sroga,
Lubi ona i ludzi, cho
ć wzdycha do Boga.
B
ędzie z niej dla mojego zdobycz starościca.
Nasza ona, skoro się do niej pozaléca.

PUSTAK
Nadto
ście, moje państwo, w sobie zaufani.
Nie tak łatwo z nią pójdzie, ma statek ta pani.
Życie osobne, smutek, książki i pacierze -
Tym zaczyna dzień, na tym trawi odwieczerze.
Rok już minął, po mężu jak została wdową,
Śmierć
ta jednak jest dla niej obecną i nową.

ŚWISTAK
Znam j
ą, bom u niej służył. Nie do tego ona
Zwykła, osobność
dla niej nie jest ulubiona.
Niepodobna serc ludzkich bada
ć tajemnice,
Wiemy jednak,
że czułe serca są kobiéce.
Podstolina jest piękna, musi być
i tkliwa;
Mo
że, żeby jej szukać, na to się ukrywa.

PUSTAK
Ja bym si
ę nie spodziewał tej po niej chytrości.

ŚWISTAK
Mój bracie, w sercach kobiet rzadko szczero
ść gości.
Wiemy, że one z kości, my jesteśmy z gliny -

W ró
żnych tworach różne też być muszą sprężyny.
Pan mój był u niej w jej wsi; wzięła ją chimera
Jechać
do brata, pan mój za nią się wybiera.
Chłopiec piękny, rozumny, dobrze wychowany,
Umizga się, nadstawia - musi być
kochany.
Otó
ż i oni idą.


SCENA II

Podstolina, Fircyk, Pustak,
Świstak

FIRCYK
bieg
ąc za Podstoliną
Możnaż być tak dziką!

PODSTOLINA
do Pustaka
Pan twój czy ju
ż wstał?

PUSTAK
Jeszcze, mo
ścia dobrodziko.

PODSTOLINA
A imo
ść?

PUSTAK
Wnet si
ę dowiem.

PODSTOLINA
patrz
ąc na zegarek
Jak to biegn
ą czasy.
Na dwunastej...

PUSTAK
do
Świstaka
Chod
ź, bracie, na kawał kiełbasy!
Odchodzą

PODSTOLINA
niby dopiero postrzegaj
ąc Fircyka
Jeszcześ to, starościcu?

FIRCYK
Co za podziwienie!
To „jeszcze, staro
ścicu” bawi nieskończenie
I z tonu wymawiania, mniej kto świadom ludzi,
Mniemałby, że starościc Podstolinę nudzi.

PODSTOLINA
z gniewem
Nie inaczej - tak - nudzi.

FIRCYK
z u
śmiechem trzpiotowskim
Nie wierz
ę, nie wierzę.

PODSTOLINA
Naprzykrzasz mi si
ę waćpan.

FIRCYK
tym
że tonem
Wszystko to nieszczerze.

PODSTOLINA
To nawet niewierzenie bior
ę za urazę.

FIRCYK
A ja tak
ą oziębłość mam za smaku skazę.
Podstolina bez gustu! Chimera, chimera!
Przecież ujść
za grzecznego mogę kawalera.
Znam ludzi i mnie ludzie.
Żyjąc w wielkim świecie,
Wiem, jak czcić
piękność, jak się przymilić kobiecie.
Pani z domu wyje
żdża, ja za nią w też tropy.
Drugi wierny Ulisses dla swej Penelopy,
Z tą jedynie różnicą, że tamtego nawy,
Mnie mój Hektor angielczyk unosił cisawy.
Wielkaż to wada ogon! Dzielniejszy koń kusy.

Widzia
ła pani jego korwety i susy?
To lekkie nóg zbieranie, to zagi
ęcie karku?...
Nie w polskim też mój konik schował się folwarku;
Król Anglów siedział na nim, popisując szyki
Mające na wyprawę iść
do Ameryki.
ż mówisz, Podstolino? Albo koń niesprawny?
Ani pan jego nudny, jeśli nie zabawny?
W drodze jak cię bawiłem! Szemrzące strumyki,
Drzewa liściem szumiące, kwilące słowiki,
Były to wielbiącej cię natury odgłosy...

Komu
ż, jeśli nie tobie, kłaniały się kłosy?
Komu kwiaty balsamem lubej tchnęły woni?

Komu zefir ch
łód czynił, komu wiał fawoni?
Dla kogo wierne echa szły z gór na doliny?
Dochodziłem ich celu: hołd to Podstoliny.
Mając humor tak słodki, grzeczny, żartobliwy,
Żebym cię nudził? Nadto byłbym nieszczęśliwy.

PODSTOLINA
na stronie
Co za ba
łamut z niego! Co za trzpiot! - Lecz luby!
Głośno
Staro
ścicu, daremnej nie szukaj stąd chluby!
Atencyje i grzeczno
ść tyle tylko cenię,
Ile w tym mieć
kto może moje przyzwolenie.
Któ
ż cię prosił przyjeżdżać do mnie na wieś? Kto mu
Potuszy
ł, że go mile przyjmę sama w domu?
A
ż nadto obowiązki znam mojego stanu.
Mia
łeś dowód, wszak byłam nierada waćpanu.
Nie chcia
łeś tego poznać, nie chciałeś wyjechać,
Musia
łam ja. Proszęż mnie chociaż tu zaniechać.

FIRCYK
Za có
ż ta subiekcyja? Po co trudzić konie?

PODSTOLINA
O mój ty ostrej cnoty surowy Katonie!
By
ć z nim samej...

FIRCYK
Nie b
ędę grał roli stoika,
Młodym na to, lecz nie chcę ujść
za rozpustnika
je
śli me co kazi obyczaje czyste,
To to chyba,
że nad wiek widzą mnie statystę.

PODSTOLINA
I jak jeszcze!

FIRCYK
u
śmiechając się
No, no, no, ju
ż wiem, co się święci!
Domy
ślam się urazy i przyczyn niechęci.
Będzie to to zapewne, żem cię, moje złotko,

Cho
ć słusznie, lecz za śmiało raz nazwał dewotką.
O, je
śli tak, to lekka w kochającym wina!
Raczy mi j
ą darować śliczna Podstolina,
Na co,
żebym zasłużył, niechaj moją panię
Zniewoli to najżywsze rąk ucałowanie!

Bierze j
ą za rękę
Niech mi wolno ssa
ć słodycz z tej śliczniuchnej dłonie!
Całuje ją powielokrotnie

PODSTOLINA
wyrywaj
ąc rękę
Staro
ścicu!

FIRCYK
Ura
żam? Pani wstydem płonie?
Cóż to złego? Uczciwe godzą się zaloty.

PODSTOLINA
udaj
ąc rozgniewaną
Jest to p
łochość, tak tylko postępują trzpioty!
Gniewam się.

FIRCYK
udaj
ąc mocno zakochanego
Nie, nie trzpioty, nie trzpioty, ale ci,
Którym
święte płomienie miłość w sercach nieci,
Którzy czuj
ą moc onej, jak jest wielowładna.

PODSTOLINA
z podziwieniem nieufaj
ącej
Wa
ćpan kochasz?

FIRCYK
Ach, kocham!

PODSTOLINA
ż to za twarz ładna
Albo raczej szcz
ęśliwa? Jakich wdzięków siła
Tyle sercem wać
pana władnąć potrafiła?

FIRCYK
z entuzjazmem
Pi
ękność większa nad ziemskie, piękność jedna w świecie!

PODSTOLINA
Ciekawa bym j
ą poznać, przynajmniej w portrecie.
Prosz
ę, spraw mi tę rozkosz! Kunszt [w] miłości ręku
Tym samym jest piękniejszy, tym więcej ma wdzięku.

FIRCYK
zawsze jednym tonem
Nie, nie. Ta pi
ękność, której cudny urok krasy
Pozbawi
ł mnie swobody, lube zatruł wczasy,
Razi serce, lecz nie tak, abym z przeświadczenia
Własnego nie znał cel mój być
wartym wielbienia.
Wielu pierwszy poci
ąga impet, ale u mnie
Rzecz, zacz
ęta z rozsądkiem, kończy się rozumnie.
Miłość
moja nie taka, jak są te fosfory,
Ten marny ogień, którym wzrok łudzą wieczory,
Nie mający istoty ognia ni własności -
Ogień mój jest istotny, jest ogień miłości.

Tym trwalszy,
że go żywi tylu podniet mnóstwo:
Rozum, cnoty, wdzięk!... Słowem, ziemskie kocham
bóstwo!

PODSTOLINA
Śliczny portret!

FIRCYK
Do
żywa ciebie samą znaczy.

PODSTOLINA
To by mia
ł być mój portret?

FIRCYK
Tak jest, nie inaczéj,
Twój w
łasny, lecz przez respekt powinny dla damy,
Wierna ręka dla wdzięków utaiła plamy;

Jedn
ę zwłaszcza, którą wiem, że ci nie pochlebię:
Ta osobność
, ten od nas wstręt, ta myśl o niebie,
Ten wreszcie okazanych dla mnie pochop wstrętów
Są skromne utajenia czułych sentymentów.

PODSTOLINA
Inaczej bym wa
ćpana kochała?

FIRCYK
Tak tusz
ę.

PODSTOLINA
Mylisz się, starościcu, inną ja mam duszę.
Żem do płochych zalotów nie nadto pochopna.
Nie tak jestem dewotka, jak raczej roztropna.

FIRCYK
O, jeśli tak, już jestem szczęśliwy! już moje
Uiszczone nadzieje, już się nic nie boję.
Stałość
ci się podoba? Nikt stalszy nade mnie

PODSTOLINA
Wątpię bardzo.

FIRCYK
I wiem, że kochasz mnie wzajemnie.
Niechże cię...

Chce j
ą uściskać

PODSTOLINA
wstr
ęt czyniąc
Staro
ścicu!

FIRCYK
zawsze obcesowy
Po co ta ob
łuda?
Kochasz mnie! O ja umiem cz
ęsto robić cuda!
Gdzie uderz
ę, wszędzie mi płeć zawiesza szluby,
Wsz
ędzie jestem żądany, wszędzie jestem luby.

PODSTOLINA
Winszuj
ę tego szczęścia. Jak widzę, w stolicy
Inszy sposób kochania, insi zalotnicy.
Miłość
tam samej sercom udziela słodyczy,
Pierwej grzeczna, nim prosi, nim kto sobie życzy
.
Tam wi
ęzy romansowe, więzy wite z róży.
Spiesz się do niej, szczęśliwej życzę mu podróży.
Właśnie w swym, starościcu, będziesz tam żywiole.
U nas są róże, ale jest i cierń, co kole.

FIRCYK
Pani ca
ła w żartulach, lecz trochę za prędka.
Gdyby mię też doprawdy jechać
wzięła chętka,
Gdybym tak był posłuszny, jak jesteś zawzięta...
Czyż jedne tam się po mnie spłakały oczęta,
Czy jedna piękność
na wpół martwa, na wpół żywa
Śliczną pierś westchnieniami czułości obrywa?
Poopuszczałem wszystkie, wszystkie zaniechałem,
Do ciebie jednej przylgnąć
chcę duszą i ciałem.
Ja pokorny, tyś przeto bardziej nieużyta.
Wzdaj się, daję ci pardon lub z przyjaźni kwita
.

PODSTOLINA
ż to znaczy? Proszę mi powiedzieć wyraźniéj,
Z jakiej to chcesz mię wać
pan kwitować przyjaźni?
Nie miałam jej, zda mi się, w ściślejszym sposobie.
Prócz powinnej stanowi jego i osobie.
Jesteś wesół, zabawny, w żarciki obfity,

Lubi
ą cię, bo to zawsze zabawi kobiéty.
Ja sama, mówi
ąc prawdę, trzpiotów słucham rada:
Jest się zawsze dowiedzieć
czegoś, gdy kto gada.
Lecz żeby być
kochanym, to rzecz inna zgoła.
Wesołej myśli myśl się podoba wesoła,

Dowcip szuka dowcipu, cho
ć serce z daleka.
Inna bro
ń nas zwycięża, ta tylko urzeka.

FIRCYK
Dalej, moja bogini, mieszaj pio
łun w miody,
Głaszcz, martw, rzucaj pioruny i przechodź w pogody.
Wszystko to gotów jestem z dziwnym znosić
męstwem:
Stałość
będzie mą bronią, pokora zwycięstwem,
Przebija ona mury, srogie koi zwierze...
Zląkł się Parys Pallady, przyznał dank Wenerze -
Jeden słodki rzut oka i westchnienie drżące
Zmogło oczy Junony gniewem pałające.
Tyś dla mnie jest Wenera. Jak piękności matka
Dla Parysa, tyś dla mnie jest tak piękność
rzadka.
Jak Parys tamte dla niej porzuci
ł niebianki,
Tak ja wszystkie dla ciebie rzucam warszawianki.
Chcesz tego, rzeknij słowo, na wszystkom jest gotów.

PODSTOLINA
Szcz
ęścia dla siebie z cudzych nie szukam kłopotów.
Żebym wdzięki stolicy w tę wdała ohydę...

SCENA III

Podstolina, Fircyk, Lokaj

LOKAJ
Pan Aryst pani prosi.

PODSTOLINA
do Lokaja
Brat mój? Zaraz id
ę.
Do Fircyka dalej mówi
Żebym się miała chlubić i paść wzgardą czyją...
Ale muszę iść
. Kłaniam.
Odchodzi.

SCENA IV

FIRCYK
sam
Zekaty seryjo!
Nie tak tu, jak mniema
łem, łatwa będzie sprawa.
Nad wszelkie spodziewanie wdowuleńka żwawa!
Dała mi do myślenia. - Jak się tu obrócić
?
Zacz
ąć wzdychać, czy burczyć? Nie dbać, czy się smucić?
Nie, nie - trzeba by
ć w swoim humorze właściwym:
Obcesowym, natrętnym, hożym, żartobliwym.
To w miłości popłaca, na tym przednia sztuka,
Jak z dzieckiem, tak z nią mało ten wskóra, kto fuka.
Ale też źle pokorą, źle iść
i rozpaczą.
Przysłowie: Na pochyłe drzewo kozy skaczą.
Chciałaby mi kochana imość
grać na nosie...
Nie, nie, nic z tego, nie dam sobie m
ącić w sosie.
Żartujmy, drwijmy, bądźmy weseli i hozi!
Choć
mnie zrazu ofuknie, zmarszczy się, pogrozi,
Cóż stąd? To nic nie znaczy - wszystko bagatela,
Gdzie się kłócą amanci, tam pewne wesela.

Wdówka pi
ękna i młoda, więc wniosek, że kocha -
Przynajmniej z oczu to jej poznawałem trocha.
Zawinę się koło niej. Hej, fortuno matko,
Przynajmniej teraz kiwnij ogonem, a gładko!

SCENA V

Aryst, Fircyk, Pustak

ARYST
w szlafroku
Go
ść, gość luby! Mojego witam dobrodzieja.

FIRCYK
ściskając go mocno
A, jak si
ę masz, poczciwy wieśniaku!

ARYST
wyrywaj
ąc się wrzeszczy
E-je-ja!
Stój, dlaboga, co robisz? Staro
ścicu, boki!
Wydar
łszy mu się
A, mój panie, jak widzę, mógłbyś dusić smoki!

FIRCYK
U nas w Warszawie takie jest przyja
źni hasło.

ARYST
A niech ci
ę licho weźmie! Aż mi w karku trzasło.

FIRCYK
Tylko by
ś się nie pieścił. Cóż, tu u was na wsi
Zdrowsi, bogatsi od nas, lecz my za to żwawsi.

ARYST
A w Warszawie co s
łychać?

FIRCYK
Źle bardzo, pomorek.

ARYST
ul
ąklszy się odskakuje
Na ludzi?

FIRCYK
Jeszcze gorzej.

ARYST
Przebóg!

FIRCYK
Na mój worek.
Zgra
łem się jak ostatni. Szeląga przy duszy.
Ci nasi kartownicy gorsi od Kartuszy.
Z
łapawszy mię onegdaj, nie puścili póty,
A
ż z ostatniego grosza zostałem wyzuty.
W sze
ściu talijach trójka, banku faworyta,
Tak mu była przyjazna, a mnie nieużyta,

Żem na nią przegrał razy dwadzieścia i cztery...

ARYST
To by
ć nie może, chybaś wpadł między szulery.

FIRCYK
Tak dalece,
że w jednej godzinie gotowym,
Holenderskim, ważącym złotem obrączkowym
Przegrałem tysiąc dusiów, a co mi w szkatule
Brakło, musiałem wydać
weksel na Trzy Króle
Na kontrakty do Lwowa. Ale b
ędę w Dubnie.
Zje kata, kto mię złapie, a tym bardziej skubnie.
Lecz wreszcie martwi mię to... straciłem tak wiele...

ARYST
Oj, trzeba by, trzeba by wa
ści w kuratelę...
Czy mo
żna, przy tak zacnym młodzieniec imieniu,
Pięknych przymiotach, sercu dobrym, znacznym mieniu,
Czy można się zapuszczać
w nałóg tak fatalny,
Nałóg tym żałośniejszy, że nienaturalny?

Ma
łoż człowiek wrodzonych ma w sobie zdrożności:
Zmysły z duchem walczące, z cnotą namiętności,

Ból, t
ęsknotę, zgryzoty, niepokój, choroby,
By jeszcze nowych szukał przez obce sposoby?

FIRCYK
Mój
że ty filozofie, mój ostry cyniku!
Dobry sylogizm w szkole, lecz nie przy stoliku.

Schowaj si
ę z morałami, nie prosiłem o nie.
Ratuj mi
ę, podaj rękę, bo ostatnim gonię;
Nie mam nic prócz sta
łego do gry przedsięwzięcia.
Czy nie wiesz czasem jakiej wdówki do naj
ęcia?
Mniejsza o to, czy stara, czy młoda, garbata,

Prosta, chroma, czy
ślepa, byleby bogata.

ARYST
dworuj
ąc z niego
Jedno by si
ę znalazło... Wybierz sobie którą,
Mamy tu babsko ślepe, lat sześć
dziesiąt z górą,
Wszak ci takiej potrzeba?

FIRCYK
Ma
ż funduszu wiele?

ARYST
Ju
ż lat kilka w szpitalu siedzi przy kościele.
Fundusz dobry i pewny, jeszcze firlejowski -
Baby mówią pacierze, pleban trzyma wioski.

FIRCYK
Id
źże waść do stu katów, nie praw mi ambai!
Ja chc
ę baby bogatej, on mi ślepą rai!
Ci
ężkież to teraz czasy! Serce człeka boli,
Kiedy ludzie żyć
dobrze umieliby - goli.
Źle w Polszcze, zewsząd biéda. Minery olkuskie
Zalane, żupy wpadły w kordony rakuskie,
Zboże tanie, cło drogie. Ociec znów mój sknera,

Stary jak kruk, nie daje nic i nie umiera.
Przecie si
ę niezła człeku upiekłaby grzanka:
Mógłbym jeszcze z rok szumieć
i grać rolę panka,
Potem bym się ożenił z jaką ciepłą babą,

Notandum z bab
ą starą, z babą dobrze słabą.
Ale cóż? Bab do diabła! Ładuj nimi bryki!

S
ą i bogate, cóż stąd? Zdrowe gdyby byki!
Jeszcze by mi
ę trup który mógł przeżyć, do licha!
Niejeden szczep zielony w starym pniu usycha...
Ale co te
ż ja darmo trudzę sobie głowę,
Przypomniałem: znam jedną cud piękności wdowę.

Nie
źle by się koło niej zawinąć nareście.
Po
życz mi, przyjacielu, dukatów ze dwieście!

ARYST
Ale, mój staro
ścicu, masz długów bez miary...

FIRCYK
ż, u kata! Czy na tę fraszkę nie mam wiary?

ARYST
skrobi
ąc się w głowę
Ale
ż... bo... to... dobryś waść w kartowe parole...
Co do d
ługów, dłużnik cię pono w oczy kole.

FIRCYK
Wierzaj mi, jakem Fircyk, oddam ci. Del resto,
Gdy nie chcesz tego, jeszcze mam projektów ze sto,
A pomin
ąwszy inne: zacznijmy na fanty!
Wszak widzia
łeś i dobrze znasz moje taranty?
Konie dzielne, maść
rzadka, gustowne ubranie...

ARYST
przerywaj
ąc
Wi
ęc?

FIRCYK
Czy mi
ę nie rozumiesz? Chcę z tobą grać na nie.

ARYST
Cz
łek uczciwy na fanty! A ludzie co rzekną?

FIRCYK
Tylko by
ś się waść schował z tą lekcyją piękną.
Nic głupszego nad ludzkie obmowy i żarty -

Zawsze trzy cz
ęści zwykły natrząsać się z czwartej.
W takim razie najlepiej jest i
ść na wytrwaną:
Nabzdurz
ą się, nabzdurzą, nareszcie przestaną.
Kto go
ły, może zawsze, jak mi się też zdaje,
Przedać
nie tylko konie, ale i lokaje.
Do Pustaka
Hej, poda
ć stolik do gry! Najpierwsza rzecz u mnie
Żyć wesoło, a potem, gdy można, rozumnie.
Ujrzysz, jaki ja stangret, jak furmanką robię.
Cztery konie na stolik! Dalej, dalej k’so
bie.

ARYST
A jak si
ę też pomylisz, a pójdą od siebie?
Ostrzegam jak przyjaciel, wcze
śnie mi żal ciebie.

FIRCYK
tu stawia stolik
Da si
ę to widzieć. Otóż nasz sędzia przybywa.
Ej, fortuno, aby raz bądź mi miłościwa!
Va, na moje taranty twoje jasnopłowe.

ARYST
Nie, bracie, na pieni
ądze zwykłem grać gotowe.
Twoja furmanka w trzechset niech dukatach idzie,
Wi
ęcej jej nie taksuję.

FIRCYK
A, ty
Żydzie, Żydzie!

ARYST
Ale zaraz gotowe.

FIRCYK
Konie wi
ęcej warte,
Lecz wreszcie idą w trzechset, stawię je na kartę.

ARYST
W có
ż pójdziem?

FIRCYK
W rumel-pikiet.

ARYST
Niech i tak, przystaj
ę.
Kartuj waść
.

FIRCYK
skartowawszy
Prosz
ę zebrać. Czekaj! Większa daje.

ARYST
do Pustaka, który chce odej
ść
Sta
ń za mną!
Do Fircyka
U mnie walet.

FIRCYK
patrz
ąc na zebraną
Ja zbieram na damie!
Drzyj, bracie, dama u mnie zawsze szcz
ęścia znamię!
Rozdaje karty

ARYST
patrz
ąc w swoje karty
Niez
ła. Siedem kart, sekwens siedymnasty, kwarta
Major, czternaście kralek.

FIRCYK
patrz
ąc w swoje
Co za brzydka karta!

ARYST
Dobieram trzech. Przedziwna.

FIRCYK
patrz
ąc w karty
Pe
łno wszystkich maści.
A sam drobiazg!...

ARYST
do Pustaka
Ty chcia
łeś już odchodzić? Naści,
Patrzaj, jak dobra!

PUSTAK
zazieraj
ąc w karty
Widz
ę.

ARYST
I wygram.

PUSTAK
Daj Bo
że!

FIRCYK
dobieraj
ąc się z reszty kart
Kto nie wa
ży, ten nie ma. Dobiorę się może.
Zobaczę, co też wziąłem.

Przeziéra karty
Moje dobrodziéjki!
Trzy damule, trzy króle i cztery asiki.
Przedziwna si
ę zrobiła. Po tych swoich drwinkach
Poskrob się, bracie, w głowę - weźmiesz po tebinkach.

Wymienia karty
Osiém kart, osiémnasty sekwens, a trzy króle.
A czterna
ście asików, przy tym trzy damule.
Rozumiesz? To sześć
dziesiąt -
Zadaje
Jedna, dwie, trzy, cztery,
Pi
ęć, sześć.

ARYST
mówi z refleksji, odrzucaj
ąc
ż też ja robię! Darmo trzymam kiery!

FIRCYK
zadaj
ąc dalej
Siedm, ośm - dziewięćdziesiąt. Masz tedy kapota.

ARYST
z zapalczywo
ścią
Wszyscy mi kaci w dom mój tego wnie
śli trzpiota!

FIRCYK
Dopiero odetchn
ąłem. Jakem człek poczciwy,
Pierwszy raz w grze stchórzy
łem. Takeś był szczęśliwy,
Kto by się był spodziewał na takie początki!
Nie miałem, jak siódemki, ósemki, dziewiątki...
Te mi asy i sekwens pomogły kaducznie.

ARYST
Ale, mój przyjacielu, nie hucz tak, nie hucz, nie!
To pierwsza gra, zobaczym dalej, kto skorzysta.
Chc
ę na tobie wetować. Stawka: drugie trzysta.

FIRCYK
Nie, to ma
ło. Chce mi się waćpana furmanki
Albo te
ż, wiesz co?

ARYST
S
łucham.

FIRCYK
Podublujmy banki!

ARYST
Zgoda. Zbierz! Mniejsza daje.
Zbieraj
ą

FIRCYK
ż tam masz?

ARYST
Dawida

FIRCYK
Ten król mia
ł dobrze grywać. Źle koło mnie. Biéda!
Ja co mam? Judyt - Judyt dodaje mi serca,
Zadrżyj, Holofernesie!

ARYST
karc
ąc go
Wa
ść zawsze bluźnierca.
Bóg cię skarze i za to samo przegrasz może.

FIRCYK
śmiejąc się
Co za
święty kostera! Tym lepiej nieboże,
Będzie dla ciebie.

ARYST
No, no.
Patrz
ąc w karty
Dosy
ć dobrą mamy.
Króle się pokazują gęsto - są i damy,
Katże po tym! Sekwensu nie ma, w maściach przerwy.

Dobiera kart
Bior
ę trzy. A pfe, gorsza!

FIRCYK
Ja tak gram jak pierwej.
Czterna
ście asów, karta z sekwensu szesnasta,
Dwie kwart major i kapot. Nie gram wi
ęcej - basta.
Wstaje od gry
Wygrawszy wi
ęc dziewięćset dukatów i konie,
Pozwolisz,
że się twojej pozalecam żonie!

PUSTAK
cicho do Fircyka
Winszuj
ę panu.

FIRCYK
Od kart daruj
ę ci stołek.

PUSTAK
cicho
Wola
łbym raczej dukat, ja chudy pachołek.
Pan zawsze pan, na stołku, czy siedzi na sofie...

FIRCYK
do Arysta
Teraz rób sylogizmy. B
ądź zdrów, filozofie!
Odchodzi.

SCENA VI

Aryst, Pustak

PUSTAK
na stronie
Zjad
ł diabła! I podchlebstwo, i moje kartowe
Płaci stołkiem. Trzeba mu było dać
nim w głowę.

ARYST
dr
ąc karty
Dobrze mi tak!

PUSTAK
Otó
ż już gniewać się zaczyna.
Nadchodzi utrapienia mojego godzina.

ARYST
Co ty robisz?

PUSTAK
boja
źliwie
Ja, panie dobrodzieju, stoję.

ARYST
Ale, jak zawsze, g
łupie odpowiedzi twoje.
Co znaczą małpie miny i te twoje lazy?

PUSTAK
dr
żąc
Czekam.

ARYST
z pasj
ą
Co? Po co? Na co?

PUSTAK
Na pa
ńskie rozkazy.

ARYST
Albo nie wiesz, co zwyk
łem robić o tym czasie?

PUSTAK
W po
łudnie pan je obiad. Nie, nie, ubiera się.

ARYST
Jak
żyję, tak durnegom jeszcze osła nie miał.

PUSTAK
Czegó
ż pan chce?

ARYST
Czego chc
ę? Chcę, żebyś oniemiał.
Sam do siebie
Wiem,
że nie oszust, lecz ma jakieś szczęście wilcze!
Dwa razy kapot!

Do Pustaka
ż ty na to mówisz?

PUSTAK
Milcz
ę.

ARYST
Ja bo chc
ę, żebyś gadał.

PUSTAK
Zewsz
ąd człeku licho.
Mówię czy milczę, nigdy nie dogodzę.

ARYST
Cicho!
Jeszcze mi b
ędzie burczał! Wej, wej, tego mruka!
Ubieraj mnie! Nuż prędzej! Zwierciadło, peruka!

Mówi z refleksji
Mam
żonę, będą dziatki - i dzieciom, i żonie
Krzywdę czynię. Co bym miał dla nich zbierać
, trwonię.
Bóg mię skarał tą chęcią do gry zapalczywą!
Przysiągłem nie grać
- widzę, że przysiągłem krzywo.
Gdybyż się chociaż na tym me kończyły szkody,
Straszniejszy dla mnie humor tego paliwody.
Wychodząc oświadczył się pójść
do mojej żonki;
On trzpiot, ona trzpiot, mówi
ć nie będą koronki.
Świat teraz tak zły! Brat się bać
powinien brata.
Kto mu ufa? Mo
że mi jaką sztukę spłata.

PUSTAK
uprz
ątając daleko od Arysta
Otóż jest nowa scena - już go zawiść trapi.

ARYST
Co ten trute
ń tchnie na mnie i pluje, i sapié!

PUSTAK
A, ju
ż też! Gdzie pan, gdzie ja!

ARYST
Podaj mi zegarek!
I t
łucze się, i tłucze, jak po piekle Marek.

PUSTAK
Ju
żci muszę uprzątnąć graty i rupiecie.
Pan karty podar
ł, trudno zostawić tak śmiecie;
Stołki porozstawiane,
gdyby w kurdygardzie...

ARYST
Jeszcze si
ę będziesz ze mną przemawiał tak hardzie!

PUSTAK
tchórz
ąc
Cz
łek pilny, a pan zawsze i gdyra, i kwoczy...

ARYST
Ciszéj, hultaju!

PUSTAK
Nic nie mówi
ę.

ARYST
Pójd
ź mi z oczy!
Pustak chce odchodzić
Dok
ądże idziesz? Czekaj!

PUSTAK
Za có
ż mię pan fuka?
Nie było grać
w pikietę.

ARYST
Ciszéj mi! Peruka!

PUSTAK
Któr
ąż mam dać?

ARYST
Angielsk
ą.

PUSTAK
T
ę też mam gotową.
Tu chce podać peruką i upuszcza

ARYST
z gniewem
Otó
ż jest!

PUSTAK
podejmuj
ąc ją
Bodajże cię!

ARYST
Zapalona g
łowo!...
Zawsze mam złą usługę z tego poganina.

PUSTAK
Przepraszam pana, prawda, moja teraz wina.
Ale jest jeszcze druga.
Podaje drug
ą

ARYST
przywdziewaj
ąc ją
Poda
ć mi zwierciadło!
Dobrzeż mi w niej?

PUSTAK
Ale jak do g
łowy przypadło!

ARYST
przezieraj
ąc się we źwierciedle
Przypad
ło! Nigdy oczu dobrze nie otworzy,
Nic nie widzi, a gada.

Zdejmuje peruk
ę, kładzie ją na głowę Pustakowi i każe, żeby się przejrzał
Patrzaj!

PUSTAK
przezieraj
ąc się
Nie najgorzéj!

ARYST
Nosze j
ą sam! Jaka mi do rady osoba!
Dać
mi tamtą!

PUSTAK
podaj
ąc
Jak
że się nareszcie podoba.
Na mój jednak gust tamta...

ARYST
Gust twój nie jest moim.

PUSTAK
na stronie
By
łby też lada jaki, gdyby miał być twoim.

ARYST
zdejmuj
ąc szlafrok
Frak!
Tu podaje mu Pustak
Ca
ły w pudrze. Cóż to? Nie masz oczu?

PUSTAK
Gdzie
ż się ma podziać co dzień funt pudru w warkoczu?

ARYST
Od czegó
ż pręt i szczotka? Na, patrz, wytrzeszcz ślepie!
Tyle plam, tyle brudu...

PUSTAK
Przecie
ż co dzień trzepię.
Drudzy każą pudrować
, teraz taka moda...

ARYST
Ale ja tego nie chc
ę.

PUSTAK
Skoro tak, to zgoda.

ARYST
Ka
żda moda z kaprysu głupia jest i letka.
Ka
że sobie podawać
Tabakierka, pulares, etui, lornijetka,
Wódka pachn
ąca, grzebyk, nożyczki, szczypczyki.
Wszystko to tka w kieszenie

PUSTAK
na stronie
I
Żyd, co z kontrebandą zmyka przed strażniki,
Nie więcej koło siebie mógłby natkać
gratów.

ARYST
Stó
ł czy przykryty?

PUSTAK
Pono.

ARYST
Ale, do stu katów,
Powiadaj mi wyra
źnie! Co znaczy to „pono”?
Chce głupiec, żeby jego myśli dochodzono!
Kiedy cię o co pytam, przemierzły gawronie,
Odpowiadaj dosadnie! Tak - tak, a nie - to nie.
Teraz pójdę zobaczę, jakim się też tonem
Zabawia moja imość
z tym żoli-garsonem.
Mimo pewność
o naszych żon życiu niezdrożnym,
Żaden mąż nadto nie był w tej mierze ostrożnym.
Odchodzi.

SCENA VII

PUSTAK
sam
Chwa
ła Bogu, przynajmniej dziś mi się upiekło.
Otóż to taki czyściec, takie co dzień piekło.
Człek dobry, serce niezłe, lecz humor nieznośny,
Filozof, podejrzliwy, szuler i zazdrośny.
Poszedł do żony - będzie tam spotkanie żwawe.
Ja pójdę do Świstaka, zapijem tę sprawę.

KONIEC AKTU PIERWSZEGO

 


DEDYKACJA 

FIRCYK W ZALOTACH

AKT DRUGI