Ta jest powieść o duszach tułaczych i o ducha człeczego wiecznym nieukoju in figmentis rzeczy dalekich wam tu wiernie opowiedziana. Sobie i wam wiernie. A i w czwórton, jaki gęśle poddały: w trubadurski, żonglerów, goliardowy i mniszy ton, by kamieniom wschodów człeczych nadać czasów życie i kolory.

Za żywe kamienie postawiłem wam - błędnych rycerzy, wędrownych igrców, klerków i żaków oraz wędrowników wedle ducha.

Pomnę... jeszczem głową do szyb okiennych wonczas nie sięgał, gdy na podwórze zaszli raz waganty. Szalone "Bacche!" brzmiało nieomal w hałasie moim na dom cały. I z oczyma dziecka u szyby, widziałem... Tak cudnie było, że opowiedzieć tego nie potrafię dziś wcale: zbrakło może w duszy tych najświeższych kolorów radosności pierwszych. Może kto z was widział ich również za młodu?... Ten przypomni może wraz ze mną, że ani skoczki już między nimi nie było, ani gędźca lub śpiewaka, ani żonglera ku opowiadaniu romansów, ani poety z gęsią... Więc smęt mnie dziś ogarnia nad tym, że od czasu śmierci goliarda tak się owo rozbiła, rozproszyła familia cała.

Ta już tylko uboga gromadka kuglców, z siłaczem i symfonistą, włóczy się po świecie. Daj im Boże zarabiać igrą na chleb powszedni!

My zaś, towarzysze Muzy - którzyśmy dawniej razem z tamtymi po świecie chadzali, a dziś w odosobnieniu nieufnym ślęczymy, każdy po izbach ciasnych, by lucrare scribendo panem nostrum - czym my lepsi dziś od tamtych poprzedników naszych? czym godniejsi przed ludźmi?... Goliard, mimo licznych grzechów, był przed ludźmi człekiem po stokroć wolniejszym niźli my dzisiaj, skoro najbardziej respektowanym osobom w mieście odważył się powiedzieć na rynku, że są wobec Muz rudes et idiotae. Wprawdzie zastawili go sobą towarzysze, obronił rycerz. Za nami nie ujmie się na pewno towarzysz żaden, nie wstąpi w szranki żaden rycerz błędny. Toteż i wolności ducha naszego nie takie dziś wolne, i szyje nie takie zuchwałe. A spragnione usta wędrowników do innej przykładamy dziś czary: niepokój piersi tułaczych koimy najskuteczniej u pierwszej strugi powodzenia... Bo czyż budzą się w nas one ducha troski a nieukoje, wzywające wciąż do nowego szukania szukaniem? Hej! ledwie za żakowskich i waganckich lat, gdy nas wodził po świecie zwid rycerzy błędnych na księżycu! zanim te mieszczan córy, a potem żonka i bachory, te baldachy i pierzyny ludzi osiadłych nie nauczyły... respektowania respektowanych i pomiatania tym wszystkim, co się w grze życia nie wygrywa kartą. Daj Boże i w tym grodów smutku zarabiać Muzą na chleb i szacunek powszedni!

Wy zasię, Muzy Terpsychory, panie dzisiejsze, nie pogniewajcie się za waszą przodownicę przed wiekami: za skoczkę pląsającą po rynku grodzkim. I przez wzgląd bodaj na te brylanty dziś wasze darujcie jej oną suknię z nędzy, tę jej rozpustę, nieopatrznie lada jaką - w której i największe podonczas ladacznice zachowywały coś z dziecka, nimfy i matki zarazem: ową niestępiałą wrażliwość kobiety! Onaż to czyniła nieraz i z takiej nawet - królowę cygaństwa, ślepą żurawicę ziemskiego piękna na czele igrców sztuk wszystkich, po gościńcach swobody i beztroski!

A wy, żaki dzisiejsze, z paznokciami poobgryzanymi od pilnego czytywania ksiąg: którzy wedle ducha przede wszystkim szukacie, by najgórniejszym lotem zerwać się do życia... nunquam permanentes! Nie znajdę dla was w sercu lepszego życzenia nad ten żurawiany krzyk zapomnianego Arcypoety. Nie znajdę ponoć i bardziej płonego: osiądziecie rychło i wy - osiadłością wedle ciała i ducha.

Warn zaś, słuchacze miłościwi, wyznam i tę ostatnią tajemnicę kacerstwa w rzeczach Ewangelii wiecznej.

Omylił się przeor we wróżbnych obliczeniach swoich. Pokolenie Chrystusa i apostołów jako siewne liczone być nie powinno: ziarno dojrzewało w następnych, osobliwie od czasu nawrócenia Pawła. Tedy do wróżbnego roku 1890 jeszcze jedno pokolenie z ducha: czyli lat 30, dodać by wonczas należało. Dziś zasię uczynić w tym i drugą poprawkę niewielką, licząc od onego czasu, gdy papież Grzegorz dobył nas z omylności Cezarowego kalendarza...

Zatem Ducha królestwo na ziemi: rządy najwolniejszych i najbardziej oświeconych nad wolnymi i oświeconymi oraz czerpanie z najczystszych źródeł poznania - nastaną...

Obliczcie sami lub, co łatwiej: spytajcie błędnych rycerzy czasów naszych.

Gotyckiego tumu strzelistość podniebna rzuciła gdyby cień przez wieki - tajń dziwnego proroctwa na głowy naszego właśnie pokolenia. I wywiodła z kościoła jakby bram, żywe spiże rycerzy błędnych - wiarą w starcie smutków z oblicza ziemi, w odnowienie serc człeczych!

A jeśli i was omylą obliczenia wróżbne, a zawiodą znów rycerzy obietnice - niechże ten ich duch, odradzający się na ziemi wciąż, uzacni nam dążeniem wszelakie dole ludzi osiadłych!... Może to lepiej nawet będzie, jeśli nie doczekamy się ziszczenia Królestwa Ducha, gdy w zamian pozostanie nam dążenie? Niełacno odnawiają się serca z nawyknień czucia, myślenia i posiadania. Więc lepiej to może będzie, jeśli nowe niebo czasów przyszłych zajaśnieje nad głowami dzieci naszych? gdy stare niebo i ziemia stara - miną wraz z nami.


POPRZEDNI ROZDZIAŁ

SPIS TREŚCI