Akt pierwszy

Scena pierwsza

Teatr oznacza ogród. Po jednej strome altana mająca siedzenia z darnin.

ARLEKIN
zamyślony, przy każdej dziurce od guzika przypięty pozew, także na kapeluszu i na sprzączkach od trzewików.
Gdyby nad tym łeb suszył Sokrates, Seneka, Zoroaster, Konfucy, ba, sam diabeł, skoro długów po uszy, a manca denari, wszystkich mędrców rozumy... zła ich hipoteka,
Ale kiedy nabita pełna złota kiesa, 
Zapędzisz w kozi róg i Arystotelesa!
O ke sziagura! Każdy człek ma swojego móla, co go gryzie. Wzdycham i nie bez ważnych przyczyn. Uregulowałem się raz na zawsze spać do godziny dziesiątej dla utrzymania świéżej i zawsze czerstwej cery mojej. Obudzono mnie o siódmej, a to dlaczego? Dla oddania pozwu. Zasypiam, budzą mnie znowu. Dlaczego? Zachodzi obligacja, abym przyjął pozew. A tak cały dzień zasypiałem i budziłem się. Poprzypinałem je na sobie w ten sposób, gdyż słyszałem, że człowiek uczciwy powinien zawsze baczyć na swoje interesa. (poziera po sobie) Szanowna i osobliwsza manuskryptów biblijoteko! Ja jeden więcej uczyniłem skarbowi intraty niż tysiąc liczykrupów, harpagonów. Fircyk powiedziałby, że to są słodkie bilety uwiedzionych kobiet, dworak, że listy szukających protekcji jego. Ja nad to oboje wyższy, podobnej nie szukam chluby. Prócz tych pozwów mam na sobie kilkanaście już przewiedzionych procesów, kondemnat, kaptywacji, infamii, banicji, a w kieszeni ?... Il diavolo! cóż, robić? Patienca! Aby ulżyć umartwieniu, potrzeba komu zwierzyć się dolegliwości swoich. Dobra myśl, ale komu? Przyjaciołom? Nie mam ich teraz, wszyscy wzięli kurs swój z utraconymi pieniędzmi moimi. Panu tego domu? Od kilku dni zamknął się w swoim warstacie, zabawny jakąś mechaniki sztuką. Ha! nareszcie wezmę mojego sługę, Pierro. Głupi jest, tym lepiej, tacy też to najlepsi na konfidentów. Pierro! Pierro!

Scena druga

Pierro, Ariekin

PIERRO
poziewając wsparty na kulisie
Kto mnie woła?

ARLEKIN Otóż odezwał się i zasnął.
Pierro!

PIERRO
uczyniwszy kilka kroków, opiéra się na nim i drzémie 
Jestem, mospanie.

ARLEKIN Przypiął się do mnie jak pozew, (wrzeszczy mu do ucha) Pierro!

PIERRO
łypając oczyma
Słucham... słucham...

ARLEKIN
Zamknij oczy, zamknij, pozwalam ci bez tego, uszu mi tylko twoich potrzeba.

PIERRO
Obie masz waćpan dla siebie.

ARLEKIN
Czynię cię moim konfidentem, a co za tym idzie, poufam ci niektórych moich ważnych sekretów, opowiem ci nieszczęścia moje.

PIERRO
Nie dopiéro wiem całą waćpana na pamięć historią. Tyle razy jej nasłuchałem się od niego samego.

ARLEKIN
Nie ze wszystkim. Myśl sobie, że pierwszy raz ją słyszysz. (Pierro poziewa) Na zdrowie! Poziewaj, pozwól sobie, nie uważaj nic. Są to zwyczajne konfidentów specjały poziewać słuchając swoich pryncypałów. Prócz tego poziéwanie ściąga łzy do oczu, będziesz zatem bardzo a propos mieć minę do moich smutnych stosowną przypadków. (Pierro bardziej poziéwa) Niewinna, jak mówią, zazdrość. Tak naturalnie poziewa, że i ja patrząc na niego poziewać muszę. E viva ben vi faczya!

PIERRO 
Słucham tedy tej historii.

ARLEKIN

Ojczyzna moja, miasto Bergama, sławne szkolą delia chirurdżia speciale, di heroi virtuosi, quelle se sonno Castra ve per ben cantare et poi il mondo ingannare, e poi moiti denari zappare, e poi a tutti dimoli andare. Nie znałem ojca ani matki.

PIERRO 
Jak tylu innych.

ARLEKIN
Na przykład jak ty pierwszy! Wychowany byłem od ojca chrzesnego, który miał syna świszczypałę w równym ze mną wieku. Dnia jednego... nie... (myśli) podobno to było w nocy... tak, w nocy. Jednej nocy, dnia jednego, czyli nocy... mniejsza o to... dorwaliśmy się do prochu, porobiliśmy szmermele. Raz przypadkiem szmermel zapalił firanki u łóżka, doszedł ogień do pościeli, z pościeli do podłogi, koniec końcem ogień w izbie, a my w nogi, jeden w tę, drugi w ową stronę. Poszliśmy w świat i odtąd jeden o drugim nie wie.

PIERRO 
poziewa i śmieje się
Śmieszna prawdziwie historia!

ARLEKIN 
Co zaś śmieszna? Chyba chcesz mówić: żałosna?

PIERRO
Prawda, prawda, pomyliłem się, miałem mówić: opłakana... chcę mówić: żałosna.
Krzywi się i płacze

ARLEKIN 
Bravo, bravo, maestro!

PIERRO 
Powiedzże mi, waćpan...

ARLEKIN
Tamto basta, sinior mio! Poczekaj! Domyślam się, co chcesz powiedzieć. Spytasz mnie pewnie o imiona mojej familii, mojego ojca chrzesnego, jego syna świszczypały... w gorącej wodzie jesteś kąpany, mój bracie, dowiesz się o tym, ale nie pierwéj aż po długich awanturach, wielkich przypadkach, nadspodziewanym zjachaniu się, da Bóg tam kiedy... Dopiero wtenczas będziemy się poznawać po znamionach, po pierścieniach, po portretach i tam dalej. Tymczasem non plus ultra.

PIERRO 
No, to więc potrzeba będzie płakać?

ARLEKIN
A juści, płakać, ale razem i śmiać się, zwyczajnie jak to bywa, wszak radość równie jak smutek łzy wycisnąć może, to jest łzy czułości. Słuchajże mnie dalej. Przebywszy wiele krajów, osiadłem tutaj. Po kilku latach bawienia się przemysłem obrałem na koniec jedne profesją. Nie udała mi się. Wszystkie mnie zgoła odbiegały środki, jeden pozostał tylko i tego chwycić się muszę.

PIERRO 
Któryż to?

ARLEKIN
Zapłacić moim kredytorom monetą dziadowską: "Bóg zapłać", kiedy chcecie, albo modną: sentymentem i wykrętem. Pójdź prędzéj i ułóż się w drogę.

PIERRO 
Cóż mam ułożyć? Nic nié mamy.

ARLEKIN
Chcesz mówić: mało mamy. To co innego. Wszakże zostało jeszcze pół funta parmezanu. Jest makaron, jest sałata, alboż tym nie żyliśmy tak długo? Co jest, to jest. Lepszy rydz jak nic - tak powiadają. Spiesz się.

Pierro wychodzi

Scena trzecia

ARLEKIN
sam
Andaremo dunkwe... adadżio, syniore Arlekino! Grzeczność każe pożegnać się. Okażmy w tym obce, a zatem nie lada jakie wychowanie nasze. Addio kuchnio! ke piaczere, kuchnio luba, w której tyle i z rondla, i z pieca smacznych najadałem się łakoci, kwestre menestre perduti, salcesoni, makaroni. Addio piwnico! Wino de Montepulczyano, z którego nieraz piano e piano dobrze w gardło nalano. Kari uczelli, ptaszeczki, i was nie zapominam.
Fraszka nasze kastraty,
Alty, basy i tenory,
Wirtuozy, karykaty.
Naturo! bodaj twoje kantory!
Co są nasze orkiestry, opery?
Niech zawyje wilk za górą,
Milsze dla mnie takiego echa rewerbery.
Niech, kto chce, wielbi sztukę, ja zawsze z naturą.
Karo mio dżiardyno! Addio, ke ty piango! Co za smutne rozstanie się, żalośniejsze nierównie niż było Dydony i Kajfasza, Tytusa i Weroniki. Im szło o miłość, a mnie o piwnicę, kuchnię, o ten ogród i kwesto belwedere.
Wzdycha

Scena czwarta

Pierro, Arlekin

PIERRO 
Ach, syniore, padrone mio!

ARLEKIN 
Ke diavolo?

PIERRO 
O veduto...

ARLEKIN 
Un diavolo?

PIERRO 
Gorzej jeszcze, kredytory e zbirry!

ARLEKIN
O! sziagura maledetta! Otóż moja grzeczność! I to pożegnanie ! Chwilę prędzej wszystkiego by się uniknęło. Idźże prędzej, zamknij...

PIERRO
Co?...

ARLEKIN
Pysk najpierwéj, a potem bramę, furtkę, drzwi, okna!

PIERRO 
Ale...

ARLEKIN
Presto, via via bestia! (popycha go) Leźże, rozdziawiu przeklęty, chce il diavolo ky porty!

 

Scena piąta

ARLEKIN sam
O anima troppo infelicze! Ke krudo destyno! esser sentza denari, bez sposobu, jak niedźwiedź w łowie od strzelców, tak ja obegnany od kredytorów, którzy tam mnie zaprowadzić zechcą, gdzie nikt sam nie chodzi, al castro delia koza, gdzie przyjdzie umrzeć, a nie doczekać się litości - umrzeć w publicznym więzieniu. .. o, nic z tego, kto ma męstwo, większy jest nad wszystkie przypadki, wyższy nad śmierć samą. Umierajmy! Dajmy okoliczność wspomnienia na owe wielkie a rzadko wspominane przykłady mężnych Katonów, Kurcjuszów, Kartuszów... Niech potomność wié o tym, niech z wdzięcznością wspomina: Arlekin waleczny, znakomity Arlekin pozbawił zwierzchności ukontentowania z śmierci swojej i sam się na tamten świat wyprawił. Ke fama d'onestate, ke viva morte! Daléj (drży) śpię... śpię... śpieszmy się. Jakże się zabić? Nié mam pistoletów. Utopić się? Którędyż wyjdę? Wszędzie kredytorowie... a potem, pływać umiem, nie mógłbym się determinować iść na dno, chybaby kamień przywiązawszy do szyi, którego jak na to w ogrodzie nie ma. Zatruję się. Jest to zwyczajny rodzaj śmierci wielkich ludzi. Dalej do flaszki! Umierajmy śmiercią modną! (dobywa butelki, niesie ją do ust drżącą ręką, czyni grymasy, jak gdyby wzdrygając się obmierzłego napoju) O poltrone! O Romano! Drżysz, czyś się już nie namyślił? Czyś się raz nie odważył? Koradżio! (pije) Ekspedyta! Co za śmierć przykra! (czyni lazy stosowne do bojazni śmierci i do idei trucizny) Oho, trucizna już plądruje... diable jadowita... atakuje wnętrzności, piszczałki grają, (świszcze) Otóż już ręka jedna obumarła... kłaniam uniżenie! Alvive-rysko! Już po niej... już i druga... wieczny odpoczynek! Nogi zdrętwiały... zaćmienie oczów... śmierć... Morte bru-taf Nic pewniejszego... gdybym przynajmniéj miał kanapę do czynienia kontorsji konającego... (kręci się) Jak ciężkie ducha z ciałem rozstanie się. Już mi to drugi raz nie trafi się, głupi byłbym chyba umierać drugi raz. Diavolo! ke maramlia! Cóż to, jak żyję nie czułem się tak mocnym. Ani chybi ta trucizna porozumiała się z kredytorami mymi. (wącha butelkę) Kospet-to di Bakko! Wszak to rosolio di rosa! Czy można? Ke gran bestia bestiaczia io sono! Będęż tak nieszczęśliwym, że sobie śmierci zadać nie potrafię? Otóż nic z tego! Umrę... moriro! o moriro! Alboż nie mam przy sobie mojego pałasza, owego pałasza, który tyle głośnych w Europie sprawił z siebie widoków? I tyle odniósł zwycięstw?

Spiéra się na swojej łopacie, jakby chciał się zabić

 

Scena szósta

Arlekin, Pierro

PIERRO
wpadając bardzo prędko
Po diable, mospanie, kredytorowie drzwi wybijają!

ARLEKIN
Posłańcze gorzej jak piekielny! Bądźże mi choć w czym jednym przydatniejszy, naraj mi rodzaj śmierci. O nic cię już nie proszę, nic więcéj od ciebie nie chcę.

PIERRO 
Rodzaj śmierci ? Chybaby powiesić się na której gałęzi.

ARLEKIN
Tyleż jest pewniéjszych, a uczciwszych i lżejszych. (myśli) Przedziwna myśl... Pójdź, zabierz ostatek tego prowiantu, który miał być w drogę, i przynieś to wszystko, chcę umrzeć z niestrawności.

PIERRO
Z niestrawności! Ach, najukochańszy mój panie! Zawsze dawałem tobie dowody wierności mojej i przywiązania, niechże się dlań nie odmieniam do zgonu życia. Ponieważ pan chce umrzeć z indygestii i ja także umrę z niestrawności.

ARLEKIN
z ukontentowaniem
Wzorze sług poczciwych, kochałeś mnie zawsze, wątpiłem niekiedy o tym, ale teraz przekonywasz mnie.

PIERRO
Ściskając go komicznie 
Nieoszacowany panie! Padrone mio! 

ARLEKIN
Nieprzepłacony sługo, poczciwy! Idżże przynieś ten straszny instrument chwalebnej i mężnej śmierci naszéj.

PIERRO
przynosi stolik
Oto jest wszystko: fromadżio i makaroni. Dobrze, że się zostało jeszcze.

ARLEKIN
siadając za stół
Nie pamiętam, żebym kiedy równy do śmierci miał apetyt.

PIERRO
z miną płaczliwego mazgaja
Weź pan przed się tę białą serwetę, przynajmniej z ochędóstwem umierać będziesz.
Chce nabrać w garść makaronu

ARLEKIN 
chwytając go za rękę
Poczekaj! (bierze makaron) Jąć twój pan przecie: po starym wole wół młodszy orze.

PIERRO
O mój ty panie! O mój ty stary wole! Aleć ja sługa jestem. Na cóż kowal trzyma klészcze, tylko żeby rąk nie parzył.

ARLEKIN 
Nie, nie!

PIERRO 
Przynajmniejże razem umiérajmy! Kiedy nie, ja pierwéj!
Chwyta i żre

ARLEKIN
Wreszcie ostatnia łaska, odmówić ci jej nie mogę. (jedzą z łakomstwem, wyrywając jeden drugiemu) Nie śpieszże się tak bardzo, umrzesz ode mnie pierwéj.

PIERRO 
A co, żyje pan jeszcze?

ARLEKIN 
Wypijmy po kieliszku rosolia, może to nas prędzéj umorzy.
Piją i jedzą

 

Scena siódma

Arlekin, Pierro i Heblon

HEBLON
znienacka
Na zdrowie! Na zdrowie!

ARLEKIN
ustraszony
Kredytorowie!

PIERRO
wstrzymując Ariekina
Nie, nie! To nasz taskawca, poczciwy gospodarz i dobrodziéj, pan Heblon.

ARLEKIN
Jeśli waćpan przychodzisz z pretensją komornego, moment zaczekaj, odbierzesz swoje certum quantum, gdyż poddaję mój majątek pod konkurs. Dalej, Pierro, dokonajmy swego!
Jedzą łakomo

HEBLON 
Podławicie się, moi przyjaciele! Cóż to wam?

PIERRO 
Dźwigamy się z biédy.

ARLEKIN 
Każ waćpan porobić truny,

HEBLON 
A to na co?

ARLEKIN 
Po mojej śmierci przeczytasz testament, dowiész się.

HEBLON
Ale ja zaraz chcę wiedzieć. Możnaż mieć sekreta dla takiego jak ja przyjaciela?

ARLEKIN 
Kredytorowie moi opasali cały dom, chcą mnie aresztować.

HEBLON
Niegospodarnie żyłeś, przyjacielu, przewidywałem ja to. Słuchajże, czy wiesz, dlaczego tydzień cały siedziałem zamknięty w moim warsztacie? Oto dla ciebie, awanturniku, dla twojego ocalenia.

ARLEKIN 
A to jak, przyjacielu, karo mio?

HEBLON
Wiesz, jak sławny, mówiąc bez chluby, jestem mechanik? 

ARLEKIN
Wiem, widziałem waćpana wynalazku arcymistemy ten flet de toalet.

HEBLON
Psyt, tobiem go tylko pokazał, jest to sekret, za który okupiły mi się kobiety. Ale to fraszka w miarę teraźniejszego wynalazku. Zrobiłem osobliwszą taradajkę, która sławniejszym uczyni mnie od Archimedesa, a ciebie głośniejszym od Pilatra de Rozier, Mongolfiera i Blanszara, a co więcéj nadto, uwolni od kredytorów.

ARLEKIN 
A jak mnie przejmą?

HEBLON 
Nie potrafią, ta taradajka prędsza będzie od wiatrów.

ARLEKIN 
Skądże konie?

HEBLON
Prócz ciebie samego żadnych do niej nie będziesz potrzebował bydląt. Słowem, taradajka moja szybuje po powietrzu z niewypowiedzianą prędkością. Nie trzeba nic więcéj do niej jak tylko kilka sprężyn łatwych bardzo do poruszenia.

ARLEKIN 
Mójże ty dobrodzieju! Nieoszacowany wynalazek!

PIERRO 
A ja pomieszczęż się z panem?

HEBLON 
Od biedy możesz, ale nie najwygodniéj.

ARLEKIN 
Gdzież ta nieoszacowana taradajka?
Widać ją w kulisie

HEBLON 
Oto jest pod tym drzewem.

ARLEKIN
Spieszże się, Pierro, zanieś resztę prowiantu do taradajki. Ale, ale nie zapomnij rynki albo jakiego tygielka na makarony.

HEBLON
Chodźże, pokażę ci sposoby kierowania taradajki. (idą ku taradajce) Cisnąc na dół tę sprężynę, polecisz w górę, popychając w górę, polecisz na dół. K'sobie zaś albo od siebie, tak masz kierować.
Tymczasem Pierro pokazuje

ARLEKIN
Przedziwna taradajka! Niechże waćpana uściskam, mości panie Heblon!

HEBLON
Rozumiem, że ta przysługa moja nie tylko przyda ci się do oszukania kredytorów, ale jeszcze może posłużyć ci do szczęścia.

ARLEKIN
Właśnie toż samo pomyśliłem dopiéro. Muszę waćpanu komunikować pewnego mnie tyczącego się sekretu, (tonem tajemnicy) Wiadomo waćpanu, mospanie Heblon, że u nas karty niekiedy mają moc czarnoksięską?

HEBLON 
Tak powiadają.

ARLEKIN
I wierzą. Otóż mówiąc o tych kartach, pewny kabalista przepowiedział mi, że miałem powietrzną odprawić podróż i ożenić się z jakąś wielką królewną. Dopiero w rok po tej wróżbie wynaleziono i doświadczono balony powietrzne. Zląkłem się tedy strasznie, żeby ta podróż powietrzna nie znaczyła wojażu w wysokości głów naokoło stojących ludzi.

HEBLON 
Bywają przypadki, prawda...

ARLEKIN
A to wzmianka była tej wróżby o waćpana taradajce. Uwazajże, królewna, z którą mam się żenić. Jedno się prawdzi, za cóż nié ma się prawdzić drugie?

HEBLON 
Bywają przypadki...

ARLEKIN
Bywajże mi zdrów, Heblonie, jak zrobię fortunę, nie zapomnę o tobie.

HEBLON
I wdzięczność liczy się między przypadki. Szczęśliwa podróż! Tylko pamiętaj, ani za wysoko, ani za nisko.

ARLEKIN
Środkiem zawsze, to najlepiéj. Addio!

 

Scena ósma

Arlekin, Pierro

ARLEKIN 
Pierro, zawołaj kredytorów!

PIERRO 
A to na co?

ARLEKIN 
Zapłacę im.

PIERRO 
Czymże to?

ARLEKIN 
Tylko pódź ich zawołaj!

 

Scena dziewiąta

Arlekin, Pierro, Kredytorowie

PIERRO
odmykając Kredytorom
Chodźcie waćpanowie, zapłacą wam, co się komu należy.

PIERWSZY KREDYTOR
Pan dobrodziej musi ważne zawsze mieć interesa, zapomniał o mnie. Panie dobrodzieju, termin dawno upłynął.

ARLEKIN
Waćpan to przedałeś mi owe sześć koni po trzydzieści czerwonych złotych, które ledwie po pięć odprzedać mogłem. I to szczęście, że wieśniak jeden przyjechał tu dobiérać cugu, mając się żenić.

PIERWSZY KREDYTOR
A już też pan niesprawiedliwy, wszak to nie za gotowe piéniądze, ale w facyjendzie. Wszak nadto dałem jeszcze stare szory i munsztuków kilkanaście.

ARLEKIN
do Drugiego Kredytora
Waćpanu, mospanie, winienem podobno sto, ale w to wchodzi dziesięć parasolów, pięćdziesiąt puszek różu, landara karéta, co mi wszyscy diabli po niej. Gdzież ja te gałgany podzieję?

DRUGI KREDYTOR
Sumiennie powiadam, panie dobrodzieju, jakem poczciwy, nieinteresowany człowiek...

ARLEKIN
Jakkolwiek bądź, przez wzgląd wygadzającej i ochoczej dla bliźniego przysługi waszej, zapłacę wszystkim ich należytość. Dam i jeszcze naddam.

TRZECI KREDYTOR
Czas by, panie dobrodzieju, sprawiedliwość tak każe. 

ARLEKIN
Pierro! Pójdź no, pomóż mi odemknąć ten sepet, który mi przysłano z Holandii. Wcześnie waćpanów ostrzegam, że pół monetą, a pół złotem. Ale za to moneta ex marca pura czysta. Najwięcej wam wypłacę twardymi, bitymi talarami. Moment cierpliwości, nie bawiąc tu powrócę.

Wsiada w taradajkę; Pierro, albo też dla lekkości fantazma jego, w tyle i z parasolem, taradajka podnosi się w górę. Kredytorowie chcą go zatrzymać, on ich ćwiczy harapem, mówiąc:

Wszyscyście oszuści!
Kradliście mnie oszukując, 
Ja wam płacę ulatując!
Ulatuje, Kredytorowie biegać za nim wypadają za scenę.

 

Koniec aktu pierwszego


ARLEKIN MAHOMET

AKT DRUGI