Ballada o czarnym szampanie
Czarna, czarna noc zapada,
czarno skrzy się czarny miesiąc,
Czarna postać się zakrada
i wyciąga dwa sześćdziesiąt*.
W czarnym szalu bufetowa
czarne w kufle leje płyny,
czarna postać macza wargi
w piwie, co ma smak jodyny.
I odchodzi w czarne dale,
w czarny, czarny mrok przedmieścia,
lecz po chwili wraca, ale
już wyciąga pięć dwadzieścia.
Czy ją czarna rozpacz gryzie?
czy ją czarna zdrada nęka?
Bo już siedem osiemdziesiąt
wyciągnęła czarna ręka.
Czarna skra w księżycu bladym,
czarny w kuflu płyn migoce,
trzyma się kurczowo lady
czarna postać i bełkoce.
Przez ulicy czeluść pustą
przelatują czarne koty,
czarny facet zbladł jak chusta,
bo zbliżają się wymioty.
W czarnym mózgu — czarne płaty,
w czarnym piwie — czarne błyski,
czarne myśli facetowi
w białe się zmieniają myszki.
Nagle czarnym bryznął pawiem,
runął w czerń i zaraz zasnął,
a gdy wreszcie się obudził,
było już zupełnie jasno.
Czarnej nocy dziwny wynik
w takie można ująć prawo:
oto ilość przeszła w jakość —
brawo Engels! diamat — brawo!
*
Cena butelki porteru we wczesnych latach pięćdziesiątych.